Tęsknota za dwudziestoleciem międzywojennym nie może być wyłącznie przejawem bezrefleksyjnego sentymentu do wielkiego narodowego zwycięstwa, idealizacją czegoś, co dopiero zaczęto budować, nie może opierać się wyłącznie na smutku po bezpowrotnie utraconych źródłach, nie powinna sprowadzać się jedynie do dojmującego wspomnienia o czasach ciekawych, burzliwych i emocjonujących. Za tym sentymentem powinno iść przypomnienie, że okres międzywojnia – w każdym razie do zamachu majowego – był w Polsce także czasem wolności. Ale czy był też czasem liberałów?
Wolne państwo
Przede wszystkim był to czas kształtowania się wolnego państwa polskiego. Rok 1918 z wszystkimi kolejnymi wydarzeniami, które niepodległej Polsce pozwoliły odrodzić się po 123 latach niewoli, należy traktować jako triumf marzenia o wolności.
Rok 1918 dał Polakom i nowej Polsce nadzieję na wkomponowanie się w powojenny ład europejski i światowy. Wolne państwo stało się jednak również zobowiązaniem, przed którym stanęły w szczególności elity polityczne, niby już w pewnym stopniu ukształtowane na przełomie XIX i XX wieku, ale jednak zupełnie nieprzystosowane do warunków pełnej odpowiedzialności za wielomilionowy konglomerat. Czy wśród tych środowisk dostrzegamy też przynajmniej raczkujący liberalizm?
Liberałowie Dmowskiego i liberałowie Piłsudskiego
W nowych warunkach politycznych niepodległej Rzeczpospolitej już w 1918 roku rozpoczął się proces formowania sceny politycznej nowego państwa. Większość stronnictw politycznych miała już swoją historię, napisaną działaniami społecznymi i niepodległościowymi podejmowanymi jeszcze w okresie zaborów, część z nich stanowiła następczynie czy kontynuatorki legalnych bądź nielegalnych organizacji podziemnych, niektóre uległy przeorganizowaniu i przeformułowaniu. Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Wojciech Korfanty, Ignacy Daszyński, Wincenty Witos czy Stanisław Wojciechowski w okresie zaborów byli związani z aktywnymi od lat na forum społecznym, politycznym i międzynarodowym środowiskami socjalistycznymi, narodowymi, ludowymi bądź też chadeckimi. I tak w pierwszym polskim sejmie wybranym w demokratycznych, pięcioprzymiotnikowych wyborach największymi klubami były: Chrześcijański Związek Jedności Narodowej (potocznie zwany Chjeną, ugrupowanie o charakterze narodowo-katolickim, w którym zasiadali również konserwatyści i chadecy), Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” (partia ludowa o charakterze chadeckim), Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie” (lewicowa partia chłopska), Polska Partia Socjalistyczna (lewicowa, masowa partia robotnicza). Wśród ugrupowań zasiadających w sejmie pierwszej kadencji – podobnie zresztą jak w kolejnych sejmach międzywojnia – nie było partii liberalnej, nawet raczkującej czy namiastkowej, stąd często stawiany wniosek, że w Polsce doby dwudziestolecia międzywojennego nie było liberalizmu lub że nie było liberałów.
Słabość liberalizmu politycznego nieposiadającego swego zaplecza w parlamencie była faktem niewątpliwym i bezdyskusyjnym. Z tego właśnie powodu ludzi o przekonaniach liberalnych znaleźć można było w różnych ugrupowaniach politycznych tego okresu. Jeśli chodzi o posłów odwołujących się do poglądów liberalizmu ekonomicznego, to największą ich liczbę można było znaleźć w ławach endeckich. W młodości z ideami liberalnymi sympatyzował chociażby późniejszy dwukrotny premier Władysław Grabski, autor reformy monetarnej. Do działaczy endecji mocno zaangażowanych w sprawy ekonomiczne i zarazem o silnym wolnorynkowym podejściu należeli: Edward Taylor, twórca tzw. poznańskiej szkoły ekonomii i współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, oraz Roman Rybarski, zwolennik państwa liberalnego z niewielkimi jego korekturami, współautor reformy skarbowej Grabskiego, pracujący kolejno na Uniwersytecie Jagiellońskim, Politechnice Warszawskiej i Uniwersytecie Warszawskim. Z endekami sympatyzował również Adam Heydel, profesor ekonomii Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Akademii Umiejętności, jeden z wybitniejszych działaczy krakowskiej szkoły ekonomii, rozstrzelany w zbiorowej egzekucji w obozie koncentracyjnym Auschwitz w 1941 roku. Endecja mieniąca się formacją ogólnonarodową z konieczności przyciągała przedstawicieli różnorodnych nurtów myślenia o państwie – paradoksalnie obok nacjonalistycznych etatystów można było dostrzec narodowo zorientowanych leseferystów.
