Liberalizm jest ideą, która (bardzo słusznie) wyrzeka się społecznej inżynierii, wszelkiego rodzaju projektów modelowania „idealnego” ładu społecznego. Planowanie tego rodzaju, jeszcze częściej aniżeli planowanie gospodarcze, prowadzi do zniewolenia ludzi, nierzadko bywa zresztą z regulowaniem gospodarki sprzężone, wynika z niego lub je generuje. Gwarancją wolności w życiu społecznym jest bowiem spontaniczność i samorzutność kształtowania się relacji międzyludzkich i stylów życia, postaw i hierarchii wartości, oparta o miliony niezależnych od siebie w znacznej mierze decyzji indywidualnych. Aby społeczeństwo spontaniczne i wolne zaistniało, owe miliony indywiduów, kształtujących swoją własną drogę przez życie, muszą zachować dwuwymiarową niezależność: 1. od kręgów władzy politycznej, w których znaleźć się może (takie niebezpieczeństwo istnieje zawsze) domorosły demiurg pragnący zabić spontaniczność i przystąpić do projektowania społeczeństwa „idealnego” z jego subiektywnego punktu widzenia (czy też z punktu widzenia elit władzy), 2. od presji społecznej przybierającej charakter impulsu na tyle silnego, że realna niezależność w sprawowaniu indywidualnej kontroli nad własnym życiem staje się formalną fikcją. W rzeczywistości współczesnych społeczeństw zachodnich splot tych zjawisk stawia poważne wyzwania wolnościowym ideom. Ponadto pojawia się pytanie o to, czy spontaniczne społeczeństwo nie zawiera w sobie mechanizmów, które z czasem mogą okazać się destrukcyjne, a przynajmniej szkodliwe dla społeczeństwa wolnego. Wówczas zwolennicy tezy, że wolne społeczeństwo jest społeczeństwem najlepszym muszą zwątpić w to, że najlepszą opcją jest także spontaniczność i samorzutność pełna. Liberalizm staje przed dylematem.
Wolny wybór przede wszystkim
Oczywistym jest, że spontaniczne i wolne społeczeństwo zakładać musi istnienie pluralizmu sposobów i stylów życia. W sytuacji braku przymusu wywieranego przez państwo na człowieka lub przez jednego człowieka na drugiego, ludzie będą dokonywać różnych wyborów. Nie oznacza to oczywiście, że jesteśmy istotami aspołecznymi, stronimy od przynależności do wspólnoty lub brak nam jakiekolwiek konformizmu, jednak pomimo tych zjawisk, nie będziemy dokonywać wszyscy takich samych wyborów w odniesieniu do wartości, postaw, celów życia i akceptowalnych zachowań. Wspólnotowy wymiar człowieczeństwa będzie mógł się realizować na poziomie małych i zróżnicowanych aksjologicznie grup, z których mozaiki utkane jest globalne społeczeństwo danego państwa, a nie na poziomie totalnego konformizmu obejmującego w sposób absolutnie uniformizujący wszystkich bez wyjątku. Z tego powodu liberalizm, stojący na stanowisku wolnego oraz spontanicznego społeczeństwa, będzie wspierał istnienie takiego pluralizmu. Zamiast zabierać głos w debacie o najlepszym społeczeństwie, albo raczej najlepszym wyborze sposobu na życie, będzie stał na straży istnienia samego wyboru. Powstrzyma się od wyrażenia wyraźnej preferencji dla jednych stylów życia i od potępienia innych. Jedynym warunkiem swojej niemal całkowitej tolerancji uczyni zasadę, zgodnie z którą żaden z aktorów nie zamachnie się na istnienie wolności wyboru i pluralizmu szerokiej palety dostępnych opcji.
