Polska potrzebuje dziś, jak na przełomie lat 80/90, poważnej rozmowy na kilka istotnych tematów. Jakie są dzisiaj i jakie powinny być po odsunięciu PiS od władzy media? Jaka ma być liberalna demokracja po odesłaniu obozu prawicowego do lamusa historii? Jak Polacy rozumieją liberalizm w ogóle? Czy wyłącznie jako zbiór światopoglądowych postaw, czy także jako całkowicie wolny rynek? Jak ma wyglądać pomoc państwa najbardziej potrzebującym? Czy ma być to pomoc świadomie ukierunkowana, czy świadomie polityczna? Czym ma być w ogóle program 500+?
Polska potrzebuje dziś poważnej rozmowy o tym programie właśnie, a Opozycja ma święty obowiązek wobec milionów Polaków, zwłaszcza młodych, którym przyjdzie dźwigać wszystkie ujemne skutki tego domku z kart, mówić o nim otwarcie, szczerze i bez koniunkturalnej obawy o wynik wyborów. Bo program 500+ to dla Polski zagrożenie, a nie jakaś tam wydumana szansa.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Przez ponad dwa lata funkcjonowania program ten przyniósł tylko jeden w miarę pozytywny efekt – czyli pozwolił wyjść z biedy najniżej uposażonym. To niezaprzeczalny fakt. Ale na tym koniec pozytywów, bo negatywnych oddziaływań ma znacznie więcej. 25 mld złotych rocznie rzucane na rynek dało następujące efekty:
- jedynym w zasadzie motorem napędowym polskiego PKB jest tylko konsumpcja wewnętrzna, rozwój zdrowego państwa powinien zaś opierać się także na inwestycjach (przede wszystkim prywatnych) oraz na eksporcie i produkcji,
- brak wiarygodnych badań, które by udowadniały, że program wpłynął na wzrost dzietności polskich rodzin,
- masa pieniędzy pchana na rynek powoduje wzrost inflacji, czyli wzrost cen w sklepach (robiąc zakupy, co dzisiaj kupisz za 100 zł, a co kupiłeś dwa lata temu – zastanawiasz się nad tym codziennie?),
- darmowe pieniądze powodują odpływ kobiet z rynku pracy (według danych GUS ponad 150 000 porzuciło pracę),
- wzrost cen powoduje wzrost opłat (banki, ubezpieczenia, inne), tym samym kółko się zamyka, a Polska wpada w niebezpieczną spiralę.
Zatem czy program 500+ to 500 złotych, czy 450? A może jeszcze mniej, bo 300? Może to po prostu kolejny pic tej władzy?
W ramach tego projektu wybrani rodzice dostają co miesiąc 500 zł za dziecko. Średnio jednak każdy Polak dopłaca tu 619 zł rocznie, czyli 51 zł i 58 gr miesięcznie. W przypadku czteroosobowej rodziny z dwójką dzieci, którą obejmują kryteria wiekowe, koszty programu wynoszą więc ponad 200 zł (4 x 51,58 zł). Zatem w przybliżeniu taka rodzina miesięcznie, “na czysto”, otrzymuje niecałe 300 zł. A i to nie do końca prawda, bo wyliczenie to nie obejmuje rosnącej inflacji i rosnących przez to cen. A więc pic i fotomontaż czy “sprytnie” pomyślany plan polityczny?
