Pod koniec kwietnia, kiedy międzynarodowe media obiegła informacja o pobiciu Julii Tymoszenko przez strażników kolonii karnej w Charkowie, gdzie od października 2011 roku była premier odbywa siedmioletni wyrok za nadużycia związane z podpisaniem umowy gazowej z Rosją, wiele krajów Unii Europejskiej zapowiedziało bojkot meczów organizowanych przez Ukrainę w ramach Euro 2012. Jako pierwsza swój sprzeciw zadeklarowała Belgia, w ślady której na początku maja poszła Holandia, Dania, Austria oraz Hiszpania. Z udziału w ukraińskiej części turnieju, po deklaracji przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso, zrezygnowali również jej członkowie. Mimo początkowych oświadczeń o rezygnacji z udziału w meczach ze strony kanclerz Niemiec, Angeli Merkel, ostatecznie zadecydowała ona o podjęciu wobec władz Ukrainy innych środków, które mogłyby doprowadzić do uwolnienia „księżniczki pomarańczowej rewolucji”. Chociaż Catherine Ashton, szefowa unijnej dyplomacji, początkowo poparła bojkot 15 maja Unia Europejska zajęła oficjalne stanowisko o udziale jej przedstawicieli w ukraińskiej części turnieju.
W obronie Ukrainy niezwłocznie wystąpiły władze Polski. Wbrew nawoływaniom do bojkotu przez przedstawiciela opozycji Jarosława Kaczyńskiego zarówno premier Donald Tusk, jak i prezydent Bronisław Komorowski, podkreślając solidarność z Julią Tymoszenko, uznali reakcję ze strony krajów europejskich za nieadekwatną.
W ukraińskich mediach szerokim echem odbiły się słowa polskiego premiera, który stwierdził, że przyjazd Wiktora Janukowycza do Warszawy na inaugurację Euro 2012 będzie dla Polski „naturalny, choć niekomfortowy”. Przeciwko bojkotowi opowiedział się również prezydent Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
Wielu ekspertów podkreśla, iż zamiast izolacji potrzebny jest dialog, a sankcje wobec Ukrainy mogą pchnąć ją w objęcia Moskwy.
Podobny pogląd wyraziła ukraińska pisarka Oksana Zabużko. Jej zdaniem, Euro 2012 mogłoby być ogromną szansą na przełamanie „muru informacyjnego” pomiędzy krajami zachodnimi a jej ojczyzną, co doprowadziłoby do zwiększenia bezpieczeństwa w Europie. Przeciw izolacji Ukrainy opowiedział się także światowej sławy bokser Władimir Kliczko, który wezwał europejskich polityków do przyjazdu i bojkotu władz ukraińskich na miejscu, poprzez unikanie prezydenta Janukowycza, bądź odwiedziny u Julii Tymoszenko w więzieniu.
Mimo nacisków, władze Ukrainy nie są skłonne do kompromisu. Ich zdaniem, Europa powinna zrozumieć, że skazanie Tymoszenko nie ma związku z polityką, lecz jest karą za popełnione przez nią przestępstwa. Co więcej, obecny premier- Mykoła Azarow, uznał bojkot ukraińskiej części Euro za cios w naród ukraiński, który wiele zainwestował w organizację turnieju. Stwierdził również, że mecze na Ukrainie odbędą się niezależnie od poczynań zachodnioeuropejskich polityków. Ponieważ większość kibiców, planujących przyjechać na mecze w Kijowie, Charkowie i Doniecku to Rosjanie, jedynym miastem, które straci w wyniku unijnej nagonki będzie Lwów.
O odwołanie bojkotu zaapelowała do władz Unii Europejskiej również sama Julia Tymoszenko. Uważa ona, że tego rodzaju polityczne naciski miałyby niewielki wpływ na zmianę jej sytuacji, a uderzą głównie w ukraińskie społeczeństwo, wiążące z organizacją turnieju ogromne nadzieje. Z kolei jej mąż i córka Jewhenia uznali bojkot za logiczną reakcję ze strony państw zachodnich i zaapelowali o zaostrzenie sankcji wobec obecnych władz Ukrainy.
Kwestia bojkotu Euro 2012 na Ukrainie przez kraje Unii Europejskiej podzieliło również społeczeństwo. Na Facebooku pojawiło się wiele inicjatyw (na przykład http://www.facebook.com/pages/Boycott-UEFA-Football-Euro-2012-in-Ukraine/107645022678901) skierowanych do społeczności międzynarodowej i nawołujących do rezygnacji nie tylko z bezpośredniego udziału w meczach, lecz także z oglądania transmisji telewizyjnych. Akcję tę popierają przede wszystkim stowarzyszenia ekologiczne oraz obrońcy praw zwierząt, protestujące przeciw masowemu zabijaniu bezdomnych psów w ukraińskich miastach, w których mają odbywać się rozgrywki. Bojkot popierają także kibice. Lider fanklubu Karpaty, Taras Pawliw twierdzi, że nie są oni zainteresowani turniejem zorganizowanym wyłącznie z myślą o „dyrektorach i ich sekretarkach”. Jego zdaniem organizatorzy Euro 2012 nie stworzyli żadnych warunków umożliwiających przeciętnym kibicom wspieranie drużyny narodowej, w związku z czym nie zamierzają oni brać udziału w tym wydarzeniu.