Inne tradycje światopoglądowe często mają określone preferencje i opinie co do wyboru sposobu na życie, chętnie oddają się promowaniu własnej wizji „dobrego życia”. We współczesnej praktyce politycznej dotyczy to zwłaszcza nurtów tradycjonalistycznej prawicy i (trzeba zaznaczyć, że różnie rozumianego i różnie zachowującego się w odniesieniu do tego problemu) konserwatyzmu. Nie oznacza to w żadnym razie, że współczesny i demokratyczny, tradycjonalistyczny konserwatyzm głosi konieczność odebrania ludziom wolności wyboru. Tak nie jest, konserwatyzm dziś także stoi na stanowisku poparcia dla idei społeczeństwa wolnego, przy czym jego entuzjazm dla niej ma swoje granice. Istnieje w konserwatystach pewna doza sceptycyzmu wobec tego, w jaki sposób niektórzy ludzie wykorzystają wolność. Z palety opcji wyboru stylów życia konserwatysta relatywnie łatwo skonstruuje ranking, podzieli opcje na te bardziej pożądane, mniej pożądane oraz odpychające, oceniane bardzo źle, ostro krytykowane. Wizja najlepszego społeczeństwa konserwatywnego jest więc projektowana w oparciu o przekonania aksjologiczne, także jeśli w praktyce politycznej konserwatyści zwykle odstępują dziś od prób przeforsowania tych wizji za pomocą prawnych zakazów i nakazów. Wizja najlepszego społeczeństwa liberalnego pokrywa się natomiast z wizją społeczeństwa wolnego i spontanicznego, gdzie istnienie prawa wyboru indywidualnego jest czynnikiem kluczowym. Tak więc uprawniona i w równym stopniu zgodna z liberalnym modelem społeczeństwa jest szeroka paleta opcji stylów życia: ascetyczno-religijny, tradycyjno-konserwatywny, wielkomiejsko-konsumpcyjny, mieszczańsko-umiarkowany, kontrkulturowo-alternatywny, społecznie zaangażowany, wspólnotowo-solidarystyczny, libertyńsko-hulaszczy, odizolowany, ultraindywidualistyczny, itd.
Czy wybór pod presją? Test na liberalizm
Z powyższej, zapewne nie wyczerpującej wszystkich możliwości kafeterii jednostka może dokonać wyboru. W odniesieniu do tego procesu i jego konsekwencji dla funkcjonowania państwa i społeczeństwa pojawiają się trzy pytania. Pierwsze, które brzmi „czy słusznym jest zmuszać jednostkę do wyboru określonej opcji?”, możemy w świetle tego, co powiedziane zostało powyżej, pominąć. Oczywiście funkcjonuje ono w życiu społecznym np. w refleksji nad procesem wychowania osób niepełnoletnich, niedojrzałych, niebędących jeszcze w stanie przyjąć na siebie pełnej odpowiedzialności za własne wolne wybory. W takim układzie odniesienia jest to pytanie zasadne. Jednak nie jest ono zasadne we współczesnej praktyce politycznej i w odniesieniu do społeczeństwa ludzi dorosłych jako całości. Istniejący w świecie zachodnim konsensus liberalno-demokratyczny pytanie to rozstrzyga udzielając na nie naturalnie negatywnej odpowiedzi. Udzielają jej wszystkie tradycje światopoglądowe (poza skrajnymi, marginalnymi i nawołującymi do całkowitej zmiany systemu politycznego). W tym także, co zaznaczono już powyżej, konserwatyzm.
Drugie pytanie komplikuje już jednak sprawy i rodzi różnice spojrzenia pomiędzy nurtami światopoglądowymi należącymi do liberalno-demokratycznego konsensusu. Brzmi ono „czy słusznym jest wywierać na jednostkę presję zorientowaną na wybór określonej opcji?”. Presja to nie to samo co przymus. Formalnie nie znosi wolności, a tylko wprowadza element perswazji, porady, nakłaniania, przestrogi przed konsekwencjami, obietnicy pewnego rodzaju fruktów. Jeśli cofniemy się do pierwszego akapitu, to zauważymy, że pozytywna odpowiedź na to pytanie oznaczałaby zaistnienie społeczeństwa wolnego, ale raczej nie spontanicznego. Jednostka wolna byłaby od inżynierii społecznej w wykonaniu władzy politycznej, ale nie od presji drugiego człowieka, a więc autorytetów społecznych, lokalnych, struktur i instytucji pozarządowych, w końcu oczywiście kręgów kościelnych. Oczywiście kluczowym aspektem oceny takiego społeczeństwa byłaby siła tej presji. Delikatna presja, spod której jednostka może relatywnie łatwo wyemancypować nie musiałaby przekreślać spontaniczności społeczeństwa. A jednak, z drugiej strony, potencjał emancypacyjny jednostek nie jest równy, przez co niektóre byłyby w stanie wybić się na niezależność i zrealizować swoje marzenia i aspiracje w sposób wolny, zaś inne poddałyby się presji ujednolicenia dla tzw. świętego spokoju i poczucia akceptacji w swoim najbliższym środowisku.
