Niedawno przeczytałem ciekawą książkę wydaną w 2013 roku „Jak powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce” Andrzeja Karpińskiego, Stanisława Paradysza, Pawła Soroki, Wiesława Żółtkowskiego. To pierwsza w miarę kompleksowa pozycja, gdzie wzięto pod lupę losy około 1600 państwowych zakładów, które przeszły proces transformacji. Lekturę tej książki polecałbym szczególnie następcy Krzysztofa Jurgiela – Janowi Ardanowskiemu, który niedawno powiedział publicznie: – Chcemy z „resztek”, które zostały z majątku Skarbu Państwa po złodziejskiej prywatyzacji na początku okresu transformacji utworzyć jeden organizm Narodowy Holding Spożywczy.
Gdyby pan minister przeczytał uważnie tę książkę, to dowiedziałby się, że te „resztki”, które zostały po prywatyzacji, to około 1 tysiąc firm w Polsce mniejszych i większych , które ma w 2018 roku państwo dalej za istotnego akcjonariusza i które odpowiadają dalej za około 25% wytworzonego corocznie PKB w naszej gospodarce.
Jest to ewenement na skalę światową w rozwiniętych gospodarkach do których się jeszcze zaliczamy.
Minister dowiedziałby się, że Niemiec tych zakładów nie wykupił, polityk nie ukradł, a wolny rynek w ostatecznym rachunku im pomógł. Dowiedziałby się, że historie o rozkradaniu majątku i upadłościach na ogromną skalę w pierwszych latach transformacji są mniejszością. Są po prostu niezgodne z danymi statystycznymi. Dowiedziałby się, że wśród zakładów opisanych w książce prawie 70% zostało sprywatyzowanych i funkcjonuje do dziś, choć czasami pod inną nazwą. Tylko 30% upadło.
Innych danych statystycznych na dzień dzisiejszy po prostu nie ma. Sam zresztą przepracowałem ponad 10 lat w jednej z takich firm, która ten proces przeszła. Zapewniam więc, że lody Calypso dalej mają się dobrze i prywatne smakują tak samo jak państwowe.
Co ciekawe niedawno dziennikarz Polsat News Piotr Witwicki opublikował fragment archiwalnego wydania „Gazety Pomorskiej” z października 1990 roku. To relacja ze spotkania wówczas senatora Kaczyńskiego w Toruniu. Pan senator opowiadał, że w polskiej gospodarce przede wszystkim trzeba definitywnie zniszczyć układ nomenklaturowy przez szybką i szokową prywatyzację. Co zostało mu z tych poglądów dziś? Nic. Jak śpiewa Lady Pank – mniej niż zero, bo nie dość, że prywatyzacja to dziś w IV Rzeczpospolitej słowo zakazane jak konstytucja, za którego wypowiedzenie policja, CBA zaczynają się tobą bacznie interesować – to na naszych oczach zaczyna się dziać coś dużo gorszego – nacjonalizacja. Tym razem PIS w odróżnieniu od lat 2005-2007 pole walki ideologicznej poszerzył też o strefę gospodarki.
Lejdis end dżentelmen. Teatrzyk imienia Lecha Kaczyńskiego przedstawia dramat w trzech aktach w reżyserii Mateusza Morawieckiego – Back to PRL.
AKT 1: Dobre z Lasu.
Dobre z Lasu – tak nazywały się pierwsze delikatesy, które Lasy Państwowe otworzyły w połowie grudnia 2017 roku w Warszawie na prestiżowej Grójeckiej. Na otwarcie placówki zwiezieni zostali leśnicy z całej Polski. Konrad Tomaszewski wtedy dyrektor Lasów Państwowych, chciał otworzyć kolejne sklepy w 2017 roku w Katowicach, Radomiu i Olsztynie. W 2018 następnych kilkanaście. W mediach opowiadał o ekspansji Dobre z Lasu w supermarketach i galeriach handlowych. Słuchaliśmy opowieści z mchu i paproci leśników twierdzących, że to wszystko dla zwykłych ludzi, że w ten sposób leśnicy wyeliminują pośredników i cena dziczyzny spadnie i każdy będzie mógł sobie na nią pozwolić. Słuchaliśmy teorii spiskowych o tym, że polska dziczyzna wywożona jest do zakładów w Europie Zachodniej, a potem wraca o wiele droższa w czym przodował ówczesny rzecznik prasowy Lasów Państwowych -pan Trębski.
Jednak z mocarstwowych planów pozostały plany. Okazało się, że od pomysłu do wykonania prowadzi długa, wyboista i kręta droga. Dziś dopytana przez money.pl nowa rzeczniczka Lasów Państwowych Anna Malinowska przyznała, że spółka nie miała wówczas nawet biznesplanu. Opóźnienia kilku, kilkunastomiesięczne w otwarciach spowodowały, że wszystko poszło nie tak. Aktualnie Lasy Państwowe przyznały się do porażki i modyfikują projekt. Rzecznik LP poinformował, że sklepów nie będzie, ale została powołana w ramach projektu specjalna grupa restrukturyzacyjna, która intensywnie pracuje nad zastąpieniem wirtualnych sklepów wirtualną sprzedażą internetową.
