Wielu intelektualistów przełomu XX i XXI w. uwierzyło, że liberalizm zwyciężył i że zwycięstwu temu nikt i nic nie może zagrozić. Niektórzy ulegli nawet pokusie heglowskiego ukąszenia, którego efektem stało się ogłoszenie światu osiągnięcia liberalnego raju, końca historii, świata wolności i demokracji. Z perspektywy wydarzeń ostatnich lat, a wręcz miesięcy, wszystkie te roszczenia wydają się mrzonkami. Tak w każdym razie twierdzi John Gray.
Liberalizm nie zwyciężył
Na gruzowisku świata postzimnowojennego Stany Zjednoczone wraz z zachodnioeuropejskimi sojusznikami tworzyły niewątpliwie najsilniejszy blok polityczno-wojskowy pod koniec XX w. Za tym imperium stała jednakże potęga nie tylko geopolityczna, lecz także gospodarcza i kulturowa. Świat mitycznego Zachodu stał się ideałem dobrobytu, do którego dążyć chcieli kolejni uczestnicy globalnych gier i relacji. Jedni próbowali upodobnić się ustrojowo do Zachodu, inni w Zachodzie widzieli zagrożenie. Niezależnie od tego młodzi ludzie wszelkich narodów, religii i kultur – jeżeli pragnęli szukać swojego szczęścia poza ojczyzną – wyruszali właśnie na Zachód. Stany Zjednoczone i zachodnia Europa stały się swoistym eldorado, które nęciło i kusiło obietnicą zamożności i dobrostanu. Nic dziwnego, że wielu zachodnich intelektualistów oraz przedstawicieli politycznych elit uwierzyło w ostateczne zwycięstwo liberalnego świata.
John Gray wskazuje, że to przede wszystkim intelektualiści amerykańscy przyjęli tę – jego zdaniem – naiwną, ahistoryczną i krótkowzroczną perspektywę. Podkreśla, że „neoliberalni misjonarze Ameryki przejęli najsłabsze aspekty myśli Marksa. Powielili determinizm historyczny, ale zabrakło im homeryckiej wizji konfliktu dziejowego”1. Nie ma on wątpliwości, że taka wersja „quasimarksowskiego światopoglądu neoliberalnego” jest skazana na porażkę, a świat w pewnym momencie i tak wróci do realiów „społeczności suwerennych państw”, które oprotestują globalistyczną wersję amerykańskiej dominacji. Liberalizm bowiem nie zwyciężył, ale jedynie uzyskał dominującą pozycję wśród aktorów stosunków międzynarodowych, co było stosunkowo łatwe w świecie zmieniającym się i budującym nową formułę globalnego ładu. Ameryka i zachodnia Europa w tym momencie przebudowy ładu międzynarodowego okazały się jedynym constans, dzięki czemu bez większego zaangażowania mogły uzyskać pozycję dominującą. To one ponadto uzyskały kontrolę nad nowymi międzynarodowymi potęgami, jakimi w dobie przebudowy okazały się Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Światowa Organizacja Handlu. Nikt jednak nie obiecywał, że ta dominacja będzie trwać wiecznie.
Nie tylko jednak geopolityczne zwycięstwo liberalnego świata może się okazać mrzonką, lecz także jego zwycięstwo w sferze aksjologicznej. Przekonanie, że demokracja, prawa człowieka, państwo prawa, podział władz czy równouprawnienie to wartości uniwersalne, zaślepiło Zachód w jego relacjach ze światem zewnętrznym. Uniwersalistyczne roszczenia stały się fundamentem przekonania o wyższości rozwiązań euroatlantyckich i zarazem usprawiedliwieniem wszelkich form ingerencji świata zachodniego w tych częściach globu, w których Zachód miał swoje interesy. Również w tej sprawie należy się zgodzić z Grayem, który wskazuje, że istotnie „liberalni uniwersaliści mają rację, twierdząc, że pewne wartości są uniwersalne. Natomiast nie mają racji, gdy utożsamiają uniwersalne wartości z własnymi partykularnymi ideałami”2. Przywołuje on chociażby ideę praw człowieka – oręż walki euroatlantyckiego świata z odmiennymi kręgami kulturowymi, a zarazem narzędzie szantażu nad słabszymi podmiotami gier globalnych. Zapomina się, że całokształt liberalnych wartości – z ideałami praw człowieka na czele – opierał się na przestrzeni wieków na europejskim postrzeganiu wolności indywidualnej, której pierwszą deklaracją expressis verbis była Magna Charta Libertatum. Racjonalizm filozoficzny, sekularyzm oświeceniowy, liberalny indywidualizm, a także metodyczny sceptycyzm – to one ukształtowały naszą europejską aksjologię, a ideałów tych próżno szukać w podobnym pakiecie w innych kręgach kulturowych.
