Trzeba skończyć z promocją demokracji
Świat stoi w obliczu globalnego zwrotu. Środek ciężkości, wraz z władzą, z Zachodu rozlewa się na rosnącą w siłę pozostałą część globu. Wbrew obiegowym opiniom przyszły świat nie będzie należał do Chin, Azji ani nikogo innego. Wraz z rozproszeniem władzy wzrasta bowiem różnorodność ideowa i żaden kraj, region ani ustrój polityczny nie będzie dominował. Po raz pierwszy w historii zglobalizowany, współzależny świat nie będzie miał geopolitycznej kotwicy.
Istnieje jednak znaczące ryzyko, że ten nadchodzący globalny przewrót sprowadzi geopolityczne niebezpieczeństwo. Z tego powodu Zachód i wzrastająca w siłę pozostała część globu muszą podjąć decyzję, w jaki sposób spokojnie i precyzyjnie tą zmianą pokierować.
Jakkolwiek hegemonia Zachodu słabnie, wciąż zapewnia on znaczący poziom globalnej stabilizacji. Wspólna, zespołowa praca Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej nadal stanowi najważniejsze światowe partnerstwo. Łączne bogactwo UE konkuruje z amerykańskim, a gospodarka amerykańska pozostanie numerem jeden w następnym dziesięcioleciu. Amerykańskie siły zbrojne łatwo utrzymają pierwszeństwo w kolejnych dekadach, a polityczne znaczenie Waszyngtonu w najbliższej przyszłości nie będzie mieć sobie równych. Niemniej stabilność zapewniona dzięki zachodniej przewadze odejdzie razem z jego materialną i ideową dominacją. W związku z tym Zachód musi współpracować ze wschodzącymi potęgami, tak aby wykorzystać aktualną szansę na nakreślenie zasad regulujących przyszły świat. W przeciwnym razie wielobiegunowość w połączeniu z ideową niezgodą zagwarantuje współzawodnictwo w równowadze sił i niczym nieskrępowany wyścig o władzę, pozycję i prestiż. O wiele lepiej planowo i rozmyślnie osiągnąć nowy ład oparty na pewnych zasadach, niż pogrążyć się w nowej anarchii. Celem powinno być wypracowanie wśród większych państw zgody co do fundamentalnych reguł funkcjonowania przyszłego świata. Zachód powinien być gotowy na kompromis: zasady muszą być możliwe do przyjęcia przez mocarstwa, które trzymają się bardzo różnych koncepcji tego, co stanowi sprawiedliwy i akceptowalny porządek. Polityczne zróżnicowanie, które będzie charakterystyczne dla przyszłego świata, sugeruje, że lepiej mierzyć niżej i zakładać mniej. Stworzenie trwałego ładu na solidnych podstawach jest roztropniejsze. Jeśli się mierzy zbyt wysoko i zakłada zbyt wiele, można odejść z pustymi rękami. Tym, czego potrzebujemy, jest zbiór reguł, wspólna płaszczyzna, na której Zachód i reszta świata będą się mogły oprzeć. Dobrym punktem startowym jest to, w jaki sposób społeczność międzynarodowa definiuje legitymizację polityczną, prawomocność, legalność władzy.
Definiując legitymizację
Pod amerykańskim przywództwem Zachód propaguje koncepcję porządku, który utożsamia legitymizację władzy z demokracją liberalną. Jeśli uda się stworzyć nowy, oparty na zdrowych zasadach ład, Zachód będzie musiał zaakceptować polityczną różnorodność, zamiast upierać się przy tym, że demokracja liberalna jest jedyną słuszną formą rządów. Chociaż obecnie niedemokratyczne państwa mają możliwość wypowiedzenia się w międzynarodowych instytucjach, takich jak ONZ, Bank Światowy i G-20, to nawet gdy Zachód prowadzi interesy tymi państwami, jednocześnie delegitymizuje i deprecjonuje je słowami i czynami. Na tym froncie przodują Stany Zjednoczone. W swoim drugim przemówieniu inauguracyjnym George W. Bush stwierdził, że: „Żywotne interesy Ameryki i nasze najgłębsze przekonania są teraz jednością, dlatego polityka Stanów Zjednoczonych opiera się na poszukiwaniu i wspieraniu rozwoju demokratycznych ruchów i instytucji w każdym narodzie i kulturze”. Prezentujący inną – co prawda – opcję polityczną Barack Obama powiedział do Zgromadzenia Ogólnego NZ w 2010 r., że: „doświadczenie pokazuje nam, iż historia jest po stronie wolności; najmocniejszy fundament ludzkiego postępu leży w otwartych gospodarkach, otwartych społeczeństwach i otwartych rządach. Mówiąc prościej, demokracja bardziej niż jakakolwiek inna forma rządów daje wolność naszym obywatelom”. Obama jasno podkreślił swoje zaangażowanie w promowanie demokracji, formułując odpowiedź USA na Arabską Wiosnę: „Stany Zjednoczone wspierają uniwersalne prawa, włączając w nie wolność słowa, wolność pokojowych zgromadzeń, wolność wyznania, równość mężczyzn i kobiet, rządy prawa, możliwość wyboru swoich własnych politycznych przedstawicieli. Nasze poparcie dla tych zasad nie ma drugorzędnego znaczenia, to nasz najwyższy priorytet, który musi być przełożony na konkretne działania i wspierany przez wszystkie dyplomatyczne, ekonomiczne i strategiczne narzędzia, jakimi dysponujemy”.
