Trwająca pandemia to z jednej strony zupełna nowość. Choroby zakaźne przestały się kojarzyć z poważnym zagrożeniem od czasu upowszechnienia szczepień na tradycyjnie śmiertelne choroby takie jak gruźlica czy ospa prawdziwa. Wyeliminowano w znacznej mierze także choroby wieku dziecięcego – mimo nieustannych prób proepidemików (znanych także jako antyszczepionkowcy) by wróciły. Publiczną wyobraźnią zawładnęły choroby niezakaźne – takie jak nowotwory, wylewy czy zawały. Z jednej strony to zrozumiałe – mamy sporo większe szanse by na nie umrzeć. Z drugiej jednak strony mamy trwającą od dekad epidemię śmiertelnego do niedawna HIV, czy grypy która choć powszechna potrafi być groźna. Jednak COVID-19 to choroba, którą zarazić się łatwiej niż AIDS i znacznie bardziej groźna niż grypa – a co gorsza związana z dużą niepewnością co do swoich właściwości.
Jednak scenariusze rozwoju tej epidemii są rozpisane od lat. Od dłuższego czasu jesteśmy ostrzegani przed właśnie takim rozwojem sytuacji, zaś opisy, symulacje i scenariusze są wręcz przerażająco dokładne. Dokładne do tego stopnia, że przez zwolenników teorii spiskowych są przytaczane jako „dowód” na to, że całe to zdarzenie zostało zaplanowane i wyreżyserowane (tu oczywiście szczegóły się różnią pomiędzy poszczególnymi frakcjami od stwierdzenia, że wirus jest stworzony sztucznie po takie, że w ogóle nie istnieje). Ryzyko pandemii jest więc świetnie zidentyfikowane i nazywanie go „czarnym łabędziem” jest z gruntu niepoprawne. To ryzyko do którego możemy i powinniśmy się przygotować. A czy byliśmy przygotowani? To możemy ocenić patrząc w jaki sposób rozwinęła się sytuacja.
Oczywiście nasza ocena musi być zniuansowana w zależności od tego co i na jakim poziomie oceniamy. Zacząć wypada od organizacji międzynarodowych. Przewidywania pandemii pochodziły w dużej mierze z WHO. Także ta organizacja opracowała szereg zaleceń, które mogły być zaadoptowane przez poszczególne państwa. To niewątpliwie pozytywna ocena w zakresie przygotowania. Jednocześnie ta sama organizacja okazała się politycznie skorumpowana przez Chiny, które wymusiły by epidemię ukrywać. To zaś spowodowało łatwiejsze rozprzestrzeniane się wirusa i w efekcie pandemię. Reakcja na te wydarzenia prezydenta Trumpa – czyli w efekcie wystąpienie USA z WHO, choć jak zwykle w jego wykonaniu mocno przesadzona, nie jest bezpodstawna.
Reakcja Unii Europejskiej na tym tle wypada znacznie lepiej. Eurosceptycy zarzucają jej, że nie zrobiła zbyt wiele – i rzeczywiście lista nie jest bardzo długa. Jednak zrobiła to co było możliwe w zakresie jej kompetencji i stwierdzanie, że to mało jest raczej przyczynkiem do rozszerzania kompetencji Brukseli – a chyba nie o to chodzi eurosceptykom. Była też skuteczna w łagodzeniu narodowych egoizmów i zwalczała sprzeczne z duchem integracji protekcjonistyczne ruchy ograniczające wspólny rynek np. w zakresie środków ochrony bezpośredniej. Politycy wielu krajów (głównie włoscy) zrzucali odpowiedzialność za swe czyny i niepowodzenia na Unię, ale zupełnie bezpodstawnie. Jednocześnie reakcja w zakresie programów odbudowy gospodarczej po pandemii jest bezprecedensowa – łącznie z zapowiedziami emisji wspólnego europejskiego długu, co było przez długi czas nie do pomyślenia (głównie z powodu niemieckiego sprzeciwu). Program odbudowy zaś może stać się największym impulsem integracyjnym od czasu wprowadzenia euro – bardzo potrzebnym po wyczerpującym Brexicie.
