Z Sądem Okręgowym w Łodzi związana jestem emocjonalnie od dziecka. Przyprowadzał mnie tu często wspaniały człowiek, mój dziadek, szanowany sędzia, który po wielu latach służby przeszedł do adwokatury. Z podziwem oglądałam imponujący budynek przy placu Dąbrowskiego, masywne drzwi wejściowe, błyszczące w słońcu klamki, szerokie korytarze, wielki sale rozpraw, dębowe ławy i stoły, za którymi zasiadali sędziowie i stawali oskarżeni, strony procesu. Po pracy zabierał mnie na wuzetkę do Kawiarni Teatralna w Teatrze Wielkim, gdzie wraz z kolegami toczył pełne pasji i dowcipu rozmowy o prawie.
Już jako osoba dorosła występowałam w sprawach toczących się przed Sądem Okręgowym. Rozpoznawane są tu sprawy odwoławcze, o dużym znaczeniu, te o większej wartości przedmiotu sporu, sprawy o dobra osobiste, ubezwłasnowolnienie i sprawy ważne dla rodzin – rozwody. I właśnie o te rozwody tu chodzi.
Sprawy rozwodowe są w Polsce traktowane poważnie. W przeszłości toczyły się przed Sądami Powiatowymi, ale uznano – i słusznie – że jako mające ogromne znaczenie dla społeczeństwa, powinny być rozpoznawane przez Sądy wyższej Instancji. Przez sędziów o większym zawodowym i życiowym doświadczeniu.
Rozwód to destabilizacja rodziny. Nie może być orzeczony przez Sąd, jeśli sprzeciwia się temu dobro małoletnich dzieci, które powinny być chronione przez prawo. Sąd nie powinien też orzec rozwodu, jeżeli domaga się go małżonek winny wyłącznie rozkładowi pożycia małżeńskiego, a drugi z małżonków się temu sprzeciwia.
Jednak takie sytuacje zdarzają się niezmiernie rzadko.
Sprawy rozwodowe, dotyczą przecież najczęściej intymnych aspektów naszego życia i są rozstrzygane przez obcych ludzi – sędziów, ławników.
Rozwód jest z zasady porażką życiową. Zawinioną lub nie.
Rozwiązanie małżeństwa kończy się zwykle na wzajemnych ustępstwach, osiągnięciu porozumienia co do rozstania bez orzekania o winie jednej ze stron. Bo i życie nie jest czarno-białe. Prawie nigdy nie zdarza się tak, żeby tylko jeden z małżonków ponosił całkowitą winę za rozpad małżeństwa.
Z badań socjologów i psychologów wynika, że sprawa rozwodowa plasuje się na drugim miejscu najbardziej stresogennych sytuacji życiowych. Zaraz po śmierci współmałżonka.Wniesienie do Sądu pozwu o rozwód jest najczęściej efektem solidnie przemyślanej decyzji. Kiedy dwoje ludzi nie jest już w stanie razem funkcjonować i podejmować wspólnych decyzji. Najczęściej jest wynikiem wybrania mniejszego zła, lepszego zakończenia toksycznego związku małżeńskiego. Decydując się na rozwód, trzeba wnieść do Sądu opłatę. W przeszłości była ona stosunkowa i najczęściej postępowanie takie kosztowało od 30 do 200 złotych – dostosowana była ona do możliwości płatniczych osoby poszkodowanej – inicjującej postępowanie.
Dwanaście lat temu opłatę za postępowanie rozwodowe, nie wiadomo dlaczego, zmieniono na stałą w wysokości 600 złotych. To było, i wciąż jest, bardzo duże obciążenie dla wnoszącej pozew kobiety, która od zawsze opiekowała się w domu dziećmi, nie pracuje, a jej mąż jest niepłacącym alimentów alkoholikiem. A właśnie takie sprawy są bardzo częste. Obecnie Ministerstwo Sprawiedliwości – z nieuzasadnionych powodów – uznało, że opłata jest za niska. Przygotowano projekt ustawy o podniesieniu jej do kwoty 2000 złotych.
Sprawy rozwodowe trwają statystycznie od czterech do ośmiu miesięcy (czyli niezbyt długo w stosunku do innych postępowań sądowych), a strony postępowania są dwie, co ściśle wiąże się ze niewielkimi wydatkami na koszty przesyłek sądowych, jak zawiadomienia o rozprawie. Nie są to sprawy szczególnie skomplikowane pod względem prawnym, a jedynie pod względem emocjonalnym, uczuciowym, w szczególności, gdy rozwodzą się rodzice małoletnich dzieci.
Z uzasadnienia Ministerstwa Sprawiedliwości do projektu ustawy o zmianie przepisów dotyczących kosztów sądowych wynika, że opłata ma być podwyższona do kwoty 2000 złotych „w celu wzmocnienia instytucji małżeństwa oraz w celu zbliżenia opłaty sądowej do rzeczywistych kosztów postępowania w takiej sprawie”. Zdaniem Ministerstwa projektowana kwota uwzględnia średni rzeczywisty koszt postępowania sądowego. Według wyliczeń, przeciętny koszt kompleksowego postępowania wynosi około 2.320 złotych.
