Czego Polska mogłaby się nauczyć od Wrocławia?
Maciej Jędraszek: Panie przewodniczący, jesteśmy dziś w miejscu historycznym, w którym jeszcze 20 lat temu nie spodziewaliśmy się, że kiedykolwiek będziemy. Przez tych 20 lat przeprowadzono w Polsce wiele reform, byliśmy również świadkami kilku wydarzeń, które zmieniły bieg naszej historii – weszliśmy do Unii Europejskiej, weszliśmy do NATO. Zmieniło się zatem bardzo wiele. Co jednak Pana zdaniem jest największym sukcesem tych 20 lat?
Jacek Ossowski: Samorząd! Zacznę jednak od stwierdzenia, że państwo nie mieliście oczekiwań, że to się wszystko zmieni, ponieważ w większości jesteście w takim wieku, że w czasach, w których Polska się zmieniała, jeszcze na te tematy nie rozmawialiście. Mój życiorys jest zupełnie inny, co wynika z mojego wieku – jestem już 60-latkiem i należę do pierwszego pokolenia wrocławian. Z ogromną satysfakcją patrzę, jak to miasto się zmienia. Przypominam sobie lata, kiedy było to naprawdę ponure, przygnębiające, brudne i śpiące miasto bez perspektyw – dla większości jego mieszkańców miasto obce. Muszę przyznać, że dla mnie Wrocław też był miastem obcym, mimo iż w szkole tłumaczono mi, że każdy kamień w tym mieście mówi po Polsku, że „byliśmy, jesteśmy i będziemy”.
Dlaczego twierdzę, że największym sukcesem tych 20 lat po 1989 roku jest samorząd? Twierdzę tak, dlatego że sam w tym samorządzie pracuję. Twierdzę tak również dlatego, że przypominam sobie, jak wyglądało to miasto przed 1989 rokiem, gdy zamykam oczy, a później, gdy je otwieram i rozglądam się wokół siebie, wystarcza mi to, żeby osiągnąć stan szczęścia i pełnego zadowolenia. Oczywiście pełne zadowolenie to nie siła napędowa jakichkolwiek działań, niemniej jednak ten kontrast jest niewyobrażalny. Stanie się on jeszcze bardziej widoczny, gdy człowiek zacznie wędrować po Polsce. Ja osobiście dzielę nasz kraj na dwa typy – na Polskę rządową i Polskę samorządową. A są to niemal dwa zupełnie różne kraje. Polska rządowa jest krajem – i to niezależnie od tego, jaka opcja polityczna akurat rządzi – wielkiej nieudolności i bardzo słabego zarządzania. Dzieje się tak dlatego, że w tym zarządzaniu dominuje polityka. Żeby zobaczyć jak wygląda Polska samorządowa, wystarczy przejechać się po kilku miastach i dostrzec, jak znakomicie są one zarządzane.
Wrocław starał się o siedzibę główną EIT (Europejskiego Instytutu Innowacji i Technologii), przegraliśmy jednak, gdy okazało się, iż władze kraju wcześniej już zapewniły, że będą w tej sprawie głosowały za Budapesztem. Zdecydowaliśmy się więc zbudować nasze lokalne EIT Plus, które już uzyskało bardzo duże pieniądze z Unii Europejskiej (w chwili obecnej rzędu 800 mln zł), i które realizować ma program oparty na rozwoju nowoczesnych technologii, głównie biotechnologii i nanotechnologii. Śmiałym posunięciem było też staranie się o organizację Wystawy Światowej we Wrocławiu. Śmiano się z nas, ponieważ przegraliśmy w sposób zdecydowany, jednak dzięki naszym staraniom dokonała się jedna ogromnie ważna rzecz, polegająca na tym, że Wrocław zaczął na powrót istnieć w świadomości Europejczyków. Wcześniej Wrocław postrzegany był w Europie jako Breslau – byłe miasto niemieckie, z którym właściwie nie wiadomo, co się dzieje, co wynikało poniekąd z polityki władzy komunistycznej, dla której Wrocław był pewnym problemem.
