Komisja przyznająca Orły nie zaskoczyła mnie ale rozczarowała.
Rozczarowała, ponieważ byłam przekonana, że będzie próbowała pocieszyć Agnieszkę Holland. Hollywood nie uznało filmu W ciemnościach za najlepszy. Istniało prawdopodobieństwo, że w Polsce, na fali bardzo dobrych recenzji i zachwytów, właśnie ten film zostanie nagrodzony.
Moje rozczarowanie jest podszyte ironią. Film Agnieszki Holland, według mnie, jest niedobry. Jego wygrana byłaby dobrym tematem do dyskusji nad polityką przyznawania nagród.
Róża i Sala samobójców to filmy, które na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zostały docenione przez widownię i krytykę (Róża dostała nagrodę dziennikarzy i Nagrodę publiczności dla najdłużej oklaskiwanego filmu), ale nie przez jury przyznającą nagrody. Tryumfował Esential Kiling. Smarzowski pozostał w cieniu Skolimowskiego. Nienagrodzony.
Orły wydaja się w tym kontekście nagrodą przyznaną po to, by sprawiedliwości (filmowej) stało się zadość.
Dlatego wygrana Smarzowskiego nie zaskakuje.
Brutalna subtelność Róży
Wojciech Smarzowski jest reżyserem trudnych obrazów i dość odważnych komentarzy na temat polskiej rzeczywistości.
O polskiej, prowincjonalnej rzeczywistości było Wesele. Ja w ten obraz nie wierzę. Przez chwilę było śmiesznie. Potem strasznie. A na końcu niesmacznie. Uważam, że w pewnym momencie została przekroczona granica dobrego smaku.
Ale widowni i krytyce ten i kolejny film – Dom zły bardzo się podobają.
Dom zły to miejsce, w którym widz, wraz z porucznikiem milicji przeprowadza śledztwo w sprawie zabójstwa. Jesteśmy wciągnięci w dochodzenie. Dom jest zimny, brudny. Rzeczywistość brutalna i z każdą sceną coraz trudniejsza do zniesienia i zrozumienia. Prawda? Nie ma takiej zapowiada Smarzowski na plakacie. I faktycznie. W realiach lat 80tych i w domu złym nie ma prawdy i prawdziwych obrazów. Jest pewna historia doprowadzona do granicy absurdu. Historia bardzo sprawnie i dobrze wyreżyserowana, ale mam wrażenie, nieprawdziwa. Sadomasochistyczna projekcja dla fanów kina Smarzowskiego.
Wszystkie chwyty, które w poprzednich filmach Smarzowskiego raziły, w filmie Róża znajdują swoje pełne uzasadnienie i dlatego uważam, że to pierwszy bardzo dobry film tego reżysera.
Ten film „zaczyna się od trzęsienia ziemi”. Tym wstrząsem była wojna. Był gwałt. I taka scena, scena gwałtu, otwiera film Róża. Potem napięcie rośnie. Z Polski wycofują się wojska niemieckie. Wkraczają rosyjskie. Nikt nie jest dobry. Nikt nie jest zły. Każdy ma coś na sumieniu. Każdy ma na sumieniu wojnę. Niejednoznaczna jest kondycja świata, kondycja człowieka. Niejednoznaczne jest pochodzenie. Nie wiadomo kto jest oprawcą, a kto ofiarą. Polacy, Niemcy, Rosjanie, wszyscy są odpowiedzialni za zło.
Róża to świetny film. To bardzo niejednoznaczny, nienachalny, a jednocześnie bardzo konsekwentnie poprowadzony komentarz do historii, która jest przemilczana, wyparta. Wojtek Smarzowski ją wypomina. Nazywa. Kat i ofiara siedzą w każdym z nas, w każdej historii, którą chcielibyśmy przemilczeć. Smarzowski o niej mówi. Sfilmował ją za pomocą brutalnych środków, ale w subtelny sposób. Dlatego Róża to film świetny.
Bohaterowie Agnieszki Holland umalowani nieprawdziwym brudem
W filmach Smarzowskiego wszyscy są brzydcy. Rzeczywistość jest brzydka. Oglądamy nienaganne, czyste kadry, świetne zdjęcia, a jednak czujemy sie ubrudzeni, umazani, naznaczeni światem, który przedstawia nam reżyser.
Agnieszka Holland sprowadza nas w podziemia, do kanału. Poszłam za nią, poszłam na film W ciemności, bo jestem fanką jej moralnego niepokoju, bo cenię film Kanał, tak samo jak i ona, ale ja z W ciemności wyszłam zmęczona i zirytowana.
