W godzinę po tym, gdy w niedzielę 13 lipca 2008 roku rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne całego świata nadały wiadomość o tragicznym wypadku, w którym poniósł śmierć Bronisław Geremek, kilku dziennikarzy zwróciło się do mnie, bym „na gorąco” powiedział na temat Profesora kilka słów. Uczyniłem to nie bez oporów. Nie byłem w stanie zebrać myśli i uświadomić sobie wszystkich konsekwencji tej straty.
Od Redakcji: artykuł jest fragmentem książki „Bronisław Geremek. Ojciec polskiego liberalizmu”, red. Paweł Luty, Liberté!, Łódź 2010.
W następnych kilku tygodniach ukazały się setki i tysiące wspomnień, refleksji i ocen. Profesor miał wielu bliskich i serdecznych przyjaciół wśród wielkich tego świata i wśród prostych ludzi: w Paryżu i Berlinie, w Nowym Jorku i Brukseli, w Strasburgu i na wszystkich kontynentach. Był podziwiany i szanowany w Waszyngtonie i Stolicy Apostolskiej, ale też we Wschowej, gdzie rozpoczynał swoją edukację. Jednak jego rodzinnym miastem była Warszawa, w której spędził prawie całe swoje życie – lata szczęśliwego dzieciństwa i najgorszego poniżenia, głodu i poniewierki. Myślę, że tu, w Warszawie – gdzie na jego oczach z woli i rozkazu hitlerowskiego okupanta ginęli najbliżsi i walił się w gruzy świat wszystkich wartości europejskiej cywilizacji – kształtowały się jego osobowość i – co może wydać się paradoksalne – wiara w ludzi, a zarazem zwątpienie i niepokój. Był świadkiem tego, że człowiek jest zdolny do czynów wielkich, szlachetnych i bohaterskich, ale też – podłych, haniebnych i zbrodniczych.
Po raz pierwszy i ostatni rozmawiałem na ten temat z Profesorem w maju 2008 roku – na kilka tygodni przed tragiczną śmiercią. Przyjął wówczas zaproszenie na wspólną kolację u mnie w domu – we dwójkę. Odniosłem wrażenie, że miał potrzebę, aby o tych latach swego dzieciństwa opowiedzieć. Pretekstem do wynurzeń Profesora była moja uwaga, że w istocie badacze, eksperci i politycy ignorują z reguły w swoich analizach fakt, że w postępowaniu ludzi – w tym również przywódców grup narodowych i całych społeczeństw – istotną rolę odgrywają nie tylko interesy i wyznawane wartości, ale też elementy irracjonalne, rożnego rodzaju kompleksy i przesądy. Nigdy nie mogłem zrozumieć – powiedziałem – jak to się stało, że w centrum Europy doszło w XX wieku do takiego zdziczenia zarówno zwyrodniałych jednostek, jak i do odrzucenia przez miliony ludzi wszystkich norm moralnych i etycznych. Przecież dzieła Zagłady dokonywały nie barbarzyńskie plemiona, ale formacje wojskowo-policyjne i instytucje jednego z najlepiej zorganizowanych państw świata. Zbrodnie hitlerowskie w Europie, ukraińskie – na Wołyniu i Podolu czy też stalinowskie na całym obszarze poddanym radzieckiej dominacji są dla mnie barierą poznawczą nie do przezwyciężenia. Nie da się tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Można – ciągnąłem swój wywód – wyjaśnić zjawiska polityczne, społeczne, ekonomiczne. Natomiast nie da się wyjaśnić zachowania milionów ludzi, którzy od ponad tysiąca lat – przez dziesiątki pokoleń – byli przecież wychowywani w poszanowaniu chrześcijańskich wartości, odróżnianiu dobra i zła, respektowaniu zasad, zdawałoby się, zakodowanych genetycznie w naturze człowieka. Profesor przez chwilę milczał, a potem cicho powiedział: „Mam z tym problem od wczesnego dzieciństwa. Nie umiem sobie poradzić z tym, co widziałem na własne oczy, czego doświadczyłem w czasach hitlerowskiej okupacji”. I wtedy po raz pierwszy opowiedział mi o rodzicach, dziadkach, o swoich przejściach. Byłem tą opowieścią szczerze przejęty. Takiego Geremka do tej pory nie znałem.
