Po zakończeniu „wojny rosyjsko-ukraińskiej” i zawarciu pokoju – który niechybnie mógłby w jej ocenie oprzeć się na idei przynależności Ukrainy do „rosyjskiej strefy wpływów” – za cel chce sobie postawić „zbliżenie Europy i Rosji”. Stanie się to zapewne już po tym, jak wycofa swój kraj z militarnych struktur NATO, ale raczej zanim konkretne skutki przyniesie jej program „głębokiej przebudowy struktury” Unii Europejskiej, które planuje realizować wraz z Węgrami i Polską. Już teraz ma na koncie gromkie słowa sprzeciwu wobec wszelkich sankcji, którymi Europa objęła Rosję Putina po jego agresji na Ukrainę. Ma wobec Kremla także dług wdzięczności, liczony w milionach euro w postaci pożyczki z rosyjskich banków, co wiele (acz chyba nie wszystko, bo ideowa bliskość się znikąd nie wzięła) wyjaśnia.
Marine Le Pen zrobi w tegorocznych wyborach kolejny, wielki krok w kierunku prezydentury Francji. Objęcie najwyższego stanowiska w państwie francuskim przez polityka skrajnej prawicy było nie do pomyślenia w zasadzie od czasów afery Dreyfusa (jeśli nie liczyć reżimu Vichy, ustanowionego na nazistowskich bagnetach), ale przestaje powoli być rzeczą ze strefy political fiction. Owszem, wynik wyborów w 2002 r. – gdy do II tury wszedł jej ojciec Jean-Marie – można było uznać za freak result. Wówczas wyścig był bardzo wyrównany i nawet 5-6 kandydatów miało II turę w zasięgu. W końcu stary Le Pen uzyskał drugi rezultat „fuksem”, o włos przed socjalistą Lionelen Jospinem, który stracił sporo głosów na rzecz kandydatów poszczególnych mniejszych partii z jego lewicowej koalicji. Potem w II turze Le Pen poległ jednak spektakularnie: zdobył zaledwie co piąty głos, przegrywając aż 20:80 z Jacquesem Chirakiem. Do mobilizacji antylepenowskiej przyłączyło się całe społeczeństwo, wszystkie pozostałe siły polityczne, prawica, centroprawica, centrum, lewica i lewica skrajna. Kordon sanitarny został zarysowany spektakularnie.
To minęło. Od dekady rzeczą oczywistą stał się udział kandydatki dawnego Frontu Narodowego w II turze wyborów prezydenckich, sporą niespodzianką byłby wynik inny. Partie tradycyjnie tworzące dwie główne siły polityczne Francji są w stanie zaniku: socjaliści już od wielu lat zostali zredukowani do kilkuprocentowego marginesu, w tym roku podobny los spotkał konserwatywnych neogaullistów. Jedyną siłą zdolną stawiać czoła skrajnej prawicy i Le Pen jest sklecona naprędce i dość spontanicznie, liberalno-centrowa partia Emmanuela Macrona, której głównym atutem jest jednak osoba lidera i jej los jest trudny do przewidzenia za 5 lat, gdy Macrona na wyborczym ringu zabraknie.
Pięć lat temu Le Pen w II turze poległa dość znacząco, przegrała z Macronem 33:66. Już dużo mniej niż ojciec, ale jednak nadal można było mówić o braku jakichkolwiek szans na Pałac Elizejski. Teraz zbliży się znacząco do wygranej. Sondaże przewidują rezultat w granicach 45:55 lub nawet tylko 48:52. To już może nie przegrana tak minimalna jak Gore’a z Bushem w USA w 2000 r., ale na poziomie niepowodzenia Trzaskowskiego z Dudą w Polsce w 2020 r.
Ta tendencja każe w końcu postawić pytanie, czy Francja – a co za tym idzie cała UE – nie jest przypadkiem skazana na prezydenturę Marine Le Pen. Pomimo informacji napływających z Ukrainy i pomimo dobrze udokumentowanych (i zresztą niespecjalnie nawet dementowanych przez kandydatkę) związków Le Pen z Putinem, niemal połowa Francuzek i Francuzów chce na nią zagłosować w szczycie agresji i w realiach zbrodni popełnianych przez Rosjan. Chcą tak uczynić ludzie spoza jej faszyzującej bazy, tak stateczni konserwatyści onegdaj wierni gaullistom i idei Republiki, jak i młodzi skrajni lewicowcy, którzy chcą „rozwalić system” dowolnym narzędziem.
„Tym razem” najpewniej jeszcze się im nie uda. Jak się wydaje, Macron uzyska reelekcję i przez kolejne pięć lat polityka Francji pozostanie przewidywalna. Jednak w dalszej perspektywie to właśnie ten kraj jest obecnie w UE najbardziej niestabilnym czynnikiem. Stałe postępy Le Pen w jej walce o prezydenturę i brak silnego kandydata, ubiegającego się o ponowny wybór lub mającego za sobą mocną i ugruntowaną strukturę partyjną, może za pięć lat wytworzyć sytuację „naturalnego wejścia” Le Pen w rolę wyborczej faworytki. Niestety w tym przypadku „co się odwlecze, to nie uciecze” jest jak najbardziej na miejscu. UE musi jasno zakreślić perspektywę podważenia jej fundamentów przez jedno z absolutnie kluczowych państw członkowskich w roku 2027, najpóźniej w 2032, tak aby mieć zaplanowaną adekwatną reakcję. To już nie będzie ćwiczenie w postaci brexitu, Francja Le Pen nie będzie nosić się z zamiarem wyjścia z Unii. Ta Francja będzie niesiona misją zniszczenia Unii. Dla nas pytanie, czy zechce to uczynić z powodu własnych przekonań czy na kremlowskie zlecenie, może być wtedy wręcz trzeciorzędne.
Autor zdjęcia: Anthony Choren
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
