Myśleliście, że to Bruce Wayne jest prawdziwym Batmanem? No i mieliście rację. Ale nie do końca. Spieszymy donieść, że drugim Batmanem, niemal równie prawdziwym jest. profesor Barbara Skarga!
Szacowna pani profesor, wybitna filozofka. Kto by pomyślał, że tyle może ją łączyć z Mrocznym Rycerzem Gotham. A jednak, dla każdego kto widział ostatnią ekranizację Batmana i czytał tekst prof. Skargi ,,O odpowiedzialności” zamieszczony niedawno w „Gazecie Wyborczej”, takie porównanie nie może wydawać się całkiem od rzeczy. Oboje bowiem we wspomnianych dziełach, postawili problem odpowiedzialności w centrum swojego zainteresowania.
W ,,Mrocznym rycerzu”, ostatniej ekranizacji losów Batmana, najbardziej chyba z dotychczasowych podnoszącej tematykę filozoficzną, widzimy rozterki Bruce’a Wayne’a dotyczące granic swojej odpowiedzialności wobec zbrodni popełnionych przez postać Jokera. Ów doprowadza do ultimatum: albo Batman odkryje swą prawdziwą tożsamość albo ludzie będą ginąć. Gdzie zaczyna się odpowiedzialność Mrocznego Rycerza z Gotham? Do którego momentu powinien działać, a gdzie leży kres jego obowiązku?
Podobne kwestie w innym kontekście rozważa prof. Skarga. Zaczyna pisać jednak dość nietypowo. Najpierw o smutku, który wywołuje w niej czasami brak obowiązywania dziś kodeksu Boziewicza, który pozwala znieważonemu, wyzwać znieważającego na pojedynek. Następnie Barbara Skarga podaje definicję pojęcia odpowiedzialności (,,konieczność, obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje czyny i ponoszenia za nie konsekwencji”), by za chwilę ją tymi słowy obalić: ,,Wydaje się jednak, że to, co konieczne, nie musi być obowiązkiem, a obowiązek koniecznością, prawo zaś i moralność nie są alternatywą. Reguły moralności nie muszą mieć sankcji prawnej, natomiast każde prawo ma swój podkład moralny pozytywny lub negatywny. Co więcej, każdy ludzki czyn ma swój wymiar etyczny, nigdy pod tym względem nie bywa obojętny. Definicja zatem nie została podana właściwie”. Z jednej strony więc mamy tutaj sentyment do jakichś twardych i nieopieszałych reguł egzekucji, a więc w jakimś sensie i osądzenia czynu, z drugiej jednak przytoczona definicja odpowiedzialności i jej natychmiastowe obalenie, pokazuje, że prof. Skarga wie, że z taką metodą osądu i jego egzekucji, sprawiedliwa ocena niewiele ma wspólnego. Takich opisywanych sprzeczności, jak się wydaje zamierzonych, ale i takich które sprzeczne są chyba mimowolnie, jest w artykule prof. Skargi więcej. Pierwsza z brzegu – poświęcając artykuł odpowiedzialności, w ten oto sposób ją po chwili degraduje: ,,Jak pouczają nas fizycy, drgnienie skrzydełek motyla potrafi wywołać straszliwe tsunami. Toteż wiemy dobrze z licznych doświadczeń, że takie lub inne postępowania dokonywały się bez mocy wyobrażenia ich odległych skutków, zorientowane raczej na bliski cel. A ileż działań dokonuje się bez żadnej wiedzy o tym, co spowodować mogą, niedostatecznie przemyślanych, z niejasnym zamiarem. Podejmujemy je także czasem w imię pożytecznego, a nawet pięknego ideału, nie przypuszczając, że próby jego realizacji doprowadzą do tragicznych wydarzeń”. Podaje więc Barbara Skarga fakty które: ,,uniemożliwiają zachowanie pełnej sprawiedliwości przy obarczaniu odpowiedzialnością tych lub innych ludzi zarówno za czyny znakomite, jak i zbrodnicze.”
