Tempo zmian, których doświadczają współczesne społeczeństwa, sprawia wielu ludziom poważne trudności adaptacyjne, co powoduje ich lęk, a w konsekwencji opór przeciwko tym zmianom. Prowadzi to do rosnącej popularności partii populistycznych, które mają coraz większy wpływ w krajach Unii Europejskiej. Ich wspólnym celem jest osłabienie integracji Unii i zwiększenie suwerenności państw narodowych. Skutki globalizacji i rewolucji informacyjnej są jednak nieodwracalne. Współczesne państwa mają więc do wyboru: albo – ulegając tym lękom i naciskom – zgodzić się na dezintegrację międzynarodowych relacji, albo starać się je przezwyciężać i ułatwiać swoim obywatelom adaptację do nowych warunków życia.
Jeśli, jak chcą eurosceptycy, doszłoby do osłabienia więzi wspólnotowych, wówczas czeka nas chaos sprzecznych działań państw narodowych, narastające konflikty i pogarszająca się pozycja państw słabiej rozwiniętych, w tym Polski. Nowoczesna technologia informacyjna służyć będzie wówczas bardziej terrorystom i organizacjom przestępczym aniżeli skutecznemu rozwiązywaniu globalnych problemów i równomiernemu rozwojowi państw Unii. Taka byłaby cena rosnącej suwerenności państw narodowych zorientowanych na egoistyczne interesy. Jeśli skutki rewolucji informacyjnej służyć mają rozwiązywaniu problemów całej Europy i przeniesieniu jej obywateli na wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego, to odrzucić należy nacjonalistyczne tęsknoty za formą relacji międzynarodowych z dawnych czasów.
Postęp cywilizacyjny jest nie tylko wynikiem światłych decyzji polityków i ekspertów. Jego warunkiem są przede wszystkim zmiany kulturowe w społeczeństwie; wiąże się on z koniecznością odrzucenia wielu stereotypów, otwarcia się na inne wzory myślenia i zachowania. Jak pisał Tadeusz Kotarbiński – „jednym z naczelnych wymagań postępu jest postulat wyzbywania się przekwitłych składników kultury”. Władza w państwie, zainteresowana jego rozwojem cywilizacyjnym, musi więc uznać podstawową rolę systemu edukacyjnego w podnoszeniu poziomu wiedzy i umiejętności obywateli, a także rolę ośrodków nauki i kultury w poszerzaniu ich horyzontów umysłowych. Współczesne wyzwania rozwojowe potrzebują bowiem społeczeństwa wiedzy, w którym dominujące będzie znaczenie nauki i oświaty, w którym ceniona będzie kreatywność i otwartość na innowacje, a podstawowe wartości oparte będą na zasadach racjonalizmu i humanizmu.
Zrównoważony rozwój wymaga ludzi, którzy potrafią i chcą się uczyć przez całe życie, ludzi otwartych na zmiany i tolerancyjnych, asertywnych, ale i odpowiedzialnych za stan środowiska naturalnego i sytuację w szeroko rozumianym otoczeniu społecznym. Dlatego państwo, które chce w tym rozwoju uczestniczyć, musi stworzyć warunki sprzyjające osobistemu rozwojowi swoich obywateli, zgodnie z uniwersalnymi wartościami wolności i społecznej odpowiedzialności. Konieczne jest zwłaszcza wspomaganie środowisk, w których ludzie z różnych powodów (kulturowych, zdrowotnych, ekonomicznych) mają trudności z włączeniem się w główny nurt przemian. Chodzi bowiem o likwidowanie wszelkich źródeł obskurantyzmu, ksenofobii, rasizmu i fundamentalizmu religijnego. Ucieczka w te rejony poglądów jest bowiem najczęściej spotykaną formą buntu przeciwko procesom zmian społecznych, których się nie rozumie i traktuje jako zagrożenie.
