Symbole dzięki swojej funkcji integracyjnej spełniają ważną rolę we wszystkich wspólnotach społecznych. Określone przedmioty, mity, rytuały i ceremonie są bowiem z jednej strony znakiem identyfikacji z daną grupą społeczną, a z drugiej – wyrazem przywiązania do wartości, które tę grupę konstytuują. Ta symbolika, niekiedy bardzo bogata, tworzy w świadomości ludzi świat wyobrażony, idealny, silnie naznaczony emocjonalnie. Wartości w nim deklarowane różnią się często od wartości realizowanych w świecie rzeczywistym. Świat symboli, pełen kuszących metafor i uwznioślających mitów jest urzekający i piękny, w przeciwieństwie do szarej codzienności świata realnego.
Wyobrażenie wspólnoty, które rodzą symbole, jest zawsze wzniosłe i porywające. Prawdziwe życie w tej wspólnocie układa się natomiast różnie. Trudno uniknąć konfliktów, pokusy uzyskania czegoś kosztem innych, irytacji czyimiś zachowaniami itp. Dlatego wartości, w które ludzie wierzą, takie na przykład jak uczciwość, solidarność, wolność itp., nie jest łatwo realizować. Rozbieżność między bytem a powinnością staje się trudna do zaakceptowania, bo ludzie chcą mieć poczucie, że są dobrzy, uczciwi i postępują zgodnie z prawami swojej wspólnoty. Chcąc poradzić sobie z dysonansem poznawczym i dyskomfortem moralnym, wielu ludzi decyduje się na to, co jest niewątpliwie łatwiejsze, a mianowicie uznanie symboli za ważniejsze od tego, co symbolizują. W ten sposób następuje autonomizacja symboli, które uważane są za wartości same w sobie.
Chcąc być dobrym członkiem wspólnoty wystarczy okazywać szacunek symbolom, adorować je i uświęcać. Im ktoś robi to z większym oddaniem, tym lepszym jest członkiem wspólnoty.
Miłość do symboli staje się tu skrótem do moralności, czymś, co – jeśli w ogóle nie unieważnia – to przynajmniej łagodzi wszelkie odstępstwa od obowiązujących zasad w życiu realnym.Symbole mogą być tylko środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Nawet we wspólnocie religijnej, takiej jak Kościół katolicki, w której symbole są często podnoszone do rangi świętości, przede wszystkim liczy się życie zgodne z przykazaniami, aby dostąpić łaski zbawienia, a nie sam stosunek do symboli religijnych.
A jednak zawsze znaleźć można przykłady ludzi, którzy żarliwie się modlą, gorliwie uczestniczą w obrzędach religijnych i czczą krzyże i obrazy, a jednocześnie dopuszczają się różnych czynów niegodziwych. Katolik nie zawsze okazuje się być człowiekiem etycznym. „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą” – nieprzypadkowo to stare porzekadło tak często jest powtarzane.
Weźmy pod uwagę inną wielką wspólnotę, jaką jest wspólnota narodowa. W Polsce, podobnie jak w innych krajach, mamy do czynienia z bogatą symboliką narodową. Uroczyście obchodzone są święta państwowe, godłu i fladze oddawana jest należna cześć, a hymn śpiewany jest i słuchany na stojąco. Kolaż barwnych opowieści, wierszy i pieśni napawa dumą z dokonań przodków. Wszystko to działa na emocje i większość ludzi im się poddaje. Słuchając patriotycznych narracji czy obserwując patos i siłę wojskowej defilady, odczuwają dumę i euforię. Powiada się, że taki stosunek do narodowych symboli znamionuje postawę patriotyczną. Patriotyzm oznacza miłość do ojczyzny, ale czym jest ojczyzna i czy słowo „miłość” jest tu w ogóle odpowiednie?