Generalnie Europa podziela ten pogląd. Catherine Ashton, szefowa polityki zagranicznej UE, w 2010 r. oświadczyła, że „demokracja, prawa człowieka, bezpieczeństwo, zarządzanie i zrównoważony rozwój są z sobą nierozerwalnie związane. Demokratyczne pryncypia mają swoje korzenie w uniwersalnych normach i wartościach”. Takie oświadczenia potwierdzają obserwację Roberta Kagana, że zachodnie elity „opierają się na ideologicznym przeświadczeniu, iż demokracja liberalna jest jedyną legalną formą rządu, a pozostałe formy są nie tylko nielegalne, lecz także ulotne”. Takie stanowisko jest zgodne z głęboko zakorzenionymi wartościami w demokracjach atlantyckich. Jednak utożsamianie prawowitości władzy z demokracją osłabia wpływ Zachodu na wschodzące potęgi. Nawet takie kraje jak Brazylia i Indie, kraje kierowane przez stabilne i demokratyczne rządy, postrzegają zachodnie natręctwo promowania demokracji jako coś więcej niż nieproszone wtrącanie się w sprawy innych. Sprzeciw jest oczywiście znacznie ostrzejszy w takich autokracjach jak Chiny i Rosja, które regularnie przestrzegają Stany Zjednoczone, by trzymały się z daleka od spraw wewnętrznych innych krajów. Według Władimira Putina: „wszyscy jesteśmy doskonale świadomi realiów wewnętrznego życia politycznego. Nie sądzę, by wyjaśnianie czegokolwiek komukolwiek było naprawdę konieczne. Nie zamierzamy ingerować w politykę wewnętrzną, tak jak nie sądzimy, że powinniśmy przeszkadzać komuś w rozwoju czy unikać wzajemnych kontaktów. Jednak polityka wewnętrzna to polityka wewnętrzna”.
Według Zachodu opowiadanie się przeciw politycznym represjom i jawnym pogwałceniom praworządności jest nie tylko uzasadnione, lecz także konieczne. Ale uzależniać konstruktywne relacje z wzrastającymi potęgami od ich gotowości do przyjęcia zachodniej koncepcji praworządności to zupełnie inna kwestia. Senator John McCain myli się kiedy nalega, że „to światowe demokracje są filarem, na których możemy i musimy budować trwały pokój”. Przeciwnie, zbudowanie trwałego pokoju będzie możliwe tylko wtedy, gdy Zachód będzie współpracował ze wszystkimi rządami, które są tą kooperacją zainteresowane – tak demokratycznymi, jak i niedemokratycznymi. Terroryzm, rozprzestrzenianie broni jądrowej, zmiany klimatyczne, bezpieczeństwo energetyczne i żywnościowe, kryzys finansowy – te wyzwania mają charakter globalny i można im efektywnie sprostać tylko w ramach powszechnego partnerstwa z innymi krajami. Z punktu widzenia interesów Zachodu nie ma sensu oczerniać i wykluczać tych rządów, z którymi współpraca jest potrzebna, by zaprojektować nowy ład; stawka jest zbyt wysoka. Kraje zachodnie szkodzą tylko własnym sprawom, kiedy określają nieprawowitymi rządy, które nie spełniają standardów demokracji liberalnej. Uznanie, że w przyszłym świecie polityczna różnorodność będzie nieunikniona – a tym samym nieuniknione będzie wzmocnienie współpracy z rosnącymi potęgami różnych rządów – jest znacznie rozsądniejsze niż podkreślanie uniwersalności zachodniej koncepcji prawowitości władzy i alienacja potencjalnych partnerów. Zachód i wzrastająca reszta świata, jeśli chcą się zgodzić co do ideologicznych fundamentów przyszłego porządku, muszą dojść do nowego całościowego pojęcia legitymizacji władzy. Punktem wyjścia powinno być zaadaptowanie odpowiedzialnego rządzenia, a nie demokracji liberalnej jako standardu determinującego, które państwa mają legalne władze, są w dobrej kondycji i mogąc się stać tym samym podmiotami nowego ładu. Upraszczając, w ocenie międzynarodowej w dobrej sytuacji znajduje