Znajdujemy jednakże liberałów również w innych środowiskach politycznych. W szczególności można tutaj wskazać środowiska piłsudczykowskie, czyli m.in. stworzony po zamachu majowym Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, który z założenia nie miał być ugrupowaniem politycznym, tylko ogólnonarodowym forum wspierającym sanację. Toteż do BBWR-u należeli zarówno socjaliści, chrześcijańscy ludowcy, jak i właśnie liberałowie. Więzią konstytuującą tak zróżnicowane środowisko było uznawanie autorytetu marszałka Józefa Piłsudskiego i chęć zapewnienia poparcia obozowi sanacji, dla niektórych istotną rolę odgrywały zapewne czynniki z pogranicza koniunkturalizmu, dla innych – wiara w moralną odnowę i uwolnienie państwa z wszechwładzy „politycznej hucpy”. Niewątpliwie najbardziej znanym i zasłużonym myślicielem liberalnym związanym z posanacyjnym obozem władzy był Adam Krzyżanowski, poseł na sejm drugiej i trzeciej kadencji, z przekonania libertarianin, profesor i prorektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, po II wojnie światowej poseł sejmu ustawodawczego z ramienia Stronnictwa Demokratycznego. Pewne elementy myślenia liberalnego znaleźć można także u Eugeniusza Kwiatkowskiego, Kazimierza Bartla czy Gabriela Czechowicza, jednak daleko im do liberalnych przekonań Krzyżanowskiego. Do liberalizmu przyznawał się także Leon Kozłowski, premier w epoce sanacyjnej, profesor archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w młodości działacz Związku Młodzieży Postępowej, później jeden z twórców „miejsca odosobnienia” w Berezie Kartuskiej, do którego trafiali więźniowie polityczni z działaczami komunistycznymi i ukraińskimi nacjonalistami na czele.
Jak widać, liberałowie polityczni funkcjonowali w Drugiej Rzeczpospolitej w strukturach władzy. Choć nigdy nie tworzyli partii politycznej, stronnictwa ani klubu parlamentarnego, to jednak niejednokrotnie kierowali ministerstwami gospodarczymi, współtworzyli ustawodawstwo regulujące funkcjonowanie gospodarki państwowej i relacje między państwem a gospodarką i przedsiębiorcami. Działalność polityczną podejmowali głównie w środowisku endeckim oraz piłsudczykowskim, czyli w ramach dwóch największych bloków politycznych tamtego okresu, co – ze względu na brak odrębnych struktur liberalnych – właściwie w ogóle nie powinno nas dziwić.
Liberalne rozproszenie
Jak to się działo, że pod względem politycznym liberałowie międzywojenni nie potrafili bądź nie chcieli stworzyć instytucjonalnej struktury, która zrzeszałaby wyłącznie ludzi o chociażby wolnorynkowych czy też w szerokim rozumieniu liberalnych przekonaniach? Ryszard Skoczyński wymienia kilkanaście przyczyn, z których powodu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości nie wykrystalizował się spójny liberalny nurt polityczny. Należą do nich m.in.: słabość polskiej reformacji i silne wpływy kontrreformacji, słabość polskiego oświecenia w porównaniu z dynamicznym oświeceniem zachodnioeuropejskim, kolektywistyczne i anarchistyczne skłonności polskiej szlachty, brak silnej warstwy mieszczańskiej, trwałość i siła oddziaływania tradycji katolickich, wzrost roli Kościoła katolickiego w okresie zaborów, antyliberalne tendencje polskich tradycji romantycznych, radykalnie antyliberalna polityka trzech zaborców itd.. Jeśli dodać do tego jeszcze reformatorsko-ustrojowy charakter liberalizmów XIX i początków XX wieku, wówczas zrozumiałe wydaje się to, że łatwiej było pojawić się środowiskom liberalnym w państwach niepodległych, w których podejmowano debatę o ustroju, niż w społeczeństwach, w których nie forma ustroju, lecz sama kwestia odzyskania niepodległości była celem i zadaniem.
