Nowa , popularna liczba to 570. Tysięcy w dodatku – taką premię ma otrzymać szef Narodowego Centrum Sportu, p. Rafał Kapler. Liczba tak wpadająca w ucho, że miałem ją wykorzystać przy obstawianiu Lotto – ale jak zwykle zapomniałem, obstawić oczywiście, bo liczba cały czas mi brzęczy w uszach. Liczbą zainteresował się tez premier, kontynuując nową świecką tradycję zapoznawania się z dokumentami po ich podpisaniu.
Stadion Narodowy (imienia i sponsora na razie nieznanego) jaki jest, każdy widzi. Sama bryła ubarwiona białymi i czerwonymi prostokątami jest jakaś cepeliowata cokolwiek – ale rzecz gustu, może nie do mnie ten przekaz artystyczny jest skierowany. Ale oczywiście nie krajobraz się liczy. Liczy się skok cywilizacyjny, jakiego dokonujemy dzięki Euro 2012. Miało być pięknie – na nowoczesne stadiony dojedziemy szybką koleją i autostradami. W Warszawie – to nawet II linią metra. Z metra mamy zamknięty Most Śląsko- Dąbrowski, zamkniętą Świętokrzyską i rozkopany węzeł komunikacyjny Targowej i Al. Solidarności. Z autostrad – plac budowy w tylu miejscach, że trudno to opisać. Ale jak wiadomo – autostrady na Euro nie grają. O szybkich kolejach – szkoda pisać.
Historia Euro i Stadionu Narodowego to historia niewykonalnych lub niewykonywanych umów. Schodów po których nie można chodzić bez zagrożenia dla życia i zdrowia, płotów znikających i wyrastających bez przyczyny, przesuwanych terminów. Choć są przykłady wyprzedzania kalendarza – jako donosi trójmiejska prasa w Gdańsku jest już po Euro. Stadion jest już tak zadłużony, że spółka nim zarządzająca już wydaje planowane na czerwiec wpływy. Co będzie wydawała po mistrzostwach?
Wracając do 570 (tysięcy w dodatku) – prasa zahuczała z oburzenia, gdy okazało się że rezygnujący (choć wiele wskazuje na to, że dostał propozycję „nie do odrzucenia”) szef NCS ma zagwarantowaną w kontrakcie premię w dużym wymiarze. P. Kapler stał się momentalnie wrogiem publicznym nr 1 i odpowiedzialnym za schody, za metro, za niemożność rozegrania Superpucharu, nawet za to, że nie wiadomo kto losował drużyny, które w tym meczu miały zagrać… W sumie okazało się, że wybudował za 2 mld stadion, po to by mogła wokół niego pobiegać (nie, nie napiszę polatać, choć kusi, oj kusi) p. minister Mucha. Od czasu jak usiłował zażartować poseł Tomaszewski, w swoim stylu – każdy żart z p. minister jest passe.
Oczywiście budowa czegokolwiek by wokół tego biegać za taką kwotę wydaje się być mało uzasadnione – na pewno dałoby się taniej wyznaczyć nawet dłuższą trasę – wystarczy popytać organizatorów maratonów.
Nie znam p. Kaplera i jego zdolności biznesowych – ale robienie z niego kozła ofiarnego winnego wszystkim niedociągnięciom przy budowie stadionu jest nieuczciwe. Media z propagandy sukcesu ( teksty o nowoczesności, o tym że dach się zamyka – jakby to było osiągnięcie na miarę założenia miasta na Marsie) przeskakują w propagandę klęski z wyznaczonym winnym. Oczywiście schlebiając niskim gustom znaleziono zarobki i premię – co czyni z Kaplera w oczach rodaków postać mocno podejrzaną.
570 tysięcy to dużo pieniędzy – ale warto przypomnieć, że były prezes NCS je wykradł ich nad ranem z państwowego sejfu, tylko ma zapisaną w kontrakcie zaproponowanym przez któregoś z ministrów. W relacjach warunków tej umowy – p. Kapler miał za zadanie pilnować interesu własnego, a urzędnik państwowy interesu publicznego. Pretensje do Kaplera o wysokość premii to jakiś absurd. Pojęcia dużo-mało są względne – kwota premii jest duża jak na administrację publiczną, w sektorze prywatnym ktoś realizujący projekt za 2 mld złotych z zapewne byłby wynagradzany podobnie lub lepiej. Oczywiście dyskusyjna jest kwestia sukcesu jaki odniósł p. Kapler – a raczej sukcesu zdefiniowanego w kontrakcie. Ale jakkolwiek ta definicja brzmi – odpowiedzialność za jej sformułowanie ponosi zlecający a nie przyjmujący zlecenie.
Nie wpiszę się w grono bezwzględnych krytyków pomysłu Euro 2012 w naszym kraju – których jest coraz więcej, a po mistrzostwach, zgodnie z obowiązującą zasadą – kiedy będzie ich większość, na pewno dołączy do niego też premier. Nie ukrywam, że najbardziej od interesował mnie w tym projekcie impuls do budowy autostrad, modernizacji dróg i kolei. Stadiony pewnie będą trudne w utrzymaniu, zwłaszcza, jeśli tak jak narodowy nie są związane z topowym klubem, który mógłby regularnie zapełniać trybuny.
Obawiam się, że szef NCS jest pierwszym (ale nie ostatnim) kozłem ofiarnym błędów popełnionych przez rządy i ministrów – wyznaczania nierealnych terminów, obietnic na wyrost, myślenia życzeniowego. To dopiero początek kampanii usprawiedliwiania niedociągnięć rządowych, przerzucania winy na samorządy, wykonawców, urzędników średniego szczebla. I mam nadzieję, że Euro 2012 nie będzie spektakularną katastrofą, a jedynie udaną improwizacją nas wszystkich, przykrywającą totalny bałagan w strukturach państwa.