Z tego powodu więc odpowiedź liberalizmu na drugie pytanie jest także negatywna. Jest ono wręcz „testem na liberalizm”, w praktyce politycznej wiąże się z regulacjami prawnymi utrudniającymi jednym ludziom stosowanie faktycznego przymusu w postaci przemożnej presji wobec innych ludzi. Konserwatyzm natomiast udziela na to pytanie odpowiedzi pozytywnej i w tym miejscu jego drogi z liberalizmem się rozchodzą. Konserwatyzm posiada korzenie w ideach elityzmu i zhierarchizowanej struktury społecznej. Nie uznaje sytuacji niezdolności słabszej jednostki do emancypacji w sytuacji silnej presji za jakikolwiek problem, ponieważ formalnie wolność tej jednostki nie zostaje ograniczona. Słabsze jednostki zasługują więc na los niewolnika presji społecznej. Jest to zresztą korzystne dla społeczeństwa jako całości, jeśli jednostki o słabym potencjale intelektualnym czy osobowościowym pozostają pod kontrolą nakazów i zakazów tradycyjnego stylu życia. W końcu, i to jest wręcz najważniejsze, presja ta służy utrwalaniu dominacji większościowych w danym społeczeństwie zwyczajów, tradycji, norm, postaw i wartości. Presja służy więc spowalnianiu procesu narastania pluralizmu społecznego, czyni społeczeństwo bardzie homogenicznym aniżeli byłoby ono, gdyby stało się realnie w pełni społeczeństwem spontanicznym. Zarówno homogeniczność społeczeństwa, jak i zachowanie tradycji przodków pozostają wartościami bardzo cenionymi przez konserwatyzm.
Spontanicznie homogeniczne
Podsumowując dotychczasowe rozważania, liberalizm i konserwatyzm sprzeciwiają się prawnym przymusom i inżynierii społecznej, oba chcą społeczeństwa wolnego formalnie, przy czym liberalizm dąży także do zaistnienia społeczeństwa spontanicznego i wolnego realnie, gdzie osłabiana i zwalczana jest presja społeczna, podczas gdy konserwatyzm akceptuje pewne formy tej presji, ponieważ wyżej od pełnej swobody wyboru ceni bezpieczne przystanie tradycji i homogeniczności.
Czy to oznacza jednak, że liberalizm, opowiadając się za społeczeństwem spontanicznym i szeroką paletą wyboru sposobów życia, jest entuzjastą społeczeństwa heterogenicznego? Czy spontaniczność, pluralizm i heterogeniczność są zawsze dobre i pożądane z liberalnego punktu widzenia? Tutaj dochodzimy do trzeciego z pytań, najbardziej podchwytliwego: „czy należy życzyć sobie, aby jednostki, nawet w sytuacji braku przymusu i braku presji społecznej, a więc w sposób samorzutny dokonywały w ramach jednego społeczeństwa relatywnie zbieżnych i podobnych do siebie wyborów sposobu na życie?”. Innymi słowy, czy nie byłoby najlepiej, gdyby społeczeństwo było i wolne, i spontaniczne, i w miarę homogeniczne?!
Skoro konserwatyzm odpowiedział aprobująco na pytanie drugie, o możliwość stosowania presji celem uzyskania tego właśnie rezultatu homogeniczności, jego odpowiedź na trzecie pytanie jest łatwa do przewidzenia, będzie oczywiście pozytywna. Jakkolwiek oceniać konserwatywną wizję społeczeństwa (nie jest ona atrakcyjna dla liberała ze względu na aprobatę dla presji w relacjach społecznych oraz arbitralne wskazanie konkretnych stylów życia jako lepsze, bardziej uprawnione i „moralniejsze”), jest ona konsekwentna. Konserwatysta życzy sobie homogenicznego społeczeństwa, zasymilowanych imigrantów, okiełznanych „dziwaków”, uciszonych obrazoburców, zawstydzonych nie-patriotów, a więc sugeruje stosowanie społecznej presji w tym celu. Po przeciwnej stronie debaty jest, także konsekwentna, wizja lewicowa. Socjaldemokraci, zieloni i inne ruchy „nowej lewicy” na pytanie drugie i trzecie odpowiadają po prostu odwrotnie niż konserwatyści. Są, podobnie jak liberałowie, przeciwni wywieraniu presji na człowieka, za spontanicznym społeczeństwem, ale także, w rezultacie, idą krok dalej i otwarcie deklarują, iż życzą sobie społeczeństwa „kolorowego”, bardzo heterogenicznego, wielokulturowego, gdzie każdy żyje jak chce, także jeśli społeczeństwo takie miałoby się okazać krótkotrwałym eksperymentem, wesołym karnawałem, konstruktem niestabilnym, zbliżającym się do jakiejś implozji, w efekcie której nastąpi powrót do dawno zapomnianych form antydemokratycznych.
