Ludzie żyją krótko, niezbyt daleko sięga też ich pamięć gatunkowa. Nasze wąskie i ograniczone postrzeganie przeszłości doprowadza do tego, że uważamy powrót rozwiązań bardzo starych za nowości i innowacje. Wydaje nam się, że tradycyjny model zatrudnienia – stabilny, długookresowy kontrakt z dość ściśle określonym wynagrodzeniem, zwany potocznie „etatem” – to najbardziej uregulowana umowa cywilna w systemie prawnym.
Tymczasem umowa o pracę w obecnej formie jest zjawiskiem dość nowym, związanym z XIX-wieczną rewolucją przemysłową. Wcześniej dominował model niezależnych przedsiębiorców otoczonych często wianuszkiem pomocników – terminatorów, którzy po przyuczeniu do zawodu często otwierali własne zakłady. W sporym uproszczeniu moglibyśmy taki model nazwać samodzielną działalnością gospodarczą, ale oczywiście mieliśmy tu do czynienia z wieloma dodatkowymi aspektami takimi jak organizacje cechowe, szkolenie i certyfikacja rzemieślników. Wielkie projekty – takie jak na przykład budowy katedr – zdarzały się dość rzadko i były po prostu pospolitym ruszeniem robotników i rzemieślników, którzy rozchodzili się do swoich zajęć po zakończeniu prac.
Mechanizacja i idące za nią efekty skali spowodowały zapotrzebowanie na większe ilości kapitału, którego nie dawało się zgromadzić w ramach małych przedsiębiorstw rodzinnych. W ten sposób nastąpiło ostateczne rozdzielenie kapitału i pracy, a wielkie zakłady wymagały całej rzeszy pracowników. Siłą rzeczy stare rozwiązania w postaci doraźnego pospolitego ruszenia ani kontraktów na przyuczenie nie mogły się w tej sytuacji sprawdzić. Potrzebna była stabilna baza pracowników. To początek etatu, który z czasem obrastał w kolejne regulacje i obostrzenia, aż osiągnął dzisiejszą, czasami wynaturzoną postać.
Skomplikowane prawo pracy to jedna z głównych barier rozwoju mikroprzedsiębiorstw. Jednocześnie daleko idące obostrzenia – zwłaszcza dotyczące zwalniania – prowadzą często do niskiego zatrudnienia w gospodarce oraz dużego bezrobocia wśród młodych. Najlepszym przykładem jest tutaj Hiszpania, gdzie pracownika zwolnić niemal nie sposób, zatem niewielu ryzykuje zatrudnianie ludzi młodych i niesprawdzonych – wśród których bezrobocie osiąga nawet 50 proc. Tymczasem specjaliści z doświadczeniem mogą dyktować stawki. Typowy przykład paragrafu 22. W Polsce mamy podobny problem z obowiązkiem podawania powodu zwolnienia w razie rozwiązania umowy o pracę na czas nieokreślony, który to może być zaskarżony do sądu.
Jednak rosnące z czasem obostrzenia prawa pracy spotkały się ze zjawiskiem idącym pod prąd tychże zmian. Rosnąca popularność alternatywnych form zatrudnienia (w tym szarej strefy) to właśnie reakcja na przeregulowanie rynku pracy w Europie. Kontrakty dużo częściej są terminowe lub dotyczą konkretnych zadań. Dają obu stronom więcej elastyczności, ale pracownikom – znacznie mniej ochrony. Stąd w Polsce przyjęło się je nazywać „śmieciowymi” – co jest kolejnym przejawem zawłaszczania języka.
Jak wymyślenie etatu było związane z powstaniem wielkich zakładów produkcyjnych, tak jego teraźniejszość i przyszłość również jest z nimi związana. Pierwsze uderzenie nieprzypadkowo rozpoczęło się wraz z przenoszeniem zakładów produkcyjnych do krajów o niższych kosztach pracy. Właściwie cała produkcja wielkoseryjna, gdzie efekty skali są najistotniejsze, już wyprowadziła się do Azji. W krajach Zachodu pozostała produkcja jednostkowa i krótkoseryjna oraz ta, której nie opłaca się przewozić. W większości dotyczy branż, gdzie efekt skali nie jest tak istotny. Dlatego w Europie wciąż produkuje się jachty, ale nie kontenerowce. Dlatego właśnie stocznie w Trójmieście radzą sobie dobrze, ale te w Szczecinie – niekoniecznie.