Do pierwszego twierdzenia nie będę się odnosić, gdyż jest ono na wskroś cyniczne i niemoralne. W jaki to sposób gigantyczne podwyższenie opłaty za wniesienie sprawy rozwodowej ma wzmocnić instytucję małżeństwa? Może co najwyżej wzmocnić prześladowanie i przemoc w rodzinach patologicznych.
Można tylko zapłakać i załamać ręce.
Co do drugiego twierdzenia, to z czasów studenckich utkwiła mi w pamięci pewna dość obrazoburcza opowieść, pewnie celowo, przedstawiona nam przez jednego z profesorów. Otóż tłumaczył on nam, studentom, kwestię sprawiedliwości i statystyki. Statystyka – stwierdził – to taka nauka, która nie jest sprawiedliwa. Weźmy bowiem taki przykład: jeśli przyjmiemy, że w starożytnym Rzymie 50% kobiet to były kobiety lekkich obyczajów, to – statystycznie rzecz ujmując – jeśli w rzymskiej rodzinie była żona i córka to jedna z nich była kobietą lekkich obyczajów. Taka jest statystyka! Z rzeczywistością ma często niewiele wspólnego.
Tak samo jest ze średnim rzeczywistym kosztem postępowania sądowego. Nijak się ma do kosztów postępowania o rozwód. Stworzono sztuczny „model” postępowania sądowego, wyśrubowano jego koszty i obliczono, ile maksymalnie mogą wynosić.
Przejdźmy do dokumentów. Z opracowania sporządzonego w 2016 roku przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości dla Ministerstwa Sprawiedliwości w celu uzasadnienia podwyższenia opłaty za rozwód wynika wprost, że dwie trzecie postępowań o rozwód kończy się rozwiązaniem małżeństwa bez orzekania o winie. Średni koszt takiego postępowania to 859,94 złotych. Na koszty te składają się głównie pensje orzekających sędziów i kadry urzędniczej. Koszty opinii biegłych, rekompensat ławników, wywiadów środowiskowych, uczestnictwa świadków, kuratorów i koszty przesyłek sądowych to mniej niż 7 procent powyższej kwoty.
W końcowych wnioskach opinii postuluje się podwyższenie opłaty za sprawy o rozwód do 1000 złotych. Co i tak jest moim zdaniem mocno zawyżoną kwotą.
Dziwnym trafem w 2017 roku, na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości, pojawia się nowe opracowanie Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości zatytułowane „Oszacowanie kosztu kompleksowego postępowania rozwodowego małżonków posiadających małoletnie dzieci”. Wynika z niego, że średni koszt takiego postępowania to 3.519,26 złotych. To, że zaliczono do kosztów takiego postępowania koszty opinii biegłych lekarzy, wykonywane niezmiernie rzadko, koszty przesłuchania małoletnich dzieci w specjalnym pokoju (chociaż w trakcie mojej kariery prawniczej nie zdarzyło mi się takiej czynności przeprowadzić, a zgodnie z treścią art. 430 kodeksu postępowania cywilnego małoletni, zstępni stron, którzy nie ukończyli lat siedemnastu nie mogą być świadkami w postępowaniu o rozwód), spowodowało wyliczenie kosztów postępowania rozwodowego na tak wysokim poziomie.
I teraz nasza osławiona statystyka i uśrednianie: dodając koszt obu rodzajów postępowań, tych prostych i tych skomplikowanych, otrzymujemy średni koszt postępowania rozwodowego opiewający na kwotę 2.322,57 złotych. Czyżby Ministerstwo miało zamiar pobierać opłatę zaniżoną o trzysta złotych?
Powstają ważkie pytania: czemu nie podaje się rzetelnie szczegółowych informacji? w oparciu o jakie statystyki dokonywano wyliczeń? ile było i jest prowadzonych postępowań z małoletnimi dziećmi? czemu nie przeprowadza się konsultacji społecznych i ze środowiskami prawniczymi? Z pierwszego bowiem opracowania wynika, że 76,5 procent rozwodów to sprawy bez orzekania o winie, czyli bez konfliktu między małżonkami i, co za tym idzie, bez konieczności przeprowadzania dodatkowych kosztownych dowodów. Natomiast tylko połowa badanych spraw to sprawy z udziałem małoletnich dzieci. Żongluje się umiejętnie rodzajami postępowań zamiast rzetelnie podawać fakty.
Kto na tym ucierpi? Przede wszystkim kobiety. Prawie 70 procent pozwów o rozwód wnoszonych jest przez kobiety. Trzeba pamiętać, że kobiety w Polsce zarabiają średnio 20 procent mniej od mężczyzn. To kobiety borykają się z dniem codziennym, koniecznością nakarmienia dzieci i zaspokojenia ich podstawowych potrzeb. Właśnie na to potrzebne im są alimenty zasądzane w wyrokach spraw rozwodowych. To one inicjują rozwód, aby stworzyć dla siebie i dzieci emocjonalne oraz finansowe bezpieczeństwo.
Brak konsultacji społecznych w przedmiocie podwyższenia opłat za rozwód pozbawia kobiety prawa do wypowiadania się w istotnych sprawach dotyczących sedna ich życia.
To prawie pewne, że podwyższenie opłat spowoduje u kobiet psychiczny opór w inicjowaniu postępowania o rozwód w celu zapewnienia spokojnego bytu dzieciom.
Dlatego my kobiety musimy czynnie i wspólnie walczyć o większy udział w ustanawianiu prawa w Polsce.