Jarosław Kaczyński nadchodzi. Słychać już odgłos jego kroków, dziennikarze „niezależni” już widzą przyszłe stanowiska w TVP i Polskim Radiu, moherowe psychofanki już układają kolejne pieśni dziękczynne, a producenci kajdanek liczą przyszłe zyski.
Jednak tym razem zwycięstwo Prezesa może mieć zupełnie inny wymiar niż w 2005. Jeśli wyniki najnowszego sondażu (TNS, 7-12 sierpnia) podstawi się do zasad obowiązującej ordynacji wyborczej, to w podziale na mandaty otrzymujemy następujący wynik: PiS 255 mandatów, Platforma 137, Kukiz 68. Reszta partii nie przechodzi progu, a głosy na nie oddane są zmarnowane. Czyli PiS ma samodzielnie rząd i może przyjąć każdą ustawę jaką chce, a skądinąd wiemy, że prezydent Duda podpisze ją bez mrugnięcia okiem. Witaj Polsko ze specjalnym podatkiem dla bogatych, z socjalem rozdawanym na lewo i prawo dla kolejnych grup popierających PiS, z „narodowymi i chrześcijańskimi” mediami publicznymi, ze specjalnymi uprawnieniami dla służb, z nawrotem do PRL w ochronie zdrowia, edukacji, systemie emerytalnym.
Ale to jeszcze nie koniec. Artykuł 235 Konstytucji mówi, że do jej zmiany potrzeba co najmniej 2/3, czyli konkretnie 307 głosów. A PiS z Kukizem mają łącznie 323 mandaty, mogą więc z nią zrobić co będą chciały. Na zdrowy rozsądek Kukiza chyba nie ma co liczyć, zresztą środowiska z którymi się obecnie związał oscylowały niegdyś wokół PiS i zapewne tylko on sam wierzy, że po wejściu do Sejmu nie zdradzą go i nie zwiążą się z powrotem z PiSem w zamian za jakieś koncesje.
A wtedy zmieni się nie tylko sytuacja polityczna, ale i ustrój. Przedsmak daje projekt konstytucji zgłoszony przed laty przez PiS, jednak był on zgłaszany w zupełnie innych okolicznościach, kiedy jeszcze PiS nie miał pełni władzy i mógł się krępować zgłaszając zbyt daleko idące propozycje. Realna szansa całkowitego przebudowania ustroju to okazja jaka się trafia raz na wiele lat, więc pewnie PiS nie omieszka z niej skorzystać.
Jakie wówczas czekają nas zmiany? Prezes Kaczyński nigdy nie lubił sądownictwa, bo nie wiadomo z góry jaki wyda wyrok. Trybunał Konstytucyjny też tylko potwierdza, że jest w stanie storpedować najlepsze i najprostsze pomysły, zupełnie jakby się uparł, że będzie stosował zasadę „imposybilizmu prawnego.” Tę niewygodę na pewno Prezes będzie chciał usunąć w pierwszej kolejności, bo w końcu nie po to wreszcie wygra wybory, żeby sądy przeszkadzały mu w sprawowaniu władzy. Kwestie podziału władz i sposobu przeprowadzania wyborów pewnie też ulegną zmianie, a już na pewno zmieni się przepis dotyczący zmiany tej nowej, „lepszej” konstytucji w taki sposób, aby w przyszłości nie było to już tak łatwe. I wtedy „przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”.
O to toczy się walka w nadchodzących wyborach, a nie o parę mandatów więcej lub mniej dla tej czy owej grupki. W obliczu takich zagrożeń partykularne interesy powinny zblednąć. Obowiązująca ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że wzmacnia silnych i osłabia słabych. Jeśli środowiska demokratyczne i wolnorynkowe nie będą umiały sformować wielkiego frontu obrony tych podstawowych wartości, to Kaczyński dowiezie sondażowy wynik do wyborów, a potem w jeden rok rozmontuje to, co udało się osiągnąć w ciągu 26 lat wolności. Dla powołania takiego frontu jest konieczne zrozumienie powagi sytuacji, a następnie pokonanie własnych ambicji, obaw i inteligenckiego dzielenia włosa na czworo.