Toczące się od tygodnia, od zbrodniczego zamachu na życie Pawła Adamowicza, rozmowy o stanie polskiej wspólnoty obywatelskiej prowadzą do pierwszych, niezwykle cennych wniosków. Ten tydzień spowodował, że lepiej poznaliśmy się nawzajem, przedyskutowaliśmy sprawy na co dzień nieporuszane i dostrzegliśmy granice możliwego.
Dowiedzieliśmy się na przykład, że wybaczenie i pojednanie to dwie odrębne kategorie. W reakcji na szok zamachu i śmierć prezydenta Gdańska wiele padło słów o potrzebie ograniczenia złych emocji w polskiej debacie publicznej, o potrzebie usunięcia na bok nienawiści wobec inaczej myślących i zastąpienia jej mądrym argumentowaniem i postawą merytoryczną. Wszyscy w zasadzie zgadzamy się, że poskromienie nienawiści jest warunkiem koniecznym tego, aby uniknąć kolejnej tragedii. Mamy świadomość i nawet jeśli wielu z nas nie mówi tego na głos, w obawie o wywołanie zła, to jest dla nas jasne, że w przypadku naszej niezdolności do powstrzymania eskalacji, śmierć kolejnych ludzi z przyczyn politycznych będzie w Polsce trudna do uniknięcia. Dlatego obok tej fundamentalnej sprawy walki z nienawiścią, najpierw w samym sobie, wiele od tej feralnej niedzieli mówimy o wybaczeniu i pojednaniu.
Jestem daleki od tego, aby zarzucać tym, którzy – wobec doświadczeń ostatnich lat – od początku negowali zasadność wybaczania, złą wolę. Zbyt dobrze rozumiem ich emocje. Prędzej przyznam im większy realizm, aniżeli potępię za brak zdolności podjęcia trudu wybaczenia. Prędzej uznam zasadność argumentu, iż w atmosferze wybaczania cynicy mogą rozstrzygnąć starcia wyborcze na własną korzyść, czyniąc szlachetne postawy wehikułem swoich manipulacji i wyzutych z ludzkiego sumienia strategii.
Wróćmy jednak do tej myśli: wybaczenie i pojednanie to dwie odrębne kategorie. Wybaczenie może być jednostronne. Ręka wyciągnięta na zgodę może zawisnąć samotnie w powietrzu, zignorowana i wzgardzona. To jednak nie szkodzi. W tym przypadku z każdego punktu widzenia lepiej być tym wzgardzonym, aniżeli tym, co gardzi. Także – otwarcie to powiedzmy – z punktu widzenia poszukiwania poparcia opinii publicznej. Wybaczenie dawnych przewin nie oznacza ponadto, że drugiej stronie daje się carte blanche na przyszłość. Nowe przewiny, nowe obelgi, nowe manipulacje, nowe kłamstwa nie cieszą się wybaczeniem „na zapas”. One obciążają podwójnie ich autorów, jako tych, którzy sami nie wybaczyli, a wybaczenie drugiej strony skwapliwie przyjęli, by je użyć niczym potencjalne narzędzie zamykania ust.
Wybaczenie może być jednostronne. Pojednanie w żadnym wypadku. Nie ma pojednania i nowego startu, jeśli nie chcą tego wszyscy. Jeśli najważniejsze media strony rządowej nie ustają w manipulacjach słowami, tym razem o. Ludwika Wiśniewskiego, to jest to sygnał rychłego końca zawieszenia broni, które w zasadzie nigdy nawet nie nastąpiło. Pojednanie nie jest możliwe z tymi, którzy demonstracyjnie oddalają od siebie nawet ułamek odpowiedzialności za społeczne zło, a w tym samym czasie, nawet w dniach żałoby, bez żadnych wewnętrznych zahamowań, w dalszym ciągu kroczą utartą ścieżką kłamstwa. Dopóki ludzie odpowiedzialni za obecny kształt TVP trwają na swoich stanowiskach, pojednanie jest niemożliwe.
Słowa o. Wiśniewskiego pokazują, że tragedia Pawła Adamowicza zobowiązuje nas do dwóch różnych rzeczy, które trzeba umieć pogodzić. Z jednej strony musimy zaangażować się w dzieło usuwania nienawiści z życia publicznego, tak aby nigdy więcej podobne zło się w Polsce nie objawiło. Z drugiej jednak strony „człowiek posługujący się językiem nienawiści nie może pełnić funkcji państwowych”. Bez realizacji drugiego z tych zadań, zadanie pierwsze będzie wiecznie pracą Syzyfa i bezcelowym poświęceniem. Skoro nasza ręka wyciągnięta do zgody została teraz odrzucona, to drugi raz wyciągnijmy ją dopiero po meczu.
Wygranym przez nas meczu.