Zbawienie
„I zbaw nas ode złego – Amen” Taka jest kluczowa prośba do Boga tych, którzy wierzą, że istnieje, że słucha i przede wszystkim, że spełnia prośby. Zbawienie jest więc ratunkiem z opresji, ale też obroną przed złem. Wierzący są przekonani, że zło pochodzi od szatana, bo przecież nie od nich samych. Chodzi więc o to, by Bóg bronił nas przed upadłym aniołem, który się zbuntował i chce człowieka, to gliniane dzieło stwórcy, również namówić do buntu. Bo to bunt jest grzechem i złem, a posłuszeństwo dobrem. Kwestia wolności została w niedawnej wypowiedzi polskiego hierarchy błyskotliwie rozstrzygnięta w ten sposób, że oto człowiek wolny, to człowiek posłuszny. To fascynujące jak na dramatyczne pytania filozofów na przestrzeni dziejów polscy mędrcy odpowiadają głosem nie znoszącym żadnych sprzeciwów i wątpliwości. Po tylu latach dysput filozoficznych, powstawania i upadków szkół, religii, ideologii, co okupione zostało tysiącami ludzkich istnień, nasz światek naukowy opowiedział się za prostym rozumieniem prawd egzystencjalnych i uczynił ze zbawienia i życia w posłuszeństwie wobec katechezy główny, jeśli nie jedyny cel edukacji przyszłych pokoleń. Niepotrzebna nam będzie etyka, fizyka, chemia, biologia, geografia, matematyka i języki. Naszymi wzorcami postępowania i myślenia nie będą takie kobiety jak Maria Skłodowska-Curie, tylko takie jak siostra Faustyna. Nie mężczyźni jak Kopernik, tylko tacy jak Stefan Wyszyński, Karol Wojtyła, czy Stanisław Dziwisz. Oto galeria autorytetów dla młodzieży! Niech studiują ich żywoty, ale tak spreparowane, żeby pozbawić je cieni i półcieni. Ma od nich bić nieskalane wątpliwościami czy błędami światło posłuszeństwa. Tak rozumiem postulat ministra szkół wszelkich, żeby celem edukacji było Zbawienie. Gdyby, tak jak to kiedyś było, jedynym źródłem wiedzy i odpowiedzi na wszelkie pytania był ksiądz katecheta, to może ten plan miałby szanse powodzenia. Ale młodzież po lekcjach wróci do domu, zasiądzie do obiadu z rodzicami pełnymi wątpliwości i grzesznych doświadczeń, a potem uda się do swego zacisza i przypnie się do internetu, gdzie nie tylko pogra sobie w zabójcze gry, ale obejrzy ekscytującą porcję pornografii, a od czasu do czasu dowie się kim jest minister, jego koledzy, jego mocodawcy i przede wszystkim kim są katecheci i ich biskupi w świetle bulwersujących doniesień o ich nieprawościach. Jak teraz zasypiając pogodzić potrzebę zbawienia ode złego, słusznie propagowaną w szkole, z podejrzeniem, że to zło ma bardziej skomplikowaną naturę, niż się młodzieży próbuje wmówić́.
