Tym razem redakcja Liberté! postawiła przede mną zadanie, któremu bardzo chciałabym sprostać, ale wiem, że w obecnej sytuacji jest to niemożliwe.
Mam zarysować warunki, które musiałyby zostać spełnione, aby skończyła się syryjska tragedia i nastał pokój. Gdyby faktycznie mi się to udało, mogłabym łudzić się, że konflikt w Syrii zostanie rozwiązany i wszystko wróci do normy – oczywiście na tyle, na ile może po tylu latach wyniszczającej wojny. Niestety, choć same warunki wydają mi się w swojej esencji proste, ich wdrożenie znacznie wykracza poza granice wyobraźni.
Konflikt w Syrii trwa, ponieważ toczącym go stronom zależy na jego podtrzymywaniu (niezależnie czy z pobudek politycznych, ideologicznych czy innych), a zarazem mają wystarczająco dużo zasobów, aby to robić.
A zatem:
Rozwiązanie #1: pozbawiamy strony konfliktu zasobów umożliwiających prowadzenie tego konfliktu. Niemalże od początku wojny w Syrii do jej określenia używa się pojęcia proxy war, czyli wojny per prokura. Na terenie Syrii ścierają się nie tyle interesy syryjskie, co międzynarodowe, a w konflikt zaangażowane są różne siły zewnętrzne wspierające to, czy inne ugrupowanie walczące na miejscu. Gdyby tylko zostawić walczących samym sobie, pozbawiając dostaw broni, pieniędzy i bojowników, straciliby zapał, siły, a w końcu realne możliwości prowadzenia działań zbrojnych. Tak jednak się nie dzieje – choć chyba wszystkie organizacje międzynarodowe i państwa rozkładają ręce nad Syrią i losem Syryjczyków, nikt nie chce wycofać się z tego konfliktu. W ten sposób dochodzimy do:
Rozwiązania #2: skoro siły wspierające poszczególne strony konfliktu syryjskiego są tak mocno zaangażowane, może warto, aby jedna z nich zdecydowała się na przejęcie inicjatywy i podporządkowanie sobie całego terytorium tego państwa. Przecież gdyby Stanom Zjednoczonym, czy Rosji faktycznie zależało, byłyby w stanie rozgromić wszystkie pozostałe frakcje i ugrupowania i ostatecznie zwyciężyć. Niestety, wydaje się, że w przypadku wojny w Syrii działa zasada psa ogrodnika – co prawda sam nie mam, ale innymi nie oddam. Zakładając jednak, że ktoś miałby w końcu wygrać, możemy dojść do trzech wariantów tego rozwiązania:
Rozwiązanie #2a: wygrywają siły Baszszara Al-Asada, a zatem wszystko wraca (a może nie wraca?) do sytuacji sprzed 2011 r. Syria jest autorytarnym państwem i jedynym rosyjskim bastionem na Bliskim Wschodzie. Al-Asad krwawo rozprawia się ze swoimi przeciwnikami, którzy próbowali go przez 7 lat pozbawić stanowiska. Być może przy odpowiednim udziale organizacji międzynarodowych, konsekwencje dla wrogów byłyby mniej bolesne. Najpewniej wraca z całą siłą system autorytarny. Wszak nie można dopuścić do sytuacji, że Syryjczycy znowu zapragną swobody.
Rozwiązanie #2b: teoretycznie coraz mniej prawdopodobne, ale było możliwe przez kilka lat więc warto je przedstawić – wygrywają siły samozwańczego kalifatu, odrywając ostateczne kawałek (jeżeli nie całą) Syrię i ustanawiając tam swoje państwo. Państwo Islamskie jak było, tak i nie jest uznawane na arenie międzynarodowej, co nie przeszkadzało mu funkcjonować. Być może stopniowo przestałoby prowadzić wojnę totalną i będzie starało się o uznanie polityczne, ale to już chyba za daleko idący scenariusz, zwłaszcza że być może wreszcie faktycznie nastaje jego kres.
