500+ to polityczne Wunderwaffe PiS. Dzięki niemu wygrał ostatnie wybory i strasząc jego likwidacją przez opozycję będzie się starał wygrać następne. Opozycja zaś mówi co najwyżej o jego rozszerzeniu. Tymczasem mamy do czynienia z jednym z najbardziej szkodliwych programów w historii Polski. Początkowy wzrost liczby urodzeń (wynikający nie tylko z tego programu) zdążył się załamać w pierwszym kwartale tego roku. Udało się obniżyć poziom ubóstwa wśród dzieci, ale warto spojrzeć też na koszty.
Nasze państwo, mimo że zaliczane już do krajów rozwiniętych, nie dokończyło swojej transformacji. Wypracowanie dobrze działających systemów wymaga czasu i pieniędzy. Po okresie kryzysu nadszedł moment, by poprawiać sytuację i by państwo stało się mniej teoretycznie. A jest co robić: system wymiaru sprawiedliwości jest zapchany, zaś czas oczekiwania na wyrok urąga sprawiedliwości. To główny powód słabego poważania społeczeństwa dla wymiaru sprawiedliwości. Służba zdrowia bardzo teoretycznie daje bezpłatny dostęp do leczenia. De facto kolejki są tak długie, że leczenie staje się fikcją – szczególnie, że w czasie oczekiwania stan pacjentów się pogarsza. Geriatria właściwie nie istnieje, co w przypadku starzejącego się społeczeństwa zapowiada katastrofę. System opieki nad niepełnosprawnymi urąga ich godności, edukacja zaczyna poważnie odstawać od światowych standardów, a szkolnictwo wyższe dawno przekroczyło granice śmieszności. Wymieniać można długo, zaś PiS wierzy, że wszystko można naprawić poprzez rewolucję personalną: zamieniając dziś zarządzających swoimi bez kompetencji, ale (podobno) o wysokich walorach moralnych. Takie widzenie sprawy może i na początku nieźle się sprzedawać wśród wyborców, którzy wierzą, że wszelkie problemy wynikają ze złej woli układów i sitw, ale już dziś widać, że Trybunał Konstytucyjny pod Przyłębską działa gorzej niż pod Rzeplińskim, o spółkach Skarbu Państwa nie wspominając.
Do tej pory jednak tak uczestnicy, jak i klienci wszystkich tych państwowych systemów, znosili niewesołą sytuację, żyjąc w przekonaniu, że kraju na dorobku nie stać na ich naprawę: najpierw uzasadniał to wysiłek transformacji, potem kryzys. Kiedy jednak PiS doszedł do władzy i wprowadził 500+ okazało się, że z kasy państwowej da się wysupłać wiele miliardów i tak rozpoczął się festiwal protestów, którego początek obserwujemy. I nie jest to działanie, które można podpiąć pod roszczeniowość pewnych grup społecznych. Protestujący rezydenci, którzy od lat nadludzkim wysiłkiem spinają naszą służbę zdrowia walczyli o to, by uratować ją przed zapaścią. Nauczyciele zwracali uwagę na niedofinansowanie oświaty, niepełnosprawni na niegodne traktowanie ich przez państwo. I łatwo zrozumieć ich determinację kiedy okazuje się, że są pieniądze co miesiąc na dzieci – także z tych zamożniejszych rodzin, a nie ma na to, by w cywilizowany sposób działała oświata, służba zdrowia czy opieka nad niepełnosprawnymi.
Tyle tylko, że – jak się okazuje – te pieniądze były, ale już ich nie ma. 500+ w sposób trwały wydrenował nasz budżet z jakiejkolwiek możliwości manewru. Nie da się go usunąć, a pożera wszelkie rezerwy już w czasach prosperity. Kiedy przyjdą chudsze czasy okaże się, że nie ma pieniędzy na podstawowe funkcje państwa – a wtedy szybko przypomną nam się lata 90-te. Wie o tym nawet PiS, który, kontemplując wygraną w następnej rundzie wyborów, dochodzi do wniosku, że manewru finansowego już nie ma. Stąd też tak wielki opór przed realizacją postulatów protestujących i marne postępy w szumnie zapowiadanych projektach takich jak Mieszkanie+. Dlatego też i nowe obietnice są dużo skromniejsze wyjątkowo na poziomie 20% tych z 2015. Ale i tak pozostawiają protestującym nieodparte argumenty: skoro są pieniądze na wyprawki szkolne, to czemu nie ma dla nas? A nie ma właśnie dlatego, że jest 500+.
Okres od 2015 to była prawdopodobnie ostatnia szansa na modernizację naszego państwa. Światowe prosperity dało znaczące środki, które mogły być wykorzystane na skok cywilizacyjny w zakresie instytucji państwa, które wydatnie kuleją. Zostały wydane na 500+. Prosperity potrwa jeszcze rok, dwa albo pięć – ale w końcu się skończy. Potem przyjdzie kryzys, który zapewne 500+ zlikwiduje (najprawdopodobniej za pomocą inflacji, bo 500+ na szczęście nie jest waloryzowane). Wielu może się łudzić, że kiedy się skończy i przyjdzie kolejne światowe prosperity będziemy mieli kolejną szansę. Nie będziemy jej mieli. Wtedy będziemy starym społeczeństwem o ogromnych napięciach społecznych ze względu na walący się system emerytalny (do czego walnie przyczynił się znowu PiS obniżając wiek emerytalny). Przy naszej jakości systemów i instytucji – niedofinansowanych, archaicznych i dodatkowo osłabianych właśnie personalnie niewykluczony jest u nas scenariusz państwa upadłego. No ale to już nie jest problem Jarosława Kaczyńskiego.
Przeczytaj również:
Wolność na zasiłku, G. Cydejko
Program „Rodzina 500+” a podaż pracy kobiet w Polsce, raport IBS
Długi lont reform gospodarczych, K. Łepkowska
Blotki PiS, czyli program 500+, J. Liberski – blog