50 tysięcy ofiar to krwawy bilans meksykańskiej wojny z narkotykami rozpoczętej w 2006 roku przez prezydenta Felipe Calderona. Wraz z tegorocznymi wyborami prezydenckimi, które zwyciężył kandydat Partii Instytucjonalno-Rewolucyjnej – Enrique Peña Nieto, wielu oczekuje zmian na froncie walki z kartelami narkotykowymi. Czy nowy prezydent będzie kontynuował ‘dzieło’ swojego poprzednika pogrążającego kraj w bezkompromisowej wojnie z narkokartelami? Czy jest w stanie zakończyć tę walkę obierając inny, bardziej liberalny kurs?
Wywodzący się z konserwatywnej Partii Akcji Narodowej (PAN) Felipe Calderón, obejmując urząd, obiecał bezkompromisową walkę z narkotykową przestępczością. Pomimo wysiłków, przez okres sześciu lat swojej prezydentury, ani ilość narkotyków, ani siła organizacji przemytniczych nie została zmniejszona, wręcz przeciwnie.
Aresztowania przywódców karteli doprowadziły do zachwiania równowagi pomiędzy gangami, które do tej pory same utrzymywały pewien stały, akceptowany przez państwo poziom przemocy oraz rozdzielały pomiędzy siebie tereny wpływów. Kiedy władzę przejął Felipe Calderón, niestabilność państwa spowodowana przemytem narkotyków była już oczywista, a nacisk ze strony opinii publicznej – domagającej się twardego stanowiska – bardzo duży.
Obecnie do opinii publicznej coraz częściej przebija się także głos tych, którzy twierdzą, że rząd meksykański nie jest w stanie wygrać wojny z kartelami narkotykowymi. Krytycy działań Calderona zwracają uwagę na ciągle narastającą liczbę ofiar. W związku z tym, propozycją coraz częściej przebijającą się przez natłok krytyki jest postulat legalizacji narkotyków.
Szanse na spełnienie tego postulatu są znikome. Wprowadzono jednak ustawę, która depenalizuje posiadanie niewielkich ilości narkotyków na własny użytek. Według nowych wytycznych nie będą karani ludzie posiadający na użytek własny do 5 gr marihuany, do 0,5 gr kokainy, do 50 mgr heroiny, 40 mgr metamfetaminy lub 0,015 gr LSD. Prokuratorzy będą również mogli proponować darmowe leczenie osobom uzależnionym od narkotyków.
Sprawa dojrzewała w Meksyku od dawna, ale ostatecznie dyskusję podjęto na konferencji, która odbyła się w sierpniu 2010 roku w Mexico City poświęconej walce z przestępczością zorganizowaną. Konserwatywny prezydent Felipe Calderón oświadczył, że trzeba otworzyć narodową dyskusję o ewentualnej legalizacji narkotyków. Kilka godzin później jego rzecznik uściślał, że prezydent chce co prawda demokratycznej debaty, w której należy wysłuchać wszystkich argumentów, ale osobiście jest przeciwny legalizacji wszystkich narkotyków.
Za legalizacją opowiedziały się takie osobistości jak: meksykański pisarz Carlos Fuentes, historyk i były minister spraw zagranicznych Jorge Castañeda, były prezydent Meksyku Ernesto Zedillo, a także poprzedni prezydent Brazylii Fernando Cardoso oraz prezydent Kolumbii – César Gaviria.
Jednak czy możliwa jest inna, nierepresyjna polityka narkotykowa? „Legalizacja narkotyków jest strategią, która umożliwi uderzenie i złamanie struktury ekonomicznej, która pozwala gangom czerpać gigantyczne zyski, szerzyć powszechną korupcję i rozprzestrzeniać wpływy” – oświadczył były prezydent Meksyku, Vicente Fox. Dodał, że narkotyki muszą stać się problemem zdrowia publicznego, a nie bezpieczeństwa narodowego, o co od dawna zabiega wielu ekspertów i intelektualistów. Pieniądze na profilaktykę i zwalczanie skutków narkomanii państwo powinno z łatwością pozyskiwać z opodatkowania produkcji narkotyków i handlu nimi.
Największym rynkiem narkotykowym są Stany Zjednoczone i to głównie od ich decyzji zależałoby postępowanie krajów Ameryki Łacińskiej w kwestii legalizacji. Współpraca tego kraju z Meksykiem oraz innymi krajami Ameryki Południowej w zakresie bezpieczeństwa cierpiała głównie z powodu asymetrycznych możliwości, różnych priorytetów i nieufności. Nawet dzisiaj Meksykanie postrzegają swoją obecną sytuację jako wynik niektórych działań północnego sąsiada. Składa się na nie wiele czynników m.in. ogromny udział USA w sprzedaży broni do Meksyku jak i deportacje karanych cudzoziemców ze Stanów do Meksyku bez współpracy z władzami lokalnymi.
Z punktu widzenia USA, instytucjonalna słabość Meksyku oraz panująca tam korupcja są przyczynami jego porażki oraz głównymi przeszkodami w efektywnej współpracy. Z drugiej strony, obecny kryzys stanowi bezprecedensową szansę na rozpracowanie wspólnych dla obu krajów wyzwań i obowiązków.