Rozdzielmy pytania.
Czy należy zapewnić opiekę dzieciom, czy szkoły powinny zadbać o zajęcia dla najmłodszych? Zdecydowanie tak, szczególnie w sytuacji, gdy do szkół poszły sześciolatki, które do niedawna mogły liczyć na wielogodzinną opiekę przedszkolną. Czy jednak planując rok szkolny, nie należało zawczasu wydać rozporządzenia o konieczności zapewnienia opieki dzieciom w czasie dłuższych przerw w nauce?
Czy nauczyciele pracują średnio więcej, czy mniej niż 40h? Nie wiem, chociaż podejrzewam, że większość mniej, ale najaktywniejsza część zapewne więcej. Na pewno, jednak dla wszystkich warunki są coraz trudniejsze i czas pracy wszystkich nauczycieli globalnie wydłużył się. Dlaczego? Wzrosła wymagana od nich biurokracja, są też wymierne sposoby sprawdzania efektów ich pracy (egzaminy na każdym szczeblu edukacji), co zmusza do większej liczby klasówek, czy prac, które potem należy sprawdzić. Często też ze względu na niż oraz ograniczanie liczby zajęć z niektórych przedmiotów (chemia, fizyka, biologia) nauczyciele muszą pracować na pensum w kilku szkołach. Należałoby też zapewne wrócić do zapomnianej idei zróżnicowania pensum między nauczycielami różnych przedmiotów, nawet z prostym podziałem na te kończące się egzaminami i te bez końcowej weryfikacji. Nauczyciele też słusznie narzekają, że niedofinansowana szkoła oczekuje od nich zakupu narzędzi pracy, np. własnego sprzętu komputerowego, czy po zmianie przepisów, kompletu podręczników, które kiedyś otrzymywali od wydawnictw.
Czy ten apel był mądrym sposobem załatwienia sprawy? Niestety nie, nawoływanie w Polsce do donoszenia na kogokolwiek, zawsze wprowadza niemiłą atmosferę, a za zapewnienie opieki powinna odpowiadać gmina, zamiast centralnie MEN. Ci nauczyciele, którzy pracuję z zaangażowaniem poczuli się obrażenie, a wszyscy zaskoczeni zmianą zasad dotyczących ich dni wolnych tuż przed świętami.
Dlaczego jednak uważam, że powód był błahy, a problem stworzyła sama Pani Minister? Bo, po co dzieci mają wolne od 19 grudnia, jeśli Wigilia jest dopiero w środę? Idąc tym tropem, jeśli będzie w czwartek, to wolne będzie od wtorku, czy też nawet od soboty, bo szkoda na 1 dzień (czytaj poniedziałek – od wtorku już wolne) iść do szkoły. Zaznaczę, że problem jest szerszy i tzw. kult długich weekendów zatacza coraz szersze kręgi. Jeśli dodamy do tego wolne dni w dyspozycji dyrekcji szkoły, to w skrajnej sytuacji dzieci mają wolne 19 dni na święta, które trwają 3,5 dnia – 2,5 dnia Świąt Bożego Narodzenia i 1 Nowy Rok. Czyli problem został wygenerowany przez MEN.
A dlaczego uważam, że to tracenie energii? Bo na błahy konflikt tracimy energię, ale również cierpliwość nauczycieli, która powinna być wykorzystana na zasadniczą zmianę lub likwidację Karty Nauczyciela, obietnicę rządu, której realizacji polska szkoła chyba się nie doczeka. Energię, która mogłaby pomóc zmienić polską oświatę, wykorzystać niż demograficzny do poprawy warunków pracy nauczyciela, zmniejszenia liczebności klas i wykorzystania wolnych mocy przerobowych do prowadzenia np. zajęć wyrównawczych i rozwijania pasji uczniów. PO zdołała zmienić Ustawę o Szkolnictwie Wyższym, zmienić i spotęgować wymagania w stosunku do pracowników uczelni, zaostrzyć (po cichu) tylko w stosunku do nauczycieli akademickich zasady przyznawania urlopu na poratowanie zdrowia (słusznie), ale boi się środowiska nauczycieli, czy innych uprzywilejowanych grup jak sędziowie (emerytury), górnicy (14-stka niezależna od kondycji kopalni), czy rolnicy (KRUS). Jednocześnie nic nie robiąc MEN krzywdzi środowisko nauczycieli, w którym zwolnienia z pracy są na porządku dziennym, o czym najlepiej świadczy zmniejszająca się bardziej niż w innych profesjach, liczba pracowników.
Ale, po co zabierać się za te trudne sprawy, lepiej toczyć błahy spór, który maskuje potrzebę realnych zmian, ale skutecznie jątrzy na linii rodzice – nauczyciele – rząd, spór, który tak naprawdę jest o nic.