Wyobraźmy sobie, że jest rok 2003. Właśnie kilka miesięcy wcześniej Polska skończyła negocjacje akcesyjne i czeka na ratyfikację traktatu o rozszerzeniu Unii Europejskiej przez państwa członkowskie. W Niemczech jest rok po wyborach do Bundestagu. Pokonana ponownie, drugi raz z rzędu, chadecka opozycja jest sfrustrowana, ponieważ nie może zrealizować takich czy innych elementów swojego programu, czy też zablokować negatywnie przez nią ocenianych zamierzeń koalicji SPD i Zielonych. Liderka CDU Angela Merkel odkrywa, że wraz z również opozycyjnymi liberałami z FDP może zablokować ratyfikację traktatu akcesyjnego m.in. Polski. Pisze do szefa FDP Guido Westerwelle list, w którym proponuje współdziałanie w celu wymuszenia określonych wewnątrzkrajowych koncesji politycznych od kanclerza Gerharda Schroedera pod groźbą zatrzymania procesu jednoczenia Europy.
Brzmi znajomo? OK, to teraz wyobraźmy sobie reakcję liderów ówczesnego PiS na takie hipotetyczne działania CDU, wyobraźmy sobie, jaką usłyszelibyśmy retorykę pod adresem Niemców i jakie historyczne analogie z najmroczniejszych okresów zostałyby przywołane.
Oto jest rok 2012 i Ludwik Dorn z Solidarnej Polski proponuje liderowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu zrobić starającym się o wejście do Unii Chorwatom coś takiego naprawdę. Cel:uzyskać zupełnie z Chorwacją niezwiązane koncesje od rządu PO-PSL.
Trudno sformułować przy pomocy słów adekwatną ocenę postawy Ludwika Dorna (oraz innych liderów tej skrajnie prawicowej partyjki, którzy go poparli) i sposobu, w jaki traktuje naród chorwacki, ponieważ trzeba byłoby sięgnąć po słowa bardzo wulgarne. Nie zwykłem tego czynić. Jednak jedno napiszę w podsumowaniu. Jeśli ktoś widzi się roli speca od szantażu, to nie powinien wybierać profesji polityka. Lepiej sprawdziłby się w charakterze porywacza bogatych nastolatków dla okupu, czyli zwykłego bandziora. Mam nadzieję, że „sułtan” Kaczyński i jego dwór „eunuchów” uzna, że pan Dorn był pisząc list po prostu być może znowu „niedysponowany” i go odpowiednio zignoruje.