Jest taki kraj – graniczący z nami na północnym wschodzie – w którym nieustannie męczą polską mniejszość. Gdybyśmy zrobili sondę w Warszawie, trudno byłoby ustalić, co robią w wolnych od sporów o pisownię polskich nazwisk Litwini. Bo skąd niby mamy wiedzieć, że Litwin ma duszę?
„Duburys” (Wir) Gytisa Lukšasa jest jedną z najlepszych prób poradzenia sobie z opisem czasów sowieckich, jaką widziałem. Wraz z głównym bohaterem podróżujemy od lat 50. do 70. radzieckiej Litwy. Dzieciństwo, przypadające na najgorszy (co wiemy z historii) czas dla narodów Związku Radzieckiego, jest dzieciństwem pogodnym, spędzonym w sielankowych plenerach w rodzaju tych z polskiej ekranizacji „Nad Niemnem”. Choć w obrazach nizinnej, leniwej rzeki i beztroskiego dokazywania właściwego każdemu nastolatkowi w dowolnym zakątku świata, w opowieści wręcz oderwanej od rzeczywistości i rajskiej wyczuwa się pewien ukryty puls niesprecyzowanego niepokoju.
Zderzenie z rzeczywistością następuje wraz z osiągnięciem dorosłości, zetknięciem się z ohydą hoteli robotniczych i spożywaniem alkoholu, które jest jedynym sposobem spędzania chwil wolnych od pracy przy wielkich budowach socjalizmu. Rzeczywistość to szukanie własnego człowieczeństwa w warunkach kompletnie odhumanizowanych.
W ascetycznej (czarno-białej) formie bohater Lukšasa miota się pomiędzy rodzinną wsią, która przyciąga go i odpycha zarazem, a barakiem hotelu robotniczego, potem własnym, przydziałowym mieszkaniem w bloku, które budzą w nim równie ambiwalentne uczucia. Miota się, szukając miłości. Trzy najbliższe mu kobiety symbolizują trzy postawy: matka – tradycyjne i proste wartości, kochanka – sowiecką mimikrę i tragedię osoby pogodzonej ze swoim losem, i żona, która wydaje się tak jak on sam rozbita i poszukująca, ale jeszcze niepogodzona z myślą, że nadziei nie ma. To trzy wektory w różnych kierunkach, rozdroże, na którym stał człowiek radziecki.
Nie oglądałem oczywiście tego filmu w klimatyzowanym multipleksie i nie przegryzałem w czasie projekcji popcornu. Obejrzałem ten film w sali gimnastycznej, razem z kilkudziesięcioma dziwakami, którzy do oglądania filmów nie potrzebują nachos z dipem. Czy istnieją takie miejsca? Co najmniej raz do roku, od 12 lat, tak.
Zwierzyniec pierwotnie był płotem – podobno o długości ponad 30 km – który Jan Zamoyski postawił po to, by ułatwić zwierzynie łownej skupianie się w miejscu, gdzie kanclerz wraz ze swoimi gośćmi raczył był na nią polować. Oczywiście goście Zamoyskich nie byli z tych, co pod płotem będą polegiwać, stąd obok tego płotu powstało parę budynków z niebywale fotogenicznym barokowym kościołem wyrastającym z jakichś przyczyn ze stawu. W Zwierzyńcu możemy podziwiać każdy z uroków Roztocza, stąd z czasem stał się on miejscem letniskowym. Poza działalnością przemysłu najbardziej potrzebnego – piwowarskiego – uniknął psucia krajobrazu. Rozwijał się przez kilkaset lat w sposób – jak by to powiedzieli ekolodzy – zrównoważony, więc prawa miejskie otrzymał dopiero w 1990 r.
Podstawową implikacją wynikającą z nadania tych praw jest to, że Zwierzyniec zyskał burmistrza. Ale dlaczego ten burmistrz (Jan Skiba) dał się namówić na pomysł bardziej abstrakcyjny od budowy trzydziestokilometrowego płotu w lesie? Organizatorzy Letniej Akademii Filmowej, która w tym roku miała swoją 12 edycję, podkreślają rolę gospodarza miasta w tworzeniu imprezy, która rokrocznie na 10 dni przekształca Zwierzyniec w mekkę miłośników kina bez popcornu. Wyznawcy przyjeżdżają zorganizowani przez DKF lub zupełnie samodzielnie, zwiększając kilkukrotnie liczbę mieszkańców samego Zwierzyńca oraz okolicznych miejscowości – gdzie, co trzeba przyznać – witani są z otwartymi ramionami przez właścicieli pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych o dobrym standardzie. Co ich tam przyciąga? Tak w skrócie – kilkaset filmów wyświetlanych w czterech salach i amfiteatrze przy stawach (co to za wskazówka, tam wszystko jest przy stawach, tylko że te stawy są różne) i codzienny ból głowy przy śniadaniu. Nie, niekoniecznie z tego powodu, o którym myślicie. Przy śniadaniu trzeba mianowicie przewertować grafik projekcji na cały dzień i wybrać to, czego się nie zobaczy – co powoduje koszmarne uczucie. Szczególnie że większości tych filmów nie będzie już okazji zobaczyć, o ile nie spędzi się całego roku w kilku DKF-ach. Żeby to zadanie odrobinę uczestnikom ułatwić, organizatorzy przygotowali cykle tematyczne. Motywem przewodnim tegorocznego festiwalu była „Karawana z Maghrebu” – ponad 40 filmów wyprodukowanych w krajach arabskich. W Teheranie chybabym tylu w 10 dni nie zobaczył. Ale było także „Kino z Litwy”, „Syberyjskie Klimaty”, „Retrospektywa Tinto Brassa” i „Retrospektywa Karela Kachyny”, trochę klasyki kina, wydarzenia teatralne. Kino nocne to filmy lżejsze, bardziej komercyjne – jak choćby „Weselna Polka”, gdzie Niemiec (wyobraźcie to sobie!) dworuje sobie z polsko-niemieckich stereotypów. 30 lat temu specjaliści z Monthy Pythona poinformowali opinię publiczną o tym, że Niemcy pracują nad własną wersją dowcipu. Film Larsa Jessena świadczy o znacznym zaawansowaniu tych prac. I tak co dzień przez 10 sierpniowych dni. Nie mogę opisać wszystkiego, bo politologiczny trzon redakcji z naczelnym o groźnej minie nie puści tego pod pretekstem przekroczenia przyzwoitych ram objętości tekstu (albo innych reguł przyzwoitości) […] [Kolejne pięć stron mało ciekawego wywodu w podobnym stylu zostało wyciętych – red.].
Letnia Akademia Filmowa organizowana co roku przez lubelskie stowarzyszenie Cine’Europa jest finansowana z pieniędzy publicznych. Frekwencja udowadnia, że w małym, zagubionym w lasach wschodniej Polski miasteczku impreza kulturalna nie musi oznaczać festiwalu disco polo – może natomiast prezentować sztukę na światowym poziomie. Warto poczekać rok i spędzić sierpniowy urlop w Zwierzyńcu, bo przecież – zaraz po Euro 2012 – startuje 13 edycja.
Letnia Akademia Filmowa jest organizowana przez Stowarzyszenie Filmowe Cine’Europa przy wsparciu Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych, Sieci Kin Studyjnych, Filmoteki Narodowej, Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Zwierzynieckiego Ośrodka Kultury i Rekreacji oraz Urzędu Miasta i Gminy w Zwierzyńcu. 12 edycja odbyła się w dniach 5–15 sierpnia 2011.