Dlaczego dopiero dziś zadajemy sobie to pytanie? Nie przypominam sobie takiej inicjatywy, gdy na przykład ONR Brygada Małopolska organizował obchody kolejnych rocznic marszu na Myślenice. Obrzydliwa akcja jakoś nie zwróciła wystarczającej uwagi, żeby domagać się delegalizacji pogrobowców faszyzmu.
We współczesnej Polsce ONR ma się lepiej niż w II RP, w której legalnie działał zaledwie kilka miesięcy. Czyżby polska demokracja bardziej okrzepła? Była bardziej dojrzała i pewna siebie? Oczywiście, że nie. Przeprowadzone na początku tego roku badanie CBOS na temat stosunku do demokracji pokazuje, że 66 proc. badanych uważa demokrację za lepszą niż inne formy rządów, a 19 proc. jest przeciwnego zdania. Pół roku wcześniej przekonanych o wyższości demokracji było o 3 proc. więcej. Może 66 proc. to nie jest źle, ale wynika z tego również, że mniej więcej co piąty Polak uważa, że można się bez niej obejść.
Co więcej, to samo badanie pokazało, że 28 proc. badanych uważa, że w pewnych sytuacjach rządy niedemokratyczne są bardziej pożądane niż rządy demokratyczne. Na uwagę zasługuje, że z drugiej strony 52 proc. jest przeciwnego zdania i co istotne według badaczy po ostatnich wyborach parlamentarnych nastąpił „zauważalny wzrost krytycyzmu wobec niedemokratycznych rozwiązań politycznych (…) i uwidocznił się w ubiegłorocznych sondażach. W tym roku jego poziom jest nie tylko wyższy niż w roku 2016, ale również najwyższy z dotychczas zarejestrowanych, tj. od 1992 roku”.
Mamy więc niemałą grupę tych, którzy uważają, że demokrację można zawiesić, również jednak więcej niż kiedykolwiek jest takich, którzy mają poczucie, że jest ona zagrożona. Jakie to ma znaczenie? Takie, że mimo, że jak się wydaje większość Polaków popiera demokrację jako formę rządów, to jednak nie jest to większość miażdżąca, a grupa przeciwników nie jest mała. Jeśli dodamy do tego średnią frekwencję wyborczą, będziemy mieli w miarę dobrze zarysowany obraz społeczeństwa, w którym stosunek do demokracji cechuje niepewność, wątpliwości i obawy o przyszłość. ONR może czuć się bezpiecznie.
ONR czuje się bezpiecznie z jeszcze jednego powodu – naiwnego rozumienia, czym jest demokracja i na jakich wartościach się opiera. W dyskusji na temat legalności lub nielegalności tworu takiego jak ONR powraca argument, że wolność do ekspresji swoich poglądów – jakie by one nie były – i organizowania się wokół nich to sól demokracji, więc ograniczanie tego prawa jest niedopuszczalne! Przypomina to naiwne przekonania na temat kapitalizmu, wolności gospodarczej, „świętego” prawa własności itp., jakie dominowały na początku lat 90. i położyły się cieniem na początkach III RP. Nie ma znaczenia, że ONR nawiązuje i powiela faszystowską ideologię, hasła i gesty swoich przedwojennych poprzedników, było nie było zakazane w Konstytucji.
Otóż demokracja, trzeba powtórzyć ten banał, nie polega na tym, że wszystkim wszystko wolno. Demokracja to proces, poprzez który jakaś społeczność zarządza swoimi sprawami, podejmuje decyzje, wybiera różne władze itp. Żeby funkcjonowała, potrzebne jest możliwie szerokie zaangażowanie, akceptacja reguł i poszanowanie kilku wartości. Te wartości to równość, respektowanie odmiennych opinii, otwartość na inne w różnych jego wymiarach (imigranci!), prawa mniejszości i w ogóle szacunek dla prawa. No i wolność decydowania o swoich sprawach i sprawach społeczności, co właśnie gwarantuje proces demokratyczny.
Demokracja wbrew pewnemu złudzeniu nie polega na rządach większości. Proces demokratyczny jest tak skonstruowany, że tworzenie większości wymaga porozumienia różnych „mniejszości”, a obowiązujące prawo ochrania tych, którzy pozostali poza porozumieniem. Obecna sytuacja w Polsce jest dość skrajnym przykładem tej zasady. System wyborczy został tak skonstruowany, że oddał władzę wykonawczą w ręce jednej z mniejszości, która zaślepiona tą sytuacją, zachowuje się tak, jakby była większością.
I właśnie ONR jest organizacją jawnie i z nieskrywaną dumą nawiązującą do tradycji, która wszystkie reguły tworzące proces demokratyczny odrzuca. Nie miejsca na szczegółową analizę programu tej organizacji ani tradycji, z której wyrasta. Powiedzmy, że ONR to ludzie, którzy mówią, że proces demokratyczny i wartości, na których się opiera, nie mają dla nich znaczenia. Jeśli nawet się jakoś w nie angażują, to tylko po to, żeby uzyskać pozycję, która pozwoli je zniszczyć. Dopuszczać ich do udziału w tym procesie jako organizację, to jak zaprosić na imprezę gości z bejsbolami, o których wiadomo, że zrobią rozróbę i wszystko rozwalą. Bez sensu.
W Polsce prawo pozwala karać za użycie słów uznanych powszechnie za obraźliwe. Otóż istnienie w przestrzeni publicznej takiego zjawiska jak ONR jest obrazą demokracji i wszystkich, którzy ją sobie cenią. Należy go potraktować jak wulgaryzm.
W dyskusjach na temat ONR pojawia się również pogląd, że zdelegalizowany, zejdzie do jakiegoś podziemia i tam będzie działał poza wszelką kontrolą. Na pewno będą istniały środowiska jakoś kultywujące tradycję. Przetrwały wojnę i PRL, nie ma powodu, żeby nie przetrwały w demokracji. Co jednak więcej może się wydarzyć? Czy będą planowały spisek przeciw państwu? Zamachy terrorystyczne? Wspaniale, właściwe służby wreszcie będą mogły się wykazać. Tak jawne złamanie prawa ułatwi zamknięcie problemu w dość dosłownym sensie. Myślę jednak, że tak się nie stanie. To wymaga prawdziwej odwagi, a nie paradowania w koszulach z opaskami, wymachiwania flagami i strojenia groźnych min.
dr Adam Aduszkiewicz – wykładowca, doktor filozofii, coach, na początku lat 90. w UOP
Od redakcji: to kolejny głos w dyskusji na temat delegalizacji ONR-u.
Foto: Piotr Drabik/flickr.com, CC BY 2.0.