Opozycja wyraźnie liczy na zadyszkę PiS-u, która miałaby wpłynąć na osłabienie szans prezydenta Dudy w przyszłorocznych wyborach. Anty-PiS może się srogo przeliczyć, bo zbyt dużo refleksji w jego szeregach nie widać.
Po wyborach parlamentarnych obóz Prawa i Sprawiedliwości jest targany szeregiem pomniejszych kryzysów. Do niedawna hegemonicznej pozycji PiS w obozie Zjednoczonej Prawicy nic nie mogło podważyć. Dziś, gdy zarówno Jarosław Gowin jak i Zbigniew Ziobro urośli w siłę, nic nie jest jak dawniej, a prezes Kaczyński musi się ze swoimi koalicjantami liczyć i uwzględniać ich punkty widzenia. Do tego dochodzi wciąż mało widoczne, ale majaczące na horyzoncie spowolnienie gospodarcze, osłabienie realnej siły złotówki poprzez wprowadzenie 500+ plus, a także nieustępliwy i nieodgadniony Pancerny Marian Banaś.
Dodatkowo złamana została narracja, która była władzy bardzo na rękę – budowanie konfliktu na zasadach plemiennej walki PO-PiS-u. Teraz PiS obrywa zarówno z lewej strony od przedstawicieli partii RAZEM, którzy krytykują zbyt małe nakłady na programy socjalne i nadmierną pobłażliwość wobec bogatych, jak i Konfederacji punktującej rząd za rozdęte programy socjalne, etatyzm i niewystarczający radykalizm światopoglądowy.
Pomijam tu kryzys sądowniczy i dewastujące pomysły władzy na dyscyplinowanie niepokornych sędziów. Do tej pory opozycji nie udało się przekonać większości społeczeństwa o randze tej sprawy, a po wyrokach „mrożących” Jana Śpiewaka będzie to zadanie jeszcze trudniejsze. To co może nieco „ruszyć” wyborców PiS to zatwierdzenie przez prezydenta Dudę kandydatur duetu Pawłowicz-Piotrowicz do Trybunału Konstytucyjnego.
Czy PiS będący ewidentnie na etapie „zstępowania” sam odda władzę w ręce opozycji? Nie. Wątpię by trzeszczący rząd, marzący o radykalnym przemodelowaniu Polski na swoją modłę, utrzymał się przez cztery lata bez Senatu i usłużnego prezydenta. Ale by tak się stało kandydat opozycji musi wygrać wybory.
Czy są na to jednak widoki? Póki co Andrzej Duda nie ogląda się zbytnio na potykający się o własne nogi PiS. Jeździ po Polsce, bierze dzieci na ręce, pozuje do zdjęć, wygłasza gładkie przemówienia, krytykuje sędziów za oderwanie od rzeczywistości. Jakiś czas temu zjechał już wszystkie powiaty w Polsce, a w tym tempie powróci do nich co najmniej jeszcze raz.
Co robi opozycja? Czy napędzana wewnętrznymi problemami partii rządzącej podgryza przeciwników, wyciąga pomysłowe asy z rękawa, stawia na rzutkich i dynamicznych polityków, którzy już teraz budują podwaliny pod prezydenckie zwycięstwo?
Jeszcze nie tak dawno sądziłem, że w zasadzie jakikolwiek kandydat opozycji, który przejdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich, powinien w miarę spokojnie pokonać prezydenta Andrzeja Dudę. Jednak patrzę na impet kampanijny liderów PO, który tak przyprawia o zawrót głowy, że mało kto może to oglądać. Platforma wyraźnie cierpi na brak pomysłu i intelektualnego zaplecza. Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak to człowiek odważny, mający poglądy, ale w tym wyścigu wydaje się być narzędziem Grzegorza Schetyny i w związku z tym zostanie poświęcony na rzecz promowania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Ona sama to osoba mająca niewątpliwe atuty, ale nie umiem jej sobie wyobrazić w debatach przeciwko Dudzie. Nawet przed własną publiką denerwuje się, myli i zacina. Do tego dochodzi nijakość przekazu i brak pazura.
Lewica z kolei dysponująca nadmiarem pierwszoligowych polityków takich jak: Biedroń czy Zandberg, chce zdecydować się na anonimową dla szerokiej publiczności kobietę. Uważam, że to tragiczny ruch, bo zarówno Biedroń jak i Zandberg to dobrzy mówcy, którzy wypracowali sobie rozpoznawalność. Nie wiem jakimi względami kierują się lewicowi liderzy, ale jeśli zdecydują się na kogoś z duetu Morawska-Stanecka/Dziemianowicz-Bąk będzie to strzał w stopę i strata kilku cennych punktów procentowych.
Zastanawiam się czy Kosiniak-Kamysz to bardziej Duda+ czy raczej Duda-. Ale to nie jego główne zmartwienie. Jego największym problemem jest chyba to, że nie jest z Platformy Obywatelskiej. Gdyby był, targana miałkością PO mogłaby spokojnie podzielić się na dwie partie – konserwatywną chadecję i typowo liberalne ugrupowanie otwarte na problemy XXI wieku. Sam Kosiniak uchodzi za kandydata, który byłby najbardziej niestrawny dla Andrzeja Dudy, bo to jego alter ego broniący praworządności z koniczyną w klapie.
Gdy na końcu widzę zdezorientowanie w oczach publiki nieco zbitej z pantałyku wystąpieniem połączenia dorosłego ministranta o twarzy dziecka z drugoplanowym gwiazdorem produkcji mało pobudliwej intelektualnie to…
Wychodzi mi, że jednak Andrzej Duda może spać spokojnie.
