I stało się. Biali Amerykanie wybrali sobie na prezydenta mulata – czarnucha, który pół wieku temu byłby pariasem pośród białych i pośród czarnych. Mieszaniec dwóch pogardzających sobą ras – cóż może być gorszego? Historia wyprzedziła wyobraźnię. Przynajmniej moją. Nie wierzyłem, że to się naprawdę stanie. Tym większe było moje zaskoczenie i tym większa jest moja radość dziś, 20 stycznia 2009 roku, w dniu zaprzysiężenia 44 prezydenta USA. „A imię jego czterdzieści i cztery” – zagadka nareszcie rozwiązana.
Nie sądzę, żeby wydarzyło się coś więcej. Ameryka nie będzie już pępkiem świata, a jej utraconej już niemal wewnętrznej spoistości, opartej na idei konstytucji, nie przywróci powyborcza euforia. Ale i tak nadal będziemy Amerykę kochać i oglądać amerykańskie filmy.
Prezydentura Obamy będzie pewnie poprawna, ale nie historyczna. Czas wielkich mężów stanu bodaj już przeminął. Polityka stała się na to zbyt profesjonalna, zbyt biurokratyczna, zbyt praworządna. A zresztą współczesne państwo to już nie to samo, co dawniej. Znaczenie dla dziejów świata, znaczenie symboliczne, będzie miała tylko skóra prezydenta. To poniżające, ale jakimś szczególnym, wywyższającym poniżeniem.
Wierzę, że dzień dzisiejszy to dzień triumfu. I to nie Murzynów, ale przede wszystkim białych Amerykanów. A razem z nimi całej liberalnej ludzkości. Oto biali ludzie, przez wieki mężnie współzawodniczący z czarnymi i żółtymi w okazywaniu pogardy ludziom innych ras, odważyli się niegdyś na rzecz niesłychaną – odważyli się pomyśleć, że czarny jest z natury równy białemu i powinien dzielić z nim te same, równe prawa. Wpierw, gdzieś w XIX wieku, ta obsceniczna myśl postała w głowie zwyrodniałych liberałów. Ale z biegiem czasu rozeszła się jak dobra nowina w coraz szerszych kręgach, aż wreszcie, gdzieś w latach siedemdziesiątych XX wieku została przyjęta powszechnie pośród białych mieszkańców globu. Rasa rasistów stała się w ciągu kilkudziesięciu lat rasą antyrasitów. I choć głoszone poglądy nie zawsze zgadzają się z uczuciami i pod grubą warstwą antyrasistowskich zaklęć zalega niemało uprzedzeń i pogardy, to wybór Obamy, w powszechnych i tajnych wyborach, udowodnił, że odmieniły się już także serca. Biała rasa pokazała na co ją stać. W bez mała dwa stulecia od wynalezienia antyrasizmu przyjęła tę ideę powszechnie i nauczyła się wedle niej żyć. Być może ma jeszcze wiele do zrobienia, ale już dziś może być wzorem dla innych. White (liberal) power!