Czy porównywanie dwóch państw, które mają niemal całkowicie inne granice oraz wewnętrzną sytuację polityczną, a – przede wszystkim – dzieli je sześćdziesiąt lat historii pisanej przez nazizm i komunizm, jest szaleństwem? Jeśli tak – jest to szaleństwo, w którym uczestniczy całkiem spora część polskich publicystów i polityków. Bardzo często bowiem próbuje się skonfrontować z sobą Drugą i Trzecią Rzeczpospolitą.
Obecnie Trzecia Rzeczpospolita jest mniej więcej w takim wieku, w którym jej poprzedniczka zakończyła swoje istnienie. Z pewnością może to być dobra okazja, żeby sprawdzić, ile je różniło i łączyło. „Należy się spodziewać, że odnajdziemy i podobieństwa, i różnice” – twierdzi Przemysław Waingertner, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego zajmujący się życiem politycznym okresu międzywojennego. „Dwadzieścia lat to okres na tyle długi, że możemy już dokonać pewnego bilansu polskiej państwowości” – dodaje Janusz Mierzwa z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Skąd?
Niezaprzeczalnym podobieństwem jest sam fakt odzyskania niepodległości. Jednak w obu przypadkach doszło do tego inną drogą, a samo słowo „niepodległość” ma tutaj dwojakie znaczenie. „W 1918 roku nasza niepodległość była wynikiem wielkiego konfliktu zbrojnego, pierwsze lata upłynęły na krwawej walce o granice. Natomiast w 1989 roku suwerenność odzyskano w sposób pokojowy, właściwie nikt nie kwestionował polskich granic” – mówi Waingertner. Być może to najlepiej oddaje charakterystykę porównania, które próbujemy przeprowadzić. Drugą i Trzecią Rzeczpospolitą w sprawach podstawowych łączy bardzo wiele, gdy jednak próbujemy porównać je szczegółowo, okazuje się, że odnajdujemy więcej różnic niż podobieństw.
Znamienne wydaje się samo określenie „odzyskanie niepodległości”, którego używamy właśnie w kontekście 1918 roku. Tak naprawdę było to stworzenie zupełnie nowego państwa, które dokonywało się ze wszystkimi konsekwencjami tego czynu – tj. z wyznaczeniem jego granic, utworzeniem administracji oraz ujednoliceniem samego pojęcia „naród”. Waingertner zwraca także uwagę, że polityka zagraniczna okresu międzywojennego była wyjątkowo zagmatwana, a „państwo państwu było wilkiem”.
Doskonale pokazują to liczby: w pierwszych trzech latach trwania Drugiej Rzeczpospolitej (1918–1921) Polska brała udział w sześciu wojnach! Ostateczny kształt granic – po wielu konfliktach zbrojnych i plebiscytach – uformował się cztery lata po powołaniu do istnienia państwa, dopiero w 1922 roku. Norman Davis w swojej książce „Boże igrzysko” przytacza szereg cytatów będących reakcją na utworzenie państwa polskiego: farsa (Edward Hallett Carr), defekt historii (David Lloyd George), potworny bękart traktatu wersalskiego (Wiaczesław Mołotow), przepraszam za wyrażenie, państwo (Józef Stalin), które także odzwierciedlają to, jak różniły się reakcje międzynarodowe w 1918 i 1989 roku.
W przypadku Trzeciej Rzeczpospolitej nie możemy mówić o tworzeniu nowego państwa, a raczej o przekształceniu państwa niesuwerennego w suwerenne. W 1918 roku państwo tworzono od podstaw, a naród sklejano – z wieloma problemami – z trzech różnych organizmów państwowych. „W Trzeciej Rzeczpospolitej główne nurty polityczne powstawały w opozycji do niedemokratycznej, niesuwerennej, ale jednak Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej” – podkreśla Tomasz Nodzyński, kierownik Zakładu Historii XIX–XX wieku z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Również polska polityka zagraniczna wyglądała po 1989 roku zupełnie inaczej – upadek Związku Radzieckiego spowodował, że Polska mogła dołączyć do zachodniego kręgu polityki zagranicznej i rozpocząć proces przystępowania do Unii Europejskiej oraz NATO.
