Zabierałem się do tego wpisu już jakiś czas, ale zawsze coś mnie od niego odciągało. Dziś w końcu bum, zebrało mi się i muszę to z siebie wyrzucić na zewnątrz. Muszę się wam bowiem zwierzyć, że ten blog tak właśnie działa. Nie jestem człowiekiem, który cierpi na nadmiar czasu. Nikt mi też złamanego pfenninga za to bazgranie nie zapłacił i nie zapłaci. Raczej więc piszę jak już głowa mi pęka i albo napiszę i wyrzucę to z siebie, albo będę zły, albo będę gryzł, kopał i szczekał. To dla mnie taki wentyl bezpieczeństwa. W trakcie pisania dym mi poleci uszami i potem już jestem milusiński i do rany przyłóż. A więc terapii lutowej czas 3,2,1 start.
Odkąd jestem na serio (jeżeli można traktować serio jakikolwiek wolontariat?) w polityce, czyli gdzieś tak od ponad dwóch i pół lat trapi mnie nieustająco takie pytanie – po co ci to, Austen? Czy tobie czasem, Austen, sufit na łeb się nie spadł? Po co mi te nieustające zamieszanie wokół siebie? Mam rodzinę, przyjaciół, a w ogrodzie od lat żabę, padalca i dwie myszy leśne. Mam swoje dwie firmy. Wiem co zrobić ze swoim wolnym czasem. Nieźle zarabiam, generalnie jakoś radzę sobie w życiu. A więc po kiego grzyba mi to? Po co mam wyczytywać w komentarzach pod swoimi tekstami w Liberte!, że ,,zgłoś się Austen na Judenstrasse 15 po swoje dojczemarki, którymi Soros cię lewaku opłaca” i ,,kto Wam Austen, Lubnauer, Schimidt te Wasze durne ksywki operacyjne ponadawał?”. Lepiej i zdrowiej chyba poczytać sobie książkę. Kupić i zamontować w końcu drzwi do łazienki. Zabrać w końcu żonę na porządne wakacje, a nie na weekend. Zrobić doktorat na uczelni.
Nie ukrywam, że wątpliwości mam, ale wtedy przypominam sobie przeciekającego ministra Chlebowskiego tłumaczącego się z afery hazardowej. Przypominam sobie kradzież moich pieniędzy z OFE. Przypominam sobie te wszystkie wyborcze kłamstwa zaczynające się od ,,Wałęsa, oddaj moje sto milionów” po dzisiejsze opowieści z mchu i paproci o elektrycznych samochodach wujka Morawieckiego. Przypominam sobie o jego poprzedniczce na fotelu premiera wzywającą Europę, by wzorem Polski powstała w końcu z kolan i obudziła się z letargu, bo w przeciwnym razie codziennie będzie opłakiwać swoje dzieci.
Przypominam sobie zaciętą twarz Prezesa i jego zdradzieckie mordy. Obłąkańców z komisji Macierewicza, co za publiczną kasę wysadzają szopę, albo puszki z parówkami. Pewny piątkowy wieczór i napitą w Sejmie posłankę Ewę Kruk, która z mętnym wzrokiem wybełkotała przed kamerami ,, Potrafię dobrze pracować, potrafię coś tam, coś tam… Czuję się świetnie!”. I czuje się świetnie, bo w nagrodę w 2016 roku prezes delegował ją do Rady Mediów Narodowych, by coś tam, coś tam dorobiła sobie do skromnej pensji posłanki. Prokuratora stanu wojennego Piotrowicza, który krzyczał z trybuny sejmowej do posłów precz z komuną, czyli precz z samym sobą. Miśka Misiewicza i Agenta Tomka. Posłów Zbonikowskiego i Karskiego, którzy na Cyprze zrzucili melex ze skarpy prosto do morza. Od wtedy wiadomo, że najlepszy melex to służbowy.