Bez wątpienia program ten to silna broń propagandowa, która trafia głównie do umysłów mieszkańców Polski powiatowej oraz biedniejszych obywateli dużych miast i metropolii (nazwijmy tak górnolotnie tych 5–6 największych polskich aglomeracji). Widać to wyraźnie na spotkaniach przedwyborczych z politykami obozu władzy, a także na różnych forach internetowych podczas gorących dyskusji na ten temat. Problem w tym, że ci beneficjenci nie chcą słuchać o jego wadach, dla nich liczy się tylko efekt namacalny w postaci przelewu na konto lub żywej gotówki w ręku. Bogatsi raczej siedzą cicho, z oczywistych względów. Badania wykazują bowiem, że o ile gorzej sytuowani środkami z tego programu wyraźnie podnoszą swój status finansowy, przeznaczając je wyłącznie na konsumpcję bieżącą i spłatę długów, to ci dobrze zarabiający przeznaczają te środki głównie na inwestycje kapitałowe w obligacje, akcje lub lokaty bankowe. Zatem z pieniędzy podatników jeszcze bardziej uciekają ponad średnią, dodatkowo zabezpieczając się na przyszłość. I tu mam z tym programem kolejny problem, a mianowicie ten, że jest on społecznie głęboko niesprawiedliwy, promując mniejszą część społeczeństwa (przypomnę, że program ten wyłączył całe grupy rodzin z jednym dzieckiem oraz samotne matki), dzięki pracy większości. Nie ma bowiem rząd żadnego pomysłu na to, jak podzielić się wzrostem gospodarczym z tą częścią społeczeństwa, która dzieci nie ma w ogóle lub ma je już dorosłe. Ta grupa nie ma żadnego handicapu w tych nierównych zawodach. O ile oczywiście o realnym bogaceniu się państwa może być mowa – ale o tym później.
Trzy grzechy główne
Niesprawiedliwość i świadome dzielenie Polaków uznaję za jeden z trzech głównych grzechów tego programu. Drugim grzechem głównym jest to, że Polski na aż tak rozbudowany program świadczeń socjalnych zwyczajnie nie stać, co jest widoczne we wszystkich parametrach zadłużenia państwa. Powiedzmy sobie otwarcie – ten program finansowany jest z ogromnych kredytów, które przyjdzie spłacać kolejnym pokoleniom Polek i Polaków. Fikcją i gusłami jest ta mantra powtarzana przez rządzących, że program jest finansowany z uszczelnionego VAT i wzrostu gospodarczego. Nie ma żadnego uszczelnienia podatków, a wzrost gospodarczy jest iluzoryczny – tylko w drugiej połowie 2017 roku nieznacznie przekroczył wskaźniki z ostatniego roku rządów poprzedników, a prognozy na rok 2018 są mocno niepokojące. I to przy wyjątkowej koniunkturze gospodarczej na świecie i w Europie. Ale ta koniunktura nie będzie przecież trwać wiecznie! Gdy się skończy, gospodarka polska stanie przed naprawdę niebezpiecznym widmem zapaści, co może mieć skutki dzisiaj nie do przewidzenia. Nie będę tu mówić do drugiej Grecji, choć druga Grecja w Europie jest przecież całkiem możliwa.
Trzecim grzechem głównym 500+ jest wypłukiwanie kobiet (głównie) z rynku pracy oraz utrwalanie poczucia, że praca, czyli podstawowy obowiązek każdego dorosłego człowieka, się nie opłaca. To może mieć skutki jeszcze bardziej negatywne, niż się nam wszystkim dzisiaj wydaje. Tymczasem zależność jest prosta: 500+ (i inne instrumenty wypłukujące ludzi z rynku pracy) powoduje stopniowy wzrost braku rąk do pracy, to z kolei wpływa na brak wzrostu produktywności przy gwałtownym wzroście wynagrodzeń, co w prostej linii prowadzi do wzrostu cen, a ten z kolei hamuje prywatne inwestycje, co w dalszym kroku prowadzić musi do zapaści gospodarczej, czego głównym efektem będzie bezrobocie. Według specjalistów branży HR (human resources, czyli zasobów ludzkich) pierwsze symptomy tego procesu są już widoczne. A program działa dopiero dwa i pół roku! Sieję czarnowidztwo? Proszę spojrzeć na wskaźnik inflacji – zaczął rosnąć dokładnie od momentu, kiedy ten cudowny program kupowania głosów wyborców zaczął działać. Oczywiście, można zaklinać rzeczywistość i udawać, że inflacja rośnie, bo Polska się wspaniale rozwija, bo i takie głosy już czytałem na Twitterze podczas sporów o ten projekt, ale są jakieś granice racjonalizmu. Tak, wierzę, że są.