Rozwiązanie #2c: wygrywa ktoś inny. Problem w tym, że nie za bardzo wiadomo, kto by to był. Syryjskie siły demokratyczne, Kurdowie, a może jeszcze ktoś inny? Trudno wyobrazić sobie taki scenariusz, nie tylko dlatego, że są to ugrupowania stosunkowo niewielkie, podzielone i niespójne, ale także dlatego, że po ewentualnej wygranej pojawia się kolejny etap, czyli pomysł na przyszłość Syrii. Nie chodzi mi tutaj o jej fizyczną odbudowę, bo na to z pewnością znajdą się chętni, ale o pomysł na Syrię oraz umiejętność wdrożenia tego pomysłu. Nie ma żadnego pozytywnego programu opozycji. Marny byłby los alawitów. Jak wskazują doświadczenia Iraku i Libii, pozbycie się dyktatora i rozbicie struktur państwowych nie jest warunkiem wystarczającym do tego, aby w państwie zapanował ład; narzucenie przeszczepionych rozwiązań również nie przynosi odpowiednich rezultatów. Na swój sposób w Iraku i w Libii sytuacja była prostsza: w Iraku koalicja amerykańska miała monopol na zmianę systemu, w Libii były raptem dwie frakcje – zwolenników i przeciwników Mu’ammara Al-Kaddafiego. Mimo to w żadnym z państw nie udało się zaprowadzić porządku. W Syrii stron jest znacznie więcej. Z tego być może powodu nie wychodzi.
Rozwiązanie #3: skorzystanie z mediatora zewnętrznego, który doprowadziłby do rozejmu i podjęcia negocjacji. Jak dotąd wszystkie próby zakończyły się fiaskiem. Strony konfliktu są ze sobą na tyle skłócone, że nie interesuje ich przerwanie sporu – wolą w nim trwać. Szczególnie problematyczny jest udział w takich rokowaniach najsilniejszego gracza na syryjskiej arenie – Baszszara Al-Asada (niegdyś również tzw. Państwa Islamskiego). Dla sił opozycyjnych negocjowanie z nim jest nie do pomyślenia. Jednak w obecnej sytuacji jakiekolwiek rozwiązania oparte o negocjacje bez jego udziału są z góry skazane na porażkę. Tym bardziej być może żadna ze stron zaangażowanych w konflikt syryjski przez swojego prokurenta walczącego na miejscu – poza Rosją, która ma Al-Asada – nie chce przejąć pałeczki i wziąć na siebie trudnego i niewdzięcznego projektu budowania przyszłości Syrii. No, chyba że Stany Zjednoczone dogadają się z Rosją.
Przedstawione powyżej rozwiązania mają charakter utopijny. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli wojna w Syrii dobiegnie kiedyś do końca, będzie to wynikiem kombinacji tych rozwiązań oraz kilku innych – np. #5d, #9g i #11b – o których nawet nie pomyślałam. Od początku tzw. Arabskiej Wiosny Ludów Bliski Wschód stał się regionem w dużej mierze nieprzewidywalnym i zaskakującym, tak więc prognozowanie w tym wypadku jest często po prostu wróżeniem z fusów. Mimo to, o jednej rzeczy jestem przekonana: nawet jeżeli w Syrii w końcu zapanuje pokój – wywalczony czy wynegocjowany siłą czy rozumem – zasadniczym wyzwaniem dla przyszłości tego kraju będzie stracona niemalże dekada, a zwłaszcza pokolenie kilkunastolatków, które nie zna innej rzeczywistości niż wojna, konflikty, ucieczka lub w najlepszym razie życie w obozach dla uchodźców. Jeżeli ten element nie przeważa na szali pokoju, tym trudniej doszukiwać się jakiejkolwiek logiki tej okrutnej i bezsensownej wojny.
Źródło zdjęcia: Wikipedia, autor: Mil.ru (CC BY 4.0)