Słowo „Wrocław” – jak tłumaczył prezydent obcokrajowcom – składa się z dwóch części: pierwsza „Wroc”, która nic nie znaczy i druga „Love” – czyli słowo znane wszystkim. W oparciu o to właśnie hasło staramy się promować miasto, zachęcając do jego odwiedzenia jak najliczniejsze grono osób ze świata, a w szczególności z zachodniej Europy. W tej dziedzinie osiągnęliśmy ogromny sukces zwłaszcza, że działania promocyjne bardzo szybko się zwracają. To dzięki promocji Wrocław jest w tej chwili trzecim polskim miastem, jeśli chodzi o liczbę turystów, przyjeżdżających tutaj każdego roku. Pierwszy to oczywiście Kraków (około 7 mln osób), a zaraz za nim Warszawa (4 mln osób, przy czym jest to głównie turystyka związana z funkcją stołeczną miasta) oraz Wrocław, który rocznie przyciąga około 3,5 mln turystów. W tej dziedzinie prowadzimy bardzo konsekwentną politykę, chcąc pokazać miasto, które jest miastem europejskim. Bo my jesteśmy miastem o europejskiej historii! W różnych okresach swojej historii Wrocław był miastem polskim, czeskim, niemieckim, pruskim, a nawet francuskim. Tutaj znajdują się ślady historii całej Europy, co daje nam znakomitą pozycję do pokazywania się i do promowania jako miasto europejskie.
Prowadzimy bardzo konsekwentną politykę promowania miasta. Ostatnio w okolicach Hali Stulecia zbudowana została fontanna, której koszt budowy wyniósł 20 mln zł. Była to ogromnie ryzykowna decyzja, podjęta osobiście przez Prezydenta Dutkiewicza. Za taką kwotę można było bowiem bardzo wiele osób uszczęśliwić – jak sądzę na krótko, ale jednak uszczęśliwić. Zdecydowaliśmy się jednak zbudować tę fontannę, która stała się olbrzymim sukcesem: przepiękna, największa fontanna w Europie i element pewnego planu, konsekwentnie realizowanego w tym mieście. Jeśli bowiem spojrzymy na typowego turystę, okaże się, że do tej pory przyjeżdżał do nas jedynie na jeden dzień, ponieważ ilość wrocławskich atrakcji była taka, że jeden dzień całkowicie wystarczał na ich odwiedzenie. Naszym następnym projektem jest potężne oceanarium w ogrodzie zoologicznym, które będzie pokazywało florę i faunę morza śródziemnego. Chcemy budować we Wrocławiu taki system atrakcji turystycznych, żeby turysta musiał tu być co najmniej dwa dni, a najlepiej trzy. Taka jest też konsekwentna polityka miasta.
Czy uważa Pan, że Polska może wykorzystać swój potencjał tak, jak robi to obecnie Wrocław?
Absolutnie tak i widzę tu ogromną rolę ludzi z waszego pokolenia. Uważam bowiem, że są dwa główne źródła budowy dobrej, bardzo pozytywistycznej demokracji w Polsce. Po pierwsze, powinna być ona oparta na solidnej edukacji. Po drugie zaś, na dobrej polityce, która jest właśnie efektem istnienia dobrej edukacji. Niestety, to, co jest nam w chwili obecnej oferowane jako działalność polityczna, jest wielkim, pośmiertnym triumfem systemu komunistycznego. Wciąż jeszcze jesteśmy i zapewne jeszcze długo będziemy okaleczeni przez to, że przez 50 lat funkcjonowanie poprzedniego ustroju klasę polityczną w Polsce najzwyczajniej zniszczono. Przez te 50 lat działalność polityczna ograniczała się wyłącznie do serwilizmu i uczestniczyli w niej tylko ci ludzie, którzy nie mieli nic do powiedzenia. Najważniejszą bowiem cechą w tamtych czasach było to, aby nie mieć nic do powiedzenia, aby słuchać i wykonywać, aby nie oceniać, nie buntować się i nie sprzeciwiać. Działo się tak, ponieważ system ten został stworzony na zewnątrz i mógł być adoptowany tylko w przypadku braku jakiejkolwiek istotnej dyskusji.
Rolą młodego pokolenia jest budowanie w Polsce dobrej polityki. W moim przekonaniu, dobra polityka musi zawierać w sobie duży element liberalizmu, czyli duży element tolerancji i zrozumienia. Niestety, w polskiej polityce, która decyduje o kształcie naszego kraju, funkcjonują głównie ludzie ukształtowani jeszcze w tamtym systemie. Ludzie, którzy boją się świata zewnętrznego, nie rozumieją go, nie znają języków i nie odczuwają potrzeby uczenia się ich. Ludzie, w których nie ma otwartości na to, co na tym świecie jest najważniejsze, czyli na ludzką inicjatywę. Każdy człowiek chce dążyć do swojego, indywidualnie r
ozumianego, szczęścia, zadowolenia i spełnienia. Trzeba starać się to zrozumieć, chcieć to zaakceptować i połączyć w jeden wielki nurt pozytywnego i pozytywistycznego działania. Żyjemy bowiem w epoce, w której konieczna jest praca od podstaw. Musicie zbudować klasę polityczną, uformować i wykształcić ludzi, dla których polityka będzie misją, a nie miejscem realizacji własnych fobii i kompleksów. To jest budowa nowej Polski, które realizuje się już w samorządzie. Staje się on czymś coraz lepszym i coraz bardziej efektywnym. W obecnie funkcjonującym systemie samorząd może funkcjonować zarówno znakomicie, jak i fatalnie. W warunkach, w jakich prezydent miasta wybierany jest w wyborach bezpośrednich, posiada on niebywałą władzę, ale i niebywałą odpowiedzialność. Dobrze trafić na osobę, która rzeczywiście zasługuje na taki wybór, natomiast, nie daj boże, trafić na idiotę.