W tym miejscu powinienem dodać, że mój kontakt z Profesorem trudno określić jako zażyłość, przyjaźń czy nawet koleżeństwo. Słyszałem o Bronisławie Geremku bodaj po raz pierwszy jesienią 1968 roku, że wraz z grupą wybitnych historyków z Polskiej Akademii Nauk oddał legitymację partyjną na znak protestu przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Słyszałem też w końcu lat siedemdziesiątych, że angażuje się w opozycyjną działalność Komitetu Obrony Robotników i Latającego Uniwersytetu. Jednak stał się dla mnie – jak dla milionów Polaków – postacią publiczną, kiedy wspólnie z Tadeuszem Mazowieckim został na jesieni 1980 roku doradcą Lecha Wałęsy. Najważniejszy okres aktywności Profesora to pierwsze lata transformacji ustrojowej w Polsce. Formalnie był przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych w nowo wybranym Sejmie. Faktycznie odgrywał taką rolę w polskim życiu politycznym, jakiej nie odgrywał ani przed nim, ani po nim żaden z przewodniczących tej Komisji.
Są ludzie, o których znaczeniu w życiu publicznym stanowią zajmowane przez nich stanowiska. Profesor Geremek należał do tej nielicznej grupy intelektualistów, którzy swoją zgodą na pełnienie określonej funkcji nadają sprawowanym urzędom wysoką rangę.
Profesor wywarł istotny wpływ na kształtowanie instytucji demokratycznego państwa nie poprzez przemówienia, deklaracje lub zarządzenia, lecz dzięki doborowi właściwych ludzi. Na każdym nowym stanowisku dobierał sobie współpracowników w taki sposób, by nie tyle dostosowywali się do starych instytucji, ile zmieniali je zgodnie z jego filozofią tolerancji, zaufania i efektywności. Tak na przykład z jego inicjatywy powierzono kierowanie Kancelarią Sejmu Ryszardowi Stemplowskiemu, który radykalnie zmienił sposób jej funkcjonowania. Później, przy aprobacie Profesora jako przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, został on ambasadorem w Wielkiej Brytanii, a następnie na podstawie opinii ministra Geremka został powołany przez premiera na dyrektora tworzonego od nowa Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Z kolei asystent Profesora – a dziś minister – Mikołaj Dowgielewicz unowocześnił prace Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Lista tego typu osiągnięć Profesora jest bardzo długa. W dobieraniu ludzi nie kierował się ideologią, a tym bardziej partyjną przynależnością. Głównym kryterium była postawa propaństwowa, zaangażowanie na rzecz służby publicznej. W największej mierze znalazło to odbicie w rekrutowaniu współpracowników w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Bronisław Geremek był nie tylko autorytetem – był instytucją. Ilekroć miałem podjąć ważne decyzje dotyczące życia zawodowego, zwracałem się do Profesora o radę. Wiosną 1991 roku Rada Zarządzająca Międzynarodowym Instytutem Badań nad Pokojem w Sztokholmie (SIPRI) zaproponowała mi objęcie stanowiska dyrektora Instytutu. Chociaż moją kandydaturę poparło już wtedy jednomyślnie kolegium pracowników naukowych, z ostateczną decyzją wstrzymałem się do rozmowy z Bronisławem Geremkiem. Brałem też pod uwagę inne możliwości. Spotkaliśmy się w gabinecie Profesora w Sejmie. Spokojnie rozważał wszystkie opcje i miałem wrażenie – chociaż rozmawialiśmy wówczas po raz pierwszy – że jest to sprawa dla niego równie ważna, jak dla mnie. Kurtuazyjnie poprosił na zakończenie rozmowy, abyśmy pozostawali w kontakcie. Potraktowałem to na serio. Ilekroć w sprawach polskiej polityki toczyły się poważne debaty, dzwoniłem ze Sztokholmu albo odwiedzałem Profesora w Warszawie.
W mojej pamięci utrwaliły się dwie rozmowy. Pierwsza, z roku 1998, dotyczyła polskiego przewodnictwa w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. W kraju, którego minister spraw zagranicznych pełni przewodnictwo OBWE, odbywa się z zasady posiedzenie Rady Ministerialnej. Oznacza to przyjazd 56 ministrów spraw zagranicznych i towarzyszących im licznych delegacji, tłumaczy, dziennikarzy. Łącznie około tysiąca gości. Związane są z tym poważne wysiłki organizacyjne i wydatki materialne. Przewodnictwo Bronisława Geremka było wówczas dodatkowo obciążone nadzwyczajną aktywnością OBWE na Bałkanach, w szczególności poszukiwaniem pokojowego rozwiązania dla Kosowa.