Zarówno endecja, jak i środowiska piłsudczykowskie stanowiły pod względem poparcia społecznego najbardziej masowe ruchy polskiego międzywojnia. Skupiały zarówno warstwy inteligenckie, ludzi wykształconych, jak i niewykształconą ludność wiejską i robotniczą. Dziś pewnie można by je określić mianem catch-all parties. Z perspektywy liberałów międzywojennych miało to oczywiście swoje dobre i złe strony. Dobrą stroną takiej formuły funkcjonowania liberalizmu w międzywojniu była możliwość wywierania wpływu na politykę różnych ugrupowań partyjnych oraz samodzielne podejmowanie decyzji po uzyskaniu wysokich stanowisk państwowych. Z drugiej jednak strony brak liberalnej partii politycznej uniemożliwiał prezentowanie społeczeństwu koherentnego liberalnego programu politycznego, gospodarczego i społecznego, skłaniał do uzupełniania elementami liberalnymi działań podejmowanych w duchu zupełnie odmiennych doktryn politycznych czy ideologii.
Również Roman Wapiński dostrzegał obecność liberałów w szczególności w środowiskach endeckich – wskazuje tym samym, że „pozostali zwolennicy idei liberalnych działali raczej w rozproszeniu. Spotykamy ich wśród współpracowników tych czasopism, które jeżeli nie bez zastrzeżeń, to przynajmniej w znaczącym stopniu stwarzały możliwość propagowania wartości liberalnych w efemerycznych ugrupowaniach politycznych i w kręgach przywódczych niektórych liczących się w życiu politycznym ugrupowań. Nie dysponowali oni jednak szansami rzeczywistego upowszechnienia tych wartości”. A i rzeczywistość polityczno-społeczna Polski międzywojennej nie stwarzała przyjaznego środowiska dla liberalnej aksjologii, która mogłaby rozkwitać i przyciągać nowych jej sympatyków. Pierwszy okres w historii niepodległej Rzeczpospolitej obejmujący – jak zwykli mawiać piłsudczycy – „wszechwładzę partyjniactwa” (1918–1926) to czas wielkich sporów ustrojowych i walk o władzę między nacjonalistami i ich wizją państwa narodowego, aktywnie wchłaniającego mniejszości narodowe, a socjalistami wzywającymi do ponadnarodowej, ponadklasowej solidarności. Uczucia, jakimi kierowali się zarówno endecy, jak i socjaliści, nie pozostawiały miejsca na silną doktrynę umiarkowanego centrum politycznego, jakim potencjalnie mogliby być liberałowie. Polityka międzywojnia wymagała opowiedzenia się po jednej ze stron tego konfliktu: albo po stronie Polski Dmowskiego, albo po stronie Polski Piłsudskiego. „Liberalizm ciepłej wody w kranie” nie mógł zdać recepty, „liberalizm radykalnych uczuć” byłby czymś w polskich warunkach zupełnie nowym, obcym i zapewne budzącym nieufność.
Nie łatwiej było rozwinąć skrzydła liberałom po zamachu majowym. Polska w 1926 roku – na skutek zamachu majowego Józefa Piłsudskiego – odrzuciła kierunek demokratyczny i zwróciła się w kierunku reżimu autorytarnego, co ostatecznie przypieczętowane zostało przyjęciem w 1935 Konstytucji kwietniowej znoszącej system parlamentarno-gabinetowy, a wprowadzającej prezydencko-autorytarny. Rządy sanacji cechowały się druzgocącą krytyką tzw. partyjniactwa, przekonaniem o kryzysie demokratyzmu i o konieczności wprowadzenia rządów silnej ręki, dla których legitymacją będzie nie wyłącznie kartka wyborcza, ale przede wszystkim autorytet. Jeden z głównych ideologów sanacji, Adam Skwarczyński, podnosił kwestię konieczności stworzenia ogólnonarodowej i pozapartyjnej organizacji, która łączyłaby ludzi odmiennych ideologii i jednocześnie stanowiła zaplecze myślenia propaństwowego. Taki charakter miały zresztą zarówno Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, jak i Obóz Zjednoczenia Narodowego, choć ten drugi na pewno w mniejszym stopniu spełniał te kryteria niż BBWR. Nie dziwi więc, że także liberałowie gospodarczy mogli znaleźć dla siebie miejsce w takim ugrupowaniu. Na pewno zaś nie można było mówić tutaj o liberalizmie politycznym czy ustrojowym, gdyż sanacja była de facto zaprzeczeniem obu.