Sam byłem członkiem tylko jednej partii politycznej, Unii Wolności. Dziś po wielu latach uważam, że było to bardzo dobre towarzystwo i po tylu latach doświadczeń jest mi zupełnie nie po drodze z innymi partiami. Nie planuję powrotu do żadnej z partii, także dlatego, że obserwuję, jak zabijane są tam indywidualności poszczególnych ludzi, jak są oni zmuszani do postępowania wbrew sobie. Mówią im: „Masz tak głosować, tak mówić, tak myśleć”. To tak, jak w socjalistycznym powiedzeniu: „Mówi się Lenin, myśli się partia, mówi się partia myśli się Lenin”. Co innego mówimy, co innego myślimy – to nie ma sensu.
Czy Pana zdaniem lepszym rozwiązaniem jest przejście przez swoistą szkołę polityki, jaką jest samorząd, czy może rzut od razu na głęboką wodę i start np. w wyborach parlamentarnych?
Spotkałem jakiś czas temu jednego z młodych wrocławskich polityków. Poradziłem mu, aby skoncentrował się na tym, by być dobrym w swoim zawodzie, by pilnował swoich studiów i znalazł sobie interesującą pracę. Powiedziałem mu: „Niech pan nie wiąże swojego losu tylko z polityką, bo ma pan zbyt dużo lat życia przed sobą. Na politykę, jako piękne i interesujące wydarzenie w życiu, znajdzie pan czas jeszcze w przyszłości.” Odpowiedział mi na to: „Wygrałem wybory teraz, wygram w przyszłym roku, za cztery i za dwanaście lat”. Powiedziałem mu wtedy, że jest to najgłupsza odpowiedź, jaką mogłem usłyszeć.
Polityka, tak jak każda inna dziedzina działalności, wymaga pewnego rozwoju. Samorząd jest znakomitą szkołą polityki – szkołą trudną, którą niewielu kończy. Samorząd na szczeblu podstawowym jest szkołą rozmawiania z ludźmi. Ludzie kształtują swój punkt widzenia na podstawie doznań i wrażeń osobistych. Praca w samorządzie jest znakomitą szkołą rozmawiania ludźmi, znakomitą szkołą rozumienia ludzi i znakomitą szkołą wyjaśnienia sobie motywów ocen, jakie są wystawiane. Trzeba również przyzwyczaić się do pewnych rzeczy, jak choćby do tego, że człowiek jest cały czas oceniany. Oceny te są często niebywale krzywdzące i bolesne, ale taki jest los człowieka, który zajmuje się działalnością polityczną. To jest los człowieka, który stara się być politykiem i tych rzeczy trzeba się nauczyć. Na pewno należy się nauczyć reagować, na inne trzeba się uodpornić. Tego młody człowiek, który jest świeżo po magisterium, nie wie. On wybierze najprostszą drogę – drogę serwilizmu, która jest klęską.
Jak widzi Pan rolę stowarzyszeń w kształtowaniu otaczającej nas rzeczywistości?
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po 1989 roku, kiedy odzyskaliśmy wolność w kwestii naszej działalności społecznej i kiedy stowarzyszenia mogły zacząć normalnie funkcjonować, było zapisanie się do stowarzyszenia. W późniejszym okresie w wielu różnych stowarzyszeniach funkcjonowałem, a do dzis wiernie działam w klubie Rotary. Uważam więc, że jest to świetna szkoła działania. Świetna szkoła, polegająca na realizowaniu działań publicznych i współpracy z lokalnymi samorządami. W stowarzyszeniach można realizować projekty, które dla lokalnych samorządów są niebywale trudne. Absolutnie rekomenduję tę drogę, bo jest to również szkoła polityki i są to działania wśród ludzi. Istnieje tyle projektów, które można realizować w sposób efektywny, będąc jedynie ochotnikiem, zaangażowanym w dany temat. Projektów, które pozwalają poznawać lokalną społeczność, jej potrzeby i motywy powstawania tych potrzeb.