Ojczyzną jest wspólnota, w której się żyje ze swoją historią, kulturą, a przede wszystkim z aktualnymi problemami, od których rozwiązania zależy dobrostan życia jej obywateli. Ten dobrostan będzie tym większy, im obywatele lepiej będą spełniać swoje obywatelskie obowiązki: solidnie pracować, przestrzegać prawa, dbać o dobro wspólne itp. Miłość do ojczyzny, jeśli już koniecznie chcemy się trzymać tego egzaltowanego zwrotu, w tym właśnie się wyraża, a nie w zachwycie nad narodowymi symbolami. Zachwyt jest łatwy i zapewne przyjemny, ale jeśli nie przekłada się na żmudne wypełnianie codziennych obowiązków obywatelskich, pozostaje tylko infantylną pozą, pozbawioną głębszej intelektualnej refleksji. Niestety, nie brakuje ludzi, którzy sakralizacją symboli narodowych demonstrują swój patriotyzm. Wielu z nich nie widzi przy tym związku między swoim bałwochwalczym stosunkiem do godła, flagi i hymnu, a uczciwym płaceniem podatków i innych zobowiązań wobec państwa. W okresie „wzmożenia patriotycznego”, którym szczyci się prawica podczas swoich rządów, skala rozmaitych oszustw, których dopuszczają się obywatele wobec państwa, nigdy nie była tak duża. W polskiej kulturze społecznej różne sposoby okradania państwa są traktowane znacznie łagodniej niż przestępstwa wobec osób prywatnych. Bywa nawet, że spotykają się one z uznaniem należnym ludziom zaradnym. Okazuje się, że można kochać ojczyznę, a zarazem ją okradać, np. wyłudzając nienależne świadczenia, albo ją zaśmiecać, np. wywożąc swoje śmieci do lasu lub porzucając je przy drodze.
Zarówno w przypadku wspólnoty wyznaniowej, jak i narodowej, skłonność do autonomizacji symboli wynika więc przede wszystkim z łatwości w demonstrowaniu swojego przywiązania do wspólnoty, a także z romantycznej ekspresji, w jakiej się ono przejawia.
Ludzie mają dzięki temu poczucie wypełniania wspólnotowych oczekiwań, bez potrzeby zastanawiania się nad swoim sposobem funkcjonowania w tej wspólnocie. Nie jest to jednak jedyna przyczyna traktowania symboli jako wartości samych w sobie. Często decyduje o tym celowe działanie władz wspólnoty; w przypadku wspólnoty wyznaniowej – Kościoła instytucjonalnego, a w przypadku wspólnoty narodowej – władzy państwowej.
Sakralizacja symboli religijnych w Kościele katolickim jest czymś naturalnym. Chodzi jednak o to, by ludzie wierzący adoracją symboli nie zastępowali życia zgodnego z przykazaniami. W Kościele katolickim od dawna można zauważyć przewagę nurtu symbolicznego nad etycznym. W wychowaniu religijnym nacisk na symbolikę i obrzędowość kosztem kształtowania etycznych relacji międzyludzkich wynika z samej istoty wiary w Boga, ale po części również z tego, że religijny świat wyobrażony uzasadnia potrzebę istnienia instytucji Kościoła i jego funkcjonariuszy. Jest jeszcze jeden powód, na który w swoim czasie zwrócił uwagę prymas Stefan Wyszyński. Otóż dzięki temu, że symbole mają silny ładunek emocjonalny trafiają do znacznie szerszego kręgu społecznego niż przekaz intelektualny, uzasadniający normy moralne. Dlatego w Polsce, w trosce o powszechną ewangelizację kraju, upowszechnił się katolicyzm ludowy, w którym kładziony jest nacisk na obrzędowość, kult krzyża i obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Chodzi bowiem bardziej o to, by wspólnota katolicka była liczna aniżeli o to, by stanowili ją wyłącznie ludzie etyczni. Większość polskich katolików dba więc przede wszystkim o to, aby uczestniczyć w mszy świętej i innych uroczystościach religijnych oraz zaliczyć wszystkie sakramenty. A w życiu, jak to w życiu, człowiek święty nie jest więc grzeszy, ale dobry Bóg wybaczy, bo pójdzie się do spowiedzi. Pontyfikat Franciszka zdaje się odbiegać od tych tradycji, ale przez wielu polskich hierarchów traktowany jest jako dziwactwo, które może okazać się groźne dla Kościoła.
Władza w państwie także często nadaje szczególne znaczenie symbolom narodowym, wychodząc z założenia, że jest to ważny czynnik integrujący obywateli. Udział w ceremoniach państwowych wielu ludziom daje poczucie dumy i godności wynikające z przynależności do narodowej wspólnoty. Jest to skutkiem programów dydaktycznych i wychowawczych w szkole oraz działalności propagandowej państwa. W niektórych krajach symbole narodowe traktowane są z szacunkiem, ale bez szczególnego patosu. Święta narodowe obchodzone są w atmosferze zabawy, bez napuszonej celebracji. W Polsce często natomiast dochodzi do przesady w gloryfikowaniu symboliki narodowej. Gdy za czasów prezydenta Komorowskiego próbowano odbrązowić nieco wizerunek orła i podczas obchodów Święta Niepodległości zrobiono go z czekolady, spotkało się to z krytyką i zgorszeniem w środowiskach prawicowych.
