Ściśnięte jedna na drugiej, bez wody, w ciasnych beczkach. Dogorywające w niedostosowanych do ich potrzeb, czerwonych od krwi zbiornikach. Pozbawiane głowy bez ogłuszenia. Rzeź w sklepach, w naszych domach, a każdego dnia – w oceanach i hodowlach. Co powiedziałyby nam ryby, gdybyśmy w Wigilię istotnie pozwolili przemówić im ludzkim głosem?
Grudzień w Polsce od lat jest prawdziwą gehenną dla milionów zwierząt, które cierpią w imię krwawej tradycji. Choć mogłoby się wydawać, że „karp wigilijny” wiąże się z wielowiekową tradycją, w rzeczywistości sięga ona lat 50. ubiegłego wieku. Karp zaczął pojawiać się wówczas na świątecznych stołach przede wszystkim dlatego, że był rybą łatwo dostępną, opłacalną i tanią w hodowli. Niestety, dla milionów Polek i Polaków, rzeź karpi wciąż stanowi nieodłączny element świąt.
Choć grudzień jest w Polsce dla ryb czasem tortur, jest także czasem powoli rosnącej nadziei na zmianę. W grudniu 2020 roku miał miejsce przełomowy wyrok sądu. Trzech oskarżonych usłyszało wyroki kary więzienia w zawieszeniu. Sprzedawane w jednym z marketów karpie przetrzymywano bez wody i pakowano je do pozbawionych wody foliówek. Choć sytuacja miała miejsce w 2010 roku, wyrok zapadł dopiero 10 lat później. Podczas mowy końcowej mec. Karolina Kuszlewicz mówiła, że trzymanie karpia poza wodą jest analogicznym przestępstwem, jak podtapianie psa. Niestety, ryby nie mogą liczyć na uczucia, które żywimy względem psów. Znęcanie się nad tymi drugimi wywołuje powszechny gniew i w świetle prawa stanowi przestępstwo; cierpienie ryb jest zasadniczo znormalizowane. Powoli wyłania się jednak światełko w tunelu. Coraz więcej sklepów rezygnuje ze sprzedaży żywych ryb. W tym roku Wrocław zakazuje ich sprzedaży na terenach miejskich. Ponadto, w grudniu wypada rocznica przełomowego wyroku Sądu Najwyższego ws. znęcania się nad karpiami. To właśnie w dzień rocznicy sprawy prowadzonej przez mec. Karolinę Kuszlewicz – 13 grudnia, Green REV Institute zorganizował okrągły stół na temat dobrostanu ryb, na który zaproszono osoby eksperckie, decyzyjne i aktywistyczne.
Dobrostan ryb to nie tylko ich przetrwanie
„To znamienne, że najmądrzejszy sąd w Polsce musiał nam powiedzieć, że ryba jako zwierzę wodne ma przebywać w wodzie. To też pokazuje, jak silnie oddziaływały bariery ze sfery psychicznego nastawienia, przyzwyczajeń, na sferę wymiaru sprawiedliwości”. Mec. Karolina Kuszlewicz podczas zorganizowanego przez Green REV Institute okrągłego stołu wskazywała na zmiany w obrębie wymiaru sprawiedliwości w zakresie rozumienia pojęcia dobrostanu ryb w ciągu ostatnich 10 lat, kiedy toczył się proces w sprawie znęcania nad karpiami. „Dobrostan ryb mierzony był wyłącznie tym, czy z fizjologicznego punktu widzenia ryba jest w stanie – nawet, jeśli jest bez wody – to w jakiś sposób przetrwać, a potem wrzucona do wody odzyska w części kondycję fizyczną, zacznie pływać, będzie mogła w sposób dla siebie właściwy oddychać […]. Dobrostan to nie jest tylko fizjologiczne przetrwanie w sensie zootechnicznym, ale także możliwość realizacji potrzeb zwierzęcia zgodnie ze swoimi uwarunkowaniami gatunkowymi, czasami płciowymi i indywidualnymi, ze względu na chorobę, wiek. To jest dobrostan: uzgadnianie całości potrzeb w zakresie funkcjonowania organizmu”. Mec. Kuszlewicz dobitnie podkreślała konieczność wprowadzenia wiedzy naukowej na sale sądowe. Niestety, wiedza naukowa na temat ryb zdaje się ignorowana nie tylko przez sądy. Dysponujemy licznymi badaniami, które jasno potwierdzają, że ryby czują ból i strach. Nie w tym rzecz, że nie wiemy – często nie chcemy tego wiedzieć. Fakt ten lekceważy zasadniczo większość ludzi – łatwiej i wygodniej jest zamknąć oczy na prawdę.
„Ta rybka czy tamta? Ta się nie podoba? Wyjmę tamtą”
Do dziś pamiętam dzień sprzed kilku lat, gdy jako aktywistka po raz pierwszy brałam udział w bezpośredniej akcji przeciwko sprzedaży żywych ryb. Było nas ledwie kilka. Kilka osób uzbrojonych w transparenty i empatię kontra dziesiątki ludzi, stojących godzinami w długiej kolejce po swój łup. Byłam świadoma tego, co zobaczę na miejscu – nagrania przedstawiające przemoc wobec zwierząt widziałam przecież niezliczoną ilość razy. A jednak rzeczywistość mnie zaskoczyła.
Karp łapany za skrzela, nieumiejętnie wyjmowany zza małego zbiornika. Dusi się i szamocze w dłoniach pracownika, wreszcie upada na ziemię. Ktoś przechodzi nad nim, ktoś trąca butem. Ludzi jest dużo, wszyscy zniecierpliwieni, każdym trzeba się zająć. „Ta rybka czy tamta? Ta się nie podoba? Wyjmę tamtą”. Po kilku minutach pracownik wraca po karpia, podnosi go i przenosi na wagę, przytrzymując i dociskając mocno do lodowatej powierzchni wagi, by się nie szarpał – by znów nie upadł na ziemię. Na tym koniec okazanej rybom w tym dniu empatii.