Odwieczne konflikty wartości
Nie musimy od razu godzić się ze wszystkimi tezami Samuela Huntingtona o zderzeniu cywilizacji, aby dostrzec, że z perspektywy aksjologicznej świat tworzy skomplikowaną mozaikę, której nie jesteśmy w stanie zamknąć w ramach jednej uniwersalnej formuły. Isaiah Berlin wykazuje, że choć „europejski liberalizm łatwo może się wydać jednym spójnym ruchem, który niewiele się zmienił w przeciągu trzech stuleci, a opiera się na względnie prostych podstawach fundamentalnych”3, to jednak jest on nurtem różnorodnym i bardziej skomplikowanym, niżby się to wydawało. Tym bardziej więc różnić się będą od siebie światopoglądy czy ideologie wyrastające na odrębnych fundamentach kulturowych, religijnych czy społecznych. Konflikty wartości są więc wpisane we współistnienie społeczności opierających się na odrębnych porządkach aksjonormatywnych, choć – jak przekonuje Michael Walzer – „zadatki rozmytej i uniwersalistycznej moralności istnieją w każdej moralności gęstej i partykularystycznej”4. Trzeba więc poszukiwać wspólnoty wartości między różnymi kręgami kulturowymi i społecznościami, jednakże należy porzucić naiwną bądź egoistyczną wiarę, że nasze własne wartości stanowią swoisty rdzeń, na który zgodzić się powinni wszyscy.
Gray w „Dwóch twarzach liberalizmu” przekonuje, że „niektóre konflikty wartości w istocie pojawiają się na skutek występowania konkurencyjnych punktów widzenia na dobro”5. Różnorodność w jego postrzeganiu dostrzeżemy chociażby wtedy, gdy przyjrzymy się odmiennym ideologiom w ramach wyłącznie naszej euroatlantyckiej wspólnoty wartości. Tym bardziej więc różnić się będą interpretacje dobra budowane przez odmienne wspólnoty kulturowe czy aksjologiczne. Gray dowodzi, że „idea życia ludzkiego pozbawionego konfliktów wartości rozbija się na rafie sprzeczności ludzkich potrzeb”6. Pewnie z tym jego poglądem można by polemizować, jednakże wiara, że możliwe jest globalne i uniwersalne zdefiniowanie dobra, abstrahuje – jak się wydaje – od realiów i doświadczeń historii rodziny ludzkiej. Świat liberalny powinien się raczej skupić na poszukiwaniu owego wspólnego mianownika z przedstawicielami odmiennych kręgów kulturowych aniżeli angażować się w wojnę o aksjologiczny prymat wśród wszystkich konkurencyjnych systemów aksjonormatywnych, jakie determinują działania ludzkich wspólnot.
Euroatlantycka idea dominacji aksjologicznej i wiara w uniwersalizm europejsko-amerykańskiej wspólnoty wartości raczej buduje mury niż je burzy i demontuje. Zgodnie więc ze słowami Graya, nadszedł czas, aby rzeczywiście uwierzyć, że „najlepsze dla ludzi życie przejawia się w wielu odmianach i niektórych z nich nie da się ze sobą łączyć. Nie istnieje jedna forma życia najlepsza i najpełniejsza dla ludzi”7. Bez przyjęcia takiej postawy Europa i Ameryka zostaną zepchnięte na margines przez rosnących w siłę wrogów, którzy swoją pozycję budują na nienawiści wobec euroatlantyckiego świata wartości. Siła fundamentalizmu islamskiego i jego legitymacja zasadzają się właśnie na antyzachodnich resentymentach, te zaś budowane są w kontrze wobec amerykańskich i europejskich interwencji oraz uniwersalistycznych roszczeń. Nie należy rzecz jasna przyjmować, że terroryzm islamski Europejczycy i Amerykanie stworzyli sobie sami, jednak niewątpliwie zrobiliśmy wiele, by pomóc tym ruchom w uzyskaniu legitymizacji w społecznościach, w których wyrastały. Potrzeba, aby uznać występowanie konfliktów wartości za zjawisko naturalne, a wówczas wszelkie kontakty międzynarodowe można będzie oprzeć na poszukiwaniach owego wspólnego mianownika, czyli – jak mówi Walzer – „moralnego minimum”, nie zaś na podejmowaniu prób rozszerzania sfery aksjologicznej dominacji.
