Liberałowie demokratyczni w kolejnych pokoleniach pozytywnie odpowiadają na emancypacyjne postulaty kolejnych grup społecznych, będąc partią stałego poszerzania zakresu wolności człowieka.
Liberalizm demokratyczny zajmuje w spektrum nurtów liberalnych pozycję centrową. Jest dziś swoistym zwornikiem dla pozostałych nurtów, a w swoim wymiarze polityczno-ustrojowym stanowi punkt odniesienia daleko poza przestrzeń samego liberalizmu, także dla zwolenników wielu innych politycznych idei.
Początki liberalizmu demokratycznego sięgają połowy XIX. wieku. Pierwsi adherenci tej szkoły myślenia stanęli w opozycji wobec stanowiska wcześniejszych liberałów, którzy negowali możliwość skonstruowania wspólnej płaszczyzny dla obrony wolności jednostki ludzkiej z jednej oraz dla zasady wyboru rządu przez „lud” w głosowaniu powszechnym z drugiej strony. W demokracji liberałowie postrzegali zagrożenie dla wolności, którego ogniskiem była zasada rządów większości. Ponieważ większość zazwyczaj stanowili ludzie niewykształceni, ubodzy czy religijni, to wolnościowe prawa ludzi wykształconych, posiadających własność i wolnomyślicieli byłyby w takim ustroju skazane na likwidację. Dlatego przez długi okres czasu walczący z ancien regime liberałowie chcieli likwidacji arystokracji oligarchicznej na rzecz merytokratycznej, a nie na rzecz demokracji obciążonej ryzykiem stoczenia się albo ku ochlokracji, albo chaosu i rewolucyjnej anarchii, albo po prostu tyranii plebiscytarnej.
Liberałowie demokratyczni postanowili jednak zaprojektować szlak pomyślnie wiodący pomiędzy Scyllą a Charybdą.
Doszli do wniosku, że odrzucenie demokracji jako rządów arytmetycznej większości nie oznacza odrzucenia demokracji w ogóle, a umocowanie tzw. przeciętnego obywatela w pozycji wyborcy współodpowiedzialnego za los kraju i może zostać ujęte w bezpieczne dla praw jednostki ramy. Tymi ramami jest naturalnie koncepcja demokracji liberalnej, czyli rządów większości ograniczonych barierami ustrojowymi, prawnymi, systemowymi i kulturowo-obyczajowymi. Demokracja liberalna została postawiona na pięciu zasadniczych filarach i praktyka kolejnych dekad pokazała, że dopóki pozostają one nienaruszone, liberalna demokracja może istnieć, każdy człowiek może głosować w wyborach i referendach, angażować się w społeczeństwo obywatelskie, konsultacje, strajki, demonstracje i akty obywatelskiego nieposłuszeństwa, a w tym samym czasie wolność słowa, prasy, zgromadzeń, sumienia, religii i światopoglądu, samorealizacji w życiu zawodowym i osobistym, a także własność prywatna pozostają bezpieczne. Owe 5 filarów to: konstytucjonalizm (trudne do zmiany gwarancje praw obywatelskich przynależne jednostce, które wykluczają działania władzy w wielu obszarach wrażliwych), państwo prawa (legalne bariery wykluczające arbitralne sprawowanie władzy), system checks and balances (rozbudowany trójpodział władzy, który uniemożliwia jednej klice zdobycie wszystkich instytucji władzy, a zatem uniemożliwia niepodzielne lub niekontrolowane władanie nad obywatelem), bezpłatna szkoła obejmująca wszystkich (inwestycja państwa we wzmacnianie pierwiastka merytokratycznego w demokracji) oraz surowe zasady rekrutacji urzędników państwowych (walka ze zjawiskiem ignorancji, korupcji i demoralizującego zepsucia w strukturach oficjalnych).