„W 1989 roku mieliśmy do czynienia z procesem, a nie z jednorazowym faktem uzyskania niepodległości. Obywatele Drugiej Rzeczpospolitej byli rzeczywiście zauroczeni ojczyzną odzyskaną po stu dwudziestu trzech latach zaborów” – zaznacza Przemysław Waingertner. Być może właśnie dlatego zaangażowanie społeczeństwa w budowę Trzeciej Rzeczpospolitej jest mniejsze niż przed wojną. Dla wielu Polaków odzyskiwanie suwerenności przez Polskę było procesem rozłożonym nawet nie na kilka miesięcy, ale na wiele lat, ponieważ w jakimś sensie rozpoczęło się już na początku lat 80. karnawałem Solidarności, brutalnie przerwanym przez stan wojenny. Przemiany po 1989 roku również następowały w sposób ewolucyjny, przez co nawet dziś – z perspektywy ponad dwudziestu lat – bardzo trudno określić dokładny moment zmiany ustroju.
Podczas porównania Drugiej i Trzeciej Rzeczpospolitej, należy pamiętać, że dzieli je sześćdziesiąt lat wyjątkowo trudnej historii. Historii, która najprawdopodobniej w bardzo dużym stopniu zmieniła semantykę najważniejszych pojęć związanych z funkcjonowaniem państwa, takich jak: „polityka”, „społeczeństwo” czy „naród”. „To przedefiniowanie w moim odczuciu wynika z przynajmniej dwóch elementów: z jednej strony to czterdzieści pięć lat intensywnego prania mózgu w okresie PRL-u, z drugiej strony na współczesne postrzeganie podstawowych pojęć wpływ mają także czynniki związane z modernizacją i globalizacją, niebędące specyfiką wyłącznie polską” – podkreśla Janusz Mierzwa.
Relacja pomiędzy obywatelem a władzą, a szerzej – pomiędzy społeczeństwem a państwem – uległa głębokim zmianom, co sprawia, że porównanie ich jest bardzo trudne, zwłaszcza w przypadku państwa, które – tak jak Polska – przeszło kilkukrotnie głęboki zmiany ustrojowe. „Państwo uleg-
ło degradacji, natomiast społeczeństwo jest dziś bardzo zatomizowane, zerwaniu uległy tradycyjne więzi – mówi Mierzwa. – Cała polityka ulega odrealnieniu”.
Jak?
Jeśli chodzi o różnice między Drugą a Trzecią Rzeczpospolitą, historycy podkreślają, że pewnych różnic pomiędzy nią a współczesną Polską nie można pominąć ani uznać za naturalną konsekwencję upływającego czasu. Po pierwsze, należy pamiętać o tym, że przedwojenna Polska po 1926 roku nie była państwem demokratycznym. Pociągało to za sobą bardzo liczne konsekwencje, takie jak chociażby brutalizacja życia politycznego. „W latach 30. normą były strzelaniny i używanie noży jako środków wywierania wpływu przez bojówki partyjne, które miały wszystkie liczące się siły polityczne, zamachy na ważnych i mniej ważnych polityków były bardzo częste” – mówi Janusz Mierzwa. Poza tymi najbardziej znanymi – jak morderstwo Gabriela Narutowicza czy przewrót majowy – należy przypomnieć chociażby dziś już trochę zapomniany zamach w Cytadeli warszawskiej, podczas którego zginęło dwadzieścia osiem osób lub zabójstwo wicepremiera Bronisława Pierackiego, urzędującego ministra spraw wewnętrznych, którego śmierć stała się pretekstem do stworzenia obozu dla więźniów politycznych.
