Wybór Petra Poroszenki na prezydenta Ukrainy w pierwszej turze głosowania wyraża pragnienie Ukraińców szybkiej stabilizacji w kraju i potwierdzenie europejskiego wyboru.
Stawka przed władzami ukraińskimi jest olbrzymia. Zwycięstwo Majdanu z jednej strony otworzyło wielką szansę na dokonanie decydujących reform i wejście na drogę integracji z UE, z drugiej – rozzłościło Wielkiego Brata, który zwielokrotnił agresywne działania obliczone na rozbicie kraju i utrwalenie oligarchiczno-korupcyjnego modelu władzy.
Unia Europejska i międzynarodowe instytucje finansowe, Kanada i Stany Zjednoczone postawiły do dyspozycji Ukrainie pomoc sięgającą 30 mld dolarów, wprowadziły sankcje wobec Rosji, wprawdzie symboliczne, ale zapowiedziały możliwość ich rozszerzenia.
Czy Ukraina wykorzysta swą historyczną szansę, czy ją zmarnuje – zależy i od władz ukraińskich, i od przyjaciół Ukrainy w świecie. Pozytywny scenariusz wymaga zgodnego działania samych Ukraińców: nowego prezydenta, rządu, parlamentu.
Pamiętamy, jak fatalnie skończyła się poprzednia wielka szansa po Majdanie w 2004 roku. Prezydent Wiktor Juszczenko i premier Julia Tymoszenko skłócili się do tego stopnia, że z bogatego programu reform niewiele zrobiono. Jedynymi osiągnięciami było wejście do WTO, uproszczenie podatków dla małego biznesu i większa wolność dla mediów. Porozumienie z IMF było zawarte przez rząd Tymoszenko w 2008 roku, ale zostało zawieszone w skutek braku realizacji jego postanowień. Nie zrealizowano ani reform samorządowych, ani wielu innych zawartych w poprzedniej umowie z UE.
Drugi Majdan zostanie zmarnowany, jeśli liderzy – Poroszenko, Jaceniuk, Tymoszenko (ją wymieniam, ponieważ pomimo przegranej w wyborach prezydenckich dalej przewodzi Batkiwszczynie, która jest główna partią koalicji rządzącej obecnie) – zamiast lojalnej współpracy i wspierania się zaczną między sobą konkurować. Pamiętamy, jak ukraińscy liderzy jeździli za granicę, żeby nawzajem się dyskredytować, a w kraju prowadzili nieustającą wojnę podjazdową przeciwko sobie. W Polsce też mieliśmy szorstkie przyjaźnie i wojnę na górze, ale cele strategiczne były realizowane z wielką determinacją przez zmieniające się rządy: wejście do UE, do NATO, reforma samorządowa, niezależność sądów, powstanie państwa prawa, walka z korupcją.
Współpraca jest tym bardziej potrzebna, że najpierw są bolesne reformy, a rezultaty przychodzą z czasem. Najpierw trzeba wprowadzić racjonalną gospodarkę energetyczną, w tym podnieść taryfy, co doprowadzi do uniezależnienia się Ukrainy od rosyjskich dostaw gazu, ale dopiero po latach.
Na spotkaniu w Warszawie z prezydentami Bronisławem Komorowskim i Barackiem Obamą Petro Poroszenko pewnie poprosi o pomoc militarną, np. w formie nowoczesnej broni czy szkoleń. Powinien ją otrzymać, ponieważ dla wolnego świata kompromitacją jest utrzymywanie kontraktu z Rosją na dostawę ofensywnych okrętów francuskich Mistral i przygotowanie rosyjskich marynarzy do desantu, a jednocześnie wstrzymywanie się z pomocą dla rządu, który wybrał europejskie wartości i chce ich bronić przed zewnętrzną agresją.
W nowej kadencji Parlament Europejski i Komisja powinny przyjrzeć się pomocy udzielanej Ukrainie w realizacji jej europejskiego wyboru i wzmocnić swoje oddziaływanie. Na przykład warto zwrócić uwagę, że z programu Erasmus korzysta rocznie 15 tys. studentów polskich, a tylko 80 ukraińskich. Mocniejsze środki są potrzebne wobec trwającej agresji rosyjskiej. Sankcje personalne w formie zakazu wjazdu do Unii i zamrożenia aktywów powinny objąć całą Radę Federacji i Dumę, które głosowały za aneksją Krymu i upoważniły Putina do interwencji wojskowej na Ukrainie. Wspólna polityka energetyczna powinna dotyczyć nie tylko warunków wspólnych zakupów, ale przede wszystkim ilości gazu i ropy kupowanych w Rosji. Wprowadzenie kontyngentów na zakupy ropy i gazu jest technicznie prostsze niż organizacja wspólnych zakupów. Kontyngenty umożliwią stopniowe ograniczenie zakupów energetycznych w Rosji, dzięki którym finansuje ona swoje imperialne apetyty. Bezwzględnie trzeba wprowadzić embargo na dostawy broni do Rosji.
Bez zdecydowanej postawy UE i USA wobec agresywnych działań Putina nawet najsprawniejsze władze w Ukrainie nie będą w stanie opanować sytuacji i zrealizować proeuropejskiego wyboru narodu ukraińskiego.
Przyszłość Ukrainy to największe wyzwanie, przed którym stoją dzisiaj Europejczycy. Albo udowodnimy, że europejskie wartości wspólnym wysiłkiem można obronić, albo potwierdzimy, że jesteśmy bezradni wobec autokratyzmu Putina. Utrata twarzy przez UE może się okazać początkiem jej końca.
Artykuł ukazał się na stronach internetowych Gazety Wyborczej.