Powodem, dla którego władza państwowa ucieka się do bardziej intensywnego promowania symboli narodowych, mogą być trudne sytuacje związane z rozmaitymi zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi. Chodzi bowiem o to, aby przy ich pomocy zwiększyć mobilizację społeczeństwa do walki z tymi zagrożeniami. Odwołanie się do symboli narodowych ma pomóc zewrzeć szeregi.
Władza w państwie szczególnie koncentruje się na symbolach narodowych także wtedy, gdy dąży do zbudowania mitu założycielskiego, który ją legitymizuje i zasadniczo odróżnia od przeciwników politycznych. Z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce, gdzie Prawo i Sprawiedliwość za pomocą Instytutu Pamięci Narodowej pisze nową historię Polski, eliminując z niej ludzi, których poglądy i działania niezgodne są z jej ideologią, i wprowadzając w ich miejsce własnych bohaterów. Z tego samego powodu upowszechnia się kult żołnierzy wyklętych, którzy ze względu na niejednoznaczną ocenę ich dokonań nie byli dotąd patronami żadnego istotnego ugrupowania politycznego. Celem tego nacisku na symbole narodowe, zwanym wzmożeniem patriotycznym, jest ich zawłaszczenie przez Zjednoczoną Prawicę.
Autonomizacja symboli sprawia, że często stają się one orężem w walce o władzę i wpływy. W dyskursie społecznym członkowie wspólnoty wykorzystują je bowiem w celu podporządkowania sobie otoczenia w taki sposób, aby miało ono do tych symboli ten sam bałwochwalczy stosunek, co członkowie wspólnoty. Tak postępują fundamentaliści religijni i narodowi, chcąc podporządkować sobie ludzi, którzy nie podzielają ich poglądów.
Fundamentaliści religijni nie są w stanie zaakceptować, jako równych sobie, ateistów i innowierców. Dlatego wszelkimi sposobami domagają się od nich uznania symboli religijnych za wartości same w sobie, którym należy się od nich oddawanie im czci w sposób określony przez fundamentalistów. Tymczasem, jakkolwiek silne byłoby przekonanie wiernych, że hostia jest święta i niezależnie od poczynionych zabiegów liturgicznych w celu transsubstancjacji, to dla niewierzących zawsze pozostanie ona tylko symbolem, a nie krwią i ciałem Jezusa. Podobnie skrzyżowanie dwóch patyków czyni z nich symbol wiary, ale –wbrew przekonaniu fundamentalistów – nie nadaje im mocy, która pozwalałaby człowiekowi niosącemu krzyż liczyć na szczególne względy. Powieszenie krzyża w sali sejmowej i umieszczanie symboli religijnych w przestrzeni publicznej wynika z chęci zawłaszczenia tych miejsc przez fundamentalistów i podporządkowania sobie reszty społeczeństwa. W przeciwieństwie do tego, co twierdzą, jest to oznaka agresji wyznaniowej, a nie obrony swoich praw podstawowych.
Fundamentaliści osiągnęli to, co chcieli, a mianowicie paragraf o urażeniu uczuć religijnych. Paragraf ten może być interpretowany dowolnie, z czego fanatycy skwapliwie korzystają. W czasie rządów populistycznej prawicy uczucia te znajdują się pod szczególną ochroną. Na każdą skargę o urażeniu tych uczuć organa ścigania reagują natychmiast, często z przesadną gorliwością, czego nie można zauważyć w przypadku naruszania innych przepisów prawa. Kobietę, która rozwieszała wizerunek Matki Boskiej w tęczowej aureoli, w proteście przeciwko dyskryminacji ludzi LGBT, potraktowano jak groźnego bandytę, robiąc nalot na jej mieszkanie o szóstej rano. Do 13-latka, który schował hostię do kieszeni, zamiast ją połknąć, księża wezwali policję, która, oczywiście, zjawiła się natychmiast. Zarówno księżom, jak i policji prawo karne najwyraźniej pomyliło się z kanonicznym. Silny sojusz ołtarza z tronem sprawia, że wielu ludzi odpowiedzialnych za organizację życia społecznego, woli dmuchać na zimne i przystaje na najbardziej niedorzeczne roszczenia fundamentalistów katolickich. Krzyż lub kapliczka napotkane na placu budowy, wstrzymuje tę budowę do czasu aż stosowny biskup nie wyrazi zgody na ich przeniesienie w inne miejsce, przy zachowaniu odpowiedniego ceremoniału. Słuchaczka Radia Maryja złożyła doniesienie do prokuratury, że krytyka ojca Rydzyka w jednym z artykułów prasowych rani jej uczucia religijne. I prokurator, a jakże, podjął czynności sprawdzające, czy do przestępstwa nie doszło. Hierarchia kościelna i rząd Prawa i Sprawiedliwości są zgodni, że jakakolwiek krytyka Kościoła instytucjonalnego jest atakiem na wspólnotę katolicką w Polsce, na tradycję narodową, polskość i wszystko, co święte. Cóż, życie w Polsce poza wspólnotą katolicką, do której przynależności decydują fundamentaliści, nie jest komfortowe.