Działania państw ocenić jeszcze trudniej. Niektóre jak Włochy, Wielka Brytania czy USA działały późno i za mało skutecznie – i płaciły (i wciąż płacą) za to olbrzymią cenę. Największym winnym są tu niewątpliwie Chiny gdzie skorumpowany rząd trzymał epidemię w tajemnicy do ostatniej chwili. Seria błędów spowodowała, że stała się ona problemem światowym i kolejnym dowodem, ze demokracje wcale nie radzą sobie gorzej niż reżimy autorytarne. Inne zareagowały szybciej i bardziej zdecydowanie i w większości przypadków udało im się opanować epidemię. Biologia jednak pokazuje, że bywa nieprzewidywalna. Szwecja, która wprowadziła dość słabe ograniczenia nie popadła w zapowiadany chaos, choć wyniki śmiertelności nie są tam zachęcające. Z drugiej strony wprowadzająca drakońskie obostrzenia Polska nie może sobie poradzić z epidemią i wciąż nie osiągnęła szczytu zachorowań, mimo, że był on planowany na koniec kwietnia. O ile jednak niektóre kraje okazały się dość sprawne we wprowadzaniu obostrzeń, czy wprowadzaniu programów mających ograniczać skutki gospodarcze, to samo przygotowanie do oczekiwanej katastrofy naturalnej okazało się dalece niewystarczające. Widać było wyraźne braki w strategicznych zapasach środków ochrony bezpośredniej. Wyraźnie było widać także brak przygotowania systemu opieki zdrowotnej. Natomiast trudno mieć władzom za złe poruszanie się po omacku w zakresie stosowanych metod ograniczania epidemii. Z zewnątrz komiczne wydaje się najpierw odradzanie noszenia masek (zgodnie ze wskazaniami WHO), potem wymaganie ich noszenia pod karą wysokich grzywien (po tym jak zauważono, że kraje gdzie taki obowiązek był radziły sobie lepiej ze zwalczaniem wirusa) by za chwilę obowiązek ten znieść (kiedy okazało się, ze u nas maseczki te nic nie dają). Takie działanie sprawia wrażenie chaosu i nieporadności. Co więcej to nie tylko wrażenie, ale naturalny stan w przypadku walki z nowym patogenem, co do którego nie wiemy co jest skuteczne a co nie, zaś zła decyzja może przełożyć się na tysiące ofiar. Co gorsza takiego tańca możemy się spodziewać przy każdej kolejnej pandemii (a będą kolejne) – bo znowu nowy patogen to nowe sposoby przenoszenia, których odkrycie zajmuje czas, zaś w tak krótkim czasie właściwie jedyną metodą odkrycia skutecznych środków zaradczych to metoda prób i błędów.
Przygotowanie indywidualne ocenić jeszcze trudniej. Potwierdziło się znaczenie oszczędności, które stanowią poduszkę na wypadek zawirowań gospodarczych związanych z pandemią. Doradcy finansowi mówią, że powinniśmy mieć na koncie dość pieniędzy by przeżyć pół roku. To nie mało, zaś taka kwota na koncie może kusić by wydać ją na coś z goła innego. Wielu też twierdzi, że przy niskich zarobkach nie ma czego odłożyć. Tą wymówkę oczywiście już dawno obalili Chińczycy, którzy oszczędzają na potęgę przy znacznie niższych niż nasze dochodach (co oczywiście wynika z braku zabezpieczenia emerytalnego).
Ta złota reguła oszczędności była przez środowiska lewicowe przykładana także do firm. Oczywiście zupełnie niesłusznie. Firma by zgromadzić dość oszczędności na pół roku funkcjonowania bez przychodów musiałaby odkładać często przez dekady. Większość firm nie funkcjonuje wystarczająco długo by takowe oszczędności zgromadzić. Naturalną reakcją firm na tak ekstremalne warunki jest upadłość – co dla ludzi nie jest opcją. To, że państwo zdecydowało, że bardziej opłaci mu się utrzymać firmy przy życiu przez kilka miesięcy niż wydawać znacznie więcej na zasiłki. Jako liberał co do zasady przeciwny jestem dotowaniu firm. Jednak w tym przypadku może mieć to sens, bo masowe upadłości nie wynikałyby z nieefektywności czy złej strategii, a po prostu naturalnej katastrofy. Utrata tak znacznej części tkanki gospodarczej byłaby bardzo bolesna i zasadniczo nic nie wnosiła (w przeciwieństwie do upadku firm, które już dawno powinny były upaść). Stąd strategia opierająca się na słowach Angeli Merkel, że państwo nie dopuści do upadku żadnej zdrowej firmy z powodu epidemii ma sens.
Jak zatem zdaliśmy egzamin z przygotowania do epidemii? Wiele systemów zawiodło. W szczególności te oparte o politykę: władze Chin, polityczne ramię WHO, Boris Johnson, Donald Trump, czy minister Szumowski (w zakresie niejasnych interesów ze znajomymi narciarzami). Wyszły wieloletnie zaniedbania w polityce zapasów strategicznych czy służby zdrowia. Ale jednak w większości przypadków politycy, nawet jeśli na początku opornie w końcu zareagowali właściwie przestraszeni scenariuszami zarysowanymi przez naukowców. W większości odpowiedzialnie zachowały się też społeczeństwa, choć nieodpowiedzialni superzarażający dokonali olbrzymich szkód, zachowując się nieroztropnie jedna osoba zarażała dziesiątki a nawet setki. Nadmiar wolnego czasu doprowadził zaś do wysypu spiskowych teorii – na czele z tymi dotyczącymi wirusa. Jest więc czego się uczyć i jest co poprawiać, bo z jednej strony czeka nas odbudowa, z drugiej jednak czeka nas kolejna pandemia: czy to w formie drugiej fali, czy też zupełnie nowego patogenu. Jest ona zupełnie pewna: nie wiemy tylko kiedy będzie ona miała miejsce.