AKT 2: Narodowy Holding Spożywczy.
Związek Sadowników RP w lipcu wystosował apel do premiera Mateusza Morawieckiego „o natychmiastową reakcję i bardzo pilne spotkanie” w związku „z dramatyczną sytuacją sadowników spowodowaną katastrofalnie niskimi cenami owoców”. W odpowiedzi nasz premier spotkał się z sadownikami i powiedział – Chcemy odbudować państwową interwencję w rolnictwie, która jest niezbędna dla stabilizacji cenowej. Jednym z najważniejszych elementów ma być utworzenie Narodowego Holdingu Spożywczego. NHS ma być alternatywą dla firm przejętych w ramach prywatyzacji na początku okresu transformacji. Holding ma powstać na bazie Krajowej Spółki Cukrowej, do której dołączą giełdy rolno-towarowe, zakłady zbożowe, spółki nasienne, hodowlane (w sumie około 70 państwowych spółek).
Jednak to nie koniec. Właśnie się dowiedzieliśmy, że Lubelski Rynek Hurtowy ,,Elizówka” rozpoczął skup owoców w dwóch chłodniach. – Obiecuję, że cena skupu będzie WYŻSZA od obowiązującej na rynku prywatnym – mówi na łamach „Kuriera Lubelskiego”, prezes państwowej spółki. Skup jest możliwy dzięki temu, że LRH przejął od syndyka masy upadłościowej dwie chłodnie w Poniatowej i Motyczu. Przy okazji minister i politycy PIS zrobili objazd po zaprzyjaźnionych studiach telewizyjnych tłumacząc, że kłopoty sadowników są związane z tym, w Polsce nie na państwowych skupów, przetwórni i chłodni i że te dwie zarządzane przez LRH to dopiero początek. Oczywiście kłopoty sadowników nie mają nic wspólnego z tym, że Ci nie potrafią się zorganizować np. w grupy sprzedażowe, które mogłyby zrównoważyć lepiej zorganizowane u nas grupy zakupowe, tak jak bywa to w cywilizowanym świecie np. Danii.
Ja mam taką sugestię, by pójść na całość. Po co się ograniczać tylko do ministerstwa rolnictwa? Inne ministerstwa powinny brać przykład z ministra Ardanowskiego i też być bardziej aktywne gospodarczo. Nie stać nas na marnowanie potencjału jaki w nas drzemie. Policja mogłaby wejść w branżę ochroniarską, strażacy w remizach mogliby utworzyć szkoły tańca na rurze, a służba celna mogłaby stworzyć 1000 Celnitronek i porywalizować z zagranicznymi dyskontami zarekwirowanym towarem. Wtedy w końcu dogonimy, a nawet przegonimy tych cholernych zachodnich kapitalistów.
AKT 3 PEWIK GDYNIA
Niedawno Radni Gdyni dali zielone światło do poszukiwania kupca chętnego na przejęcie 49 proc. akcji PEWiK-u. Gdyński PEWiK to komunalna spółka odpowiadająca za wodociągi i kanalizację. Konstrukcja finansowa proponowanej umowy zakłada, że sprzedaż ma być pożyczką, która zasili budżet miasta, ale która nie będzie wliczana do deficytu budżetowego. Dzięki tej transakcji na konto miasta trafi około 120 mln zł. Kupcem okazało się, że będzie Fundusz Rozwoju Morawieckiego.
To jest iście szatański pomysł. Kochani samorządowcy będziecie siedzieć cicho i nas popierać to nasz rządowy fundusz kupi od Was 49% akcji w Waszych spółkach komunalnych, a dzięki temu wydacie te pieniądze na wyborczą kiełbasę i zostaniecie ponownie wybrani. Kochajcie nas, to mieszkańcy też Was pokochają. Np. Nowy Sącz przeznaczył pieniądze z podobnej transakcji na prace przy stadionie piłkarskim Sandecji. Może kibice się potem odwdzięczą przy urnie wyborczej? W Gdyni może powstać za to np. lodowisko. Może łyżwiarze się odwdzięczą przy urnie wyborczej?
Jednak jak to ma się do misji Polskiego Funduszu Rozwoju? Czy naprawdę po to istnieje Fundusz, by zamieniać udziały w spółkach z miejskich na państwowe? By zawracać wodę kijem i przelewać z pustego w próżne? My to już Panie Reżyserze przerabialiśmy w latach 1946-1989. Widać, że nic z tej lekcji się nie nauczyliśmy. Historia znowu zatacza koło.
Zdjęcie tytułowe: Bundesarchiv, Bild 183-B0115-0010-058 / Heilig, Walter / CC-BY-SA 3.0