Zaufanie
Wiele zatroskanych osób wyraża obawę, że afera Pegasusa zostanie przez PiS przeczekana i jak wszystkie ich afery nie odniesie żadnego skutku osłabiającego poparcie dla złodziejskiej partii rządzącej. Komisja senacka bez żadnych uprawnień śledczych będzie ośmieszana i atakowana przez jej heroldów, a osoby, które miałyby odruch żeby na zaproszenie komisji zeznawać przed nią otrzymają, tak jak profesor z Akademii w Gdyni, radę od zwierzchników, żeby trzymali mordę w kubeł, jeśli nie chcą sobie zaszkodzić. A jednak jestem przekonany, że tym razem nie pójdzie tak łatwo. Na fali rozgoryczenia inflacją i rachunkami za prąd i gaz, na fali zwątpienia, że kler jest godną zaufania gromadą pasterzy, na fali niepokoju, że umiera z powodu pandemii coraz więcej bliskich i znajomych, nawet wierny i zadowolony ze swojej miernej edukacji elektorat PiSu zacznie się interesować informacjami pochodzącymi z innych źródeł niż umiłowana telewizja, radio, czy ambona. Zaczną może uważniej słuchać tego, co to głoszą konkretnie ci znienawidzeni liberałowie, komuchy, platformiaki i zdrajcy Orła Białego. Tu i ówdzie przebije się do nich informacja potwierdzana z oporami, ślamazarnie, ale jednak przez ludzi z ich prawej strony, ze Pegasus został kupiony, że jest używany do podsłuchiwania i podglądania przeciwników politycznych i że to mogło mieć wpływ na wynik wyborów. Mogłoby to oznaczać, że wcale nie są większością. Los senatora Brejzy, mecenasa Giertycha, czy prokurator Wrzosek jest im obojętny, a nawet można domniemywać, że życzą im jak najgorzej, ale jestem przekonany, że dla większości wyborców, obojętnie z jakiej strony, podsłuchiwanie i podglądanie jest czynem haniebnym. Nawet jeśli sami to czasem robią, to wstydzą się tego i wypierają ze świadomości, bo od dziecka byli uczeni, że podglądanie i podsłuchiwanie jest ohydne. To się bierze stąd, że każdy rodzic uczy tego swoje dzieci w obawie, by te nie były świadkami rodzinnych kopulacji. Taki jest powszechny składnik wszelkiej edukacji. I oto w ten ohydny proceder zamieszany jest ukochany naczelnik państwa, zbawca narodu przed niemiecką i ruską inwazją. Jakże to możliwe, że taki kryształowy człowiek, potomek Chrobrego, jak niektórzy wierzą, podglądał w łóżku żonę senatora? To jakoś nie daje się nijak wytłumaczyć i usprawiedliwić. Więc może nie jest tak kryształowy, jak wieść niesie? Taka chwila zwątpienia jest jak kropla wody drążąca głaz. Zwykle to długo trwa, ale jeśli takie zawahanie w zaufaniu do wodza zrymuje się z setkami faktów i całą mapą jego nieprawości dostępną w bogatym świecie informacji, to erozja betonu pisowskiego może nastąpić szybciej, niż się spodziewamy.
Zdrajcy
Wierność to jedna z pradawnych cnót, które czynią z nas ludzi. Chociaż ostatnio coraz więcej dowodów na to, że w świecie zwierzęcym ta cnota też jest ważna. Dzięki niej tworzymy społeczności i czujemy się w nich w miarę bezpiecznie. To bezpieczeństwo zapewnia wielka surowość wobec każdego aktu zdrady. Na podwórku zdrajca grupy koleżeńskiej dostawał „bęcki”. W małżeństwie zdrada karana jest różnie, w zależności od poczucia zagrożenia. Od awantury, przez pobicia, rozwód aż po odebranie życia. Śmierć jest również