Przyznam się Wam, że ostatnio zrobiłem sobie przerwę od bazgrania. Wkurza mnie nadal wiele rzeczy, ale te wszystkie moje narzekania na rzeczywistość nie mają najmniejszego sensu, gdy rzeczywistość przepoczwarza się na naszych oczach w coś znajomego, a jednak coś tak dalekiego, że potrzeba chwili zastanowienia – co to do licha jest? Niby to znajome, bliskie, ale jednak zarazem tak dalekie, że potrzebuję chwili zastanowienia, oddechu. Widzę zarys twarzy w zaparowanym lustrze. Jakaś mi znajoma, mam na końcu języka imię postaci, może i nazwisko, ale to jeszcze nie ten moment, nie ta chwila. Wdech-wydech, bo na razie straciłem orientację i nic konkretnego nie kojarzę. Trzeba czasu. Trzeba stawiać litery na białej niezapisanej kartce. Może ta zagadka wskutek ich przyrostu się wyjaśni?
Na granicy budujemy najpierw płoty, a teraz już słyszę, że płoty nie wystarczają. Będzie mur. Niby nowość, ale przecież to już wszystko przerabialiśmy. Widziałem na własne oczy mur berliński i w 1986 roku i w 1987 i też rok później. Widziałem też na własne oczy najbardziej przerażający mnie, ciągnący się przez setki kilometrów mur między Palestyną, a Izraelem. Te mury są namacalne, one istnieją. Można ich dotknąć. Pomacać. Do czasu. Można je zawsze zburzyć. I wcześniej czy później tak się dzieje. Liniowość fabularna. Zero zapętlenia. Jeden czas się komuś kończy. Inny się dzięki temu komuś zaczyna.
Dużo groźniejsze są inne mury. Te w naszych głowach. Te zburzyć jest najtrudniej. To te ograniczenia sprawiają, że grodzimy się za naszymi osiedlami, za naszymi samochodami, telefonami, fejsbukami, twitterami, zakupami przez Internet, bańkami informacyjnymi. Kiedyś te mury budowaliśmy w celu poprawy naszego bezpieczeństwa. Dziś tylko dla naszej wygody, która sprawia, że budując jeden, budujemy od razu niechcący dwa. Ten drugi, extra, darmowy – to mur ignorancji.
Zastanawiam się, czy przez te około 80 dłuższych tekstów, które napisałem dla Was przez ostatnie 5,6 lat udało mi się kogoś do kogoś przekonać, komuś coś przestawić w głowie? Wątpię. Raczej straciłem przyjaciół, raczej straciłem znajomych, raczej straciłem kogoś naprawdę mi bliskiego. Ciężko przebić się na drugą stronę argumentami. Im bardziej przekonującymi, tym gorzej dla nich. Nikt nie lubi być pouczany, że jest w błędzie. Po to odebraliśmy swoją edukację, pokończyliśmy swoje szkoły, by mieć to już wreszcie za sobą. ,,Nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne” – tak, wydawało się, przejęzyczył się kiedyś Jarosław Kaczyński, przemawiając na Wiejskiej. Przejęzyczył? Dziś można się zapytać: czy aby na pewno?
W oparach absurdu, w których pogrąża się nasz kraj z każdym oddechem jego obywateli, czasem myślę, że bezcelowe jest pisanie racjonalne. Takie pisanie tylko mury buduje, tylko je podwyższa. A jak mur jest za wysoki, to trudno już kogoś za nim dostrzec, wymienić spojrzenia, a co dopiero poglądy. Nikt Cię już nie usłyszy. Jak mam wytłumaczyć pani Marceli Zawiszy, że głosowanie za Polskim Ładem to nie głosowanie „za” lub „przeciw” redystrybucji podatkowej, lecz „za” lub „przeciw” – bezprawiu? Próbowałem. Uwierzcie, nie da się. Mur za wysoki. Gadamy sami do siebie. Nasze słowa odbijają się od dźwiękoszczelnego muru. Jak mam wytłumaczyć komuś, że jesteśmy biedniejsi od sąsiadów zza Odry, bo krócej pracujemy, bo pracujemy mniej wydajnie i każdy, kto tego wysiłku podejmuje się każdego dnia, musi utrzymać nie tylko siebie, ale też tego drugiego, któremu się nie chce? Takiej prawdy nie chcemy, takiej prawdy się boimy i takiej prawdy się w końcu po katolicku wyprzemy.
Może pozostaje nam już tylko kpić? Czas założyć maskę klauna? Zostać Stańczykiem i nie obrażać się. Przeformatować się. Może to takie czasy? Szczytny cel podobno zawsze uświęca zastosowane środki. Ci, którzy tak postąpią, może właśnie mają szansę się przez ten mur przebić? Może nam się tylko wydaje, że to Papież, Wałęsa i Solidarność obaliły komunizm? A może większe zasługi od nich ma jednak Bareja? Powszechna „szydera” ze wszystkiego i ze wszystkich stanowi w końcu naszą narodową cechę już od wielu lat. Byle nie wsadzać narodowej flagi w środek brązowej kupki. To jest nieprzekraczalna granica. Kto ją przekroczy, tego dziś zdmuchnie na wszystkie strony świata pękające, narodowe wzdęcie.
