Średnio udała się poniedziałkowa debata na temat dereformy emerytalnej rządu Donalda Tuska pomiędzy ministrem Jackiem Rostowskim a prof. Leszkiem Belcerowiczem. Nie najlepiej zorganizowano ją od strony formatu, prowadzący nie dołożyli potrzebnych starań, aby debatę uporządkować. Skakano więc z aspektu na aspekt, potem wracano do wcześniejszych wątków. Gdybym nie czytał większości artykułów prasowych, które na ten temat opublikowano w ostatnich miesiącach, raczej niewiele bym z dyskusji zrozumiał. Na pewno nie było zwycięzcy w tej debacie, nikt nie wyprowadził retorycznego nokautu. Jednak wydaje się, że można po niej precyzyjnie wskazać na trzy punkty sporu, w których strona rządowa manipuluje faktami celem przekonania opinii publicznej do cięcia składki do OFE.
1. Minister Rostowski, podobnie jak premier Tusk w czasie sejmowego I czytania ustawy dereformującej, użył argumentu o generowaniu długu przez składkę do OFE. Podawane publicznie przez tych polityków sumy narastającego z tego powodu długu obejmują 100% składki idącej do OFE, o taką wyrwę w finansach publicznych, zarówno w ujęciu jednego roku, jak i długoterminowym, rząd obarcza winą II filar systemu emerytalnego w obecnym kształcie. Jest to manipulacja i jaskrawa nieuczciwość. Jeśli w danym roku wydatki budżetu są o 8% większe od dochodów i taki jest roczny deficyt, to każdy z punktów po stronie wydatków budżetowych odpowiada proporcjonalnie za ten deficyt. Jeśli przyjąć takie rozumowanie, to 92% transferów do OFE ma pokrycie w dochodach budżetowych, zaś tylko 8% pokrycia nie ma i generuje dług. Podawanie sumy długu wywołanego przez OFE na poziomie 100% sum transferów jest intelektualną nieuczciwością i nadużyciem, które winno być napiętnowane w debacie publicznej. Bo niby dlaczego 100% wydatków na II filar to dług, a innych wydatków mniej? Jeśli stwierdzimy, że cała suma transferów do OFE składa się na deficyt, to wówczas z piętna generowania długu możemy zwolnić inne pozycje wydatkowe i wychodzi nam np., że wydatki na becikowe czy obronność mają w 100% pokrycie z dochodów budżetu, zaś na transfery do OFE w 0%. Toż to absurd. Zwłaszcza że transfery do OFE (nazywane, także manipulatorsko, przez rząd „wydatkami na OFE”) pochodzą z dodatkowego, celowego źródła dochodów budżetowych, jakie stanowi odpowiednia część składki emerytalnej. Nie idą na nie wpływy z ogólnych podatków. Można by więc raczej sugerować, że transfery do OFE ze składki emerytalnej obywatela X na konto emerytalne tego samego obywatela są osobnym nurtem przepływu w całości finansów publicznych i do powstawania długu w ogóle się nie przyczyniają, ponieważ do sumy zebranej ze składek budżet nam na nasze konta w OFE przecież nic nie „dorzuca”. Byłoby to, podobnie naciągane, odwrócenie bezsensownej retoryki rządu.
2. Minister Rostowski przedstawił wykres na ekranie w trakcie debaty, zgodnie z którym dług wywołany rzekomo transferami do OFE będzie mniejszy przy obniżeniu składki, tak jak chce rząd. To jasne, skoro mniejsze będą transfery, do zrozumienia tego wykres potrzebny nie jest. Jednak manipulacją jest sugestia, że w efekcie dereformy w długim okresie (wykres objął czas do 2060 r.) spadnie zapotrzebowanie pożyczkowe polskich finansów publicznych. Dlaczego Rostowski nie uwzględnił zmiany, jaką dereforma wywoła w tym samym okresie w odniesieniu do rosnącego zapotrzebowania ZUS-u na wypłaty bieżących emerytur? Owszem, ponieważ składkowicze OFE dziś emerytur nie pobierają, to w najbliższych latach przeniesienie ich gotówki ze składek do ZUS zmniejszy bieżące zapotrzebowanie państwa na gotówkę. Jednak z czasem, te roczniki i pokolenia przejdą na emeryturę. Dokładnie te same środki, które według obecnie obowiązującego systemu poszyłyby do OFE, zostaną zapisane na nowym subkoncie w ZUS po dereformie. Gdy ludzie ci zaczną emeryturę pobierać, te same środki z obiecaną rewaloryzacją trzeba im będzie wypłacić. Z ZUS, gdzie gotówki nie ma, zamiast z prywatnych OFE, gdzie gotówka (czy też papiery wartościowe) by była. W każdym razie ze środków publicznych, zamiast z prywatnych OFE. Innymi słowy, o sumę przekierowaną dziś z OFE do ZUS wzrosną z czasem obciążenia finansowe zakładu. Skąd wówczas wezmą się pieniądze na wypłaty świadczenia wynikającego z subkonta? Z powietrza? Nie, ze środków publicznych. W efekcie finanse państwa odciążone po stronie transferów do OFE dziś, zostaną obarczone takimi samymi zobowiązaniami za kilkadziesiąt lat. Rostowski ma podstawy twierdzić, ze zmiana, którą forsuje, odciąży budżet w krótkim okresie czasu. Twierdzenie, że tak samo będzie w perspektywie do roku 2060, którą wczoraj zaproponował, jest manipulacją możliwą tylko dzięki przemilczeniu kluczowych faktów.