karą wymierzaną, kiedyś powszechnie a dzisiaj sporadycznie, za zdradę organizacji, narodu czy kraju. Zdrajcy nie tylko tracili życie, ale też wszelkie prawa obywatelskie, ordery, stopnie wojskowe i wreszcie to co najcenniejsze podobno – swój honor i szacunek społeczności. Pomniki zdrajców bywały obalane, a w zamierzchłych czasach ich ciała wywlekano z grobów i włóczono publicznie, by na zawsze odwieść innych od pokusy połaszenia się na majątki i zaszczyty z ręki wroga. Zdrajców prawdziwej i jedynej wiary palono na stosach a ich głowy zatknięte na pal witały wjeżdżających do miast, nawet wcześnie ucywilizowanych, jak Londyn, czy Paryż. Nienawiść do zdrajców jest tak powszechna, że wydaje się już gościć w naszym kodzie genetycznym. W mojej Ojczyźnie okazji do zdrady było może więcej, niż gdzie indziej, bo mamy z obu stron potężnych i krwiożerczych sąsiadów, a kiedyś i od południa nękało nas cesarstwo, które na szczęście się rozpadło, a od północy kraina rajtarów, którzy dali nam lekcję zdradzania utrwaloną na kartach historii i literatury. Dlatego jesteśmy może szczególnie wyczuleni na zdradę, wiarołomstwo i łamanie przysiąg, co też jest zdradą i to niewybaczalną. Ponieważ elementarna przyzwoitość przestaje być elementarną wartością i coraz trudniej się do niej odwoływać w dyskusjach i sądach na temat tego co jest zdradą, a co nie jest, odważę się zaapelować do wrażliwych i myślących o to, by zauważyli, że wierność to podstawa nie tylko bezpieczeństwa, ale i dobrobytu. Przecież to jest rodzaj umowy, którą zawieramy, by wspólnie coś zdziałać. Ona nie zawsze musi być chroniona przez prawo, ale zawsze musi być zagwarantowana przez sankcje, jakim podlegać będzie zdrajca, który tę umowę złamie. Jeśli nie można ukarać zdrajcy w ramach istniejącego prawa, to należy mu się bojkot powszechny, nie podawanie ręki i nie zadawanie się z nim w żadnej formie. Gdyby fakt zdrady był oczywistą oczywistością, może nie warto byłoby się nad tym zastanawiać. Jednak to, czy ktoś jest wierny, czy zdradził nie zawsze jest oczywiste. Nawet powołany specjalnie w tym celu instytut nie daje sobie z tym rady i na przykład oskarża bohatera narodowego o zdradę, a nikczemnego mordercę uznaje za wzór wierności. Dzisiaj w dobie szalejącej burzy kłamstw i zagubienia przeciętnego obywatela w poszukiwaniu prawdy trzeba tym bardziej starannie oddzielać ziarno od plew i wierność od zdrady. Analizować każdy przypadek nie tylko przy pomocy dżungli informacyjnej, ale przede wszystkim posługiwać się swoim sumieniem, rozumem, logicznym myśleniem i intuicją. Te narzędzia są sprawniejsze i bardziej godne zaufania, niż nam się wydaje. Wierzę, że człowiek wyposażony jest w możliwość odróżniania dobra i zła, tak jak dysponuje umiejętnością rozpoznawania zepsutego jedzenia od świeżego, gorącej, czy lodowatej wody od takiej, w której można popływać. Dobro i zło to silne bodźce dla naszych zdolności poznawczych. Oczywiście zdarzają się pomyłki, ale można je wciąż weryfikować. Ważne jest tylko, żeby nie ustawać w wysiłkach i na przykład tropić zdrajców bez wytchnienia, jak pies myśliwski, który może i zgubi trop czasami, ale potem wraca do niego, bo taki jego psi obowiązek.