Przypominam sobie, że w styczniu przez nieporozumienie dwa z płynących do mnie kontenerów zawinęły niestety do terminu kontenerowego w Gdyni, a nie tak jak zwykle do Gdańska. Przypominam sobie, że z wybudowanego za moje i mojej rodziny podatki gdyńskiego terminala bardzo trudno jest legalnie wywieźć kontener z 24 tonami mrożonek, bo przeszkodą okazuje się należąca do gminy Gdynia kilkusetmetrowa miejska droga klasy C na wylocie z terminala, którą to Gdynia od dwudziestu lat nie ma zamiaru wyremontować. Nie ma zamiaru, bo więcej emocji, a co za tym głosów wyborczych zdobędzie dofinansowując pokazy Red Bulla, na które przyjdą tysiące mieszkańców niż remontując drogę, z której korzystają jacyś nieliczni i w sumie podejrzani przedsiębiorcy.
Przypominam sobie, że napisałem już kiedyś na blogu, że: ,,w mojej ukochanej Gdyni Wojciech Szczurek rządzi miastem od 1991 roku. W latach 91-98 był przewodniczącym rady miasta. Od 98 roku jest już jako prezydent miasta i lider rządzącej niepodzielnie Gdynią lokalnej Samorządności jej niekwestionowanym panem i władcą. Mimo że ostatnio Gdynia zatrzymała się w rozwoju. Mimo że przez wiele nietrafionych inwestycji budżet trzeszczy w szwach i zadłużenie co roku wzrasta, a miasto się wyludnia, to nie ma szans na zmianę. W ekonomii taki stan nazywamy monopolem; rynkiem, na którym tylko jedno przedsiębiorstwo produkuje i sprzedaje produkt. Dzieje się tak wtedy, gdy osiąga ono pozycję dominującą tak silną, że aż monopolistyczną i ta pozycja sprawia, że dla nowego przedsiębiorstwa powstają bariery wejścia uniemożliwiające podjęcie konkurencji. Wtedy to jedno przedsiębiorstwo skupia się nie na rozwoju, a na realizowaniu polityki prowadzącej do utrzymania swej pozycji monopolistycznej. Wypisz wymaluj Gdynia, gdzie koszty wejścia na ring z prezydentem, by stoczyć z nim z góry przegrany pojedynek są tak wysokie, że nikt nie chce się na to zdecydować”.
Jak sobie to wszystko człowiek przypomni to wtedy wątpliwości opadają. Tak jak trzeba czasami posprzątać w końcu swoje mieszkanie, bo jest już tak brudno, że pękają oczy, to tak samo trzeba posprzątać w końcu też ten bajzel, poza swoim mieszkaniem. Przewietrzyć okna. Wpuścić trochę świeżego powietrza. Ugasić pożar w burdelu. Inaczej się udusimy. Inaczej już tego jutro nie ogarniemy. Ktoś to w końcu musi zrobić. Tak się akurat składa, że mi nie wystarcza posprzątane własne mieszkanie. Chcę mieć porządek też wokół siebie. Na osiedlu, w pracy, w mieście, w mojej wspólnocie. Przecież swego życia nie spędzamy tylko w naszych czterech ścianach. Ba – większość czasu spędzamy poza.
Ponawiam wielokrotnie stawiane tu pytanie: dlaczego nasze pokolenie jest nieobecne w polityce? Przecież nas w grupie wiekowej 30-39 lat jest stosunkowo najwięcej w naszej populacji. A w demokracji nie wygrywa ten, kto najmocniej krzyczy, tylko ten, kogo jest najwięcej. Statystyczny Polak ma 39 lat. Statystyczny poseł 50 lat, a senator 56 lat. Polscy politycy przez brak kadencyjności i zasiedzenie w tej polityce są poza tym starsi, niż ich metryka wskazuje. Dlatego wkurzają mnie ostatnio ciągłe narzekania na opozycję. Co oni robią? Ja bym to zrobił lepiej. Serio? Naprawdę tak uważasz? To proszę bardzo. Ktoś to już pięknie kiedyś ujął: nie palcie komitetów, zakładajcie własne!
Tym cytatem zakończę, gdyż godzina 18-ta nadchodzi, a o tej godzinie zaczyna się rada dzielnicy Gdynia Dąbrowa, na którą mam zamiar się dziś wybrać.