Z takim oto arsenałem teoretycznym demokratyczni liberałowie ruszyli do boju o powszechne prawa wyborcze. Ich sukces był w krajach Zachodu całkowity, także w odniesieniu do przeobrażeń wewnątrz ruchu liberałów.
Dzisiaj idee narzucone przez liberalizm demokratyczny w obszarze ustrojowo-politycznym są dobrem wspólnym wszystkich nurtów liberalizmu i w zasadzie nie są wprost kwestionowane.
Rysuje się natomiast problem kryzysu demokracji liberalnej i podmywania każdego z jej pięciu fundamentów. Niewykluczone, że liberałowie staną w przyszłości przed dylematem, jak zachować się w sytuacji zaniku demokracji liberalnej, gdy do wyboru pozostaną proste rządy większości lub tzw. oświecony autorytaryzm. Byłaby to klęska liberalizmu demokratycznego i możliwe pole dla renesansu jego wcześniejszych, antydemokratycznych nurtów.
Wyzwaniem są tutaj oczywiście ambicje poszerzania zakresu swojej władzy przez wygrywające w demokracji partie polityczne, które w tym celu negują państwo prawa i konstytucjonalizm oraz usiłują przejąć całe państwo. Wyzwaniem jest spadek jakości kanałów dostarczających obywatelom wiedzy o świecie i polityce, zwłaszcza na tle ekspansji mediów społecznościowych, trywializmu i manipulatorstwa, „baniek” internetowych oraz ordynarnych fake news. Ale wyzwaniem jest też immanentna logice demokracji tendencja egalitarystycznego demokratyzmu. Podczas gdy liberalna idea wolności w sposób naturalny prowadzi do równości w postaci równych uprawnień i swobód dla wszystkich, tak demokratyczna równość niekoniecznie jest zgodna z aspiracjami wolnościowymi i może zamiast tego prowadzić ku tyranii demokratycznej większości, gdy dążenia do wertykalnego awansu ambitnych jednostek zostają stłumione przez horyzontalne zrównywanie do jednego, niskiego i osiągalnego dla większości poziomu.
Ta asymetria jest źródłem wad demokracji i niebezpieczeństw, które niesie ona ze sobą. Jeśli jednostka pod takim czy innym względem należy do mniejszości, wówczas istnieje obawa, że jej autonomia znajdzie się pod presją ze strony większości. John Stuart Mill krytykował koncepcję demokracji jako rządów większości, zauważając, że rząd w takim ustroju reprezentuje wyłącznie matematyczną większość, która go wybrała, co jest nie tylko zagrożeniem dla wolności, ale także zaprzeczeniem równości, jako że przedstawiciele mniejszości nie posiadają wpływu na władzę i przez to mają mniej uprawnień. Dodatkowym problemem jest niski poziom intelektualny większości społecznych, co determinuje charakter ich postulatów oraz politykę rządu wyłonionego przez takie masy. Obywatelska edukacja nie posiada wystarczającej siły oddziaływania, aby przekształcić brutalną grę interesów grupowych w wyśnioną dbałość o wspólne dobro. Alexis de Tocqueville zwracał dodatkowo uwagę na przemożną rolę „tyranii większości” w kształtowaniu opinii publicznej. W ustroju demokratycznym równość statusu zapewnia jednostce niezależność od wszystkich innych jednostek, ale czyni często bezradnym wobec opinii przygniatającej większości. Niezależnie od posiadanego potencjału czy nawet racji, osamotniona jednostka musi się ugiąć, zamilknąć lub zmienić stanowisko, inaczej zostanie zmarginalizowana.
