Pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku Katalończycy zaczęli głośno upominać się o swoje prawa. Od trzydziestu lat rządził w Hiszpanii generał Francisco Franco. Władzę zdobył siłą, wygrywając wywołaną przez siebie wojnę domową. W czasie tego krwawego konfliktu Katalonia występowała przeciwko jego juncie. Jej stolica, Barcelona, do końca była bastionem oporu przeciwko dyktaturze. Katalończycy drogo za to zapłacili.
Dyktatura przez kilkadziesiąt lat tłamsiła ich dążenia do demokratycznych swobód. Zakazano wydawnictw w języku katalońskim, a wszelkie manifestacje niepodległościowych czy choćby autonomicznych aspiracji były brutalnie tłumione. Podczas wojny domowej generała Franco wsparła hiszpańska prowincja. Duże miasta stawiły mu zdecydowany opór.
Także elity intelektualne nie były w stanie zaakceptować jego autorytarnej dyktatury. Zdecydowanie przeciwstawiały mu się mniejszości narodowe: Katalończycy i Baskowie. Dyktator miał natomiast wsparcie hierarchii kościelnej, której odwdzięczał się promowaniem modelu „tradycyjnej rodziny” oraz oddaniem pod jej kontrolę dużej części szkolnictwa, od podstawówek aż po uniwersytety. Pod jego rządami prawo kościelne było oficjalnym prawem hiszpańskiego państwa.
Katalończycy zaczęli mu się przeciwstawiać tworząc własny, niezależny od oficjalnego obieg kultury. Ponieważ zabroniono wydawania prasy i książek po katalońsku, grupa intelektualistów sięgnęła po coś, czego nie zabraniano. Po piosenki… W języku katalońskim są głoski bardzo trudne do wymówienia dla Hiszpanów. Kilkunastu katalońskich intelektualistów i autorów piosenek zawiązało stowarzyszenie, które przyjęło nazwę Els Setza Jutges. To początek katalońskiego zdania „Setze jutges d’un jutjat mengan fetge d’un penjat”. Sens tego zdania nie ma tu większego znaczenia, ważny jest aspekt fonetyczny, a zwłaszcza to, że żaden Kastylijczyk, czy jak kto woli Hiszpan, nie jest w stanie tego prawidłowo wymówić. To tak jakby w Polsce podczas okupacji niemieckiej dręczyć okupantów zdaniem „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”.
Els Setze Jutges (po polsku 16 Sędziów) tworzyło zaangażowaną poezję. Powstał poetycki i jednocześnie społeczno-polityczny nurt, który przeszedł do historii jako La Nova Cancó Catalana – Nowa Pieśń Katalońska. Wyśpiewywali po katalońsku wszystko, co leżało im na sercu. A zwłaszcza tęsknotę za demokracją, wolnym słowem, autonomią, niepodległością… Przy pomocy swoich piosenek protestowali przeciwko łamaniu praw człowieka, tłamszeniu mniejszości narodowych oraz prześladowaniom wszystkich, którzy nie mieścili się w narzuconej przez konserwatywną dyktaturę poprawności oraz archaicznym modelu rodziny i relacji społecznych.
Jednym z 16 katalońskich sędziów był Lluis Llach. Napisana przez niego w 1968 roku piosenka „L’estaca” (po polsku „Pal”) stała się szybko hymnem całego pokolenia Katalończyków a z czasem jedną z najbardziej znanych na świecie antytotalitarnych pieśni XX wieku. Przetłumaczono ją na wiele języków. Towarzyszyła wolnościowym manifestacjom w wielu krajach.
Dotarła również do Polski. Grupa zafascynowanych twórczością Lluisa Llacha studentów oraz młodych wykładowców iberystyki na UW zaprezentowała jego pieśni Jackowi Kaczmarskiemu. Bard pokolenia Solidarności również dał się porwać sile Nowej Pieśni Katalońskiej. Ogromne ważenie wywarło na nim wykonanie pieśni „L’estaca” podczas koncertu w Pałacu Sportu w Barcelonie, trzy miesiące po śmierci hiszpańskiego dyktatora, generała Franco. Jacek Kaczmarski napisał do melodii Lluisa Llacha własny tekst, który oddaje oryginalnego ducha tej pieśni, ale jest też opisem zdjęć z okładki płyty „Gener 76”, na której utrwalono koncert ze stycznia 1976 roku.
W tekście polskiego barda znajdujemy także odniesienie do atmosfery koncertu stworzonej przez tysiące ludzi śpiewających z Lluisem Llachem jego pieśni. Zmienił też główną metaforę utworu. Pal zastąpiły mury… Podobnie jak w Katalonii, także w Polsce ta pieśń z miejsca staje się ważna. Wyraża pragnienie obalenia dyktatury i wzywa do zburzenia murów, które ograniczają wolność. W Gdańsku podziemne radio Solidarność wykorzystuje melodię „Murów” jako swój sygnał. Po wprowadzeniu stanu wojennego piosenka staje się zakazana. Za jej wykonywanie grożą poważne represje. Jacek Kaczmarski zostaje na emigracji w Niemczech.
W Polsce życie za tą melodię oddaje w Gdańsku młody muzyk Jacek Stefański, za jej wykonywanie na ulicy pobity przez ubeków. Piosenka staje się hymnem wielkiego ruchu „Solidarność”. Była śpiewana w ośrodkach dla internowanych. Z oryginalnym, przetłumaczonym na polski tekstem wykonuje ją również śpiewający po polsku pieśni Lluisa Llacha „Zespół Reprezentacyjny” – laureat Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie w 1983 roku. Tworzą go studenci, którzy pokazali pieśń „L’estaca” swojemu starszemu koledze Jackowi Kaczmarskiemu. Piosenka przekracza granice kolejnych krajów. Staje się popularna także wśród intelektualnych elit dawnego Związku Radzieckiego. Śpiewają ją Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini.
Już w wolnej Polsce, w 2006 roku w Poznaniu, podczas koncertu z okazji 50. rocznicy Czerwca, Lluis Llach odmawia jej wykonania po katalońsku, podkreślając, że to już nie jest jego piosenka. Mówi: „Mam nawet wydaną w USA płytę z jej wykonaniem po angielsku, na której jest napisane, że to polska piosenka ludowa… Więc wy ją teraz śpiewajcie! Niech rozbrzmiewa wszędzie tam, gdzie jest potrzebna, gdzie żyją ludzie, którzy pragną wolności, którzy się z nią identyfikują…”
No i śpiewają ją właśnie pragnący wolności i demokracji młodzi Białorusini. Miejmy nadzieję, że pomoże im te upragnione wartości osiągnąć… W wersji Jacka Kaczmarskiego ostatnia strofa jest ostrzeżeniem, że mury mogą rosnąć także, gdy ludzie śpiewają pieśń wzywającą do ich zburzenia. To mury nietolerancji wobec każdej mniejszości… Wobec tych, co „nie z nami – więc przeciw nam” i wobec najgorszych wrogów każdego tłumu… „Kto sam, ten nasz najgorszy wróg! A śpiewak także był sam…”
Warto o tym pamiętać w czasie smutnych wydarzeń, dotyczących mniejszości LGBT w naszym kraju. Lluis Llach – kataloński bard, który dał nam hymn naszej wolnościowej rewolucji, należy do mniejszości LGBT… To zresztą nic nowego w naszej historii. Autorka naszej patriotycznej narodowej „Roty”, Maria Konopnicka, również należała do mniejszości LGBT.
Białorusini śpiewają „Mury”. Obyśmy my nie musieli znowu tego robić!