Kalumnia
„Aria o plotce” Rossiniego to jedno z największych arcydzieł sztuki operowej. Komiczna postać, jaką jest Basilio, zaczyna ją niewinnie i buffo. Kończy jednak groźnym forte. To opowieść o tym jak plotka podawana z ust do ust rośnie w siłę i potrafi zniszczyć każdego. Włoskie słowo La calunnia używane w tej arii, tłumaczone jest na polski jako plotka. Ale od niego pochodzi też używane u nas słówko kalumnia, czyli obmowa, oszczerstwo, potwarz. Plotka, ploteczka to słówka pozornie niewinne i niewielką wyrządzają krzywdę ludziom, którzy mają dość siły, by się nimi nie przejmować. To przecież kłamstwa i domniemania rozpowszechniane z upodobaniem przez gawiedź, głównie na temat osób znanych, majętnych, czy dysponujących władzą. Dysproporcja pomiędzy ich losem a bytowaniem mas ludzkich, gdzie bogactwa i władzy jest jak na lekarstwo, a anonimowość jest jedną z najbardziej doskwierających bolączek, prowadzi często do czynów desperackich i podłych. Drastycznym tego przykładem było zabójstwo wspaniałego Prezydenta Gdańska, którego miałem zaszczyt znać osobiście i przekonać się, że oszczerstwa, którymi go obrzucano, są podłymi kłamstwami. I tak kalumnia z czasem przestaje być powszechnym rozmijaniem się z prawdą i staje się groźną bronią w niszczeniu człowieka, tak jak to zapowiada w finale arii pozornie komiczny Basilio. Plotkami zajmujemy się wszyscy i jestem pewien, że każdemu zdarzyło się bezwiednie powtórzyć jakąś z nich, w przekonaniu, że „nie ma dymu bez ognia”, i jeśli ludzie coś sobie przekazują, to widocznie tkwi w tym ziarno prawdy. Ludzie przyzwoici otrząsają się z pokusy uczestniczenia w takim łańcuszku paskudnych wieści i pozostawiają to osobom o słabych charakterach, marnym wychowaniu i skłonności do wyrządzania bliźnim bezinteresownego zła. Ci z kolei mają tendencję do rozdmuchiwania plotek i dodawania do nich swoich trzech brudnych groszy, bo szkalowanie innych rodzi wrażenie, że jesteśmy od nich lepsi. To banalna skaza na życiu społecznym i może nie warto by na ten temat moralizować, gdyby nie zdumiewający fakt, że Ojczyzna moja kochana dorobiła się upaństwowienia procederu oszczerstw i dysponuje potężnymi instytucjami, gdzie ludzie za pieniądze, lub na rozkaz władzy tworzą plotki, kłamliwe pomówienia, oszczerstwa i kalumnie, które powtarzane z uporem dzień w dzień pozostawiają brudny osad w świadomości społecznej i właściwie nie ma szans, żeby ta rdza zwojów mózgowych mogła być kiedyś oczyszczona. Politycy każdej opcji są obrzucani kalumniami, ale jednak czym innym jest gniew ludu i chętne powtarzanie obelg pod adresem znienawidzonego, a jednocześnie nietykalnego przedstawiciela władzy, a co innego wynajmowanie armii oszczerców przez urzędy państwowe i wmawianie kłamstw na temat opozycjonistów, z których niejeden jest autentycznym, czczonym bohaterem narodowym, jak Wałęsa, czy Frasyniuk. Rzeka kalumnii na temat Tuska jest czasami komicznie wzburzona, kiedy słyszymy, że wszystko jest jego winą, ale gdzieś w zakamarkach społecznej świadomości osadza się brud oskarżeń, że jest niemieckim agentem, czy współpracownikiem Putina przy planowaniu zamachu smoleńskiego. Tak opluty przywódca, najwybitniejszy mąż stanu, jakiego mieliśmy po wojnie, brnie z podziwu godną determinacją w każdej dyskusji publicznej i wychodzi z niej zwycięsko. Na jak długo jednak starczy mu tej determinacji i zwykłego ludzkiego zdrowia – nie wiadomo. Kalumnie sypią się jak kamienie i zawsze któryś z tych kamieni może być zabójczy.
Król
„Król jest nagi!”- zawołało dziecko w pięknej bajce i dopiero wszyscy uznali, że tak jest faktycznie. Nasza rzeczywistość daleka jest od bajki, ale zmowa milczenia wokół nagiego króla jest podobna. Krawcy-oszuści wmówili mu ża ma wspaniałe szaty, że wszystko jest ok. Król w bajce szczęśliwy i zadowolony z siebie paradował na golasa, śmieszny i godny pogardy. Dopiero ktoś o czystym sercu i prawdomówny musiał głośno krzyknąć to, co wszyscy skrycie myśleli, żeby ta śmieszność i pogarda objawiła się oszukanemu pyszałkowi, zamiast złudzenia, że jest podziwiany i kochany. W mojej Ojczyźnie jest wielu ludzi prawdomównych, o czystych sercach. Od dawna wołają, że król jest nagi. Nawet połowa tłumu krzyczy, że królowi wszystko widać, ale ta druga uważa dalej, że ma piękne szaty i wygląda godnie. Jest według nich pomazańcem bożym, więc jakże by mógł na golasa paradować. Wygrażają więc pięściami tamtej prawdomównej połowie i gotowi są w obronie świętego króla pozabijać niedowiarków. Świat obserwuje to ze zdumieniem, bo takiego komicznego króla nie ma w innych krajach. Był w Ameryce, ale krótko i narobił wiele szkód. A ten tutaj długo już króluje i wydaje mu się, że będzie królem dożywotnim, bo przecież inni królowie tak mają. Wstydzimy się za niego, ale co zrobić, skoro tamtej połowy jest wciąż więcej. Pilnują tego ministrowie, biskupi i cała sfora krawców-oszustów. Jak tylko jest po równo, kupują tego i owego i znów cieszą się większością. A jak nie mogą kupić, to przy liczeniu oszukają. Ci prawdomówni bezradni są, bo kłócą się między sobą, czy król jest nagi, ale jednak slipy ma, czy też z przyrodzeniem na wierzchu władzę swoją piastuje. I tak trwa ta parada oszustów w mojej biednej Ojczyźnie, co jak tylko się jej polepszy i z kolan wstanie, to znów ją na glebę rzucą i plackiem każą leżeć. Na szczęście starych jest coraz mniej, a młodych coraz więcej, a tym wmówić, że król pomazańcem jest i piękne szaty nosi, będzie oszustom coraz trudniej.