Liberalizm i libertarianizm w Krakowie
Najprężniejszym ośrodkiem myślenia liberalnego w Polsce międzywojennej była niewątpliwie krakowska szkoła ekonomii. Tworzyli ją naukowcy zorganizowani wokół działającego w latach 1921––1939 Towarzystwa Ekonomicznego. Prekursorami myśli liberalnej w Krakowie byli już w XIX wieku Julian Dunajewski i Włodzimierz Czerkawski, obaj bliscy ideowo klasycznemu liberalizmowi ekonomicznemu Adama Smitha. Ich kontynuatorami byli natomiast Adam Krzyżanowski i Adam Heydel – podobnie jak ich poprzednicy związani z klasyczno-liberalnym myśleniem o polityce i gospodarce, jak również bliższy tradycji socjalno-liberalnej Ferdynand Zweig. Do pozostających w kręgu krakowskiej szkoły ekonomii Krystyna Rogaczewska zalicza również: Janusza Libickiego, Edwarda Taylora, Romana Rybarskiego, Bernarda Friedigera oraz Tadeusza Bernadzikiewicza. Rogaczewska przekonuje, że „liberalizm szkoły krakowskiej ma charakter kompleksowy, gdyż nie opisuje jedynie zjawisk ekonomicznych”, a „jednym z podstawowych założeń jest przekonanie, że istnieją związki między ekonomią i polityką, ponieważ od sposobu zorganizowania władzy politycznej zależy, czy wartości liberalne mogą się urzeczywistnić”. Jak widać, niezależnie od słabości liberalizmu w sferze politycznej i partyjnej krakowska szkoła ekonomii i tak starała się stworzyć pełny i systemowy projekt liberalnego ustroju państwowego (państwo jednak należy tutaj rozumieć w sensie szerokim, również jako gospodarkę, społeczeństwo i kulturę, nie zaś tylko jako administrację rządową i terenową).
Szkoła krakowska przyjmowała wizję liberalizmu integralnego, albowiem zakładano – jak pisze Rogaczewska – że „liberalizm w gospodarce bez liberalizmu politycznego i kulturowego jest niemożliwy”. Liberalizm integralny w wydaniu myślicieli krakowskiej szkoły ekonomii musi być traktowany jako ideologia i światopogląd, nie wolno go nigdy ograniczać wyłącznie do wymiaru ekonomicznego. I tak Krzyżanowskiego interesowały również takie zagadnienia jak: system rolny i zrzeszenia rolnicze, polityka monetarna, socjalizm, wojna bałkańska przełomu 1912 i 1913 roku, polityka wojenna i socjologia wojny, struktura społeczeństwa polskiego po I wojnie światowej, zjawisko biedy, moralność jemu współczesna i etyka chrześcijańska. Heydel oprócz typowo ekonomicznych zagadnień, jak teoria dochodu społecznego, metodologia ekonomii czy zagadnienie produktywności, interesował się także wpływem kapitalizmu i socjalizmu na etykę. Zweiga interesowały warunki pracy robotników, wpływ systemu ekonomicznego i politycznego na życie codzienne ludzi, rozwój technologiczny, a także historia doktryn ekonomicznych. Podobnie wyglądało to w przypadku innych myślicieli związanych ze szkołą krakowską. Ich szerokie zainteresowanie sprawami społecznymi i politycznymi dowodzi w sposób niezbity, że mieliśmy do czynienia z liberalizmem szeroko rozumianym i to z liberalizmem integralnym. Ciekawe, że w Polsce współczesnej wciąż nie ma wpływowego środowiska politycznego, które przyjmowałoby tak rozumiany liberalizm integralny, obejmujący zarówno kwestie ekonomiczne, jak i polityczne, społeczne oraz kulturowe.