Ślepa wiara w demokrację
Europejscy liberałowie do połowy XIX w. przyjmowali względem demokracji postawę dość sceptyczną. Nawet John Stuart Mill, który jako pierwszy z liberalnych ideologów przyjmował demokrację i rząd reprezentatywny jako najlepszą z form ustrojów, podkreślał, że nie ma ona charakteru uniwersalnego. Wskazywał, że „kiedy lud jakiś nie ma należytego szacunku i przywiązania do rządu reprezentatywnego, nie można też żywić nadziei, aby ten rząd mógł się u niego utrzymać”8.
Liberalni demokraci XX-wieczni zanadto zapatrzyli się w skuteczność działania mechanizmów demokratycznych w kolebce swoich wartości, tym samym założyli, że demokracja również stanowi uniwersalne narzędzie organizacyjno-systemowe, które sprawdzić się musi w każdym środowisku. Paradoksalnie nawet XX-wieczne doświadczenia z eksportem demokracji powinny nas uczyć, że niekoniecznie tak jest. Ślepa wiara w uniwersalność demokracji jest więc nie tylko ahistoryczna, lecz także totalnie irracjonalna. Może nadszedł czas, aby odświeżyć Arystotelesowskie stanowisko, zgodnie z którym system polityczny (wówczas oczywiście Stagiryta pisał o ustroju, który rozumiał znacznie szerzej i bardziej kompleksowo) ma charakter co najwyżej instrumentalny.
Zdaje się, że ślepa wiara w demokrację pomija również wewnętrzne jej wady i mankamenty. Autor „Al-Kaidy i korzeni nowoczesności” zgadza się co do tego, że „demokracja ma wiele zalet, ale w czasach globalizacji również dość niewygodne konsekwencje”9. Ma on tutaj na myśli przede wszystkim przejmowanie władzy przez partie skrajnej prawicy i populistów, a także środowiska, które korzystają z demokratycznych narzędzi, by za ich pomocą demokratyczne instytucje demontować. Przykłady Iraku, Afganistanu czy Egiptu z ostatnich kilku lat mówią same za siebie. Dzieje Europy pokazują wszak, że demokracja może się stać również dźwignią dla władców nie tylko autorytarnych, lecz także totalitarnych. W krajach islamu to właśnie demokracja okazywała się kluczem do sukcesu i dominacji ugrupowań fundamentalistycznych, a zarazem wrogich Zachodowi. Okazuje się więc, że demoślepota niektórych apostołów liberalnych wartości, którzy za wszelką cenę dążyli do poszerzania przestrzeni wolności i demokracji, nierzadko skutkowała efektami sprzecznymi z ich wyjściowymi zamierzeniami, niejednokrotnie sprowadzając na tychże apostołów kłopoty.
Przekonanie o uniwersalizmie demokracji skutkowało również wiarą, że szereg innych ustrojowych i instytucjonalnych rozwiązań typowo zachodnich sprawdzić się musi w realiach pozaeuropejskich, na gruncie azjatyckim czy afrykańskim. Andrzej Szahaj przypomina, że „liberalizm opowiada się […] za rządami prawa, a w każdym prawie państwa demokratycznego zawarta jest pewna wizja moralności, której pozostaje się wiernym, będąc posłusznym prawu”10. Nie można więc uznawać europejskich rozwiązań instytucjonalnych za neutralne aksjologicznie idee przypominające rozstrzygnięcia specjalistów od świata przyrodniczego czy nauk ścisłych. Demokracja, rządy prawa czy prawa człowieka to narzędzia wyrosłe na gruncie euroatlantyckiego świata wartości. Szahaj dość optymistycznie stwierdza jednakże, że „liberał tym jednak różni się od nieliberała, że dostrzega względną wartość moralną nawet tych planów i celów życiowych, które jemu samemu są obce, a które nie gwałcą zasad prawa. Dlatego też jego stosunek do innych jest nacechowany życzliwością i zakłada ich osobową wartość, nie jest zaś nieufny i gotowy do natychmiastowego potępienia, gdy tylko znajdzie się stosowny pretekst”11. Dość to optymistyczne przekonanie nazbyt chyba idealizujące zachodnich liberałów zdolnych podobno do obiektywnego oglądu również swoich przekonań i korzeni. Ostatnie dwudziestolecie pokazuje chyba wyraźniej, że wielu przywódców – zarówno politycznych, jak i ideowych – zatraciło tę źródłowo liberalną przecież życzliwość oraz tolerancję wobec innych światów wartości.