Film W ciemności to ciekawa historia opakowana w banał, w sam raz dla niewymagającego, zachodniego widza. Jest trudny temat –wojna i holocaust. Niejednoznaczny bohater, oprych-zbawiciel i ukrywający się Żydzi – ofiary historii, ale jednocześnie ludzie, którzy w histeryczny, zwierzęcy sposób próbują przetrwać dramat, który dzieje się tuż nad ich głowami. Dobra historia. Dobrze sfotografowana. Właściwie trudno ją skrytykować, ale jeszcze trudniej jest mi podzielić entuzjazm i zachwyt recenzji. Według mnie, to sprawna opowieść, sprawnej reżyserki. Dlatego dość dobrze się ją ogląda. Trochę trudniej w nią wierzy. Dla mnie bohaterowie filmu nie są brudni, ale umalowani brudem. Nie są prawdziwi, ale próbują grać prawdę.
Agnieszka Holland wyreżyserowała świat, który nie jest mroczny, ale świeci odbitym blaskiem Hollywood. Po ostatnim obrazie na ekranie pojawiają się napisy informujące, że Leopold Socha zginął pod kołami radzieckiej ciężarówki. Próbował uratować córkę. Ironia losu. Ten obraz, chociaż niefilmowy, najbardziej mnie dotknął. Tak, jakby cały ten film był zrealizowany po to, by napisać to jedno zdanie. Cała ta sprawna, teatralna opowieść nabiera znaczenia w zderzeniu ze słowem, którego nie umiała w filmie udźwignąć Agnieszka Holland.
Nie-wirtualni samobójcy
Oba filmy –Róża i W ciemności są kolejnym komentarzem, do tego, co wydaje się nie do skomentowania – do wojny. Tymczasem Jan Komasa komentuje to, co aż się prosi o komentarz, a wszyscy milczą. Sala samobójców to sala w której siedzimy my. Widzowie. Użytkownicy komputera. Uzależnieni od internetu. Od wirtualnej, alternatywnej rzeczywistości, bez której coraz trudniej nam żyć, funkcjonować.
To nie jest film z tezą. To film – obraz. Obraz rzeczywistości, w którą trudno uwierzyć, a jednak w nią wierzymy. Przestaliśmy o niej mówić, bo stała się oczywista, tak jak komputer w każdym domu, na kolanach każdego licealisty. To, co wirtualne staje się realne. Nie dostrzegamy zagrożenia wynikającego z przenikania się tych światów. A jednak zagrożenie jest. Tym zagrożeniem jest mechanizacja, wirtualizacja relacji międzyludzkich.
Gdy gaśnie ekran komputera, gdy gaśnie ekran kinowy, zostajemy sami. I coraz częściej z tą samotnością sobie nie radzimy. Tak jak nie radzi sobie z nią bohater filmu – Dominik.
Mam wrażenie, że każdy z nas jest trochę takim Dominikiem. Powoli zabijamy realność na korzyść wirtualności. I każdy komputer jest zaproszeniem do wejścia do Sali samobójców.
Film Jana Komasy to bardzo dobry debiut i bardzo ważny głos na temat osób, które schowały się za ekranem komputera, laptopa. O każdym z nas.
Odkrycia
W kategorii odkrycie roku Jan Komasa pokonał Adriana Panka – nominowanego do statuetki za film Daas, oraz Leszka Dawida – nominowanego za film Ki.
To trzy tytuły bardzo dobrych debiutów. Sala samobójców w tej kategorii nie mogła przegrać, nie dlatego, że była najlepsza, ale dlatego, że akademia przyznając nagrody musiała być konsekwentna. Sala samobójców nie jest najlepszym filmem ale odkryciem wśród debiutów.
Według mnie, przede wszystkim, odkryciem przemilczanego tematu i nowym pomysłem na narrację filmową.
Tymczasem film Daas to prawdziwe odkrycie nowej jakości polskiego kina. Świetnie sfotografowany, świetnie opowiedziany film i historia nie Polski, ale w Polsce się dziejąca. Historia magiczna, niepokojąca, uwodząca. Mnie taka historia, takie niuanse naszej polskości czarują. I zaczarował mnie Adrian Panek. W filmie Ki zaczarowała mnie Roma Gąsiorowska.
Filmowa dogrywka
Orły to filmowa dogrywka po Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. W tej dogrywce, zasłużenie, wygrała Róża. Zdobyła aż siedem statuetek: za najlepszy scenariusz, reżyserię, dźwięk, za pierwszoplanową rolę kobiecą dla Agaty Kuleszy i drugoplanową męską dla Jacka Braciaka. Róża to najlepszy film według jury i publiczności.
W cieniu Smarzowskiego pozostały pozostałe nominowane filmy. Wszystkie świetne. Wszystkie są dowodem na to, że polskie kino jest w bardzo dobrej kondycji.