Zakłady produkcyjne w biednych krajach pozwoliły na ich rozwój i zmniejszenie nierówności ekonomicznych w sposób bezprecedensowy dzięki rozwojowi niższej klasy średniej. Jednocześnie spowodowały stagnację zarobków w krajach bogatych. To zaś przyniosło wiele problemów natury społecznej i politycznej – jak choćby wzrost popularności prymitywnych demagogów takich jak Donald Trump. Co gorsza jednak przyszłość etatu maluje się w coraz ciemniejszych barwach – tym razem ze względu na technologię.
Utracone etatowe miejsca pracy związane z eksportem produkcji rekompensowaliśmy rozrostem sektora usługowego, co wyraźnie widać w strukturze produkcji krajów rozwiniętych. Polska jest jednym z najbardziej uprzemysłowionych krajów UE ze względu na słabe rozwinięcie sektora usługowego, a nie siłę przemysłu. W stabilne dotychczas miejsca pracy, w branżach takich jak hotelarstwo, przewozy osób czy choćby sektor finansowy, wkracza jednak Internet i szereg technologii ochrzczonych zbiorczo terminem P2P (peer-too-peer). W uproszczeniu to sytuacja, w której transakcje nie odbywają się pomiędzy firmą a konsumentem (B2C), ale pomiędzy dwiema osobami nieprowadzącymi działalności gospodarczej, które mogą sobie wzajemnie coś zaproponować.
Oczywiście P2P istniało długo przed Internetem, choćby w postaci wyprzedaży ogródkowych. Jednak trapiły go olbrzymie trudności związane z zasięgiem terytorialnym, ze znalezieniem się kupujących i sprzedających, a także wiarygodnością drugiej strony umowy. Internet rozwiązał te problemy: nawet jeśli w okolicy nie ma chętnych na mój zabytkowy samochód – to na terenie całego kraju zapewne się znajdą.
Pierwsza fala uderzyła w rynek detaliczny za pomocą portali takich jak eBay czy – bardziej lokalnie – nasze Allegro. Jednak biorąc pod uwagę niewielki w stosunku do potrzeb zakres podaży, istnienie takich platform nie uderzyło w tradycyjnych sprzedawców. Wielu z nich wręcz uznało platformy aukcyjne za atrakcyjny kanał sprzedaży. Wyraźnie dało się jednak zauważyć, że zasięg P2P znacznie w tej sytuacji rośnie, a system komentarzy pomaga budować reputację, co rozwiązuje problem nieokreślonej wiarygodności.
Uderzenie w tradycyjne biznesy nadeszło nieco później. Pierwszym była tzw. ekonomia współdzielenia. W teorii pozwala ona na dzielenie się (zwykle odpłatnie) nieużywanymi aktywami. Dzięki odpowiednim portalom możemy wynająć łódkę, motocykl, samochód, a nawet dom od osoby, która chwilowo swojego nie potrzebuje. Co więcej, możemy to zrobić dużo taniej niż w wypadku firm tradycyjnych. Po prostu przeciętny właściciel mieszkania nie musi przejmować się wieloma regulacjami, w tym dotyczącymi zatrudnienia, podatków i kontroli, które prześladują normalne firmy.
Model biznesowy okazał się tak popularny, że wiele osób zmienia swój etat na działalność w takiej właśnie formie. Najliczniejszym przykładem są tutaj kierowcy Ubera, którzy przewożą ludzi bez odpowiednich licencji, a co za tym idzie – dużo taniej. To oczywiście budzi oburzenie taksówkarzy, którym ubywa klientów, ale dalej ponoszą gigantyczne koszty administracyjne. Pojawiają się zatem ataki taksówkarzy na kierowców Ubera, również fizyczne i także w Polsce.
Wydaje się, że jeszcze większe efekty może mieć wynajmowanie mieszkań choćby przez Airbnb. Jego działalność niewątpliwie powoduje wypychanie etatowych miejsc pracy na rzecz samodzielnej przedsiębiorczości. Ale skutki idą jeszcze dalej. Do tej pory wynajem mieszkań miał charakter raczej długoterminowy. Wynajem na kilka dni dawał więcej pieniędzy w przeliczeniu na noc, ale ze względu na stabilność lepiej opłacało się wynajmować za mniej na dłużej. Dziś znalezienie lokatora na kilka dni w dużych miastach nie stanowi problemu, a co za tym idzie – tych wystawionych na wynajem długoterminowy jest mniej. Zatem ceny rosną. Z problemem tym mierzą się władze Berlina, które już zakazały wynajmowania mieszkań na krótki termin – można wynajmować w ten sposób najwyżej pojedynczy pokój, a za złamanie tej regulacji grożą olbrzymie kary. Oczywiście jest wielki problem z wyłapaniem takich działań i władze liczą na donosy.