Liberałowie krakowscy tak szeroko rozumiany liberalizm integralny określali – jak przypomina Rogaczewska – systemem najsprawniejszym, najefektywniejszym, najlepiej zaspokajającym potrzeby ludzi, a zarazem obarczonym najmniejszymi kosztami jego realizacji. Pomimo takiego podejścia do liberalizmu trudno przedstawicieli szkoły krakowskiej nazwać hurraoptymistami liberalnymi czy libertariańskimi, a w ich pismach nie znajdziemy buńczucznego idealizowania tej doktryny politycznej ani ślepoty na jej ewentualne błędy czy niekorzystne dla społeczeństwa skutki zastosowania w praktyce. W szczególności u młodszych ekonomistów krakowskich – kontynuatorów Dunajewskiego i Czerkawskiego – dostrzec można sporo ostrożności wobec liberalnych pomysłów i założeń oraz dużą dozę sceptycyzmu wobec wszelkich odgórnie ustalanych propozycji organizacji ładu politycznego, gospodarczego i społecznego. Wszyscy byli jednakowoż zwolennikami koncepcji ładu samorzutnego, w którego ramach człowiek to homo oeconomicus, samodzielnie podejmujący racjonalne decyzje, które przynoszą mu maksymalny zysk i minimalną stratę. Liberałowie krakowscy – niezależnie od konserwatywnych sympatii niektórych z nich – mocno podnosili założenie indywidualistyczne i zawsze jednostkę stawiali w centrum swoich rozważań. Także ten element sprawiał, że ów nurt był niezwykle wyjątkowy w całym konglomeracie etatystycznych i kolektywistycznych przekonań dużej części środowisk politycznych Drugiej Rzeczpospolitej. Wierzyli – niektórzy powiedzą, że w sposób naiwny – w harmonię, będącą efektem działania wolnych i racjonalnych jednostek, oraz nieuświadomioną mądrość wyłaniającego się z tak zorganizowanych relacji międzyludzkich ładu samorzutnego.
Warunkiem postępu jest spontaniczność. Planowanie burzy ludzką odwagę i przedsiębiorczość, uniemożliwia wprowadzenie mechanizmów samokorygujących, a ponadto zakłada nieomylność nielicznej grupy społecznej, czy też grup społecznych, które sprawują władzę i uczestniczą w procesie decyzyjnym. Troska o jednostkę zawsze wypływała z wszystkich pism przedstawicieli krakowskiej szkoły ekonomii. Ich zainteresowanie takimi sprawami jak chociażby edukacja, pokój na świecie i pacyfizm, współpraca międzynarodowa, ochrona środowiska w rzeczywistości sprowadzało się do refleksji nad najskuteczniejszym osiągnięciem przez jednostkę możliwie największego bogactwa, bo i bogactwo miało być celem dążeń jednostki w ich myśli politycznej, społecznej i gospodarczej. Jak mówi Rogaczewska, dla działaczy krakowskiej szkoły ekonomii liberalizm jest „systemem dochodzenia do bogactwa”. To spojrzenie w latach 20. dość często powracało, także w podejmowaniu przez czynniki polityczne decyzji dotyczących rozwiązań gospodarczych. Wapiński dostrzega, że właśnie „w latach dwudziestych zaznaczały one swą obecność dość wyraźnie, przynajmniej w poczynaniach kręgów opiniotwórczych i przywódczych”. Niepokojące zjawiska lat 30., a mianowicie zmniejszenie zaufania do demokracji i wielki kryzys gospodarczy z wszystkimi jego niebagatelnymi skutkami społecznymi i kulturowymi, także w Polsce doprowadziły do powszechnego wzrostu poparcia dla tendencji autorytarnych. Ów ciekawy projekt krakowski nie mógł rozkwitnąć.
Liberalizm kulturowy
W całym tym obrazie rozproszenia polskiego liberalizmu w dobie dwudziestolecia międzywojennego ważne miejsce zajmuje sfera literatury i kultury. Tutaj zaś na piedestale należy umieścić powstały w 1924 roku tygodnik literacko-społeczny pt. „Wiadomości Literackie”. Zdaniem Marka Czarneckiego „Wiadomości Literackie” były „pierwszym tak dużym periodykiem promującym liberalny światopogląd
w II Rzeczypospolitej, można je określić jako awangardę polskiego liberalizmu”. Redaktorem naczelnym pisma był Mieczysław Grydzewski, który wcześniej założył periodyk „Skamander”, a jego główne zaplecze intelektualne stanowili pisarze, poeci i literaturoznawcy przede wszystkim właśnie z kręgu skamandrytów: Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Kazimierz Wierzyński, Jan Lechoń, Jarosław Iwaszkiewicz, ale także: Jerzy Libert, Tadeusz Boy-Żeleński, Ksawery Pruszyński, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Stanisław Ossowski. To właśnie na łamach „Wiadomości Literackich” w 1933 roku swoim opowiadaniem „Ptaki” debiutował Bruno Schulz. Już sam skład publicystów i współpracowników tygodnika mówi wystarczająco dużo o całym tym środowisku, każe postrzegać je jako zróżnicowane i pluralistyczne, zasobne w indywidualności i kontrowersje, ale zarazem dość wpływowe i na pewno opiniotwórcze, w szczególności w kręgach tzw. inteligenckich.