Kapitalizm w służbie Zachodu
Wartości liberalne mają swoje odzwierciedlenie również w sferze organizacji życia gospodarczego. Kapitalizm od początku XIX w. – z różnym nasileniem, pamiętać bowiem trzeba o socjalnym „skręcie” przełomu wieków XIX i XX oraz o nurcie brytyjskiego tzw. Nowego Liberalizmu – towarzyszył rozważaniom i projektom liberalnych ideologów. Liberałowie – również piszący te słowa – zgadzają się co do tego, że mechanizmy wolnorynkowe w największym stopniu realizują zasadę sprawiedliwości w stosunkach gospodarczych. Czasem jednak środowiska liberalne zapominały – tutaj musimy się bić w piersi! – że ekonomia jest nauką społeczną, nie zaś dyscypliną ścisłą, a również kapitalizm zrodził się w określonych warunkach społecznych i na odpowiedniej podbudowie moralnej i antropologicznej. Można mieć obiekcje co do sceptycyzmu Graya, który przekonuje: „teoria ekonomiczna nie może wykazać, że wolny rynek jest najlepszym rodzajem systemu gospodarczego. Myśl, że wolny rynek jest najbardziej efektywnym sposobem funkcjonowania życia gospodarczego, stanowi jeden z filarów kampanii na rzecz globalnego wolnego rynku12”. Wszak wskazać możemy dziesiątki przykładów w historii świata, które jednoznacznie pokazują efektywność ustroju kapitalistycznego, jednak konieczna jest także świadomość, że ten system gospodarczy – jak każdy inny – również wymaga określonych podstaw aksjologicznych i nie jest możliwe szybkie zbudowanie go w każdym zakątku globu. Nie ma też doskonałej recepty na szybką implementację zasad liberalizmu ekonomicznego, czego dowodem chociażby różnorodność modeli kapitalizmu we współczesnym świecie.
Błędem liberałów ekonomicznych w ostatnich kilkudziesięciu latach było utożsamianie budowania kapitalistycznej gospodarki z rozmontowywaniem instytucji państwa. Było to efektem uproszczonej wizji państwa minimalnego, jaka upowszechniła się w ostatnim ćwierćwieczu XX w. Zapomniano o klasycznych założeniach doktryny Adama Smitha, wedle której gospodarka rynkowa wymagała istnienia sprawnego i skutecznego (czyli notabene silnego!) państwa pełniącego funkcję swoistego strażnika fundamentalnych zasad i ładu prawnego. Prześmiewcze określenie ukute przez Ferdinanda Lassalle’a – „stróż nocny” – pod koniec XX w. nabrało zupełnie innego znaczenia, a ideolodzy globalnego neoliberalizmu rozpoczęli promocję idei państwa wąskiego, wycofanego, często wręcz nieudolnego. Okazało się jednak, że to, co sprawdza się w warunkach aksjologii Zachodu, niekoniecznie działa w innych częściach świata. Gray dowodzi, że „sporą część odpowiedzialności za fiasko reform rynkowych w Rosji można przypisać temu, że zachodnie instytucje finansowe nie zrozumiały znaczenia państwa”13. Przekonuje, że nieudolna modernizacja systemu rosyjskiego (także na poziomie gospodarczym) oraz fatalne skutki społeczne tego procesu (m.in. niski przyrost naturalny oraz ukształtowanie się swoistego pseudokapitalizmu przestępczego) były konsekwencją wycofywania się państwa z kolejnych obszarów i osłabiania jego instytucji w latach 90. XX w.