Za populizm płacą najbiedniejsi. Zawsze
Bogaci i bogatsi sobie poradzą i znajdą rozwiązanie. Coraz więcej firm Polacy otwierają w Czechach lub w Niemczech – zwłaszcza ci, którzy mieszkają blisko zachodniej i południowej granicy. To nie bajki, to udowodnione, realne fakty. Ci przedsiębiorcy nie płacą podatków i ubezpieczeń w Polsce – zasilają budżety sąsiadów. Tymczasem Zjednoczona Prawica sprezentowała Polsce kolejną bombę z opóźnionym zapłonem, czyli obniżenie wieku emerytalnego, wysyłając, jak w przypadku 500+, następny sygnał: nie pracuj, państwo o ciebie zadba. Nie zadba.
Takie państwo to utopia rządzących polityków. W budżecie na 2017 rok największe pozycje wydatkowe stanowiły: emerytury i renty (6516 zł na każdego Polaka), edukacja (2324 zł na osobę) oraz opieka zdrowotna (2310 zł na obywatela). W sumie tylko te trzy pozycje odpowiadają za ponad połowę wydatków państwa. Istotną pozycją – i wcale niemałą – jest też opieka społeczna, za którą zapłaciliśmy w ubiegłym roku 1902 zł od osoby i to w tej kwocie mieści się między innymi koszt programu Rodzina 500+. Obóz władzy szczyci się, że na całą opiekę socjalną, w tym obniżony wiek emerytalny, przeznacza rekordowe dotąd sumy rzędu 70 mld złotych rocznie. To dopiero polityczny odlot. Przypomnieć w tym miejscu wypada słowa Żelaznej Damy: “Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeżeli rząd mówi, że komuś coś da, to oznacza, że zabierze je tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”. Rzucam prowokacyjnie konkluzję taką: program Rodzina 500+ to mit utrwalający państwo PiS, ale niszczący Polskę.
Oskarżam
Oskarżam zatem obóz władzy, że w celach czysto politycznych prowadzi Polskę w prostej linii ku ruinie, a całą Opozycję oskarżam o to, że chowa głowę w piasek, bojąc się konsekwencji wyborczych, świadomie unikając ogólnopolskiej i ogólnospołecznej dyskusji o tym programie. Jeszcze nie jest za późno, aby tę poważną dyskusję z narodem podjąć. Bez konformistycznego strachu o to, że rozmawiając otwarcie o tym szkodliwym dla kraju projekcie, nie uda się wygrać wyborów.
Każda strona dzisiejszej sceny politycznej nie gra lojalnie wobec narodu w tej sprawie. Obóz władzy mógłby jednym, krótkim ruchem zminimalizować złe skutki tego programu, wprowadzając określony próg dochodu, uprawniający do pobierania tego świadczenia. Ale nie zrobi tego, bo to by oznaczało natychmiastowe odejście od PiS wyborców centrum i klasy średniej (na potrzeby tego felietonu użyjmy tego określenia, w istocie bowiem klasy średniej w Polsce nie ma), a wiadomo nie od dzisiaj, że to tym elektoratem od lat wygrywa się wybory. Nie zrobi tego, bo głównym celem projektu jest wyłącznie cel polityczny, jakim jest kupowanie wyborców. Gdzieś w tle tylko jest troska o najsłabszych, bo gdyby było inaczej, sprawa niepełnosprawnych załatwiona byłaby już dawno bez tego całego upokorzenia, z jakim mają do czynienia te rodziny. Opozycja zaś unika tematu jak ognia, chyłkiem tylko gdzieś tam przebąkując o jakiś propozycjach zmian w tym programie. Czyni to jednak tak, jakby wstydziła się troski o przyszłość Polski. Tymczasem program ten wymaga natychmiastowej korekty, jeśli nie chcemy już niebawem obudzić się w państwie upadłym, który w ciągu zaledwie kilku lat przeszedł drogę od wzorca sukcesu do wzorca porażki.
Jeśli naprawdę bliski jest nam wszystkim los Polski, niezbędna jest szczera i otwarta dyskusja o tym tylko częściowo pozytywnym rozwiązaniu, w istocie jednak trawiącym jak rak gospodarkę ojczyzny naszej. Pora na to najwyższa.
Przeczytaj również: 500+ zjadło środki na modernizację państwa, T. Kasprowicz