Było to również środowisko, które wprost – podobnie zresztą jak krakowska szkoła ekonomii – deklarowało się jako liberalne. Tak w każdym razie zawsze mówił o sobie Grydzewski. Nie można jednak powiedzieć, że środowisko to zamykało się wyłącznie na autorów związanych z pismem wspólnymi przekonaniami, światopoglądem i pomysłami na państwo czy społeczeństwo. Wręcz przeciwnie, w „Wiadomościach Literackich” publikowali także ludzie związani z endecją, jak chociażby Jerzy Weyssenhoff czy Adolf Nowaczyński, sanacją: Julian Kaden-Bandrowski czy Melchior Wańkowicz, ale można było w nich znaleźć również teksty komunistów. Paweł Hulka-Laskowski tak komentował pluralizm pisma Grydzewskiego: „«Wiadomości Literackie» nie są pismem rewolucyjnym, ale nie zamykają ust rewolucjonistom, nie są konserwatywne, ale gdy inteligentny zachowawca ma coś do powiedzenia, gościnnie otwierają mu swoje łamy. Czy to źle, że w piśmie tym spotyka się dotychczas tylu różnych pisarzy, należących do zgoła odległych obozów, szkół, partii i mających tak różne poglądy? Gdyby «Wiadomości» były salonem, gospodarza tego salonu należałoby uważać za wyjątkowy talent organizacyjny i towarzyski, iż ludzi unikających się gdzie indziej potrafi łączyć, zespalać, zbliżać pod swoją strzechę”. Liberalizm praktyczny Grydzewskiego i jego „Wiadomości Literackich” to przede wszystkim otwartość na poglądy drugiego człowieka, wiara w rozmowę i konsens, a także odwaga w podejmowaniu tematów wzniosłych społecznie.
Linia programowa „Wiadomości Literackich” – mowa oczywiście o linii prezentowanej przez stałych współpracowników tygodnika – pozwala nam umieścić to środowisko w ramach liberalizmu antropologicznego, politycznego, społecznego i kulturowego. Na tematy gospodarcze wypowiadano się na łamach „Wiadomości” rzadziej. Z punktu widzenia liberalizmu antropologicznego mamy tutaj do czynienia z indywidualizmem, racjonalizmem i optymizmem antropologicznym. Jeśli chodzi o aspekt społeczny, to „Wiadomości” promowały tolerancję dla wszelkich odmienności, stawały na straży praw mniejszości narodowych i etnicznych, opowiadały się za emancypacją kobiet. Przyjęty pogląd indywidualistyczny nie miał nic wspólnego z atomizmem społecznym, albowiem pojawiały się także wątki solidarystyczne (można by więc mówić o pewnych elementach liberalizmu socjalnego). Na poziomie politycznym opowiadano się za demokracją parlamentarną z poszanowaniem praw – jak już wspominano – mniejszości narodowych i etnicznych. Większość publicystów stawała w obronie wolności i swobód obywatelskich i politycznych, co – w szczególności w czasach radykalizacji polityki sanacji w relacjach z opozycją – wymagało sporej odwagi. Liberalizm kulturowy przejawiał się nie tylko w stosunku do kwestii emancypacji kobiet, lecz także w pojawiających się wątkach proaborcyjnych i pacyfistycznych. Środowisko to opowiadało się także za państwem laickim, czyli za wyraźnym oddzieleniem Kościoła od sfery państwowej.
Jak widać, narzekanie na próżnię w myśleniu wolnościowym epoki dwudziestolecia międzywojennego to zwyczajny nonsens lub co najmniej uproszczenie. Także bowiem „Wiadomości Literackie” stanowią niezbity dowód, iż taki sposób myślenia – myślenia liberalnego – w ówczesnej Polsce występował i cieszył się pewnym poparciem, w szczególności w wykształconych grupach społecznych. Czym innym są przyczyny tego, że poglądy te nie cieszyły się zainteresowaniem większości społeczeństwa, a czym innym przyczyny zwracania się mas społecznych ku środowiskom endeckim, socjalistycznym czy piłsudczykowskim. Nie jest więc tak, że wolnościowo ukierunkowani obywatele nie mieli żadnej możliwości zaangażowania. Mogli – jak chociażby Tuwim – w swoim wierszu „Absztyfikanci grubej Berty” wyrażać swoje niezadowolenie postępującym etatyzmem, ograniczaniem swobód opozycji i mniejszości narodowych, a zarazem pokazywać odważną postawę liberalnego dystansu, sceptycyzmu i umiaru. W „Absztyfikantach…” Tuwim pisze:
„I wy, o których zapomniałem,
lub pominąłem was przez litość,
albo dlatego, że się bałem,
albo, że taka was obfitość,
i ty cenzorze, co za wiersz ten
zapewne skażesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę!”.
