Zamiast pastwić się nad estetyką i głębią ujęcia problemu czy roztrząsać potencjalne korzyści z odzyskania języka czy demaskacji fałszywych feministów i pseudoliberałów, którzy faktycznie są za ograniczaniem reprodukcyjnych praw kobiet, czego publiczność miała w nadmiarze, zastanowiłbym się dla odmiany nad potencjalną skutecznością takiego ujęcia tematu.
Normalizacja aborcji, tak żeby można było o niej mówić bez poczucia winy, nakręcania niebotycznych emocji czy też robienia ofiar z kobiet, które podejmują świadome decyzje – jest potrzebna. Aborcja w debacie funkcjonuje albo w wersji skrajnie zideologizowanej, albo w faktycznym podziemiu, po cichu, prywatnie, tak jak jest wykonywana. A można o niej mówić normalnie, tak jak o nieprzyjemnym, ale koniecznym zabiegu.
Infantylizacja raczej temu nie służy. Wygląda raczej na wykorzystanie poważnego tematu do taniej prowokacji, a tymczasem zasługuje on na potraktowanie serio, a nie w konwencji różowych koszulek rodem z bazarku. Ostatnią okładką „WO” zamyka się w sekcie poklepujących się po plecach osób, które mogą sobie pogratulować, jaki numer wykręciły Ciemnogrodowi.
Działania w formie happeningu, prowokacji mogą wywołać oburzenie, które „się klika”. Rozgłos przychodzi szybko i tanio. Jednak taka forma obecności medialnej nie przełoży się raczej na zdobycie poparcia. Prowokacja artystyczna porusza się w swojej poetyce. Artyście faktycznie „wolno” więcej. Okładka gazety, przynajmniej w tym konkretnym przypadku, prowokacją artystyczną nie jest i chyba nie zamierzała być.
Pierwszym moim skojarzeniem z okładką „Wysokich Obcasów” był słynny krzyż z puszek na Krakowskim Przedmieściu, dla prawicy symbol moralnego nihilizmu kojarzonego z Ruchem Palikota, dla innych wyzwolenie od poprawnościowego, dusznego dyskursu, narzucanego po katastrofie smoleńskiej. Prowokacja sprawiła, że Palikot zaistniał. Ale jego los powinien być przestrogą dla naśladowców. Zdejmowanie krzyża ze ściany i wyrazisty antyklerykalizm nie sprawił, że Polacy poparli ograniczenie politycznej władzy Kościoła, za to zniechęcił dużą część umiarkowanego elektoratu, który byłby gotów na sensowny rozdział Kościoła od państwa, gdyby nie był on postrzegany jako walka z religią.
Kluczem do wygrania debaty światopoglądowej – a wbrew wielu sceptykom uważam, że jest to absolutnie możliwe, szczególnie teraz, kiedy oficjalna rządowa propaganda skleiła się z językiem Kościoła i represyjnym prawodawstwem – jest poszerzanie grona zwolenników takim ujęciem tematu, w którym to przeciwnicy wolności osobistej znajdą się w defensywie. „Wysokie Obcasy” sprawiły zaś, że nawet wielu zwolenników liberalizacji ustawy antyaborcyjnej poczuło się zażenowanych.
Zamiast zamykać się w getcie, lepiej wygrać władzę na ulicy.
Leszek Jażdżewski – politolog, publicysta, redaktor naczelny Liberté!
Źródło: Moja polityka – liberalny blog Leszka Jażdżewskiego