Do dzielenia ludzi w Polsce na lepszy i gorszy sort przy pomocy symboli narodowych ochoczo przystąpili nacjonaliści. Przedstawiciele rządzącej partii otwarcie postulują, aby podstawowym kryterium w ocenie ludzi był ich patriotyzm, a nie dokonania artystyczne, naukowe czy jakiekolwiek inne. Przy czym patriotyzm rozumiany jest jako jednoznacznie apologetyczny stosunek do narodu polskiego i jego historii. W takim patriotyzmie nie ma miejsca na jakąkolwiek krytykę polskich błędów, których było bez liku, wytykanie niegodziwości popełnianych wobec innych narodów, których także było niemało, czy ironiczny dystans wobec symboli narodowych. Krytykom i prześmiewcom zamknięto usta, grożąc im sankcją karną. W propagandzie prawicowej dyskwalifikuje się wybitnych twórców i ich dzieła, uznając je za antypolskie. W kraju Prawa i Sprawiedliwości nie można być wybitnym, nie będąc patriotą w nacjonalistycznym znaczeniu. Satyrycy, którzy w programie telewizyjnym zabawiali się wtykaniem polskich chorągiewek w makiety psich odchodów, aby wyśmiać obyczaje Polaków nie sprzątających po swoich psach, zostali powszechnie potępieni. W przypływie miłości do symboli narodowych pewien gorliwiec zaskarżył do prokuratury pomalowanie pasów w przejściu dla pieszych na biało-czerwone kolory. Miłość do symboli narodowych łatwo, jak widać, zamienia się w paranoję.
Zawłaszczając symbole narodowe i domagając się dla nich przesadnego pietyzmu, środowiska prawicowe starają się swoich przeciwników politycznych skompromitować, przedstawić ich opinii publicznej jako zdrajców i odszczepieńców, knujących z zagranicznymi wrogami przeciwko polskim interesom.
Określając swoje ugrupowania, jako patriotyczne i niepodległościowe, odmawiają podobnych intencji tym, którzy do ich wspólnoty narodowej należeć nie chcą. Ale rządowym nacjonalistom nie wystarcza dominacja nad niedostatecznie patriotycznymi Polakami, których się ściga za krytykę i ironiczny stosunek do narodowych świętości. Rząd Prawa i Sprawiedliwości postanowił podporządkować sobie także otoczenie zagraniczne. Dopingowany przez skrajną prawicę i fundamentalistyczne ugrupowania w rodzaju Reduty Obrony Dobrego Imienia Narodu Polskiego, przyjął ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, w której sankcją karną zagroził wszystkim obcokrajowcom, którzy ośmielą się publicznie zarzucać Polsce i Polakom jakiekolwiek niecne czyny popełnione obecnie i w przeszłości. Narzucenie zakazu krytyki musiało, rzecz jasna, wywołać protesty w innych krajach, co spowodowało wycofanie się polskich władz z niefortunnej ustawy. I jak tu nie przypomnieć słynny aforyzm Ignacego Krasickiego: „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.
Symbole są tylko symbolami, prawdziwe życie jest poza nimi. Symbole należy szanować, ale bez przesady. Przesada w traktowaniu symboli świadczy albo o hipokryzji, albo o infantylizmie. Matce Boskiej nie może szkodzić tęczowa aureola, skoro istotą chrześcijaństwa jest miłość. A Brytyjczycy nie są gorszymi patriotami od Polaków, chociaż ubierają się w spodenki w kolorach swojej flagi narodowej.