Nie był to jedyny skutek autorytarnych tendencji Drugiej Rzeczpospolitej. „Gdy w socjalistycznym «Robotniku» miał się pojawić krytyczny artykuł pod adresem sanacji, to kończyło się na białej plamie zamiast wstępniaka – mówi Janusz Mierzwa. – Cenzura powodowała, że nie mieliśmy do czynienia z równoprawnym pojedynkiem. Generalnie myślę, że sytuacja opozycji była znacznie gorsza niż współcześnie. Wówczas, gdy konfiskaty nie skutkowały, to zawsze pismo można było zamknąć. Tak jak zrobiono z endecką «Gazetą Warszawską»” – dodaje.
Po wtóre, społeczeństwo Drugiej Rzeczpospolitej było wielonarodowe, co powodowało, że politycy spotykali się na co dzień z zupełnie innymi przeszkodami. „Do wszystkich dzisiejszych problemów dochodziły o wiele poważniejsze konflikty narodowościowe. Około jednej trzeciej społeczeństwa stanowiły mniejszości narodowe, często niechętne – równie często z wzajemnością – społeczeństwu i państwu polskiemu” – mówi Tomasz Nodzyński. Jest to zresztą częściowo powiązane ze wspomnianą wcześniej brutalizacją życia politycznego, ponieważ przynajmniej częściowo za tę brutalizację odpowiadali nacjonaliści ukraińscy.
Podział narodowy przykrył inne różnice, które dzieliły obywateli Drugiej Rzeczpospolitej. „To było społeczeństwo o wiele bardziej niż dziś zróżnicowane, rozwarstwione ekonomicznie, narodowościowo, religijnie i kulturowo. Poziom komunikacji społecznej był bardzo słaby, panował analfabetyzm, a radio docierało do bardzo niewielu ludzi” – mówi Nodzyński.
Doszukiwanie się analogii między aktualnymi konfliktami politycznymi a tymi wywodzącymi się z Drugiej Rzeczpospolitej to zadanie jałowe. Przede wszystkim po 1918 roku scena polityczna kształtowała się w zupełnie inny sposób, być może jedynym podobieństwem jest chaos, który dominował przez pierwsze lata. Przed zamachem majowym upadło w Polsce czternaście kolejnych rządów. „W Drugiej Rzeczpospolitej lewica wyrastała z tradycji niepodległościowej walki z rosyjskim zaborcą, a w Trzeciej całkowicie na odwrót – podkreśla Mierzwa. – Z kolei prawica po 1989 roku powstała na gruncie dekompozycji obozu solidarnościowego, ze związku zawodowego. W okresie międzywojennym scena polityczna formowała się w sposób naturalny od końca XIX wieku.
To m.in. właśnie dzięki temu naturalnemu formowaniu na tle ideowym, możemy mówić o bardzo wyrazistym podziale sceny politycznej Drugiej Rzeczpospolitej. We współczesnej Polsce mamy problem z dokładnym zdefiniowaniem wszystkich sił, które występują na naszej scenie politycznej. W okresie międzywojennym tego problemu nie było. Przemysław Waingertner zwraca uwagę na to, że przed wojną rozłożenie sił politycznych było bardziej równomierne niż obecnie, a programy partii były bardziej jednoznaczne. „Obecnie mamy do czynienia z dominacją centroprawicy, w programach mieszają się wątki lewicowe i prawicowe” – dodaje.
