Gazety na całym świecie, od „Financial Times” przez „International Herald Tribune” po „Le Monde” i „El Pais”, potępiają głośno i wyraźnie kontrowersyjną ustawę medialną, która weszła w życie na Węgrzech 1 stycznia 2011 roku wieszcząc jednocześnie zamach na demokrację i nadejście autokratycznych rządów w tym kraju. Posłowie z Parlamentu Europejskiego i przedstawiciele Komisji Europejskiej nie tylko krytykują, ale żądają natychmiastowych zmian w ustawie godzącej w wolność słowa i opinii. Przedstawiciele organizacji pozarządowych, artyści, studenci i dziennikarze na całym świecie, w tym również na Węgrzech – krytykują politykę prawicowego Fideszu i premiera Orbana. A co na to Budapeszt?
Późne popołudnie, słońce zachodzi nad Wzgórzem Gellerta, kilku Węgrów popija kawę w jednej z licznych budapeszteńskich kawiarni. Co sądzą o ustawie medialnej? „My w sumie nie interesujemy się specjalnie polityką, ale chyba jakieś straszne zamieszanie się wokół niej zrobiło?”, „Głosowałem na Orbana i dzisiaj też bym zagłosował, przynajmniej nie kłamie i nie kradnie jak socjaliści” – mówi jeden przez drugiego. Zaskakujące? Na podstawie gazet i wiadomości w europejskich mediach można by się spodziewać, że Budapeszt aż wrze, stoi na skraju rewolucji, że ludzie debatują o decyzjach Orbana i plują sobie w brodę, że na niego głosowali. Do rewolucji daleka droga – demonstracje w Budapeszcie, owszem miały miejsce, największa z nich zgromadziła około 10 tysięcy osób, trwała pół godziny, po czym jej uczestnicy rozeszli się po barach i restauracjach, jako że był to akurat piątkowy wieczór. Ludzie o decyzjach Orbana rozmawiają, ale do biczowania się za głos oddany na Fidesz też daleko – Węgrzy są zadowoleni, że udało się odsunąć od władzy socjalistów, którzy po skandalach w rządzie Gyurcsánya wyrośli na wroga publicznego numer jeden.
„Budapest Businnes Journal” donosi, że poparcie dla Fideszu lekko spadło, co oznacza, że w styczniu 38% Węgrów zadeklarowało, że głosowałoby na partię premiera Orbana w porównaniu z 49% w listopadzie. Trzeba jednak dodać, że aż 40% respondentów deklaruje się jako niezdecydowani, a poparcie dla opozycyjnej partii socjalistycznej MSzP wzrosło z 10% w grudniu jedynie do 11% w styczniu. Oskarżenia ze strony europejskich intelektualistów i polityków wobec rządu węgierskiego nie zmniejszają w znaczący sposób popularności, jaką Fidesz cieszy się w społeczeństwie węgierskim. Jak to możliwe?
Przyczyn należy doszukiwać się przede wszystkim we wspomnianej kompromitacji rządu socjalistycznego w połączeniu z poważnym kryzysem gospodarczym w kraju. Historia pokazuje, że bieda sprzyja rozwojowi radykalnych ideologii. Nie inaczej było w przypadku węgierskiej polityki, nie inaczej jest w Europie – dzięki kryzysowi gospodarczemu i postawach nacjonalistycznych wobec rosnącej ilości imigrantów, w całej Europie prawica zdobywa coraz większą popularność. Ale problemy finansowe i skandale poprzedniego rządu to nie jedyna przyczyna tego, że Węgrzy Orbanowi wybaczają coraz więcej.
Duże znaczenie ma również retoryka, jaką premier się posługuje – przedstawia Węgry jako kraj silny, niezależny, taki, który powinno się szanować. A przecież Węgrzy od wieków nie chcą niczego innego, jak tylko szacunku Europy. Psycholog Margit Honti powiedziała, że „aby zrozumieć Węgry, trzeba pomyśleć o kobiecie, która była wykorzystywana przez długi czas przez różnych żołnierzy”. To aluzja do zwierzchnictwa tureckiego, habsburskiego, a wreszcie sowieckiego nad Madziarami – oni sami często żartują, że mają niezawodny dar do wybierania przegranej strony w danym sporze. Ale za żartami kryje się wciąż głęboka frustracja, największe poczucie niesprawiedliwości budzi Traktat z Trianon z 1920 roku, na mocy którego Węgry utraciły ogromną część swojego terytorium, z wielkiej potęgi stały się niewiele znaczącym krajem w Europie Środkowej. Do tego wszystkiego, do poczucia ogólnego niezadowolenia i do potęgi węgierskiej odwołuje się premier Orban. Daje Węgrom nadzieję na to, że znów będą traktowani jako ważny kraj, z którym trzeba się liczyć. Nikt nie mówi o rewizji granic, ale wystarczy umiejętna retoryka, żeby przekonać obywateli, że Orban jest silnym liderem, którego kraj potrzebuje.
Przeciw ustawie medialnej gorąco protestują dziennikarze i artyści, dyskutują studenci (głównie na międzynarodowym Central European University, gdzie dominują studenci zagraniczni, na uczelniach węgierskich nie ma aż takiego poruszenia), krytykują eksperci. Węgrzy uważają jednak, że pewne ustępstwa wobec władzy są ceną konieczną, jaką płaci się za lepszą sytuację ekonomiczną, silnego przywódcę i brak większych skandali w rządzie. Społeczeństwo węgierskie zdaje się nie żałować wyboru Orbana na premiera, żadnej rewolucji po sąsiedzku na razie chyba nie będzie.