Kiedy kilka miesięcy temu trzech byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego ogłosiło propozycje zmian w Konstytucji RP, które miałyby jasno rozdzielić kompetencje prezydenta i premiera, w celu de facto powołania w Polsce systemu rządów kanclerskich, mało kto sądził, że znajdą one poparcie poważnej siły politycznej. Wsparcie dla tej idei ogłoszone w propozycji Donalda Tuska oznacza, że pomysł na serio wchodzi do gry. Może to być najważniejsza reforma dokonana za rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Obecna konstytucja kreuje w Polsce stan permanentnej dwuwładzy, ten z kolei w sposób trwały blokuje możliwość reformy kraju, quod erat demonstrandum. Co więcej, demoralizuje on władzę wykonawczą, która dla aktywności i odwagi w wprowadzaniu zmian posiada uzasadnione alibi w postaci veta prezydenta. Nie można nazwać systemu wydolnym, jeśli zwycięzca wyborów nie może faktycznie rządzić państwem. Reguły demokratycznej gry, zaangażowanie obywateli w wybory i sprawy publiczne wypacza fakt niemożliwości rozliczenia rządu z obietnic reform w danej kadencji. Rząd jest nierozliczalny, ponieważ stale blokuje go veto prezydenckie, a władza wykonawcza podzielona jest między urząd premiera i prezydenta.
Przecięcie dwuwładzy w zakresie spraw zagranicznych oraz wpływu na sprawy wojska również wydaje się sprawą kluczową dla polskiej racji stanu. Polska musi prowadzić spójną, konsekwentną i jednoznaczną politykę zagraniczną. Rywalizacja ośrodka prezydenckiego i rządowego działa niekorzystnie dla polskich interesów na forum europejskim, jak również polskiej polityki wschodniej. Niedorzecznością jest też fakt wyboru przez prezydenta szefa sztabu generalnego oraz dowódców rodzajów wojsk, którzy następnie operacyjnie podlegają ministrowi obrony. Te oczywiste wypaczenia w systemie trzeba zmienić.
Uważam, że zniesienie obecnego stanu rzeczy leży w interesie wszystkich partii politycznych, również PiS-u oraz SLD, o ile będą w stanie oderwać się od krótkofalowej kalkulacji obliczonej na czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego i spojrzą na sprawę w perspektywie wieloletniej, kiedy mogą mieć szansę na odzyskanie władzy w kraju. Wówczas zmiany w konstytucji proponowane przez Tuska będą leżały również w ich interesie.
Warunkiem pomyślnego wprowadzenia zmian w konstytucji jest:
a) odłożenie ich w czasie na taki okres, aby były one atrakcyjne dla wszystkich partii, czyli wejście ich w życie dopiero w 2015 roku (oderwanie tej decyzji od najbliższego konfliktu wyborczego)
b) rezygnacja ze zmniejszenia liczby posłów, która uderza w interesy mniejszych partii takich jak PSL i SLD, a nie jest kluczowa z punktu widzenia polskiej racji stanu
Wydaje się zasadne, aby wobec sceptycyzmu znacznej części społeczeństwa za tymi zmianami opowiedziały się elity intelektualne kraju i aby powstał wokół nich silny ruch społeczny.