Być może tego podobieństwa nie należy doszukiwać się w podziale społeczeństwa na klasyczną prawicę i lewicę (w końcu nawet dzisiaj mamy problem ze zdefiniowaniem wszystkich sił, które występują na naszej scenie politycznej), ale spróbować zastanowić się, co łączy pary Piłsudski–Tusk oraz Dmowski–Kaczyński, że w podobny sposób spolaryzowały scenę polityczną, a zarazem całe społeczeństwa. Historycy są zgodni, że znalezienie podobieństw jest bardzo trudne. „Ani Jarosław Kaczyński nie jest politykiem nacjonalistycznym i teoretykiem, twórcą szkoły politycznego myślenia na miarę Romana Dmowskiego, ani też Donald Tusk indywidualnością polityczną, mężem stanu i politykiem myślącym długofalowo, właściwie oceniającym sytuację międzynarodową i kładącym nacisk na podmiotowość Polski oraz charyzmatycznym niczym Józef Piłsudski – twierdzi Przemysław Waingertner. – To uderzające wręcz nietrafnością publicystyczne nadużycie!” – dodaje. „Trochę prawdy jest w przypadku tej pierwszej pary dzięki silnemu akcentowaniu interesów narodowych oraz niechęci i nieufności do sąsiadów” – mówi jednak Tomasz Nodzyński.
„To porównanie jest nośne z publicystycznego punktu widzenia, ale problemem jest w ogóle porównanie współczesnej polskiej klasy politycznej z tą międzywojenną. Politycy w Drugiej Rzeczpospolitej, zwłaszcza ich pierwszy garnitur, mieli różne wizje, programy i nawet jeżeli jeden drugiego zamykał w Brześciu, to obaj myśleli o Polsce. Sądzę, że w przypadku Kaczyńskiego i Tuska sprawa nie jest tak jednoznaczna – mówi Mierzwa. – Ale gdybym miał ich oceniać w tych parach, to zdecydowanie wygrywa para Piłsudski–Tusk. Obaj są piekielnie skuteczni. W przeciwieństwie do pozostałej dwójki”.
Na podstawie realnych działań politycznych rzeczywiście trudno dostrzec podobieństwa między czterema politykami, jednak i Piłsudski, i Tusk są przeciwwagą dla (zmieniającej się) prawicy, kiedyś Dmowskiego, dziś Kaczyńskiego. Faktem jest podział społeczeństwa na dwa obozy, który bardzo wyraźnie widać w międzywojennej prasie oraz literaturze. Julian Tuwim w jednym ze swoich najważniejszy wierszy – „Pogrzeb prezydenta Narutowicza” – nie pozostawia najmniejszych złudzeń, że społeczeństwo dzieli się na dwa obozy: „Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni. / Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie, / Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni, / Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie!”.
Przemysław Waingertner zauważa, że jeśli chodzi o dyskurs polityczny, bardzo wiele różnic wynika ze specyfiki państwa. W Drugiej Rzeczpospolitej dyskutowano o sprawach, które dzisiaj nie są już aktualne: o mniejszościach narodowych, o demokracji i autorytaryzmie oraz o bezpieczeństwie państwa pomiędzy Niemcami a Rosją radziecką. I odwrotnie: wiele problemów Trzeciej Rzeczpospolitej – takich jak spuścizna PRL-u czy europejska integracja Polski – nie dotyczy okresu przedwojennego.
„Podobieństw jest wiele, chociażby spory o rolę Kościoła i religii, problemy obyczajowe, kwestie własności czy roli państwa w gospodarce” – uważa Tomasz Nodzyński. Historyk zaznacza, że rozwarstwione społeczeństwo Drugiej Rzeczpospolitej w różnym stopniu interesowało się życiem politycznym, ponieważ najbiedniejszych interesowało przede wszystkim przetrwanie ekonomiczne, a elity – kultura wyższa. Dla polityków zostawała tylko klasa średnia. „Myślę, że społeczeństwo interesował bardziej wynik meczu Pogoni Lwów z Legią Warszawa czy losy bohaterów powieści drukowanej w «Kurierze Warszawskim». Tak jak i dzisiaj ważniejsze od kształtu budżetu jest to, w jaki sposób umrze Ryszard Lubicz” – śmieje się Janusz Mierzwa.
Dokąd?