się państwo, które swoją aktywnością służy polepszaniu jakości życia obywateli i umożliwia im realizację aspiracji w sposób zgodny z ich preferencjami. Państwami, które nie znajdą się w tej grupie, są te niebędące w stanie dotrzymać powyższej normy. Te, których celem będzie przede wszystkim eksploatacja ich obywateli, bezmyślne narażanie ich na powszechne ubóstwo i choroby lub też stosujące prześladowania i przemoc fizyczną wobec mniejszości. Poza tymi surowymi restrykcjami społeczeństwa powinny mieć znaczną swobodę co do wyboru sposobu, w jaki zorganizowane będą ich instytucje rządowe, tak by mogły przejść do zaspokojenia potrzeb swoich obywateli.
Tak długo, jak państwa są zaangażowane w poprawę dobrobytu i poszanowanie godności swoich ludzi, powinny korzystać z prawa do cieszenia się dobrą opinią i uzyskania dobrej oceny swojej kondycji, tak jak funkcjonujące na rynku renomowane spółki. To prawda, że postawienie znaku równości między dobrą opinią a odpowiedzialnymi rządami byłoby uznaniem legitymizacji władzy tych państw, które nie odpowiadają zachodniej koncepcji praw i wolności, ale nieunikniona różnorodność polityczna na świecie tego wymaga: różne systemy polityczne prezentują odmienne podejście do tego, w jaki sposób wspierać i realizować materialne oraz emocjonalne potrzeby swoich członków. W państwach liberalnych obywatele realizują swoje zamierzenia osobno i prywatnie, ale nacisk położony jest na indywidualizm. Inne systemy polityczne – przykład Chin, Rosji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Singapuru – wolność jednostki podporządkowują dobrobytowi zbiorowości. Ludy ze wspólnotową kulturą polityczną i długą historią deprywacji w różnych obszarach życia codziennego mogą woleć państwowy interwencjonizm niż leseferyzm, narażający ich na ryzyko politycznej walki i ubóstwa. Społeczeństwa muzułmańskie mogą postrzegać rozdział państwa od Kościoła jako coś obcego, uważać połączenie świętości i laickości za rozwiązanie nie tylko akceptowalne, ale wręcz konieczne. W kulturach patrymonialnych lojalność wobec plemienia, klanu i rodziny zawsze bierze górę nad prawami jednostki. Przyznać, że różne formy polityczne mogą wypracować odmienne formy odpowiedzialnego rządzenia, to znaczy szanować różnice. W przeciwieństwie do tego – zmuszanie innych społeczeństw do przyjęcia pewnej formy rządu jest swego rodzaju zniewoleniem. Otworzenie drogi do bardziej zintegrowanego globalnego porządku oznacza, że nie ma jednej formy odpowiedzialnego rządzenia: Zachód nie ma monopolu w kwestiach politycznych instytucji i praktyk, które pozwalają rządzącym wspierać dobrobyt ich obywateli. Dopóki inne kraje przestrzegają racjonalnych standardów odpowiedzialnego rządzenia, dopóty Zachód powinien respektować ich polityczne wybory i traktować je jako odbicie wewnętrznej różnorodności politycznej. Te same standardy powinny mieć również zastosowanie w prowadzeniu polityki zagranicznej. Państwa o nienagannej reputacji muszą ochraniać nie tylko dobro własnych obywateli, lecz także obywateli innych krajów. Muszą szanować suwerenność i polityczne wybory innych państw o nienagannej reputacji, muszą też powstrzymywać się od działań, które zagrażają bezpieczeństwu i dobrobytowi innych państw i ich mieszkańców. Kraje, które dokonują agresji lub angażują się w działania zabronione, takie jak systematyczne sponsorowanie terroryzmu czy eksport broni masowego rażenia, nie powinny być postrzegane jako te o nienagannej reputacji i należy odmówić im praw przysługujących odpowiedzialnym rządom.