Naturalnym problemem partii sprawującej w państwie władzę jest pogodzenie celów i wymagań rozwojowych z bieżącymi potrzebami i przyzwyczajeniami większości obywateli. Cele rozwojowe zmuszają bowiem często do podejmowania decyzji niepopularnych, niezgodnych z aktualnymi oczekiwaniami elektoratu. Mimo wysiłków w ich uzasadnianiu, sens tych decyzji często pozostaje niezrozumiały dla szerokich grup społecznych, które skłonne są odmówić poparcia rządzącej partii w najbliższych wyborach. Toteż w polskiej praktyce politycznej nagminnie unika się takich decyzji, odwleka się je lub zmieniając ich treść, osłabia się ich skuteczność. Są oczywiście chlubne wyjątki, do których można zaliczyć reformę Balcerowicza za czasów Unii Wolności, cztery reformy AWS-u, czy podwyższenie wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL. Pomijając w tym miejscu ocenę skutków tych decyzji, świadczą one niewątpliwie o przedkładaniu interesu kraju ponad własny interes partyjny.
Zmianom instytucjonalnym i gospodarczym, które dokonywane były podczas transformacji ustrojowej zgodnie z europejskimi wytycznymi zrównoważonego rozwoju, nie towarzyszyły jednak równie konsekwentnie zmiany w sferze edukacji, kultury i polityki socjalnej. Było to skutkiem braku długofalowej wizji rozwoju społeczeństwa wiedzy, podczas kolejnych rządów, bądź braku konsekwencji w jej realizacji. Zaniedbania te przyczyniły się do upowszechnienia wśród części społeczeństwa postaw i poglądów niechętnych przyjętemu kierunkowi rozwoju.
Prawo i Sprawiedliwość po objęciu władzy w 2015 r. przyjęło całkiem odmienną filozofię rządzenia. Jest to schlebianie aktualnym gustom i oczekiwaniom większości, podsycanie lęku przed nowoczesnością w zachodnim wydaniu, jakoby pozbawioną wartości bliskim Polakom, sięganie do mocno zakorzenionych stereotypów i resentymentów, apelowanie do emocji, a nie do rozumu. Swoim tradycjonalizmem PiS unieważnił wysiłki cywilizacyjne poprzednich ekip; przyjął strategię odwrotu od zachodniej ścieżki rozwoju, dążąc do osłabienia więzi z Unią Europejską. Bzdurne hasło „wstawania z kolan”, mające być powodem do dumy z przywracania narodowej suwerenności, jest w istocie wyrazem dążenia do izolacji Polski na arenie międzynarodowej i związanej z tym rezygnacji z udziału w światowym rozwoju.
PiS zacofanie podniósł do rangi cnoty, co zjednało mu poparcie wielu ludzi przestraszonych widmem zmiany stylu życia, do którego byli przyzwyczajeni, ludzi słabo wykształconych, ubogich, mieszkających w ośrodkach oddalonych od centrów nauki i kultury, obawiających się płynących ze świata rozmaitych zagrożeń. To oni stali się targetem tej partii. PiS nie zamierzał ich oświecać, wspomagać w rozwoju i ukazywać im nowych perspektyw. Wręcz przeciwnie, pozwolił im wyprostować karki, uznać za zalety to, co oni sami byli dotąd skłonni uważać za swoje wady, trwać niezmiennie przy swoich stereotypach, zamiast myśleć krytycznie i uczyć się. Intelektualna gnuśność przestała być wstydliwa. Co więcej, jest ona potrzebna po to, aby bezkrytycznie przyjmować jasny przekaz propagandowy PiS-u, kto jest dobry, a kto zły; kto należy do obozu patriotycznego, a kto do obozu targowicy. A złymi i zdrajcami są w tym przekazie ci, którzy chcieliby otworzyć Polskę na świat, zwolennicy pluralizmu i swobód obyczajowych, euroentuzjaści marzący o zwiększeniu integracji Unii Europejskiej.