Ironia i dystans towarzyszą tutaj przekonaniu, że wszelkie totalne projekty polityczne, wielkie systemy filozoficzne i religijne, apodyktyczne dowody pewnych siebie myślicieli – wszystkie one nie mają większego znaczenia, bo świat i tak jest dużo bardziej skomplikowany, i ujmowanie go w jakiekolwiek sztywne ramy jest zwyczajnie błędem i naiwnością. Liberalizm krytyczny i sceptyczny – to jest liberalizm międzywojnia.
„Całujcie mnie wszyscy w…”
Tuwim wzywa wszystkich tych, którzy są przekonani o własnej nieomylności, aby – za przeproszeniem – „pocałowali go w dupę”. Czy to jest deklaracja polskiego liberalizmu międzywojennego? Paradoksalnie tak chyba właśnie było. Liberałowie międzywojenni przyjęli postawę sceptyczną, także wobec własnych poglądów na państwo, społeczeństwo, gospodarkę i sferę kulturowo-obyczajową. Przyjęli dystans, albowiem widzieli, jak w przestrzeni publicznej ścierają się z sobą masowe ruchy tworzone przez nacjonalistów, socjalistów i piłsudczyków. Te kolektywistyczne wizje świata, w których centralnym punktem był naród, państwo, albo egalitarystycznie pojmowane społeczeństwo, nie mogły przekonać tych, dla których wolność, własność, indywidualizm i autonomia jednostki były podstawowymi wartościami. A ludzie o takich poglądach funkcjonowali w polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej lat 1919–1939, niektórzy posiadali znaczne wpływy, jak na reprezentantów tak marginalnego środowiska jakim – obiektywnie rzecz ujmując – byli ówcześni liberałowie.
Liberalizm polityczny zatriumfował, kiedy wraz z uchwaleniem Konstytucji marcowej przyjęto rozwiązania ustrojowe zgodne z fundamentami zachodnioeuropejskich państw liberalno-demokratycznych. Klęską tej wizji liberalno-demokratycznego państwa był zamach majowy i Konstytucja kwietniowa, jednak liberałowie nadal współtworzyli rządy i zasiadali w kierownictwach partii opozycyjnych. Nie było co prawda miejsca na partię liberalną – możliwe że na taką partię było zwyczajnie za wcześnie – ale liberalni z przekonania politycy współuczestniczyli w zarządzaniu państwem. Oczywiście, przyłączając się do endecji czy organizacji piłsudczykowskich musieli, nolens volens, niejednokrotnie zawieszać swoje liberalne przekonania. Z jednej więc strony można by o nich mówić jako o oportunistach, z drugiej strony zaś jak o tych, którzy widzieli szansę realizacji przynajmniej niektórych swoich pomysłów w ramach któregoś z tych wielkich bloków. Niektórzy widzieliby w nich realistów politycznych, liberałów pragmatycznych, którzy – podobnie jak Tuwim – mówią „Całujcie mnie wszyscy w…” wielkim projektom i ideologiom, przedkładają nad nie rozwiązania realne i mieszczące się w zasięgu ich możliwości. Taki liberalizm może i nie napawa gorącymi uczuciami, jest jednak postawą, której nie sposób jednoznacznie potępić. Można by określić taki liberalizm mianem sytuacyjnego czy – jak już wcześniej pisałem – pragmatycznego.