Poszerzanie grona
Konsekwentne przestrzeganie tych norm integracji – zarówno w teorii, jak i w praktyce politycznej – zwiększy liczbę podmiotów w systemie międzynarodowym. Pozwoli też na jasne wytyczenie granic dla tych państw, które nie zasługują na pełnię praw, co ułatwi delegitymizację i izolację najbardziej niebezpiecznych graczy. Wola Zachodu, by przyjąć bardziej integracyjną koncepcję legitymizacji władzy, opartej w większym stopniu na odpowiedzialnym rządzeniu niż demokracji, mogłaby pomóc w poszerzaniu kręgu narodów gotowych, by stanąć przeciwko krajom łupieżczym wobec swych obywateli i zagrażającym międzynarodowej społeczności. Zmieniając znaczenie legitymizacji, można by zachęcić Stany Zjednoczone do złagodzenia nadgorliwej promocji demokracji. Waszyngton powinien nadal zachęcać do przemian demokratycznych, służąc przykładem, ale gnanie na wybory w takich miejscach jak Bośnia, Irak i Afganistan czyni więcej złego niż dobrego. W społeczeństwach bez doświadczenia i tradycji rządów konstytucyjnych przyśpieszone wprowadzenie demokracji często przyczynia się do wybuchu wojny domowej. W niedojrzałych demokracjach zwycięzca zazwyczaj bierze wszystko, co prowadzi do wyzysku większości i prześladowania mniejszości. Warto pamiętać, że zwycięstwo demokracji w krajach Zachodu było długie i krwawe. Promowanie odpowiedzialnych i elastycznych rządów daje obietnicę lepszych rezultatów niż naciskanie na pośpieszne wprowadzenie demokracji. Ta redefinicja międzynarodowej legitymizacji władzy nie narusza zachodnich wartości, przeciwnie – bazuje na własnych doświadczeniach Zachodu. Kompromis, tolerancja, pluralizm były w trakcie tego procesu niezbędne, kiedy to różne formy rządów funkcjonowały obok siebie, często respektując siebie nawzajem, swoje polityczne, religijne i ideowe wybory. Zachód od dawna cieszy się pluralizmem w swoim domu i powinien o tym pamiętać w swoim podejściu do reszty świata.
Prawdą jest również, że bliższe zachodnim wartościom jest koncentrowanie się na eliminacji tyranii niż na szerzeniu demokracji.
Jak zauważa John Gaddis: „zakończenie tyranii jest celem… tak głęboko zakorzenionym w amerykańskiej historii, jak tylko można to sobie wyobrazić… Szerzenie demokracji sugeruje, że znamy odpowiedź na pytanie, jak ludzie powinni żyć. Zakończenie tyranii wiąże się z ich uwolnieniem, by mogli znaleźć swoje własne odpowiedzi”. W skrócie, własna tradycja liberalna Zachodu uznaje różnorodność dróg promujących ludzką godność i dobro i o nie dbających.
Jako dominująca na świecie potęga Stany Zjednoczone powinny odgrywać wiodącą rolę w tworzeniu bardziej pluralistycznego podejścia do legitymizacji władzy. Stany Zjednoczone będą mieć więcej pożytku, jeśli z zapałem ruszą naprzód, by pomóc w kreowaniu nowego porządku, który będzie się cieszył poparciem w różnych stronach świata, zamiast trzymać się przestarzałej wizji podtrzymywanej przede wszystkim przez ich tradycyjnych zachodnich sojuszników.
Współpraca z odpowiedzialnie rządzonymi państwami – zamiast serwowania przemądrzałych przemówień tym, którzy nie sprostali wymogom demokracji – podniosłaby moralny autorytet Ameryki i zwiększyłaby jej wiarygodność poza granicami, a to ważne atuty w dalszych działaniach na rzecz globalnych zmian.
Przełożyła Magdalena Prasoł
Charles A. Kupchan
Profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Georgetown oraz Senior Fellow w amerykańskiej organizacji Council on Foreign Relations.
Powyższy szkic jest oparty na ostatniej książce Charlesa Kupchana: „No One’s World: The West, the Rising Rest and the Coming Global Turn”.