Jak więc zapatruje się na pytanie trzecie liberalizm? Liberał funkcjonuje często między dwoma odseparowanymi od siebie światami i zagląda od czasu do czasu do obu. Bywa jednocześnie „zdemoralizowanym libertynem” pośród statecznych, mieszczańskich konserwatystów, jak i opowiadającym bez żenady knajackie, niepoprawnie politycznie dowcipy, ale stale zachowującym się odpowiedzialnie i z rezerwą sztywniakiem pośród kolorowej bohemy. Tak więc owszem, z jednej strony podsuwana przez lewicowców wizja „społeczeństwa karnawałowego”, heterogenicznego, żyjącego jakby nie było jutra jest dlań „fajna”, budzi swoistą naturalną sympatię zwolennika wolności. Z drugiej strony jest jednak to „sztywniactwo”, poczucie odpowiedzialności i asekurantyzm. Z obawy przez załamaniem się tak chybotliwego, skrajnie heterogenicznego społeczeństwa liberalizm, być może, skłania się ku temu, aby wraz z konserwatystami odpowiedzieć pozytywnie na trzecie pytanie. Społeczeństwo, które ulega głębokim podziałom jeśli chodzi o wzorce kulturowe, doceniane wartości i aprobowane zachowania jest beczką prochu. Gdy jego heterogeniczność będzie ulegała pogłębianiu może osiągnąć w tym procesie pewien punkt krytyczny, za którym dojdzie do eksplozji konfliktów społecznych, do otwartej wojny pomiędzy różnymi częściami tego społeczeństwa, będącymi w gruncie rzeczy pewnego rodzaju subkulturami, oraz ich koalicjami. Jeśli zaś dojdzie do takiego starcia, a konfliktu nie uda się załagodzić (o co trudno, ponieważ niemożliwym jest kompromis pomiędzy sprzecznymi wartościami, w grę wchodzi tylko powrót do ulotnego modus vivendi), to któraś z jego stron zmarginalizuje drugą. Wówczas zaś debata o kształcie społeczeństwa wolnego może nawet wrócić do poziomu pierwszego pytania. Zwycięzcy wojny kultur mogą zechcieć sięgnąć po przymus, aby swe zwycięstwo w pełni skonsumować i utrwalić.
Być może jest więc tak, że liberalizm zajmuje ambiwalentną postawę, a jego wizją jest społeczeństwo wolne formalnie i realnie, spontaniczne formalnie, ale realnie spontaniczne tylko do pewnego stopnia? Liberałowie chcieliby, aby ludzie byli wolni i dokonywali wyborów, pod warunkiem, że będą to wybory mądre, a więc takie, które nie zagrożą w przyszłości stabilności systemu liberalno-demokratycznego i społeczeństwa wolnego. Od konserwatystów różnią się jednak tym, że nie są gotowi zaaprobować presji. Dlaczego? Ponieważ różnią się od nich także co do oceny natury moralnej i potencjału intelektualnego człowieka (który jest według konserwatystów zły i głupi, a według liberałów z natury dobry i roztropny). Optymistycznie wierzą w to, że wolny wybór przygniatającej większości społeczeństwa będzie rozsądny, że ludzie ci, pomimo oczywistych pokus, powstrzymają się od hedonizmu, rozwiązłości, rozrzutności, perwersji i hulanek, choć nikt im nie karze tak postąpić. W gruncie rzeczy liberałowie idą „na żywioł”, pozwalają ludziom spontanicznie współkształtować oblicze społeczności, do których należą, mając nadzieję, że „jakoś to będzie”. Oczywiście, mogą się „przejechać”. Jednak wolność zawsze wiąże się siłą rzeczy z pewnym obniżeniem poziomu zabezpieczeń, które oferuje zwyczajny zamordyzm.
Dużo rozsądku ludzkiego potrzeba zatem, aby liberalne społeczeństwo, a więc wolne, spontaniczne, ale pomimo tej spontaniczności dość homogeniczne, przetrwało.