Ukraiński portal internetowy Liga.net na początku maja br. przeprowadził ankietę w której zadał pytanie, jak wielu z odwiedzających stronę popiera decyzję europejskich polityków o odmowie udziału w meczach Euro 2012 odbywających się na Ukrainie. Zgodnie z wynikiem badań, za bojkotem opowiada się aż 60,7 % respondentów (3881 głosów). Przeciwnego zdania jest 32,4 % pytanych (2073 głosy), natomiast 4,6 % (299 głosów) odpowiedziało, że „wszystko im jedno”. 2,1 % (139 głosów) badanych nie udzieliło odpowiedzi.
Zupełnie inne wyniki miała sonda uliczna, przeprowadzona wśród mieszkańców Kijowa, Czernihowa, Doniecka i Iwano-Frankowska przez ukraiński oddział BBC (http://euro2012.online.ua/video/329589/to-dumayut-ukraintsy-o-boykote-evro-2012/). Zdaniem większości badanych bojkot ze strony europejskich przywódców nie będzie miał większego wpływu na wewnętrzne problemy Ukrainy. Wielokrotnie pojawiły się głosy, iż Euro jest świętem sportowym, a polityka nie powinna mieć w tym przypadku większego znaczenia. Fala negatywnego nastawienia Unii Europejskiej do Ukrainy powinna być skierowana przede wszystkim wobec władz, nie zaś ukraińskiego społeczeństwa, które poniesie jej konsekwencje, przede wszystkim pod względem finansowym. Taka sama sytuacja prawdopodobnie zaistniałaby na Białorusi, gdyby doszły do skutku plany odebrania Łukaszence organizacji mistrzostw świata w hokeju na lodzie w 2014 roku. Prezydent Białorusi zapewne użyłby argumentu, że w ramach sankcji skierowanych przeciwko niemu największe konsekwencje poniósłby naród.
Według Sofii Harbuziuk bojkot nie będzie miał żadnego wpływu na sytuację Julii Tymoszenko przede wszystkim dlatego, że władze Ukrainy nie przywiązują do niego zbyt dużej wagi. „Tak długo, jak Wiktor Janukowycz będzie chciał, by była premier pozostawała uwięziona, zarówno opinia międzynarodowa, jak i sami Ukraińcy pozostają bezradni”- twierdzi studentka ze Lwowa. Podobnego zdania jest studiujący politologię w Polsce Roman Graminski z Kijowa- uważa on, że kraje Unii Europejskiej, żądające uwolnienia Tymoszenko, powinny zastosować wobec władz Ukrainy inne formy nacisku. Zastanawia go, że chociaż była premier została skazana w październiku zeszłego roku, decyzję o bojkocie podjęto dopiero tuż przed rozpoczęciem turnieju. Podaje również przykład Rosji, pytając czy społeczność międzynarodowa podejmie jakiekolwiek kroki w stronę obrony praw człowieka w tym kraju, w związku z Igrzyskami Olimpijskimi w Soczi, mającymi odbyć się za dwa lata.
Również zwolennicy Julii Tymoszenko, którzy na znak solidarności z byłą premier na początku maja br. zorganizowali we Lwowie zbiorową głodówkę, nie chcą wiązać jej sytuacji z organizacją turnieju. Ich zdaniem winnym bojkotu jest przede wszystkim prezydent Janukowycz, który nie tylko nie przestrzega praw człowieka na Ukrainie, lecz także dopuścił się wielu niedociągnięć organizacyjnych.
Podobną wymowę mają doniesienia Amnesty International, zgodnie z którymi zapowiedziany przez przedstawicieli niektórych państw i instytucji europejskich bojkot nie pomoże uwięzionym na Ukrainie więźniom politycznym. Podkreśla się w nich, że sprawa łamania praw człowieka nie dotyczy wyłącznie Julii Tymoszenko lecz także innych opozycjonistów. Organizacja nie popiera działań UE, która mimo wielokrotnych deklaracji nie podjęła żadnych realnych kroków w celu ułatwienia emigracji ukraińskim więźniom sumienia. Zdaniem przewodniczącego niemieckiej sekcji AI, Wolfganga Grezla, duże imprezy sportowe same w sobie nie mogą zmienić sytuacji w żadnym kraju. Jako przykład podał Chiny, gdzie mimo bojkotu Igrzysk Olimpijskich w 2008 roku, sytuacja dysydentów uległa pogorszeniu.