Rzeczywiście, jeśli przyjrzeć się relacjom między państwem a gospodarką pod koniec XX w., to można dojść do wniosku, że w istocie „słabość państw jest po części skutkiem świadomej polityki. W radosnych latach 90. władza państwowa była postrzegana jako relikt kolektywizmu”14. Zaakceptowano nie wprost faktyczny upadek wielu państw na mapie współczesnego świata, co poskutkowało tym, że – jak przekonuje Gray – setki milionów ludzi żyją w stanie anarchii. Liberałowie za punkt honoru postawili sobie osłabienie państwa i jego wyeliminowanie z wielu sfer życia. Wszystko to odbywało się w duchu przywoływanych wartości autonomii jednostek ludzkich i nieingerencji państwa w życie racjonalnych indywiduów. „Likwidacja” państwa szła w parze z reformą gospodarki w kierunku „wolnorynkowizmu”, tym samym stworzono coś na kształt „kapitalizmu kasyna”, czyli modelu, w którym rolę dominującą odgrywać zaczął kapitał spekulacyjny. Czy taka diagnoza nie pobrzmiewa socjalistycznymi tęsknotami? Pewnie rzeczywiście należałoby się zastanowić nad zasadnością wszystkich wniosków Graya, jednak ma on na pewno rację, gdy konkluduje, że mechanizmy wolnorynkowe, a także skuteczność kapitalizmu w świecie zachodnim ściśle związane są ze swoistym backgroundem aksjologicznym i antropologicznym społeczności euroatlantyckich.
Choroba uniwersalizmu
Słabość państwa skutkuje dzisiaj – zdaniem Graya – kolejnymi ryzykami, z którymi uporać się muszą ludzie Zachodu. Kiedy uda im się zażegnać lub spacyfikować jedno z nich, po chwili pojawia się kolejne. Jednym z najniebezpieczniejszych ryzyk współczes-
nego Zachodu jest terroryzm, który – jak przekonuje autor „Al-Kaidy i korzeni nowoczesności” – dosłownie „żeruje na słabości państwa”15. Andrzej Szahaj – w polskim kontekście – dostrzega, że „spora część naszych elit politycznych i opiniotwórczych w sposób nieco analogiczny do zauroczenia socjalizmem poprzednich elit uznała, że nie ma żadnej alternatywy dla proponowanych rozwiązań”16, czyli kapitalizmu w wersji neoliberalnej tożsamego ze słabym i nieskutecznym państwem. Tak jak zabrakło dialogu dotyczącego modelu polskiego ustroju gospodarczego w początku lat 90., tak też zabrakło dialogu wokół zagadnień związanych z liberalnymi wartościami i ich europejską genezą. Przecież ideą liberalną nie jest państwo słabe sensu stricto, lecz państwo ograniczone – a przecież jedno i drugie nie są tym samym.
Liberałowie ekonomiczni zaślepieni przekonaniem o uniwersalności ideału państwa minimalnego i globalnej gospodarki wolnorynkowej zapomnieli, gdzie kapitalizm się narodził i co legło u jego źródeł. Jeden z największych koryfeuszy liberalizmu gospodarczego – Friedrich August von Hayek – przekonuje, że „reguły te [dotyczące działania państwa, społeczeństwa i gospodarki – przyp. S.D.] są przekazywane przede wszystkim za pośrednictwem tradycji, nauczania i naśladowania, w mniejszej mierze dzięki instynktowi”17. Gray wykazuje, że w wielu krajach „fundamentalizm rynkowy doprowadził do swego rodzaju odwróconego rozwoju”18 – przywołuje przykład Argentyny, w której radykalne, szybkie i abstrahujące od specyfiki społecznej, kulturowej i moralnej reformy w duchu kapitalistycznym doprowadziły do ruiny argentyńską klasę średnią, przyniosły lawinowy wzrost bezrobocia, głód, a w efekcie coś na kształt gospodarki barterowej. Tym samym wzywa on, aby również o wolnym rynku i kapitalizmie w wersji zachodniej myśleć jako o wynalazkach konkretnej kultury i aksjologii. Przestrzega przed uniwersalizowaniem – w jego opinii „myślenie o swobodach rynkowych w taki właśnie sposób, czyli jako o pochodnych podstawowych praw człowieka, jest powszechnym błędem”19.
