Reżyser filmowy Salvador Mallo (Antonio Banderas w roli najwyraźniej alter ego Almodóvara) ze wspaniałym artystycznym dorobkiem popada w depresję i niemoc twórczą. Po trzech dekadach godzi się ze starym przyjacielem i wtedy po raz pierwszy w życiu zapala kreskę heroiny. Wchodzi w introspektywną podróż po swojej przeszłości, głównie dzięki stanom odurzenia.
Wielopoziomowo prowadzona narracja pozwala nam wrócić z Salvadorem do momentów, które najbardziej zaważyły na jego życiu. Jesteśmy w jego dzieciństwie: mały chłopiec jest wsłuchany i wpatrzony w swoją dobrą, piękną i pięknie śpiewającą matkę (Penélope Cruz)… dostaje gorączki na widok nagiego, młodego mężczyzny, którego uczy czytać i pisać … dziecko, które jest najcierpliwszym nauczycielem… chce się uczyć, by – jak sam mówi – jak najwięcej wiedzieć i dzielić się tym z innymi. Jesteśmy w szczerych i niespiesznych rozmowach dorosłego Salvadora z jego starzejącą się matką… przypomina mu, jak ma zostać pochowana do trumny… Dorosły Salvador…znowu uważnie wpatrzony w matkę, chłonący jej widok i każde słowo tak, jakby w każdej chwili miała odejść… Jesteśmy z Salvadorem, gdy wspomina swoją największą miłość…niespodziewanie powraca do niego po ponad 20 latach, wciąż piękna, podniecająca, lecz już z inną historią życia. Namiętny pocałunek, który rozbudza ciało Salvadora i kreśli obietnicę romansu jest dla niego jedynym, po sztuce, ratunkiem. A mimo to, Salvador mówi nie, już nie. Lepiej nie. Nie chce już więcej cierpieć. Dlaczego dojrzewający człowiek ucieka od miłości i nie ufa jej, że można już kochać bez bólu? Może dlatego, że sztuka filmowa jest dla niego najważniejsza.
Czy można być sentymentalnym i nostalgicznym bez patosu i żenady? Innymi słowy, czy można uruchomić podróż po własnej przeszłości bez wstydu, z życzliwością o sobie samym i innych, z wnioskami mogącymi służyć teraźniejszości? Nawet jeśli – jak główny bohater filmu „Ból i blask” – jesteśmy u kresu kariery artystycznej, zawodowej, może nawet u kresu sił fizycznych i psychicznych, bo tak jak on zmagamy się w jakimś stopniu z bólami ciała i duszy. Mądrzy i doświadczeni ludzie mówią: O niczym nie można powiedzieć, że jest skończone. To, co teraz wydaje się kategorycznym końcem, końcem czegokolwiek w naszym życiu, może jutro lub za 30 lat odwrócić się i dać nowe tchnienie wyczerpanej duszy i zmęczonemu ciału.
A kolejne pytanie, które stawiam po tym filmie jest następujące: czy można potraktować własną przeszłość nie jak ciężar – a tak właśnie widział ją Fryderyk Nietzsche, który tematowi przeszłości poświęcił wiele swoich przemyśleń – lecz jako lekcję, będącą narzędziem do tego, by kształtować tu i teraz? Bo na teraźniejszość mamy wpływ i – teraz za Nietzschem – dzięki niej możemy wpływać na przyszłość. To ważna myśl. Warto by została z nami. Nasz stosunek do czasu i tego, czemu się poświęcamy – z pasją lub bez – określa nasz stosunek do życia, do innych ludzi, do siebie samych.
Photo: Flickr user jlmaral