Kierowanie polską prezydencją OBWE w Wiedniu Profesor powierzył ambasadorowi Jerzemu M. Nowakowi, do którego miał zaufanie datujące się jeszcze na okres sprzed przemian ustrojowych. Profesjonalizm i lojalność ambasadora Nowaka zapewniały ministrowi Geremkowi w niezliczonych dyplomatycznych kontaktach z partnerami poczucie komfortu i skutecznego działania. Niepewność wiązała się z perspektywą rutynowej sesji Rady Ministerialnej OBWE w Warszawie. Nieśmiało zasugerowałem, aby – zważywszy na ograniczone możliwości finansowe i organizacyjne – polski przewodniczący zachował się w sposób niekonwencjonalny: zamiast organizowania posiedzenia Rady Ministerialnej OBWE w Warszawie, Profesor mógłby mocą decyzji własnej zaprosić na nieformalne spotkanie grupę najwybitniejszych znawców problemów bezpieczeństwa europejskiego i postawić kilka podstawowych pytań dotyczących przyszłości OBWE – jej roli i efektywności. Ustaliliśmy listę 18–20 osób z Europy i Ameryki Północnej. W odpowiedzi na zaproszenia podpisane przez Bronisława Geremka przybyli – co się rzadko zdarza – wszyscy zaproszeni. Są bowiem osoby, którym się nie odmawia. Spotkanie zorganizowane późną jesienią 1998 roku w Konstancinie pod Warszawą zgromadziło intelektualistów i badaczy o niekwestionowanym autorytecie. Zapisało się w historii OBWE jako nowa forma swobodnej wymiany poglądów w poszukiwaniu optymalnych rozwiązań. Przewodnictwo Polski w tej organizacji było prawdziwym sukcesem ministra Geremka – mimo że nie zorganizował rutynowego spotkania Rady Ministerialnej. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia i zaangażowania wielu osób, dla których współpraca z Profesorem była zaszczytem i przyjemnością. W tym kontekście Profesor szczególnie wysoko ocenił rolę ambasadora Piotra Świtalskiego.
Profesor był myślicielem. Nie narzekał na brak własnych pomysłów, koncepcji, inicjatyw. Jednak – podobnie jak każdy szef wielkiej instytucji – był zależny od otoczenia: infrastruktury urzędu, sprawności współpracowników i – co istotne – od woli i umiejętności współdziałania z innymi urzędami państwa. Niestety, z tym nie było najlepiej. Podam przykład. Jeszcze przed wstąpieniem Polski do NATO na porządku dziennym była sprawa przekształcenia Północnoatlantyckiej Rady Współpracy (NACC) w nowo powołaną Euroatlantycką Radę Partnerstwa (EAPC). Zadzwoniłem ze Sztokholmu do ówczesnego podsekretarza stanu w MSZ Przemysława Grudzińskiego, by rozważył wystąpienie Polski z inicjatywą ustanowienia siedziby EAPC w Warszawie. Po konsultacji ministra Grudzińskiego z Bronisławem Geremkiem otrzymałem wiadomość, że sprawa wymaga pilnego przygotowania. Byłoby najlepiej, gdybym mógł z Profesorem bezpośrednio omówić założenia, cel i sposób realizacji tej inicjatywy. Minister Geremek nie miał wątpliwości, że ulokowanie nowej instytucji Sojuszu Atlantyckiego w Warszawie mogłoby sprzyjać intensyfikacji naszych stosunków ze wszystkimi państwami nienależącymi do NATO, a w szczególności ze wschodnimi sąsiadami. Na pierwszym posiedzeniu EAPC w Luksemburgu (1998) Profesor zasygnalizował gotowość Polski do przedstawienia w najbliższym czasie stosownej formalnej propozycji. Nigdy jednak do realizacji tej inicjatywy nie doszło z bardzo prozaicznych powodów. Pomysł mógł być wcielony w życie, gdyby Polska zaoferowała do dyspozycji EAPC jeden z wielu budynków zwalnianych wówczas przez Ministerstwo Obrony Narodowej. O sposobie wykorzystania tych budynków decydował Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. Urząd ten sprawował wtedy Janusz Tomaszewski, który na siedzibę EAPC zaproponował… twierdzę w Modlinie. Nie było to podejście poważne. W rozmowie ze mną Profesor rozłożył ręce i – nawiązując do znanego dowcipu – powiedział z zażenowaniem: „Teraz sam Pan widzi, z kim ja muszę współpracować”.