Z tych rozważań wyłania się więc koncepcja wolności i równości, jaką postuluje liberalizm demokratyczny. Wolność jest rozumiana w sposób zgodny z klasyczną wizją Milla (zresztą czołowego liberała demokratycznego). Liberalizm demokratyczny podkreśla znaczenie wolności negatywnej, a więc wolności od ingerencji państwa i sił społecznych w autonomię wyborów jednostki. Ta jest władna podejmować wszystkie decyzje dotyczące jej samej w sposób samodzielny i całkowicie wolny tak długo, jak skutki jej wyborów i działań nie wywierają negatywnego wpływu na żadną inną jednostkę, która sobie wpływu takiego nie życzy. Uzupełnieniem tej koncepcji jest jednak niewielki element wolności pozytywnej w postaci prawa obywatela do bezpłatnej edukacji. Bez powszechnej edukacji liberalna demokracja będzie bowiem niestabilna i przekształci w ochlokrację.
Koncepcja równości jest natomiast klasycznie liberalną konstrukcją równości wobec prawa uzupełnioną o równe prawa polityczne, w związku ze zniesieniem wszystkich cenzusów wyborczych, a także umocowaniem każdego obywatela jako równoprawnego uczestnika debaty publicznej. W dobie zaniku instytucji medialnych gate keeperów, gdy dzięki sieci internetowej niemalże każdy obywatel ma dostęp do takich samych narzędzi nadawania politycznych komunikatów, ta równość przestaje być formalna, a coraz bardziej staje się realna.
Liberalizm demokratyczny jest nurtem zdominowanym przez problematykę ustrojowo-polityczną, ale się do niej nieograniczającym. Millowska koncepcja wolności czyni z tego liberalizmu nurt progresywny w zakresie problematyki społeczno-obyczajowej. Liberałowie demokratyczni w kolejnych pokoleniach pozytywnie odpowiadają na emancypacyjne postulaty kolejnych grup społecznych, będąc partią stałego poszerzania zakresu wolności człowieka. W przeciwieństwie do lewego skrzydła liberałów ostrożnie podchodzą jednak do projektów tzw. dyskryminacji pozytywnej, zwłaszcza jeśli przywileje przyznawane tą drogą grupom wcześniej upośledzonym jawią się jako potencjalne źródło długoterminowego wygenerowania nierówności formalnych. Oznacza to wchodzenie liberałów demokratycznych w spór np. z bardziej radykalnymi nurtami feminizmu.
W zakresie problematyki ekonomicznej liberalizm demokratyczny przeszedł metamorfozę. W swoim wczesnym okresie był on nurtem radykalnie wolnorynkowym, idącym w tych postulatach dalej aniżeli liberałowie klasyczni. Leseferyzm ekonomiczny miał być ciosem w status warstw uprzywilejowanej arystokracji, całkowicie wolna konkurencja miała z jednej strony być czynnikiem krzewiącym merytokrację, a z drugiej wygenerować boom nowej warstwy przedsiębiorców i spowodować głębokie, liberalne przemiany społeczne. W końcu całkowicie, radykalnie wolny handel był ciosem w interesy najbogatszych i drogą ku walce z głodem, a więc nędzą najuboższych. Demokratyczni liberałowie byli więc radykałami państwa-minimum i wrogami wszelkiego typu protekcji.
Pod wpływem późniejszego nurtu liberalizmu socjalnego, demokratyczny liberalizm ewoluował do pozycji nurtu prezentującego poglądy na gospodarkę, które w porównaniu z innymi nurtami należy uznać za wypośrodkowane i umiarkowane. Bez wątpienia demokratyczni liberałowie postulują zaangażowanie państwa w regulowanie gospodarki i politykę społeczną w zakresie wyraźnie mniejszym niż socjalliberałowie czy zieloni liberałowie. Są o wiele od nich bardziej sceptyczni wobec koncepcji wolności pozytywnej. Jednak nie postulują także zasadniczego wycofania się państwa. Są dziś zwolennikami podstawowych usług publicznych, minimalnej sieci bezpieczeństwa socjalnego oraz regulacji rynku wówczas, gdy jego swobodne działanie prowadzi do autodestrukcji. W rzeczywistości nastrojów intelektualnych związanych z kryzysem finansowym po 2008 r. oznacza to jednak raczej pozostawanie „na prawo” od dominującej narracji.