Uniwersalistyczne roszczenia przywódców świata zachodniego sprowadziły na Europę i Amerykę szereg problemów, które także dziś znajdują swoje odzwierciedlenie w skomplikowanej sytuacji międzynarodowej. Zachód uwierzył, że jego zwycięstwo nie zostanie nigdy podważone, a tym samym, że euroatlantycka aksjologia daje uniwersalną odpowiedź na to, jaki jest człowiek oraz jak powinny być zorganizowane państwo, społeczeństwo i gospodarka. Tymczasem potęga Zachodu nie jest ani dowodem uniwersalizmu zachodnich wartości, ani tym bardziej gwarantem niepodważalności jego pozycji. Już przecież większe i silniejsze imperia waliły się w gruzy i słuch po nich ginął. Isaiah Berlin dostrzega: „często dziś słyszymy, że współczesność to epoka cynizmu i rozpaczy, uwiądu wartości oraz rozpadu stałych wzorców i punktów orientacyjnych cywilizacji Zachodu”20. Autor „Czterech esejów o wolności” nie zgadza się z tą diagnozą, nie zgodziłby się z nią również Gray. Bliższe prawdzie byłoby stwierdzenie, że żyjemy w świecie, w którym wartości coraz bardziej się przenikają, a odmienne systemy aksjonormatywne coraz częściej się z sobą ścierają, natomiast wartości Zachodu stały się rzeczywiście atrakcyjne dla wielu ludzi spoza euroatlantyckiego kręgu oddziaływania. Nie świadczy to jednak o tym, że wartości te mają charakter uniwersalny.
Koszmar przebudzenia
Gray przekonuje, że „w każdym realistycznym scenariuszu Stany Zjednoczone muszą nauczyć się żyć obok państw, które nie mają ochoty wyznawać ich wartości. A są to niemal wszystkie państwa na świecie”21. Pewnie można zarzucić mu przesadę i niepotrzebną emfazę, możliwe, że motywowane częściowo antyamerykańskimi fobiami. Na pewno jednak otwiera nam on oczy na realia świata, który w dobie postzimnowojennej przez pewien czas znalazł się na etapie euroatlantyckiej dominacji, jednak świat ten od tego czasu zdążył się ogromnie zmienić. Możliwe, że zmiany te dostrzegalne są także we wnętrzu samej tkanki Zachodu. Możliwe, że symbolami tej zmiany są nie tylko zwycięstwo Donalda Trumpa czy też narastające nastroje eurosceptyczne na Starym Kontynencie będące efektem m.in. tzw. kryzysu uchodźczego. Możliwe, że mamy do czynienia ze swoistą euroatlantycką czkawką po epoce dominacji Zachodu – zadławiliśmy się wiarą w uniwersalizm naszych wartości i pobudowanych na nich rozwiązań ustrojowo-instytucjonalnych. Możliwe, że nadszedł czas na przebudzenie.
1 J. Gray, Al-Kaida i korzenie nowoczesności, przeł. W. Madej, Fundacja Aletheia, Warszawa 2006, s. 88.
2 Tenże, Dwie twarze liberalizmu, przeł. P. Rymarczyk, Fundacja Aletheia, Warszawa 2001, s. 38.
3 I. Berlin, Cztery eseje o wolności, przeł. D. Grinberg, D. Lachowska i J. Łoziński, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2000, s. 70.
4 M. Walzer, Moralne maksimum, moralne minimum, przeł. J. Erbel, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012, s. 13.
5 J. Gray, Dwie twarze liberalizmu, Dz. cyt., s. 17.
6 Tamże, s. 19.
7 Tamże, s. 69.
8 J. S. Mill, O rządzie reprezentatywnym, przeł. G. Czernicki, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1995, s. 88.
9 J. Gray, Al-Kaida i korzenie nowoczesności, Dz. cyt., s. 109.
10 A. Szahaj, Jednostka czy wspólnota? Spór liberałów z komunitarystami a „‘sprawa polska’”, Fundacja Aletheia, Warszawa 2000, s. 314.
11 Tamże, s. 314.
12 J. Gray, Al-Kaida i korzenie nowoczesności, Dz. cyt., s. 62-–63.
13 Tamże, s. 69.
14 Tamże, s. 115.
15 Tamże, s. 116.
16 A. Szahaj, Kapitalizm drobnego druku, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2014, s. 148-–149.
17 F. A. von Hayek, Zgubna pycha rozumu. : O o błędach socjalizmu, przeł. M. i T. Kunińscy, Wydawnictwo Arcana, Kraków 2004, s. 21.
18 J. Gray, Al-Kaida i korzenie nowoczesności, Dz. cyt., s. 72.
19 J. Gray, Dwie twarze liberalizmu, Dz. cyt., s. 31.
20 I. Berlin, Cztery eseje o wolnościDz. cyt., s. 100.
21 J. Gray, Al-Kaida i korzenie nowoczesności, Dz. cyt., s. 143.