Zaczęto na nowo pisać historię, całkowicie pozbawioną nurtu krytycznego. Dzieje Polski są przedstawiane jako historia narodu wielkiego i szlachetnego, który nigdy nie splamił się niegodziwościami, za to był częstą ofiarą niegodziwości innych nacji. Partia ta skupiła się nie na łagodzeniu społecznych lęków, ale na ich podsycaniu. Prezes Kaczyński uparcie stara się budzić niechęć do Niemiec – naszego najważniejszego partnera w UE, straszy uchodźcami, ideologią gender, inwazją LGBT, drożyzną po wprowadzeniu euro i czym tylko popadnie, po to, aby przedstawić siebie i swoje ugrupowanie jako niezłomnych obrońców polskości. Ciągłym demonstrowaniem przywiązania do tradycji i wiary katolickiej PiS uzyskał silne poparcie Kościoła broniącego się przed tendencjami laicyzacyjnymi. Jeśli do tego dodać bogaty program socjalny, który PiS przyjął korzystając z okresu prosperity, to nie dziwi stosunkowo duże poparcie dla tej partii. Co prawda, zadowolenie beneficjentów realizacji programu socjalnego może okazać się krótkotrwałe, gdy dobra koniunktura się skończy, a brak skonsumowanych rezerw zaowocuje drożyzną. Podobnie, radość ze skróconego wieku emerytalnego może zamienić się w rozpacz, gdy przyjdzie żyć z groszowej emerytury.
Jakie są zatem skutki dotychczasowych rządów Zjednoczonej Prawicy pod przewodnictwem PiS-u, oceniane z punktu widzenia celów rozwojowych kraju?
Pod rządami PiS-u bojkotowane są dyrektywy Komisji Europejskiej dotyczące ochrony środowiska, w szczególności ekologicznej gospodarki terenami leśnymi i zastępowanie surowców kopalnych odnawialnymi źródłami energii. Wycinka dużych obszarów Puszczy Białowieskiej, zatrzymana dopiero wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jest ekologiczną katastrofą. Zamiast odchodzić od energetyki węglowej, zastępując ją słoneczną i wiatrową, rozpoczęto budowę nowej wielkiej elektrowni zasilanej węglem. Przystąpiono do przekopania Mierzei Wiślanej wbrew wszelkim argumentom natury ekologicznej i ekonomicznej. Przyjęto ustawę ograniczającą budowę wiatraków prądotwórczych, wyraźnie zmierzając do ich całkowitego wyeliminowania. Polska zatem wciąż węglem stoi i stać będzie w przyszłości. Jakie motywacje rządzących stoją za torpedowaniem transformacji energetycznej w Polsce? Czy jest nią ignorancja zrodzona z religijnego fundamentalizmu, którą wykazał minister Szyszko, usprawiedliwiając wycinkę Puszczy boskim nakazem, aby „człowiek czynił sobie ziemię poddaną”? Może to chorobliwa troska o zachowanie suwerenności każe lekceważyć unijne dyrektywy? A może to po prostu niepokojąca uległość górniczemu lobby i kręgom biznesu z nim związanych? Jedno jest pewne – powstrzymanie proekologicznych działań na wielką skalę będzie szybko pogarszać jakość życia ludzi w naszym kraju. Tymczasem rząd PiS wyłączył Polskę, jako jedyny kraj Unii Europejskiej, z realizacji strategii neutralności klimatycznej do 2050 roku.
Wzmożenie patriotyczne, które miało przynieść Polakom poczucie dumy i godności, doprowadziło do konfliktów z Izraelem i Ukrainą, zmusiło rząd do kompromitującej go zmiany idiotycznej nowelizacji ustawy o IPN, i generalnie – do obniżenia prestiżu Polski na arenie międzynarodowej. W kraju natomiast zaowocowało ono rozwojem postaw nacjonalistycznych i otwartym głoszeniem poglądów faszystowskich, co do niedawna wydawało się niewyobrażalne. Straszenie uchodźcami i konsekwentne odmawianie przyjęcia choćby minimalnej ich liczby osłabiło pozycję Polski w Unii Europejskiej, a w kraju spowodowało nienotowany wcześniej wzrost ksenofobii i bandyckich napadów na obcokrajowców, co czyni z naszego kraju skansen barbarzyństwa.