Osobisty autorytet Bronisława Geremka sprawiał, że we wszystkich wielostronnych instytucjach bezpieczeństwa Minister Spraw Zagranicznych Polski traktowany był z najwyższą atencją. To dzięki temu właśnie w Warszawie – na zakończenie sprawowania funkcji szefa polskiej dyplomacji – odbyło się założycielskie spotkanie nowej instytucji pod nazwą Towards Community of Democracies (Ku wspólnocie demokracji) – z udziałem 108 ministrów spraw zagranicznych z demokratycznych państw świata. Był to koniec maja 2000 roku. Wcielenie w życie tej polsko-amerykańskiej inicjatywy nie byłoby możliwe bez zaangażowania dwóch bliskich współpracowników Profesora: profesora Romana Kuźniara i ambasadora Henryka Szlajfera. Zapewnili oni najwyższy standard organizacyjny i merytoryczny w przygotowaniu tego zgromadzenia. Rezultatem było zapoczątkowanie procesu kontynuowanego później na kolejnych spotkaniach w Azji (Seul), Ameryce Południowej (Santiago de Chile) i w Afryce (Bamako – Mali).
Profesor odszedł z urzędu, ale w sprawach polskiej polityki zagranicznej pozostał niekwestionowanym autorytetem i jednoosobową instytucją. Słyszałem niekiedy opinie, że „Geremek jest gabinetowym graczem”. Moje doświadczenia były inne: w żadnej rozmowie ze mną nie poruszał spraw personalnych. Nie było też cienia politycznych gier. Ze wszystkich rozmów z Profesorem odnosiłem nieodparte wrażenie, że sprawy publiczne były w jego myśleniu najważniejsze. Dominowało myślenie o interesie Polski, jej pozycji w świecie oraz troska o prestiż i szacunek dla naszego kraju.
Paradoksalnie po wyborze Profesora do Parlamentu Europejskiego i podjęciu przez niego pracy w Brukseli i Strasburgu nasze kontakty stały się częstsze i bardziej intensywne. Imponowało mi to, że Bronisław Geremek miał zdolność intuicyjnego niemal oddzielania spraw ważnych od drugorzędnych. Jest to u polityków rzadka cecha. W trosce bowiem o swoją pozycję osoby publiczne często wikłają się w szczegóły i tracą z pola widzenia istotę rzeczy. Bronisław Geremek nie dbał o formalną pozycję, o urzędy. Miał podejście koncepcyjne i postrzegał sprawy polskie, europejskie i globalne w sposób systemowy. Takie rozumowanie bardzo mi odpowiadało. Miałem poczucie, że każde jego wystąpienie, głos w dyskusji i zwykła rozmowa poszerzały moje horyzonty. Było to podejście głębsze i szersze. Bieżące sprawy i wydarzenia jawiły się w kontekście historycznym, a zarazem można było przewidywać konsekwencje podejmowanych dziś decyzji w dłuższej perspektywie.
W naszych stosunkach był formalny dystans, a zarazem bliskość i zaufanie. Pewnego dnia – po kolacji u mnie – odprowadzałem Profesora do domu. Zaproponował przed pożegnaniem, byśmy uprościli formę naszych stosunków: „Bronek jestem”. Uświadomiłem sobie, że i bez tego był dla mnie osobą bliską. Dziś jest daleko, ale nadal bardzo blisko.
Jeden z wierszy Zbigniewa Herberta (Pan Cogito szuka rady) zaczyna się od słów:
Tyle książek słowników
opasłe encyklopedie
ale nie ma kto poradzić (…)
Niestety, to prawda – po odejściu Bronka nie ma kto poradzić.
Od Redakcji: zapraszamy do zakupu książki „Bronisław Geremek. Ojciec polskiego liberalizmu”, red. Paweł Luty, Liberté!, Łódź 2010.
