_
Możliwe, że będziesz musiała stoczyć
więcej niż jedną bitwę, by odnieść zwycięstwo
Margaret Thatcher
Bitwy bywają męczące. Bitwy, które toczymy każdego dnia… w pierwszym rzędzie same ze sobą. Bitwy o uwagę, którą winna zastąpić uważność. Bitwy o miejsce w hierarchii, które powinno być wyłącznie konsekwencją naszej pracy. Bitwy o porządek – ten nasz, a nie narzucony. Bitwy o podmiotowość, a nie uparte przestawianie z miejsca na miejsce. Bitwy o czas, o ciało, o konkret, o… Wiele tych „o coś”… Wciąż niczym krople drążymy skałę, choć kusi aby najzwyczajniej wysadzić ją w powietrze. Tyle, że w bitwach toczonych z wielkim uporem i konsekwencją, to nie blitzkrieg jest drogą do sukcesu. Jest nią wiedza i sukcesywne odzyskiwanie tego, co słusznie nam się należy. Jako ludziom, bo moje prawo, prawo kobiety, to przede wszystkim prawo człowieka. Nie jakiejś wyimaginowanej istoty, nie wyimki z jednego gatunku, nie tej, która potrzebuje specjalnej ochrony. Człowieka. Inaczej same budujemy sobie stos.
Tymczasem w Europie stosy nie płoną od ponad dwóch stuleci. Ot tak nie skazujemy już nikogo za miłość albo za wiedzę…. A przynajmniej nie na stos. Już prędzej za krzyk, albo na ciszę. Jednak te najokrutniejsze stosy zgasły. Dziś spopielać możemy co najwyżej nasze rozczarowania, choć i te – wraz z porażkami – przynoszą nam ważne lekcje, zmuszają do szukania innych sposobów postępowania, albo najzwyczajniej wyznaczają nowy kierunek. Ten ku innym, ale i ten do wewnątrz. Ten, gdzie mówię: moje prawo, moje granice, moja wytrzymałość, moja decyzja, moja opinia, moja miłość, moja złość. Najpierw moja, by później wychodzić ku innym i wraz z nimi, w poszanowaniu dla wolności każdej i każdego z nich, pracować nad byciem zmianą.
Nikt nie obiecuje, że będzie łatwo. Nie tylko dlatego, że „takie czasy”, „taki klimat”, „taki rząd”, „taki człowiek”; nie chodzi nawet o to, że w swoim zaślepieniu i ideologizacji kolejnych obszarów życia, wszystkich nas nie „spalicie”, że nie dacie rady; że nie odbierzecie kobietom głosu, znaczenia, świadomości. Tu krok ku sobie, krok ku drugiemu człowiekowi oznacza radykalne otwarcie, na jakie najzwyczajniej nie każdy jest gotów. Oznacza lekcję, co w większości wciąż jest „do odrobienia”. Lekcję prowadzącą ku wiedzy, a zatem i ku zmianie.
I choć wciąż – często słusznie – narzekamy na sufity, które trzeba przebić, przedzałożenia, z jakimi należy się zmierzyć, na ograniczenia; choć spotykamy się z wielopoziomową – czasem skrzętnie maskowaną – dyskryminacją, z uprzedmiotowieniem, przejawami mizoginizmu, z ukrytym pod płaszczykiem „dobrotliwości” patriarchatem, z pobłażliwością wobec naszych decyzji czy planów, to już dawno przekroczyłyśmy bariery, o których zburzeniu nasze praprababki mogły tylko marzyć. Tak, jesteśmy prawnuczkami tych „niespalonych” marzycielek, dla których w słowie „wiedźma” pierwszym znaczeniem jest „wiedza”, ale i odwaga by sięgać po to, co ważne, wartościowe, upragnione. By, licząc się z konsekwencjami, nie bać się iść po to, co „moje”, „twoje”. By w zgodzie z samą sobą sięgać dalej, przełamywać stereotypy, zyskiwać świadomość, pełnię praw, znaczenia kolejnych słów. By z uporem poszukiwać ścieżki, może niekoniecznie najczęściej uczęszczanej, ale wiodącej dokładnie tam, gdzie chcemy dojść. By wiedzę przyswajać nie tylko dla siebie, ale opiekować się nią, rozwijać ją, a w końcu by czynić z niej użytek. Na każdym kroku.
Pierwszy jest może prostszy niż mogłoby się wydawać. „Zawsze bądź pierwszorzędną wersją samej siebie zamiast drugorzędną wersją kogoś innego” – miała kiedyś powiedzieć Judy Garland. I nie mowa tu o mitach czy bajkach, o poszukiwaniu dobrotliwego wróża czy odstępnych czarodziejów; nie mamy magicznych czerwonych pantofelków, co (jak Dorotkę z krainy Oz) zabiorą nas tam, gdzie zechcemy. W te wszystkie miejsca umiemy już dostać się same. My prawdziwe, a nie my-podróbki. Bądź zatem prawdą o samej sobie. Bądź inspiracją. Bądź własnym zrealizowanym marzeniem. Bądź rozwojem, ambicją, pasją, domem… Bądź pełnią. Bo tylko wybierając najpierw samą siebie, możesz iść dalej. Masz prawo!