Prof. Skarga odwołuje się też na przykład do trudności postępowania w świecie gdzie każdy czyn, każda decyzja ma swoje nieuchronne, dobre lub złe, skutki. Pisze o trudności w ocenie tychże postępowań, raczej zgadza się jednak, przywołując słowa Tadeusza Kotarbińskiego, że odpowiedzialności nie można ponosić za sam tylko czyn, który siłą rzeczy, nigdy nie będzie dokładnie taki jak w zamierzeniu, więc sądzić również trzeba, a może i przede wszystkim, zamierzenia. Ciekawym też jest fragment, w którym prof. Skarga odwołuje się do pojęcia odpowiedzialności wobec działania pod przymusem: ,,Działanie pod przymusem zmienia całkowicie sytuację. By odpowiadać za czyny, człowiek musi być wolny, musi działać zgodnie z własnym rozeznaniem. By zaś ten przymus istniał, nie trzeba jakiejś despotycznej władzy. Sam społeczny świat, w którym żyjemy i który zakreśla nasze możliwości, wywiera niemały nacisk na decyzje.” Czymże są te zdania, jeśli nie wykazaniem, że człowiek działa pod przymusem zawsze? A skoro nigdy nie jest pozbawiony oddziaływania czynników zewnętrznych, jak można tu mówić o jego odpowiedzialności? W takim wypadku odpowiedzialność nigdy nie jest indywidualna, lecz zawsze zbiorowa. Jednak chyba prof. Skardze chodziło o rozróżnienie różnych typów przymusu. Bo przymus który nie jest opresyjny, stanowi tylko „półprzymus”, wobec niego mamy szansę się ustosunkować, polem bitwy jest nasz umysł, jesteśmy my cali i dzięki myśleniu możemy z tego przymusu się wyrwać, a już sama chęć wyrwania, czyli zamierzenie, jest czymś co pozytywnie określa naszą działalność. W takim wypadku możemy mówić o odpowiedzialności, bo możemy mówić o wolnej woli (na tyle, na ile ona wolna w istocie potrafi być). Innym jednak zgoła przypadkiem jest kiedy przymus jest opresyjny i wtedy odpowiedzialność rzeczywiście znika.
Wracając jednak do początku artykułu. Niepodobna sądzić, że sam fakt przedstawienia definicji odpowiedzialności i tej definicji obalenia, był przypadkowy. Prof. Skarga chciała zapewne wydobyć przed oczy czytelników symboliczny wymiar dwoistości w traktowaniu pojęcia odpowiedzialności w dzisiejszym polskim społeczeństwie, które wydaje się hołdować żartobliwym słowom autorstwa Juliana Tuwima: ,,Odpowiedzialność – to, co inni powinni ponosić”. I rzeczywiście czytający dalej, napotykają stwierdzenia Pani Profesor już jaśniejsze, które są szpilami wbijanymi w bok polskiej kołtunerii. Nie brakuje więc odwołań do dwóch wysłużonych tematów: słuszności decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego (choć nazwa jego nie pada, aluzje są ewidentne) i kwestii oceny postępowania osób współpracujących ze służbami PRL. O pierwszym z zagadnień Barbara Skarga pisze w kontekście odpowiedzialności, we wspomnianej wyżej sytuacji działania pod przymusem: ,,Przymus może prowadzić do dwóch przeciwstawnych ekstremalnych zachowań, do poddania się sytuacji i wymaganych przez nią oportunistycznych działań, bądź do buntu, do radykalnego sprzeciwu. Co jest bardziej sensowne, zależy od wielu czynników. Ale my na ogół ulegamy bohaterskim mitom, a refleksja nieraz przychodzi zbyt późno. Dopiero po czasie zaczynamy rozumieć, że na przykład ten heroizm walki stawiany jako szczytny cel był głupotą, że racjonalnie działali raczej ci, którzy się oddawali pracy obywatelskiej”. Lustrację natomiast i publicystów prolustracyjnych prof. Skarga potępia, sama dokonując ich takiej oto lustracji: ,,Pełno mówienia o odpowiedzialności w tym rejwachu lustracyjnym nas ogarniającym, głoszącym hasło oczyszczenia społecznego. Lecz to hasło rodzi się nie tyle z potrzeb wiedzy historycznej, ile z dążeń do władzy lub przynajmniej do jak największej popularności, a domaganie się rozliczeń i odpowiedzialności staje się instrumentem w dążeniu do unicestwienia przeciwnika. Jednocześnie ci rzekomi moraliści nie zastanawiają się nad własną odpowiedzialnością w formułowaniu mało uzasadnionych oskarżeń. Kto się bowiem poczuwa do winy i ma wyrzut sumienia, obrażając skutecznie przeciwnika? Sekundują moralistom niektórzy publicyści, wykorzystując talenty swych piór do tworzenia wymyślnych inwektyw. Szabelek tu nie ma ani gilotyny, tylko mniej lub bardziej ostr
e słowa. Słuchając ich, czasem z konieczności, choć coraz mniej patrzę w telewizję i z przykrością przeglądam niektóre gazety, żałuję, że nie panuje dziś kodeks Boziewicza, (.) Może on by powstrzymał tych najbardziej zajadłych. (.) Powinniśmy więc zdawać sobie sprawę, czym jest odpowiedzialność, kiedy nas, w jakich sytuacjach i za co obarcza. Brać ją trzeba na siebie i za pracę, i za postępowanie, i za słowa”.
