Istnienie Unii wymaga naprawdę wysokiego poziomu zaufania, bo wielokrotnie pojawią się decyzje, które trzeba podejmować szybko i które nie będą miały legitymacji społeczeństw. Głębsza integracja jest warunkiem działania UE w XXI w. i warunkiem skuteczności jej modelu.
Skrót tekstu z XV numeru Liberte! Całość do przeczytania w cyfrowej wersji kwartalnika
(…) To na czym polega kryzysowa sytuacja w UE?
W sytuacji kryzysowej istnieją dwa rodzaje odpowiedzi, jakich możemy udzielić. Pierwsza jest techniczna. Polega po prostu na skutecznym zarządzaniu kryzysem i ograniczaniu strat. Podejmuje się kroki, jakie są w danej sytuacji możliwe. Zdaje się, że tak działa dzisiaj UE i taką filozofię wyznaje kanclerz Angela Merkel, wspólnie zresztą z premierem Donaldem Tuskiem.
Druga jest adaptacyjna. Wymaga zmiany postaw, wyborów, często wartości. Ta odpowiedź kwestionuje dotychczasowe ścieżki, jakimi podążaliśmy, uznaje je za nieadekwatne dla przyszłości. To system zero-jedynkowy, gdzie nie ma prostych wyborów, a z czegoś trzeba zrezygnować.
Dzisiaj UE udziela złej odpowiedzi na źle zdefiniowany problem.
Dlaczego?
Bo udziela odpowiedzi technicznej na problem adaptacyjny.
Co to oznacza w praktyce?
Że kryzys gospodarczy zmieni europejski pejzaż na pokolenia. My tymczasem odpowiadamy na niego, czerpiąc z repertuaru rozwiązań, które mamy pod ręką i które są aktualnie możliwe. A i tak nie jestem przekonany, że te rozwiązania będą dobre i skuteczne. Dlaczego niby pakt fiskalny ma zagwarantować, że państwa będą staranniej przestrzegać reguł, skoro do tej pory tego nie robiły? (…)
Czyli pakt fiskalny do kosza?
Tego nie powiedziałem. Uważam tylko, że narzucenie niezwykle wyśrubowanych kryteriów makroekonomicznych jako sposobu dalszej integracji nie zadziała. Wymaga za dużo, oferując niewiele. (…)
Można mówić o modelu niemieckim? Jeszcze dekadę temu to Niemcy miały poważne problemy gospodarcze.
I je rozwiązały dzięki reformom nielubianego w Polsce kanclerza Gerharda Schrödera, za co zresztą zapłacił utratą władzy. Nawiasem mówiąc, Angela Merkel nie jest przykładem reformatora, a tego wymaga od innych państw. Ale to inna historia. (…)
Unia walutowa była błędem?
Nie. Była znakomitym osiągnięciem. Czymś znacznie więcej niż tylko projektem na miarę lat 90. Uważam wręcz, że jednym z najważniejszych projektów w historii Europy w ogóle. Ale wtedy, w tamtych warunkach nie można było pójść dalej. Jeśli ktoś mówi o grzechu pierworodnym euro, to ma rację w tym, że była to konstrukcja dalece niepełna. Jednak tylko w teorii. Alternatywą nie była znacznie doskonalsza unia walutowa, ale po prostu jej brak.
To jak uporać się z grzechem pierworodnym euro?
W powszechnym mniemaniu mówi się o unii bankowej, choć widać, jaki to dziś stanowi problem, i w sumie nie wiadomo, co z tego wyjdzie. Twierdzi się, że pakt fiskalny może być bardzo ważny. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, dlaczego nazywa się „fiskalny”, ale załóżmy, że jest to drugi element. Po trzecie, trzeba coś zrobić z gigantycznymi długami. Tego problemu nie da się rozwiązać w ramach obecnej unii walutowej. Dla państw w okresie recesji kolejne cięcia bez dewaluacji waluty, co jest niemożliwe, będą jedynie pogłębiać recesję. One – żeby spłacać długi – muszą wrócić na ścieżkę wzrostu gospodarczego, a dziś dzieje się odwrotnie. A więc nie spłacą i trzeba będzie większość zadłużenia po prostu anulować czy też zrestrukturyzować, jak się to w żargonie ekonomicznym nazywa. Alternatywą jest uwspólnotowienie długu, co byłoby krokiem milowym integracji europejskiej, ale na to Niemcy nigdy się nie zgodzą. (…)
To dlaczego MFW nie przejmie odpowiedzialności za wyprowadzenie poszczególnych państw z kryzysu?
Ma po prostu za mały kapitał. Stąd Europa potrzebowała czegoś znacznie większego, co niektórzy nazywali „bazooką”. Poza tym UE doszła też do wniosku, że sama powinna posiadać taki europejski fundusz walutowy, bo w MFW jednak większościowe udziały mają Amerykanie i Chińczycy. Swoją drogą, czyż to nie dziwne, że przy projektowaniu strefy euro nikt nie wyobrażał sobie, że ona może kiedyś być w kryzysie? Zawsze zakładaliśmy, że poważny kryzys może dotknąć gospodarki rozwijające się. A tu nagle wszystkie te założenia prysły, a MFW zajmuje się głównie Europą. To znak czasu.
Da się w ogóle rozwiązać ten dylemat?
Ależ po to jest przywództwo polityczne. Ono z definicji musi działać w obszarze ryzyka, ale takiego, które jest akceptowalne przez społeczeństwa. Zaufanie się zdobywa, a nie posiada. I można je łatwo stracić. Trzeba założyć dwie sprawy. O przyszłości Europy zadecydują w pierwszej kolejności wyniki. Jeśli poradzimy sobie z kryzysem, to zyskamy nową legitymację i społeczeństwa to zaakceptują. Na razie za sukces uważamy przetrwanie Unii. To za mało, bo rezultatem jest „pełzający kryzys”, a więc dekada wzrostu gospodarczego bliskiego zeru i wysokiego bezrobocia. W ten sposób będziemy tracić, a nie zyskiwać legitymację społeczeństw.
Na razie nie znaleźliśmy recepty na wzrost. Nie zanosi się, by coś się zmieniło.
To może Polska rzeczywiście nie powinna pchać się do strefy euro? (…)
Skrót tekstu z XV numeru Liberte! Całość do przeczytania w cyfrowej wersji kwartalnika
Bartłomiej Nowak
Politolog i doktor nauk ekonomicznych. Stypendysta Transatlantic Academy w Waszyngtonie,
w latach 2010–2013 dyrektor wykonawczy Centrum Stosunków Międzynarodowych.