Złodziejaszki
Siódme przykazanie zabrania kradzieży. A więc sięganie po cudzą własność jest w dekalogu napiętnowane jako jedno z najgorszych przewinień. Co ciekawe, Jahwe wraca do tej sprawy w dwóch ostatnich przykazaniach. A o zabijaniu mowa jest tylko raz. Dzisiaj hierarchia przestępstw całkowicie się odwróciła. Najwyższe kary są za zabójstwo. Kradzież wspólnego mienia państwowego jest surowo karana. Może akurat nie w mojej Ojczyźnie, ale mamy nadzieję, że to tymczasowa osobliwość. Zwykle jednak państwo nie pozwala się okradać. Zabieranie cudzej własności indywidualnej jest za to zjawiskiem tak powszechnym, że wprowadzono kategorię prawną „niska szkodliwość społeczna”, żeby sędziom nie zawracać głowy drobiazgami. I tak, można zwędzić jakąś rzecz bliźniemu w zasadzie bezkarnie. Zwycięzcy Talibowie będą teraz zgodnie z prawem szariatu obcinać ręce za kradzież, ale pewnie ten zwyczaj będzie zależał komu i co zginie, bo gdyby każdemu złodziejowi obcinano rękę, wkrótce zabrakłoby ich do pracy. W innych, mniej rygorystycznych częściach świata, coraz pobłażliwiej traktuje się naruszanie siódmego przykazania. Popularne stało się więc zdrobnienie „złodziejaszek”. Słowo to zawiera oczywiście stosunek negatywny do osobnika przywłaszczającego sobie cudzą własność, a nawet pobrzmiewa w nim nuta lekceważenia, czy wręcz pogardy. Jednak nie czuję w tym słowie prawdziwego gniewu, jaki zapewne towarzyszył autorowi dekalogu. Gombrowicz w „Operetce” znakomicie sportretował „złodziejaszka” obdarzając ten epitet swoistą dla siebie nutą ironicznej sympatii. Próbuję się w związku z tym pogodzić z tym rozwodnieniem winy, jaką powinni odczuwać wszelkiego rodzaju rabusie, ale jakoś mi to nie wychodzi. Odczuwam prawdziwy gniew, kiedy widzę kradzież i domagam się gwałtownie kary. Może zbyt surowo wychowała mnie matka, która kiedyś zatrzymała tramwaj między przystankami i kazał mi wysiąść, ponieważ nie skasowałem biletu. Dzisiaj, kiedy dowiaduję się, że są tacy, co bezkarnie kradną miliony, wspominam ją z rozrzewnieniem i myślę, jak to dobrze, że nie dożyła podłych czasów w mojej Ojczyźnie. Sam doznałem kradzieży kilka razy , na szczęście nie były to miliony, ale zawsze było to bolesne. Szczególnie, kiedy ten proceder dotyczył mojego dorobku artystycznego. Kilku kolegów „złodziejaszków” nie raz podwędzało moje pomysły i rozwiązania sceniczne bezkarnie i bezwstydnie, bo w świecie artystycznym dzieje się tak często i nikt tego nie potępia. Ludzie bez talentu i wyobraźni siedzą dzisiaj z nosami w internecie i zrzynają bezczelnie z cudzych filmów, spektakli i choreografii, udając, że sami to wszystko wymyślili i biorąc za to niemałe honoraria. Oczywiście zdarza się, że jakiś oburzony poszkodowany sam, lub przez agenta, zgłasza sprawę do sądu i czasami nawet wygrywa jakieś odszkodowanie. Ale sędziowie są w takich sprawach jeszcze bardziej bezradni niż w innych. Powołują wtedy ekspertów, a ci przeważnie nie widzą niczego złego w podobieństwie dzieł sztuki, bo przecież to wspólna skarbnica piękna, z której każdy może sobie korzystać. Walka o prawa autorskie jednak nie ustaje i mamy nadzieję, że zakończy się sukcesem. Najpierw Talibowie daliby przykład odcinając malarzom ręce, choreografom nogi, muzykom uszy a reżyserom wyłupując oczy. Kpię sobie oczywiście, bo przecież Talibowie mają sztukę gdzieś, a muzyka jest wręcz przez nich zakazana. Złodziejaszki mnożą się jak szarańcza i będzie tak samo trudno zabezpieczyć prawa autorskie, jak wielkie pieniądze i sztaby złota w bankach. Kiedyś bohaterem ludowym był Janosik, który zabierał bogatym i rozdawał biednym. Dzisiaj bohaterami masowej wyobraźni są rabusie i rozbójnicy wszelkiej maści, którym do głowy nie przyjdzie rozdać cokolwiek z tego, co złupili. W filmach grają ich sympatyczni aktorzy i oswajają ludzi z faktem, że prawo i sprawiedliwość razem z dekalogiem stają się ułudą, jak inne stare bajki o honorze, uczciwości i Sądzie Ostatecznym.
Autor zdjęcia: Josh Withers
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl