Dimidium facti, qui bene coepit, habet, sapere aude, incipe
(Połowę pracy ma za sobą, kto dobrze zaczął, miej [więc] odwagę być mądrym [i] zacznij)
Horacy, Listy I,2
Jesteśmy naiwni. Jednak naiwności owej nie możemy usprawiedliwiać. Gdy na politycznej scenie moszczą się nietolerancja i mowa nienawiści, gdy majaczy ograniczanie praw i wolności, naiwność nas nie rozgrzesza. Możemy wyliczać, że nie brak nam wiedzy i doświadczenia, zrozumienia czy wyrafinowania; że nie umiemy bezkrytycznie wierzyć innym, bo brak nam dziecięcej ufności, że oto ludzie są z natury dobrzy (choć może to akurat szkoda).
Nie powinniśmy się dać tak łatwo zwieść. Przecież mamy wszelkie narzędzia, by o siebie zawalczyć. O nasze życie, przyszłość, myślenie, o nasze wartości, czy w końcu o nasze państwo. Odzyskać to, co po kawałku kradnie prawica. Tyle, że w owej walce nie możemy ślepo trzymać się gotowych recept. Bo przepis na życie, na relację, na miłość, na edukację, na rodzinę, na kulturę, na wspólnotę, na państwo (inne potrzebne wedle uznania dodać, bo raczej nie ma co skreślać) nie jest dany raz na zawsze. To nie przepis na idealny omlet. Nawet w takim, gdy zbyt się do niego przywiążemy, gdy odtwarzamy go z pamięci możemy nie zauważyć, że… masło zjełczałe, mleko zsiadłe, mąkę toczą wołki, jajka to zbuki. Że – jakby tego było mało – patelnia już dawno przepalona.
Tak samo jest z Polską. A biorąc z półki przyzwyczajeń, nie podążając za życiem, za zmianą, za potrzebą otwarcia wykazujemy się w najlepszym razie naiwnością, jeśli nie szkodliwą dla siebie i innych głupotą. I tak, przez lata, przegadując rzeczywistość, wikłając się w niepotrzebne spory, pompując język zrobiliśmy niewiele. W naiwności naszej… myśleliśmy, że to wystarczy. Że trafi w punkt. Że zbierzemy sojuszników i pełzający autorytaryzm nie będzie miał do nas dostępu. Że jakoś się obronimy. Tymczasem nie odrobiliśmy wielu lekcji: o życiu, o państwie, o sojusznikach i przeciwnikach, o współobywatelach, o ewolucji potrzeb, o języku. O nas samych. Pobłądziliśmy. Pokpiliśmy sprawę. I… jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. A patrząc na poczynania lokatorów z Wiejskiej możemy mieć pretensje do samych siebie.
Na pozór łatwiej byłoby zapytać o mądrość. Na pozór… Chętnie ją sobie przypisujemy, nieco mniej chętnie – a szkoda – doceniamy u innych. Wyczytujemy ją z ust mistrzów czy autorytetów (póki są), wertujemy książki w jej poszukiwaniu, spisujemy poświęcone jej aforyzmy. Zdobywamy ją. Wykuwamy na własny użytek. Odnajdujemy we właściwym momencie, albo… poniewczasie, gdy wiele wydaje się być już stracone. Czasem odwracamy od niej wzrok – bo niczym prawda w oczy kole. Kiedy indziej szufladkujemy ją, czy w końcu odwołujemy się do „mądrości” tłumu, albo i ludowej mądrości, która w jakiś sposób tłumaczy, a jednocześnie na inny sposób zaklina świat. Bywa, że tworzymy odmienione przez przypadki/wypadki, powykręcane nieco „mądrościowe potworki”, którymi karmimy później innych, sprzedając je jako uniwersalne życiowe prawdy. Mądrzy bywamy też… po szkodzie. Gdy chcemy być mądrzy… bywa, że brakuje nam odwagi, nawet gdy z dawnej szkoły w uszach pobrzmiewa, że właśnie trzeba mieć odwagę by „być mądrym”.
Mówimy o mądrości, a drugą ręką – bez mrugnięcia okiem – sięgamy po jej ułomną siostrę… Teatralnie upozowaną, dumnie rozkrzyczaną, zachłystującą się pozorami, miłującą własny głos, poprzebieraną w płaszcze wielkich idei, narodowych celów, małej stabilizacji; przypudrowaną pyłem węglowym i prochem z mogił (przewracających się w grobach) przodków… głupotę. „Pochwałę głupoty” rozumiemy przy tym nie metaforycznie, jak chciał Erazm z Rotterdamu, ale niemal wprost, by nie rzec… prostacko. Głupotą usprawiedliwiamy, tłumaczymy, wyjaśniamy. Głupotą zapychamy dziury w wiedzy, przykrywamy ignorancję i lenistwo. Głupotą uczymy się zarządzać, a posunęliśmy się w tym tak daleko, że nawet nie widzimy, gdy głupota zawiaduje nami. Głupotę tolerujemy, a w końcu budujemy jej ołtarzyk, lub oddajemy jej władzę. Gorzej, głupota zwycięża. Zwycięża w boju z mądrością. I wszyscy, którzyśmy trwali w milczeniu, bezczynności albo samozadowoleniu jesteśmy temu winni.
Zatem byliśmy… Jacy? Głupi, naiwni, nierozsądni, niedojrzali, nieuważni? Nie potrafiliśmy przewidywać? Nie wyciągaliśmy wniosków? Byliśmy… głusi, ślepi, zapatrzeni w siebie, zbyt pewni swoich racji i wyobrażeń? Zakochaliśmy się we własnym głosie? Umościliśmy się w tyleż wygodnym, co zabetonowanym układzie? Co jeszcze? Co tak bardzo nam zaszkodziło, że zapomnieliśmy by być… mądrymi? Że uciekliśmy od naszych emocji, aspiracji, marzeń? Że zakneblowaliśmy własne usta? Że życiu powiedzieliśmy stop, by wieść „małe życie”. Prywatnie. We wspólnocie. W państwie. Wciąż to do mnie wraca… „Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli…” W każdym obszarze. W każdej chwili. W każdej decyzji. W każdej „gwiazd iskierce”. Bo nasza naiwność nie rozgrzeszy naszej kardynalnej głupoty. A tę obóz prawicy wykorzysta z całą bezwzględnością.