3. Ostatnia sprawa, główny przedmiot krytyki ministra, to fakt kupowania przez OFE za dużą część składki obligacji państwa. W tym kontekście manipulacją jest twierdzenie, że ta konstrukcja finansowa powoduje wzrost długu. Tak nie jest, ponieważ rząd i tak, gdyby OFE nawet w ogóle nie kupowały polskich obligacji, wyemitowałby ich tą samą sumę, ponieważ ma tak duże potrzeby pożyczkowe. Tyle że papiery te kupiłyby inne podmioty na rynkach finansowych. Zadłużenie pozostałoby to samo. Skoro jednak to niby jest dla rządu problemem, to wystarczyło znieść nakaz inwestowania około 60% składki do OFE w obligacje. OFE kupują te obligacje nie dla przyjemności, ale dlatego, że prawo państwowe je dotąd do tego zmuszało. Można więc było znieść ten nakaz i byłoby po problemie, żadne cięcie składki nie byłoby tutaj konieczne. Kupowanie obligacji nie jest specjalnie w interesie OFE, na pewno nie jest w interesie składkowiczów, ponieważ prawny nakaz odbiera im swobodę dowolnego kształtowania własnego portfela inwestycyjnego w II filarze. Wprowadzono go, ponieważ był on i do pewnego stopnia nadal jest w interesie rządu. Otóż państwo za pomocą przepisów prawa zapewniło sobie zbycie określonej ilości obligacji. Stanowić to miało zabezpieczenie na wypadek pogorszenia się sytuacji ekonomicznej kraju na tyle, że pojawiłyby się problemy ze sprzedażą nowych obligacji na wolnych rynkach finansowych. Wówczas państwo mogłoby swoje „śmieciowe” papiery wcisnąć chociaż OFE, które do ich zakupu były prawnie zobligowane. Oto odpowiedź na pytanie Rostowskiego, dlaczego przyjęto to, w istocie, złe rozwiązanie prawne. Nie mniej jednak, Rostowski myli się twierdząc, że ze wszystkich wydatków budżetowych część składki do OFE przeznaczana przez fundusze na zakup polskich obligacji jest wydatkiem najbardziej bezsensownym. Ten wydatek, to podobnie jak całość transferu do OFE, inwestycja w budowanie kapitału oszczędnościowego obywateli na okres starości. Jest to część potrzebna i ważna, co wynika z elementarnych strategii inwestowania – trzeba dywersyfikować portfel inwestycyjny, pomiędzy akcje i obligacje, aby uzyskać pożądaną równowagę pomiędzy celem maksymalizacji zysku a celem bezpieczeństwa wkładu inwestycyjnego. Jeśli celem OFE miało być możliwie maksymalne pomnożenie tych oszczędności, odciążające w dalszej przyszłości także budżet państwa (mniejsze wydatki z ZUS), to zakup przez OFE także obligacji, w różnych ilościach – w zależności od cyklu koniunkturalnego i wydarzeń na rynkach światowych, sens ma. W ostateczności, jeśli naprawdę dla rządu Tuska i Rostowskiego tak wielkim problemem jest zakup polskich obligacji przez OFE, to mogli oni wprowadzić nawet zakaz ich kupowania przez OFE i równocześnie umożliwić funduszom zakup obligacji państw obcych. To byłoby, z punktu widzenia obywatela-składkowicza, nawet lepiej. Elastyczne i dynamiczne składanie portfela inwestycyjnego z najróżniejszych wartości rynkowych: akcje wielkich koncernów, akcje małych przedsiębiorstw, nisko oprocentowane, ale całkowicie pewne obligacje państw takich jak Niemcy, wyżej oprocentowane, ale obarczone pewnym ryzykiem obligacje państw takich jak Portugalia, w końcu także wszelkie opcje, derywaty, itp. stworzyłyby pełną paletę opcji strategii inwestowania dla składkowiczów. Nie wiem tylko, czy aby rzeczywiście przeznaczenie części składek do OFE na pożyczanie pieniędzy obcym krajom byłoby w interesie polskiego rządu. Ale to już pytanie nie do mnie.
Kończąc, dywagacje o szkodliwym rzekomo niesłychanie kupowaniu obligacji przez OFE, o kolosalnym odciążaniu budżetu w perspektywie następnych 50 lat dzięki cięciom w OFE czy o bajońskich sumach długu wywoływanych tylko i wyłącznie przez istnienie OFE, należy między bajki włożyć. Przyczyną dereformy są tylko i wyłącznie bieżące trudności z poziomem długu publicznego w Polsce, spowodowane kryzysem światowym (który nas bynajmniej nie ominął, a tylko dosięgnął w innej postaci niż inne kraje), nieodpowiedzialną polityką finansową całego szeregu polskich rządów, a także brakiem politycznej odwagi do przeprowadzenia potrzebnych reform ze strony rządu obecnego. Taki wniosek wypływa z całej tej debaty. Wniosek ten karze, w mojej osobistej ocenie, poważnie rozważyć rezygnację z poparcia Platformy Obywatelskiej w najbliższych wyborach parlamentarnych.