I w tym fragmencie wychodzi największa z niezamierzonych sprzeczności w tekście prof. Skargi. Sama bowiem pisze że, mimo iż ,,Obarczając kogoś odpowiedzialnością, jesteśmy więc zobowiązani do uświadomienia sobie, jakie racje etyczne opinię naszą dyktują, mogą one bowiem jako historyczne i kulturowe być mocno problematyczne i musimy też zrozumieć i ocenić intencje działających i ich wiedzę na temat ewentualnych konsekwencji czynów, zakresu przewidywań, a przede wszystkim rozważyć sytuację, jej zależność od rozmaitych nacisków, zagrożeń i tym podobnych czynników i możliwości odpowiednich wobec nich reakcji” , to jednak ,,są to postulaty zbyt skomplikowane i za mało skuteczne, by się do nich stosować. W każdym razie rzeczywistość nasza odbiega od nich daleko. Względna stabilizacja pozwala widocznie na lekceważenie rozmaitych działań i wyzbycie się za nie odpowiedzialności”. Niestety obu tych apeli prof. Skargi nie da się połączyć. Nie da się równocześnie wypełniać warunków oceny czyjejś odpowiedzialności, nierealnych praktycznie, a na pewno dysfunkcjonalnych, i prowadzić publicystyki. Ba, w takim wypadku, kiedy byśmy każdy sąd odpowiedzialnie ważyli, życie jako takie, stałoby się niemożliwe. Przecież to właśnie poprzez nazwy, skróty, określanie ewidentne, bez epistemologicznych, etycznych czy wszelakich innych relatywizacji, jesteśmy świat w stanie ogarnąć na swoje potrzeby. Tutaj wyraźnie mieszają się dwie płaszczyzny, których łączyć ze sobą się nie powinno. Pierwsza z nich to płaszczyzna teoretyczna, na której wszelkie pojęcia są rozmyte, niejednoznaczne i żadne próby uporządkowania tego nie zmienią. Drugi poziom to życie codzienne i publicystyka rozumiana jako opisująca je część składowa tegoż życia. W niej nie prawda, nie odpowiedzialność za słowa, nie umiar i rozwaga jest czymś co ją powinno charakteryzować (lub dominować w jej opisie), a właśnie jasny przekaz, nierozdrobniony, niezrelatywizowany, alternatywny myślowo, idący pod prąd, ale jasny, niezmącony. Mieszanie bowiem tych dwóch światów, świata absolutnego albo przynajmniej świata w którym do absolutu dążymy, z rzeczywistością życia, jest czymś niesamowicie niebezpiecznym. Stąd, a nie z mniej odpowiedzialnej publicystyki, mogą się brać niewyobrażalne wręcz wypaczenia (vide chorobliwe pomnikowe pomysły Władysława Frasyniuka). Nie można jak swego czasu Jacek Żakowski w ,,Polityce” naigrawać się z historyków, którzy na pytanie jak podchodzić do pisania historii, odpowiadają ,,trzeba pisać prawdę”. Wiadomo, że prawda jest czymś absolutnie niejednorodnym, ale nie publicystyka jest miejscem do udowadniania tego. Nie można również za taką jasną, wyraźną, publicystykę pozywać do sądów, bo wtedy wszystko w naszej codziennej rzeczywistości, jak pisał Jorge Louis Borges o prawdzie, staje się przydatne jak mapa, powstała w skali 1 do 1.
Widzimy więc, że uprawnione staje się pisanie o prof. Barbarze Skardze jako Batmanie minus 1. To on, w ,,Mrocznym rycerzu”, daje odpowiedź na niezadane pytanie prof. Skargi: jedynym rozwiązaniem dręczących ich kwestii okazuje się wyjście ze świata rozważań, i przejście do miejsca, gdzie na pewno niesprawiedliwie, ale koniecznie, trzeba pewne sądy ogłaszać i działania podejmować.