Kolejne uderzenie w etaty ze strony P2P dotyka sektora finansowego. P2P lending polega na tym, że ludzie z nadmiarem wolnych środków oferują je na platformach ludziom pieniędzy potrzebujących. Każda pożyczka pochodzi od bardzo wielu osób – więc potencjalne straty są niewielkie, szczególnie, że nowi uczestnicy mogą pożyczać mało, kwoty zwiększają się wraz z reputacją. To opcja lokowania na procent znacznie wyższy niż na lokacie, i pożyczania znacznie taniej niż w firmie pożyczkowej, a nawet banku. Dla społeczeństwa i gospodarki to proces niezwykle korzystny, ale nie dla etatów w bankach.
Zresztą nie jest to jedyny problem sektora finansowego wywołany przez gospodarkę P2P. Kryptowaluty takie jak bitcoin pokazały możliwość istnienia alternatywnego modelu systemu finansowego, który nie potrzebuje centralizacji w postaci banków. Do tego jest niezwykle odporny na oszustwa i fałszerstwa – do tego stopnia, że niektóre kraje rozpatrują wprowadzenie podobnych metod w emisji własnej waluty, a nawet prowadzenia rejestrów własności nieruchomości.
Ale technologia to nie tylko złe wiadomości dla sektora usług. Produkcja krótkoseryjna też zaczyna już odczuwać efekty innowacji, jaką jest druk 3D. Okazuje się, że fabrykantem może się stać właściwie każdy z nas, a kosztujące niegdyś miliony przygotowanie prototypu produktu dziś można wykonać za marne tysiące. Sztandarowy jest tu przykład chłopaka, który zaprojektował i wydrukował działającą protezę ręki, której koszt materiałów wynosi 50 dol. Co ciekawe, rozwiązanie to skutecznie konkuruje z protezami kosztującymi 800 razy więcej. To zaś oznacza, że zakłady działające w Polsce mogą się zderzyć z konkurencją tysięcy garażowych fabryk gotowych dostarczyć produkty szybciej i taniej dzięki nowocześniejszej technologii.
Kapitalizm został stworzony dzięki efektowi skali, czyli kosztom zmniejszającym się wraz ze wzrostem produkcji. Wielkie zakłady pracy zaistniały pomimo swych wad właśnie dzięki możliwości rozłożenia kosztu olbrzymiego zainwestowanego kapitału na gigantyczną wielkość produkcji. Do olbrzymiego kapitału trzeba dołożyć jeszcze sporo pracy – i tak powstały klasa robotnicza oraz klasa średnia, zatrudnione na stabilnych etatach. To sytuacja, w jakiej wyrosło kilka pokoleń, więc wydaje się nam naturalna i oczywista. Jednak w ostatnich dekadach dominacja etatu powoli maleje, co budzi wielki opór społeczny. Koniec etatu to mniejsza stabilność i przewidywalność, a zatem większy niepokój. Stąd wzrost popularności poglądów lewicowych i poszukiwanie winnych – najczęściej najbogatszych.
Po prawdzie jednak za dotychczasowym osłabieniem ochrony pracujących stoją raczej najbiedniejsi, którzy włączyli się w globalny rynek pracy i stanowią dla klasy średniej bogatych krajów spore zagrożenie. Aby móc dalej konkurować, trzeba przekształcić etat w formę bardziej elastyczną. Jak na razie jednak obserwujemy walkę z elastycznymi formami zatrudnienia, a co za tym idzie – utrzymujące się bezrobocie.
Jednak sytuacja będzie się z czasem pogarszać, gdyż zmiany technologiczne powodują dalszą erozję stabilnych miejsc pracy. Szczególnie widoczny jest tu wpływ Internetu, który już w dużej mierze przeobraził branżę papierową, medialną czy choćby dostępu do filmów i oprogramowania. W trakcie poważnych zmian są branże wynajmujące aktywa pod wpływem sharing economy. Rynki P2P zmieniają też system finansowy i zapowiadają jego całkowite przeobrażenie. Niebawem możemy się spodziewać kolejnej fali przeobrażeń na rynku produkcyjnym związanych z drukiem 3D.
Zatem etat wydaje się pieśnią przeszłości. Technologia powoduje, że efekt skali w bardzo wielu branżach przestaje mieć tak wielkie znaczenie. W rezultacie zmniejsza się liczba wielkich zakładów pracy i pracowników zatrudnionych w trybie etatowym. Wraca za to na wielką skalę znana od wieków działalność w niewielkich grupach, których kapitał jest dziś wystarczający do tego, by prowadzić konkurencyjną działalność. To wielka zmiana strukturalna i jak zwykle w takich sytuacjach będzie budziła spore opory. Jeśli jednak przeszłość uczy nas czegokolwiek, to opór społeczny ustąpi w końcu przed naciskami ekonomicznymi.