Nie da się więc niestety wykpić komisji Macierewicza i ich wybuchających puszek po parówkach, ich eksplodujących stodół imitujących samolot. Może to i się śmieszne, ale Ada, tak nie wypada. Wiesz, Ada… te trumny smoleńskie i Prezydent na Wawelu…Ada, tak nie wypada… Pudło.
A może – to Ada? Może wykpić to, że nasz orzeł ma przejść lifting? Według PiS-u, zamiast tylko złotych szponów ptaka, ten musi mieć ozłocone całe nogi, aż do linii upierzenia. Tu panuje zgodność. Jednak problem ma PiS gdzie indziej Problem ma PiS bowiem z odcieniem czerwieni na fladze narodowej, bo wielu rządowych specjalistów opowiada się za cynobrem, ale sam rząd, według informacji „Rzeczpospolitej”, chce postawić na karmazyn. Ada… godło, orzeł… nie wypada. Kolejne pudło.
Czy nie jest też śmieszne to, że rozpętaliśmy kolejny konflikt z sąsiadami, a cierpią na tym inni, bo na kogoś trzeba zrzucić winę? To od zawsze śmieszy ludzkość. Winny był Kowalski, a to Malinowska dostała w ucho. Boki zrywać. Więc zbudowaliśmy sobie w Turowie elektrownię, pozbawiliśmy czeskich sąsiadów wody, a jak Czesi się nam postawili, to związek zawodowy z tej kopalni postanowił zaprotestować i zablokować najpierw w weekend most w pobliskich Niemczech, a następnie pojechać do Luksemburga i zablokować tamtejszą autostradę. Normalnie można by boki zrywać, normalnie można by pomyśleć – co za pomyleńcy, ale zapomniałem, że ten związek zawodowy ma w nazwie ,,Solidarność”. Nie, Austen, to nie dobry pomysł. Bardzo nie dobry. Nie można w Polsce szargać takich symboli. Nie, przecież urodziłem się w Gdańsku. Nawet mimo tego, że urodziłem się w prima aprilis.
Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej, Narodowa Baza Talentów, Narodowa Gala Boksu, Polska Fundacja Narodowa, Narodowa Rada Kultury, Rada Mediów Narodowych, Narodowy Program Walki z Rakiem, Narodowa Rada Rozwoju, Filmoteka Narodowa, Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia, Narodowa Służba Zdrowia, Narodowa Strategia Integracji Społecznej, Narodowa Agencja Poszanowania Energii, Narodowa Loteria Paragonowa, Narodowa Wystawa Militarna, Piwoteka Narodowa, Narodowa Wyprawa w Himalaje, Narodowy Plan Szczepień przeciw Covid 19 – z tego też, bo z narodu, z polskości się nie śmiejemy. Chyba, że chcesz, Austen, dostać koniecznie w papę?
Ja zaś sam, będąc przedsiębiorcą, którego te regulacje osobiście dotykają, auto protestuję, by napisać coś żartobliwie o podatkach, o Polskim Ładzie. Za dużo tu łez, za dużo w przyszłości upadłości i ludzkich dramatów – jeśli nawet samo biuro legislacyjne rządu na komisji sejmowej przyznało wprost, że nie jest w stanie ocenić skutków tej regulacji, bo miało za mało czasu na zapoznanie się z dokumentem, który liczy 683 strony i wprowadza zmiany w kolejnych dwudziestu ustawach. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii wszelkie zmiany podatkowe, w tym stawki i progi, są ustalone z wyprzedzeniem 5-letnim. A my? Z dwumiesięcznym. Tacy jesteśmy zdolni. Zdolni inaczej.
Może właśnie dlatego mamy w tym roku najniższy poziom inwestycji prywatnych od 25 lat przy PKB rosnącym prawie 6%? I to mimo tego, że przy takiej inflacji, jak w tym roku, tylko wariat trzyma pieniądze w skarpecie. Jednak nie w Polsce. W Polsce żelazne, wydawałoby się, reguły ekonomii przestały już dawno obowiązywać. Porzuciliśmy je na rzecz pierwotnego instynktu. Instynktu przetrwania. Albo ryzykujesz, że stracisz wszystko, albo nic nie robisz i stracisz 6% na inflacji. Te statystyki pokazują, jak przedsiębiorcy ufają temu rządowi. Myślą: lepiej ich przeczekać. W końcu kiedyś im się skończy papier w drukarce NBP i będzie po nich. Wtedy zastawimy te wszystkie domy, co nam są niepotrzebne, sprzedamy tego trzeciego merca, co stoi nieużywany od roku w garażu i wrócimy do gry. A teraz idzie zima. Dołóżmy więc trochę cegieł do otaczającego nas muru i barbarzyńców bezpiecznie przeczekajmy.
Chyba mi jednak z tym Stańczykiem nie wyjdzie. Drugim Bareją nie będę. Nie to pióro, nie to ucho, nie tędy droga.
Piszę i piszę i słów przybywa, ale czy zbliżam się do rozwiązania? Czy dalej pisać, czy przerwać? Czy znowu dołożyłem cegiełkę do muru między nami? Czy jest tam ktoś po drugiej stronie? Czy tylko wszyscy po mojej? Ci wszyscy, którzy, zanim zacząłem pisać, byli i tak już przekonani? Puk, puk. Sprawdzam. Cisza. Odzewu nie ma. Spoglądam w lustro. Już nie zaparowane. Wdech, wydech. Nikogo już tam nie ma. Jestem już po drugiej stronie.