Dla nas, obywateli Trzeciej Rzeczpospolitej, być może najważniejszym aspektem porównania jest pytanie: dokąd zmierza nasze państwo? Pomimo problemów, które przeżywa współczesna Europa, nadal – na szczęście! – nie przypomina ona właściwie w niczym tej z lat 30. ubiegłego stulecia. Niestety, na tym kończą się dla nas dobre wiadomości. Niemal wszyscy historycy są zgodni, że dzisiejsza klasa polityczna gorzej radzi sobie z wyzwaniami, które stawia przed nimi codzienność, niż przedwojenni przywódcy. Janusz Mierzwa: „Jak badam Drugą Rzeczpospolitą, to jestem przekonany, że ci ludzie wiedzieli, w jakim kierunku idą. Czasami szli przez kępy i moczary, czasami kompletnie naokoło, ale cel był znany”.
„W Polsce panuje wyidealizowany obraz Drugiej Rzeczpospolitej. Pamiętamy o heroizmie, blaskach wykuwania granic, ustroju i gospodarki państwa, wybitnych politykach, wychowaniu państwowym, które dało Polsce idealistyczne i bohaterskie pokolenie Kolumbów. Zapominamy o sferze społecznej nędzy, aferach gospodarczych i potknięciach animatorów życia gospodarczego – Grabskiego i Kwiatkowskiego” – zaznacza Waingertner. „Polska międzywojenna nie była pozbawioną korupcji krainą mlekiem i miodem płynącą” – dodaje Janusz Mierzwa. Jednak obaj zgadzają się, że współczesna Polska może zazdrościć Drugiej Rzeczpospolitej politycznych przywódców.
Czytając przemówienia polskich polityków okresu międzywojennego, począwszy od Piłsudskiego, przez Daszyńskiego, na Dmowskim skończywszy, wydaje się, że – poza charakterystycznym dla przedwojennej polszczyzny patetyzmem i kwiecistością – więcej w nich troski o naród i państwo niż w przemówieniach, które znamy z ostatniego dwudziestolecia. Być może to znak czasu i to samo stwierdzilibyśmy, czytając przemówienia Winstona Churchilla i Tony’ego
Blaira. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że pomimo szeregu wymienionych wcześniej wad w Drugiej Rzeczpospolitej dobro państwa było wartością ważniejszą niż dziś. „Jak przypuszczam, w okresie międzywojennym osiągnięcie minimalnego konsensusu przy określeniu tego, czym jest «racja stanu», miałoby większe szanse na powodzenie niż obecnie – twierdzi Piotr Cichoracki z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wszystkie różnice między Drugą i Trzecią Rzeczpospolitą mają dwie strony medalu. Z jednej strony edukacja stała się mniej elementarna, z drugiej strony znacznie zwiększyła swój zasięg. Polska jest silniejsza dzięki międzynarodowym sojuszom, jednak w wielu aspektach przestała być państwem w pełni samodzielnym. Komunikacja stała się masowa, ale jednocześnie bardzo powierzchowna. Przykłady takich zmian można mnożyć, jednak o ich realnym wpływie na nasze państwo dowiemy się dopiero wtedy, gdy stanie ono przed znaczącym wyzwaniem, które zweryfikuje jego siłę.
„Zastanówmy się, co nam zostało po dwudziestu latach Drugiej Rzeczpospolitej? Port w Gdyni
i Centralny Okręg Przemysłowy wymieni każdy. Co natomiast nam dało pierwsze dwadzieścia lat Trzeciej Rzeczpospolitej? – pyta gorzko Janusz Mierzwa. – Konstytucja kwietniowa stanowiła, że «Państwo Polskie […] [zostało] wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swoich synów». Niezrealizowanym celem ówczesnych miało być przekazanie go w spadku następnym pokoleniom. Widzę próbę realizacji tego celu. Co natomiast jest celem Trzeciej Rzeczpospolitej? ■
Serdecznie dziękuję za pomoc historykom: dr. Piotrowi Cichorackiemu, dr. Januszowi Mierzwie, dr. hab. Tomaszowi Nodzyńskiemu oraz dr. hab. Przemysławowi Waingertnernowi.