Z zasady jesteśmy narodem prześmiewców. Ironia i sarkazm to nasz oręż w walce z wszechobecną głupotą. Lubimy potyczki słowne i starcia na argumenty. Jesteśmy mocni w walce na słowa, ale nie tak wytrwali, gdy przychodzi do działania. Gdy przychodzi do nas Amerykanin i mówi nam, że „Polska wyrośnie na międzynarodową potęgę” nie potrafimy nie parsknąć śmiechem. Bo jak się tu nie śmiać, kiedy wystarczy rzut okiem na pierwsze strony gazet czy też na ekran telewizora, by zwątpić w prawdziwość takiego stwierdzenia. Dlaczego nie potrafimy uwierzyć w potencjał, jaki dostrzegają w nas inni?
W trakcie tegorocznego Europejskiego Forum Nowych Idei George Friedman, amerykański politolog, szef agencji prognoz geopolitycznych Stratfor wygłosił wykład zatytułowany: „Co po Unii Europejskiej? Europa w połowie XXI wieku”. Po wyczerpującym merytorycznie wstępie dotyczącym obecnego stanu Unii (tego, że niewątpliwie znajduje się ona w kryzysie, ale nic w tym dziwnego, jako że cała wspólnota oparta była z założenia na „sojuszu dobrobytu”, który w 2008 roku w obliczu załamania ekonomicznego po prostu stracił podstawy do funkcjonowania) pan Friedman przeszedł do przedstawienia rozwiązania wszystkich problemów z jakimi Europa się boryka. I tu zaczęły się kłopoty. Gdyż znaczną część widowni stanowiliśmy my, Polacy. A gdy ktoś stara się nam „wmówić”, że jesteśmy w stanie dźwignąć całą europejską gospodarkę, zwyczajnie wydaje nam się, że albo kłamie, albo coś mu się pomieszało.
Teza postawiona przez Georga Friedmana podczas jego przemowy nie powinna być dla nas kompletnym novum. W końcu podjął ją już kilka lat temu w książce „Następne 100 lat: prognoza na XXI wiek”. I tym razem zauważa on, iż to niezwykłe, że Polska nie poddała się kryzysowi wszechogarniającemu Europę. I w tym właśnie dostrzega nasz potencjał. Bo skoro jakimś cudem udało nam się uniknąć ekonomicznej katastrofy, która dotknęła Grecję, nawet ekonomicznie dajemy sobie radę całkiem nieźle (tak przynajmniej twierdzi Friedman), to może faktycznie mamy podstawy do uczenia innych państw? Co więcej, wskazuje on Polskę jako kraj w oparciu o który Stany Zjednoczone powinny nawiązać na nowo relacje z Europą. Zaś my „powinniśmy zrobić krok wstecz, spojrzeć na nasze państwo i otaczający je chaos, po czym odzyskać wiarę we własne siły”. I po tych stwierdzeniach, przez salę wykładową przebiegły pomruki zwątpienia.
Skąd się to bierze? Historia powinna przecież nas nauczyć, że choć czasy bywają trudne, to jednak zawsze jakimś sposobem dajemy sobie radę. Czy aż tak brakuje nam wiary we własne siły? A może po prostu asekurujemy się na wypadek niepowodzeń?
Faktycznie, w końcu „przezorny zawsze ubezpieczony”. Zawsze lepiej jest mieć w zanadrzu jakiś margines potencjalnego błędu. Zdawać by się jednak mogło, iż ten nasz wrodzony asekuracjonizm przeszkadza nam w działaniu. A spotykamy go wszędzie: w urzędach, gdy pani w okienku nie chce nam jednoznacznie powiedzieć, kiedy będziemy mogli odebrać upragniony papierek – by nie ryzykować nie wyrobienia się w czasie; w kampaniach wyborczych – gdy politycy, obiecując nam gruszki na wierzbie unikają konkretów, by gdy nadejdzie ich czas na realizację programu zwyczajnie się nie zbłaźnić; w warzywniaku, gdy pytamy, czy aby włoszczyzna na pewno jest świeża, a uczynna ekspedientka odpowiada, że „raczej tak”. Czyżbyśmy się bali wzięcia na siebie odpowiedzialności? Wszystko na to wskazuje. Tylko niestety w rezultacie wszyscy na tym tracimy.
Może i George Friedman bawi się w Kasandrę. Być może to, co mówi jest tylko pobożnym życzeniem. Jednak jaki pokrętny cel miałby Amerykanin opowiadający tak absurdalne bajki? Być może jest w tym wszystkim ziarno prawdy. A może nawet i więcej niż ziarno. Może po prostu warto abyśmy poczuli się bardziej pewni siebie?
Nie wiem czy mamy w sobie siłę, żeby dźwignąć całą Europę – nie mnie to oceniać. Wiem jedynie, że powinniśmy wziąć się w garść i zrobić co w naszej mocy, by przestać zrzucać odpowiedzialność za nasze niepowodzenia na innych, by porzucić zakorzeniony w nas sceptycyzm i brak wiary we własne możliwości. By po prostu nie musieć się dłużej asekurować.
Więcej o strategii, jaką Polska powinna zaadaptować przeczytaj w artykule Georga Friedmana pt. „Strategia Polski”.
Korekta: Dominika Stachlewska.