Liberalizm ekonomiczny nie zatriumfował w dwudziestoleciu międzywojennym. Trzeba wręcz powiedzieć, że okres ten okazał się triumfem gospodarki interwencjonistycznej, etatyzmu i rozwiązań planistycznych. Odpowiedzią na wielki kryzys gospodarczy był rozrost państwa, który tak bardzo krytykowali liberałowie i libertarianie w Europie i na całym świecie. Takim zmysłem krytycznym wykazywali się również przedstawiciele krakowskiej szkoły ekonomii, nawiązującej do liberalizmu klasycznego, bliskiej dwudziestowiecznym rozwiązaniom libertariańskim. Uczeni z kręgu krakowskiego Towarzystwa Ekonomicznego zdawali się mówić „całujcie nas wszyscy w…” (mowa oczywiście o tych, którzy nie flirtowali z władzą) w szczególności wszystkim zwolennikom omnipotencji państwa, etatystom, „centralisto-planistom”, których w polskiej polityce było wtedy wielu. Taka odważna postawa sprzeciwu nieczęsto prowadziła do przeorientowania polityki gospodarczej państwa, ale zdarzały się także i takie przypadki. Krakowska szkoła ekonomiczna nie była w dwudziestoleciu międzywojennym dominującą szkołą myślenia o gospodarce, ale jej uczniowie pracowali w ministerstwach i brali udział w kreowaniu ładu gospodarczego w Polsce. I znowu brak triumfu, brak gorących uczuć…
Liberalizm kulturowo-obyczajowy nie zatriumfował, chociaż kręgi mieszczańsko-inteligenckie rzeczywiście stawały się coraz bardziej liberalne. „Wiadomości Literackie” nie były ani najbardziej poczytnym tygodnikiem, ani najbardziej wpływowym. Stały się jednak forum wymiany poglądów przedstawicieli myślenia wolnościowego, którzy niejednokrotnie do debaty zapraszali także przedstawicieli zupełnie innych środowisk i sposobów myślenia. „Wiadomości” zaczęły budować swoisty liberalny salon, przekonywać do siebie młodych i ambitnych odbiorców, uwrażliwiać ich na ważkie problemy społeczne, podnosić chociażby sprawę kobiet. Tuwimowskie przesłanie: „Całujcie mnie wszyscy w…” jest skierowane przede wszystkim do tych, którzy znalazłszy się w okowach anachronicznego myślenia, przekonują, że to oni są posiadaczami Prawdy. Tymczasem Tuwim – niczym liberalna ironistka Rorty’ego – obśmiewa ich, kpi z ich pewności siebie, sam z dystansem staje wobec własnych poglądów. Czy i tym razem należałoby wykluczyć triumf?
Ciężkie czasy uczuć
Międzywojnie okazało się dla myślenia liberalnego czasem niezwykle trudnym. Epoka uczuć i wielkich ideologicznych potyczek, epoka wewnętrznych wojen z morderstwem prezydenta Narutowicza i procesem brzeskim w tle, epoka ciężko wywalczonej wolności i plugawienia jej przez dawnych bojowników – takie było polskie międzywojnie. Zawieszona między I a II wojną światową Druga Rzeczpospolita z całym jej krajobrazem sporów i kłótni nie była jednak miejscem wyzbytym myślenia wolnościowego. Przez cały okres wolnej Polski nie ukształtowało się silne środowisko liberalne, które byłoby w stanie uzyskać legitymację społeczną i stać się reprezentacją polityczną popierających je grup społecznych. Liberałowie tego okresu pozostali liberałami rozproszonymi: niektórzy współpracowali z endecją czy piłsudczykami i piastowali wysokie funkcje państwowe, niektórzy w ramach krakowskiej szkoły ekonomii prowadzili badania naukowe i wpływali na politykę państwa z pozycji ekspertów, inni z kolei – zgrupowani wokół środowiska „Wiadomości Literackich” – upowszechniali liberalne wartości i dyskutowali najważniejsze problemy ówczesnego społeczeństwa polskiego.
Temu rozproszonemu liberalizmowi międzywojnia należy się jednak usprawiedliwienie. Wojciech Sadurski w jednym z esejów w zbiorze „Liberałów nikt nie kocha” pisał, że „jednym z nieszczęść, jakie na nas sprowadziły lata ideologicznej ortodoksji komunistycznej, był uwiąd normalnego życia umysłowego, spowodowany odizolowaniem od myśli politycznej rozwijającej się na Zachodzie. Z analogiczną sytuacją mieliśmy do czynienia, kiedy po I wojnie światowej i po 123 latach niewoli odrodziło się państwo polskie. Wojciech Roszkowski przypominał, że „w ciągu ponad stulecia niewoli i rozdarcia ziem polskich, które znalazły się w trzech odrębnych imperiach, żywioł polski nie miał warunków do rozwoju, jaki był udziałem większości narodów europejskich”. „Uwiąd normalnego życia umysłowego” i brak „warunków do rozwoju” spowodowane polityką zaborców wobec Polaków sprawiły, że nie ukształtował się silny nurt myślenia liberalnego. Nacjonalizm endeków oraz autorytaryzm i etatyzm piłsudczyków – choć funkcjonowały już w niepodległej Rzeczpospolitej – zdawały się nadal reakcją na niebezpieczeństwo zaborów. Przyszłość pokazała, że nie było to niebezpieczeństwo wyimaginowane. Liberalizm nie mógł być taką reakcją – musiał więc pozostać albo domeną mniejszości, albo nurtem rozproszonym.