Biletów nie ma. Email takiej treści dostałam w końcu grudnia 2009 roku od jednej z kasjerek Filharmonii Łódzkiej. Myśl: Zaraz, jak to NIE MA? Nie widziałam, jak to tłumaczyć. Okazuje się, że już w październiku możemy wiedzieć, co będziemy robić pewnego wiosennego wieczoru. Mimo tej i wielu innych trudności, dzięki uprzejmości kilku osób, udało się. Dosłownie na niecały tydzień przed, dowiedziałam się, że będę mogła zobaczyć geniusza na żywo.
Krótko o nim samym. Gra na fortepianie od 5-go roku życia, pochodzi z Nakła nad Notecią (niecałe 30 km od Bydgoszczy). W ostatniej edycji Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina (potocznie nazywanym również Konkursem Chopinowskim) zdobył I nagrodę, a oprócz tego – nagrodę za najlepsze wykonanie Mazurków, Poloneza, Sonaty i Koncertu, do tego nagroda głównego sponsora (nagrodą od PKN Orlen był Fortepian firmy Steinway and Sons, najlepszej firmy produkującej fortepiany na świecie). Jednym słowem – zdobył wszystko, co było do zdobycia. Po 30 latach konkurs rozgromił Polak, bo drugiego miejsca nie przyznano. Fenomen! Geniusz! Rafał niedawno skończył 20 lat.
Ale wróćmy do koncertu. Niektórzy przyszli do filharmonii godzinę wcześniej, aby zająć dogodne miejsca. Ludzie siedzieli na schodach w takim ścisku, że ledwo dało się przejść. W końcu, ostatni koncert Rafała, mieliśmy okazję usłyszeć niedługo po konkursie, jakieś 4 lata temu. Na życzenie pianisty, w pierwszej części usłyszeliśmy wcześniej wspomnianą Symfonię c-moll w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Łódzkiej. Wykonanie i materiał naprawdę bardzo dobre i kojące ucho. Co nie zmienia faktu, że docelowo nie na to czekała widownia. Po przerwie wszedł na scenę. Kiedy zgasło światło widzów oczarowała magia.
Koncert f-moll jest utworem pięknym i romantycznym, w każdym znaczeniu tego słowa. Jednocześnie delikatny i tęskny, a z drugiej strony emanujący młodzieńczą radością i żywiołowością. Chopin, kiedy go napisał, był w najszczęśliwszym okresie swojego życia – były to ostatnie lata spędzone w Polsce.
Jeśli spojrzeć na samego wykonawcę, nic się nie zmieniło – ciągle w garniturze, który na nim wisi, człowiek emanujący jednocześnie młodością, radością i profesjonalizmem. To bardzo trudna sztuka, połączyć wszystkie te cechy, szczególnie u młodego muzyka. W tym momencie ma wszystko: fortepian, o którym marzy każdy pianista, największe Filharmonie świata, które biją się o to, aby zagrał u nich koncert, umowę z największą i najlepszą firmą fonograficzną muzyki klasycznej. Jednak, gdy patrzy się na niego w ciemnej Sali, nie trzeba bardzo wytężać wyobraźni, aby zobaczyć go, gdy ćwiczy – w jeansach, w T-shircie i burzą włosów na głowie gra godzinami. Wyobraźnia może też podsunąć obraz siedzącego na podwyższeniu machającego nogami 5-cio latka (kto kiedykolwiek widział koncert Rafała na żywo i widział, co robi z nogami, kiedy gra, wie, o czym mówię). Jednocześnie ten młody chłopak potrafi zaczarować orkiestrę, fortepian i widzów, co nie zawsze się udaje, nawet dojrzałym muzykom.
Po raz pierwszy spotkałam się z przypadkiem, kiedy jeden z najsławniejszych muzyków świata bisował tyle samo czasu, co koncertował. Koncert f-moll trwa około 35/40 minut. Gdyby koncert skończył się zgodnie z planem, o 21 łódzka filharmonia byłaby już pusta. W rzeczywistości, ostatni widzowie wyszli z filharmonii około 22: 30. Blechacz bisował 3 razy. Kiedy dostał kwiaty, ledwo było go zza nich widać. Po chwili wrócił z pośpiechem na scenę, zagrał, ukłonił się z uśmiechem i wyszedł. I tak trzy razy. Typowo studenckie zachowanie połączone ze skromnością: Nacieszcie się muzyką, którą gram, ja jestem na drugim planie. Kiedy grał Nokturn cis-moll, słychać było na sali westchnienie. Widziałam, że niektórym widzom zakręciła się łza w oku. Utwór i wykonawca poruszył umysły i dusze. Później, przez prawie godzinę, podpisywał płyty. Widać było po nim zmęczenie, ale nikomu nie odmówił. Patrzył pilnie piwnymi oczami, uśmiechał się, nastawiał uszu, dla kogo ma być dedykacja. Gdy spojrzałam na zegarek, było kilka minut po 22, a za mną stała jeszcze niemała kolejka. I On – geniusz, który zatrząsł światem muzycznym bardziej niż tornado i rzucił go sobie do stóp. On – chłopak z Nakła nad Wisłą, który ma zabójczy uśmiech i macha nogami.