Bigoteria czołowych polityków PiS-u ośmieliła fundamentalistów katolickich do stawiania żądań, których spełnienie oznaczać będzie niespotykany w krajach cywilizowanych poziom obskurantyzmu. Chodzi mianowicie o rezygnację z in vitro, całkowity zakaz aborcji, rozszerzenie klauzuli sumienia, odrzucenie ustaw o przemocy w rodzinie i o związkach partnerskich, torpedowanie w szkołach edukacji seksualnej i tolerancji dla osób o innej orientacji. Stosowane są kuriozalne środki represji wobec ludzi, którzy jakoby urażają uczucia religijne, wywieszając na przykład plakaty z Matką Boską w tęczowej aureoli. Odżywają praktyki rodem ze średniowiecza, jak intronizacja Chrystusa na króla Polski, palenie książek i symboli innych religii, czy wypędzanie diabła przez egzorcystów. Ulegając naciskom fundamentalistów, lub choćby tyko traktując je poważnie, PiS oddaje polskiemu Kościołowi niedźwiedzią przysługę; wszystko to bowiem nie umacnia, a osłabia autorytet Kościoła w społeczeństwie.
Nie da się zbudować nowoczesnego państwa, korzystającego w pełni z możliwości, jakie stworzyła rewolucja informacyjna, bazując na starej kulturze społecznej obfitującej w mity, resentymenty i wierzenia sprzed 200 lat. Elementy tej kultury przetrwały w szerokich kręgach społecznych ludzi słabiej wykształconych, o małym uczestnictwie w życiu kulturalnym, pozostających pod silnym wpływem Kościoła. Z tych powielanych przez lata tożsamościowych legend wyłania się obraz Polski, jako narodu wybranego, będącego przedmurzem chrześcijaństwa, skazanego na ustawiczną walkę w obronie czci i wiary. Stąd utrwalone przekonanie, że obcym nie wolno ufać, bo zawsze mają wobec nas złe zamiary. To stereotyp Niemca – odwiecznego wroga; to mniej lub bardziej skrywany antysemityzm o podłożu bądź wyznaniowym („Żydzi ukrzyżowali Chrystusa”), bądź narodowościowym („Żydzi chcą nami rządzić”), bądź ekonomicznym („Żydzi chcą od nas zwrotu swojego przedwojennego mienia”); to poczucie nieuzasadnionej wyższości w stosunku do innych narodów słowiańskich; to kompleks niższości wobec cywilizacji zachodniej, połączony z przekonaniem o wyższości moralnej nad zgniłym Zachodem. Najniższy w Europie poziom zaufania społecznego znajduje wyraz w postawie niechęci, a przynajmniej rezerwy do nawiązywania współpracy z ludźmi spoza własnego środowiska.
Polska religijność ma charakter ludowy, obrzędowy, oparty na rytuałach mających niekiedy pogański rodowód. Jest ona niemal całkowicie wyprana z refleksji intelektualnej, przez co, w przeciwieństwie do protestantyzmu, służy bardziej stagnacji aniżeli rozwojowi. Ten typ religijności sprzyja postawom biernym, zachowawczym, tęsknocie za cudem, który wszystko odmieni na lepsze. Chyba w żadnej innej nacji ludziom tak często nie zdarza się dostrzegać wizerunek Jezusa Chrystusa lub Matki Boskiej, to na pniu drzewa, to na szybie okiennej czy na starym murze. Przy takim nastawieniu nie może dziwić wyjątkowy w naszym kraju wysyp egzorcystów, którzy mają ręce pełne roboty, ani rekordowe zainteresowanie odwiedzinami charyzmatycznego księdza z Ugandy Bashobory, który nie tylko uzdrawia chorych, ale podobno także wskrzesza umarłych.
Ocena rządów PiS-u wyraźnie wskazuje, że partia ta odwołuje się do najbardziej wstecznych i prymitywnych nawyków kulturowych ludzi, których stara się zjednać prostacką propagandą i socjalnymi bonusami. Jeśli dodać do tego współczesny konsumpcjonizm i upadek czytelnictwa, to Polska zmierza do tego, aby stać się bastionem obskurantyzmu, w którym o społeczeństwie wiedzy nie może być mowy. Gdyby PiS był rzeczywiście zainteresowany rozwojem cywilizacyjnym Polski, starałby się tę fałszywą polskość wykorzenić, a nie ją wspomagać. Aby tak było, musiałby jednak zaakceptować wartości europejskie: racjonalizm i humanizm, co naraziłoby tę partię na konflikt z Kościołem, a także prawa człowieka i praworządność, co z kolei oznaczałoby rezygnację z łatwości rządzenia.