Kurwa
Wstyd przyznać, ale to jedno z najczęściej dziś używanych słów w języku ojczystym, głównie w charakterze przecinka. Zastanawia mnie, skąd taki akurat wybór. Pochodzi od łacińskiego przymiotnika „krzywa”, ale naładowane jest tyloma znaczeniami i emocjami, że zastępuje setki słów jak Joker inne karty. Jest najprostszym skutecznym wyładowaniem nagromadzonego gniewu, nośnikiem wybuchu nienawiści, okrzykiem bólu, wyrazem zdumienia, wyzwaniem rzuconym całemu światu i wieloma innymi jeszcze sposobami definiowania emocji rozsadzających człowieka. Nawet tak błahych jak złość na upuszczoną i rozbitą szklankę. Wieloznaczność tego słowa nie bierze się jednak z jego nadzwyczajnej pojemności. W zasadzie oznacza ono kobietę uprawiającą seks za pieniądze, czyli „najstarszy zawód świata”. To znaczenie przenosi się płynnie na każdą osobę oferującą niemoralnie swoją usługę za jakieś wynagrodzenie. Niemoralnie dlatego, że albo dotyczy to usługi, za którą nie powinno się brać pieniędzy, jak na przykład łapówki za wydanie pożądanej decyzji, albo takiej, której nie powinno się wykonać, jak na przykład doniesienie na swój kraj do rosyjskiej agentury. Taka osoba momentalnie zostaje zaszufladkowana jako kurwa, niezależnie od tego, jak wygląda jej życie seksualne. Ale jeśli prowadzi je w sposób ostentacyjnie rozwiązły też trafi do szuflady z kurwami, mimo że nie bierze za seks nawet złotówki. W tej dziedzinie mężczyźni nader często nominują do tego haniebnego tytułu każdą kobietę, która preferuje w łóżku innego, niż zainteresowany nią facet. Szczególnie jeśli to jest jej mąż. Wspomniana szuflada pełna jest niewiernych żon. Niewierność męża nie ma tu znaczenia. Od początku świata mężczyzna ma poczucie, że jego potrzeby seksualne są naturalne i ich obfitość świadczy o chwalebnym temperamencie. Natomiast kobieta posłuszna swojemu temperamentowi, albo nagle zakochana w kimś innym, niż leniwy nudziarz poślubiony dawno temu, jest oczywiście kurwą. W niektórych krajach do dzisiaj obrzuca się ją kamieniami, albo w jakiś inny sposób odbiera życie, które jest własnością męża. W mojej Ojczyźnie tak źle nie jest, ale odebranie jej godności mianem kurwy jest na porządku dziennym. Mam w związku z tym podejrzenie, że słowo kurwa, czerpie swoją siłę emocjonalną i powszechność użycia ze świata męskiej nienawiści wobec wolnych kobiet, które nie tylko wywalczyły sobie prawo do głosowania, ale w ramach równouprawnienia są przekonane, że mogą pójść do łóżka z kim chcą. Nie są niczyją własnością i mogą dysponować dowolnie swoim ciałem, bo to ich ciało, a nie męża, ojca, zakochanego adoratora, księdza proboszcza, biskupa, czy nawet papieża. Słucham ze zdumieniem mądrych, wydawałoby się, przyjaciół, czy przypadkowych rozmówców, jak sięgają bez wahania po słowo kurwa w ocenie kobiety, która po prostu jest niezależna od nikogo i niczego, prócz własnej woli. Znałem nawet takiego radykała, który uparcie dowodził, że wszystkie kobiety, to kurwy. Widocznie musiał w ten sposób reperować zranioną dumę własną, ale to go przecież nie usprawiedliwia. Świadczy jednak, że ta najcięższa obelga, określająca upadek człowieka na samo dno moralnej nędzy, bierze się z pokładów męskiego szowinizmu i jest zbudowana na fałszywych przesłankach. Mimo tego przekłamania, to właśnie kurwa, a nie złodziej, morderca, zdrajca, czy pedofil, jest słowem używanym pod wpływem nienawiści i gniewu. Zaskakujące jest to, że również wiele kobiet posługuje się tym przekleństwem, żeby rozładować swoje emocje. Tego już nie potrafię sobie wytłumaczyć. Może mi ktoś pomoże.
Autor zdjecia: Markus Spiske