Doprawdy nie wiem, który widok wówczas wstrząsnął mną bardziej – czy dogorywających, przerzucanych jak worki ziemniaków, udręczonych i zabijanych na miejscu ryb, czy ludzi. Ludzi, którzy patrzyli na krew, na okrucieństwo – i nie reagowali. W każdym razie nie tak, jak kazałoby reagować empatyczne serce. Cieszyli się. Stali w zimnie, w długich kolejkach, by wreszcie z dumą móc patrzeć, jak pracownik pozbawia życia zwierzę – wszak robi to specjalnie dla nich.
Tego dnia wracałam do domu z płaczem. Nie zapomnę widoku, który wtedy zobaczyłam, który towarzyszył mi w drodze powrotnej i który do dziś niejednokrotnie o sobie przypomina – pełne śmiertelnego przerażenia, proszące o litość oczy. W tych oczach można było wyczytać wszystko – strach, dojmującą trwogę przed tym, co zaraz nadejdzie. Myśląc dziś o tych oczach, wiem na pewno: ryby mają głos. To my nie chcemy go słyszeć. Jest jednak nadzieja na zmianę. Sklep, pod którym protestowaliśmy, już nie sprzedaje żywych ryb.
„Etyczne wędkarstwo” to oksymoron
Rybi armagedon nie tylko jest legalny w świetle prawa, ale i społecznie akceptowalny. Ryby nie budzą wśród ludzi takich uczuć, jak choćby zwierzęta domowe, towarzyszące. Ich cierpienie nie tylko jest niezauważalne, więcej – jest traktowane jako hobby, rodzinna rozrywka. Niestety, nie dajemy rybom wytchnienia – niedługo po zimowym armagedonie zaczyna się wiosenny sezon wędkarski. „Wędkarze wiedzą oczywiście, że krzywdzą, ale jednocześnie chwalą się, że nie zabijają. Czyli, wiecie: »Połamię ci nogi, ale cię nie zabiję, obiję ci twarz, ale za chwilę pójdziesz do swojego domu«. Taka zmiana to żadna zmiana, na pewno nie dla ryb”, mówił podczas okrągłego stołu jeden z zaproszonych prelegentów, Roman Głodowski – były wędkarz, a obecnie weganin.
Ostatnio bowiem „modne” stało się wędkarstwo, które wędkarze nazywają etycznym – tzw. etyczni wędkarze wydają ogromne sumy pieniędzy, by nie zabijać ryb, kupują drogi sprzęt: bezpieczne zestawy, maty, bezzadziorowe haczyki, by mniej ranić zwierzę. To jednak nic innego, jak humanewashing, nakierowany na stałe pobijanie rekordu, by złowić jak największą rybę. Żadna forma eksploatacji zwierząt nie może być przeprowadzona w sposób humanitarny. Nadszedł czas, by przestać „sportem” czy „rozrywką” nazywać dręczenie zwierząt. Nadszedł czas, by pożegnać się z pielęgnowaną w wielu nostalgią związaną z obrazem mężczyzny kontemplującego przyrodę z wędką w ręce. W zaproponowanej w 2021 roku przez Sylwię Spurek nowej „Piątce dla zwierząt”, Posłanka postuluje wprowadzenie zakazu wędkarstwa już w przyszłym roku. Choć – z perspektywy obecnego stanu debaty publicznej i politycznej na temat ryb – wydaje się to mało prawdopodobne, niewątpliwie jest konieczne – zarówno dla ryb, jak i dla nas. Potrzebujemy bowiem ryb, jednak zdecydowanie nie do celów konsumpcyjnych – potrzebujemy ich do odbudowy ekosystemów, do przetrwania własnego gatunku. Politycy i polityczki nie uznają jednak tragedii ryb za problem palący, a głos 2,5 miliona polskich wędkarzy postulujących poszanowanie okrutnej „rozrywki’ liczy się dla nich bardziej, niż głos dziesiątek milionów ryb, które zostają jej ofiarami.
Gdzie jesteście podczas holokaustu zwierząt?
Wobec wigilijnego armagedonu, wobec milionów istnień padających ofiarą krwawego „sportu”, wobec rzezi 2 bilionów ryb rocznie zabijanych w nieefektywnym systemie żywności, pytam: co jeszcze musi się stać, by dostrzeżono w rybach czujące istoty, a nie towar liczony w tonach i kilogramach? Co jeszcze musi się stać, by postulowane zakazy rybołówstwa, w tym wędkarstwa, zostały wreszcie wzięte na poważnie? Co jeszcze musi się stać, byśmy jako ludzie przestali normalizować zabijanie i celowe zadawanie niewyobrażalnego dla nas nawet cierpienia? Współczesna nauka potwierdza, że ryby czują ból. To jasne. Ale nawet – pomimo badań – instynktownie przecież czujemy, kiedy zwierzęta kręgowe czują ból i jakie zachowania mogą stanowić jego źródło. Jak pisał austriacki filozof Helmut Kaplan, „pewnego dnia nasze wnuki zapytają nas: gdzie byliście podczas holokaustu zwierząt? Co uczyniliście przeciwko temu okrucieństwu? Nie będziemy mogli się usprawiedliwiać po raz drugi, że nic o tym nie wiedzieliśmy”. Przestańmy się więc usprawiedliwiać, przestańmy szukać wymówek. Działajmy – póki to możliwe. Pierwszym krokiem, jaki można uczynić, by walczyć z opresyjnym systemem, to przestać być jego częścią.
