Ten sondaż musiał odbić się szerokim echem. Być może był w końcu też i nieunikniony. Druga kadencja rządów PO-PSL przypada na obiektywnie trudny okres, a poza tym ekipa rządząca nie ustrzega się także szeregu poważnych błędów. Powszechne przekonanie, iż to rok 2013 będzie najtrudniejszym dla Polski z punktu widzenia sytuacji gospodarczej, kazało antycypować utratę przez PO pozycji sondażowego lidera. Fakt, iż następuje to już teraz, jeszcze zanim druga fala kryzysu na dobre uderzyła w nasz kraj, nie jest na pewno dla Donalda Tuska i jego koleżanek i kolegów dobrą wiadomością.
Rzeczywiście ten tydzień był dobrym momentem dla przejęcia przez PiS „żółtej koszulki” lidera w partyjnym wyścigu. Trzeba, niezależnie od niezmiennie bardzo złej oceny tej partii, jej programu i zasobów ludzkich, przyznać, że ostatnie dni były politycznym majstersztykiem Jarosława Kaczyńskiego. Dostarczył on mocnych impulsów dwóm najistotniejszym dla perspektyw sukcesu PiS grupom elektoratu równocześnie. Po wielu latach naigrywania się z permanentnych wolt Kaczyńskiego, z jego miotania się od Gilowskiej i Poncyliusza do Macierewicza i Brudzińskiego, lider PiS być może znalazł złoty środek. Czyli zaprzestać wolt co około 2 miesiące, a zamiast tego równolegle pielęgnować zarówno swoją „hardcorową” bazę spod znaku zamachu smoleńskiego i państwa wyznaniowego, jak i centroprawicowych wyborców zainteresowanych pragmatycznymi rozwiązaniami problemów społeczno-ekonomicznych, alternatywnymi dla często nietrafionych wizji Tuska i Jacka Rostowskiego. Właśnie w tym tygodniu to się nieźle udało i być może stąd owo sondażowe powodzenie.
Bliski centrum, umiarkowany pragmatyk dostał debatę ekonomistów, która jeśli chodzi o treść nie miała większego znaczenia, ale była wizerunkowo udana. Dostał kandydaturę ponadpartyjnego, niewiązanego z politycznym szaleństwem profesora socjologii na stanowiska premiera na wypadek, gdyby w głosowaniu nad wotum nieufności udało się wydrzeć koalicji kilka głosów. Usłyszał też zupełnie nieracjonalną, nachalną krytykę i próbę ośmieszenia tej kandydatury przez media antypisowskie, które mylą się bezsensownie sugerując, że PiS nie ma legitymacji do zgłoszenia wniosku o wotum nieufności. Główna partia opozycyjna może taką próbę oczywiście podjąć, zwłaszcza w sytuacji mikrej przewagi liczebnej koalicji PO-PSL w Sejmie i spadającego poparcia obywateli dla jej rządu.
Ale PiS dostarczył opału także żarowi tlącemu się w „ludzie smoleńskim” marszem „Obudź się Polsko” z udziałem środowisk radiomaryjnych. Efekt? Działania na rzecz jednych przestały być przez drugich postrzegane jako odpychające od partii. Potencjalne poparcie obu grup zaczęło się być może sumować i nagle PiS zyskał perspektywę poparcia bliskiego 40%. Z takim poparciem można realnie myśleć o przejęciu władzy. Problem? Oczywiście taki, że do wyborów są 3 lata, a PiS jest znany z tendencji irracjonalnych i autodestrukcyjnych. Obecne poparcie jest dane na kredyt, a wiarygodność kredytowa kredytobiorcy w oparciu o jego historię jest gorzej niż słaba.
Z drugiej strony PO popełniła ostatnio kolosalny błąd w postaci przedwczesnego zapowiedzenia tzw. drugiego expose premiera Tuska. Wystąpienie planowane początkowo na wrzesień już przesunięto na koniec października. Zamiast zainicjować tok zdarzeń owo expose będzie teraz li tylko odpowiedzią na inicjatywy PiS oraz SLD, które je po prostu ubiegły. Takie ważne zdarzenia w rządzie warto zapowiadać z wyprzedzeniem tygodnia, a nie 3 czy nawet 4 miesięcy!
Dodatkowo zły efekt tej strategii jest taki, że wypowiedzi publicystów stawiają przed expose teraz bardzo wygórowane oczekiwania. Nie tylko nakreślenia priorytetów rządowych na kolejne 2-3 lata, ale także czytelnego, jaskrawego przełomu, w postaci rekonstrukcji rządu. Nie jestem przekonany, że takie były w tym kontekście plany premiera, ale teraz może nie mieć wyjścia. W końcu nie chce na pewno, aby chór komentatorów zgodnie orzekł, że expose było „rozczarowujące” albo nawet „bez większego znaczenia”…
Ale nie wszystko złoto, co się świeci dla PiS, a w PO nie musi zaistnieć atmosfera rodem z Titanica. Od 2007 r. głównym paliwem napędzającym wyborcze zwycięstwa PO był strach przed powrotem PiS do władzy. Jeśli ostatnio Platforma traciła na rzecz społeczności wyborców niezdecydowanych, to także dlatego, że obawa przed odrodzeniem się potęgi PiS niemal zanikła. Otóż ten sondaż zmienia także to. Tak, PiS może w 2015 r. wrócić do władzy. Tak, jeśli Palikot i PSL wypadłyby poza burtę, to może to być nawet rząd jednopartyjny. Tak, IV RP może wrócić z całymi jej „urokami”, do których dojdzie być może nawet próba osadzenia za kratami liderów PO, rzekomo winnych „zamachowi w Smoleńsku”. Sondaż ten nam mówi: to jest możliwe. A skoro tak, to PO odzyskuje w znacznej mierze szansę skutecznej mobilizacji elektoratu za pomocą pisowskiego straszaka. Czas pokaże, która tendencja okaże się bardziej mobilizująca i żywotna.