Wraz z grupą kilku znajomych postanowiliśmy zaangażować się w politykę, czyli jak się nam naiwnie wydawało zrobić coś dla Polski. Zaczęliśmy od przejrzenia i zapoznania się z programami wyborczymi. Wybraliśmy jedną partię która nas zainteresowała. Następnie poczyniliśmy kroki aby wesprzeć dane ugrupowanie polityczne swoim członkostwem. Było to Stowarzyszenie Młodzi Demokraci, które popierało Platformę Obywatelską.
Na początku mieliśmy naprawdę wiele do zrobienia. Wynikało to z nadchodzącej kampanii wyborczej. Byliśmy zachwyceni, ponieważ organizowaliśmy spotkania z czołowymi postaciami teatru politycznego, urządzaliśmy akcje charytatywne i przekonywaliśmy ludzi by zagłosowali (tak jak wtedy sądziliśmy) na jedyną słuszną partię. Zaangażowani byli wszyscy – nawet znajomi znajomych. I w końcu nadszedł dzień, w którym nasz cel został osiągnięty. Partia, którą wspieraliśmy wygrała i zajęła najwięcej foteli w rządzie.
Byliśmy naprawdę zadowoleni, czuliśmy że nasza praca i wysiłki nie poszły na marne.
Niestety w końcu nadszedł czas kiedy Stowarzyszanie MD sprawiło nam zawód. Przestało cokolwiek się dziać, spotkania były coraz rzadsze, a ugrupowanie zaczęło zajmować się przepychankami na szczeblu władzy. Aby ukryć swoje poczynania organizowali wystąpienia, które wspierały opozycję przeciw władzy na Białorusi i .niewiele więcej. Zauważyliśmy, że należenie do stowarzyszenia nie ma sensu. Jeśli nasza praca ma przypadać tylko na okres kampanii wyborczej to nie ma w tym żadnej logiki i zdrowego rozsądku. Po pół roku zrezygnowaliśmy. Postanowiliśmy rozglądać się za innymi organizacjami. Podsumowując: stowarzyszenia polityczne wiele robią, lecz tylko na czas kampanii wyborczej. Po czym ugrupowanie zapada w zimowy sen i budzi się przed kolejnymi wyborami.
Mając na uczelniach znajomych z różnych frakcji młodzieżówek pytałam jak u nich wygląda praca w tych organizacjach/stowarzyszeniach.
Sądziłam, że po poglądach tych ludzi można przyjąć, że są to ludzie czynnie uczestniczący w działalności tychże organizacji – nic bardziej mylnego.
Jeżeli cokolwiek się dzieje to tylko w zrywach i porywach praktycznie przed wyborami, jakie by one nie były, zaczyna się tam ruch. Organizowane są spotkania, pikiety, czasami pogadanki, drukuje się plakaty, wymyśla chwytliwe hasła.
Po wyborach praktycznie nic się nie dzieje. Fakt – bo i nie może. Jeden z internautów o nicku „dziki” pisze: „każdy kto ma lub miałby coś do powiedzenia, kto ma własne zdanie jest odstawiany na boczne tory/lub patrz program partii macierzystej/nie wskazane odchyłki – tak więc panuje błogi spokój. Przerywany jakąś zadymą na wyraźne polecenie góry, wszelkie własne inicjatywy, poglądy – wręcz niewskazane. Czasami zdarzają się prelekcje czy jakieś spotkanie, ale to na zasadzie jeden czyta inni słuchają. Pytań nie zadają – broń boże dyskusje. Czasami wygląda to jak miting: hura, hura, jesteśmy najlepsi wypier.resztę.”
Sebastian, były członek jednego ze stowarzyszeń w Poznaniu: „Tu się tak naprawdę nic nie dzieje. Własna inicjatywa, zdanie, na temat tego co się wokół nas dzieje – na gospodarkę, politykę, problemy uczelni czy lokalnych samorządów jest niemile widziane. Jedynie jak nasi oponenci coś zrobią – nie ważne czy dobrze czy źle – zawsze robią to źle. I wtedy trzeba pokrzyczeć.
Inny internauta twierdzi, nie ma w szeregach wartościowych ludzi, a ci co są – to karierowicze do dziesięciu liczyć nie potrafiący. Mający plecy na górze – tak, że nawet na uczelni się ślizgają, bo jeden telefon z góry gościa dobrze podwiązanego, często stawia na baczność wykładowcę.
Fakt ten potwierdza kolega o nicku „stawierej”, który twierdzi: „Najlepiej być, nie odzywać się jak nie każą. Zawsze można się wtedy załapać na darmowe żarcie lub popitkę. Aktywiści i ludzie, co maja coś do powiedzenia dawno już wymarli albo wyjechali i maja to w dupie. Zostali tak naprawdę przytakiwacze, nieudacznicy, karierowicze popychani przez kolesiostwo ty mnie – ja ciebie.”
Emigrant „zedek”, były działacz jednej z młodzieżówek w Warszawie. „Do centrali trafiają wręcz ludzie w walizce przywiezieni, będący idealną ilustracją powiedzenia, że gdyby myślenie bolało to oni zwijaliby się z bólu. Skoro takie mają być efekty myślenia to twierdzę, że nie warto mieć własnych poglądów, własnego zdania a każde odstępstwo należy wręcz tępić.”
Człowiek nazywający siebie „socjalistą” pisze: „U nas wszystko można, byle się nie wychylać.” Zazdrości lepperowcom. „Jak jeszcze istnieli zawsze mieli coś własnego do powiedzenia, do zrobienia. Czasami im tego zazdrościłem, przynajmniej tym których znałem. Choć zawsze mieli pod górkę.”
Najlepszy był „rolnik”. Napisał, że został wytypowany do programu TV z kilkoma osobami z innych oddziałów swojej młodzieżówki. Wytypowanymi w nagrodę. Spotkanie miało się odbyć z jednym z przedstawicieli konkurencyjnej partii w zaciszu studia. „Jakie było moje zdziwienie jak dostaliśmy do nauczenia się kilkadziesiąt pytań z centrali. Ja chciałem odpowiedzi na pytania mnie nurtujące. Jednak nie nauczyłem się ich wraz z kilkoma innymi osobami i nasz udział w programie przepadł. Może i dobrze, bo teraz wiem, że należy mieć to gdzieś.”
Czytając te wszystkie wypowiedzi, a było ich kilkaset z różnych ugrupowań – od lewicy po prawicę – rysuje się smutny obraz społeczności młodych. Ludzi, którzy już nie pójdą na wybory, których własne zdanie będzie i tak niesłyszalne. Ludzi, którzy zostali pozbawieni wiary w lepsze jutro. Partie będą się cieszyć wynikami wyborów – wybiorą się wzajemnie ci sami – starzy. Młodzi, czyli reprezentatywna część narodu i tak jest oszukiwana, pomijana. U władzy pozostają karierowicze, ludzie bez własnego ego mający społeczeństwo za bezwładną masę uznający, że „ciemny lud wszystko kupi” opierający się na nieudacznikach i klakierach.
Artykuł pochodzi ze strony www.e-magnes.pl